1031: Kiymet idzie chodnikiem i rozgląda się na wszystkie strony, panicznie szukając swojej siostry. „Będę skończona, jeśli nie znajdę Macide” – mówi do siebie. – „Humeyra nie może się dowiedzieć o jej chorobie. Nie teraz!”. Akcja przenosi się do domu Melek. Ona, Humeyra i Asli siedzą w pokoju dziennym. „Nie do wiary. Wstaję z samego rana, jadę bez śniadania do firmy, a mojej asystentki nie ma” – mówi siostra Kerema. „Kto jest twoją asystentką?” – pyta Asli. „Ty”. „Ja? Ale…”. „Nie ma żadnego ale”. „Ale pani Rana…”. „Rana mnie nie obchodzi. Zostałaś mi powierzona przez Kerema. Nie pozwolę ci odejść, tylko dlatego, że Rana ma z tobą problem”. „Nie chcę, żeby z mojego powodu wasze relacje…”.

„Ona nie może się wtrącać do tego, z kim będę pracować” – oświadcza stanowczo Humeyra. – „Nie ma takiego prawa ani władzy”. „W porządku. Jak sobie życzysz” – zgadza się Asli i uśmiecha szeroko. „W takim razie jutro wracasz do pracy. Nie pozwolę, by Rana cię gnębiła. Nie ma do tego prawa. Jeśli coś ci zrobi, powiesz mi od razu”. Tymczasem Kiymet rozmawia z synem przez telefon. „Nie ma jej nigdzie!” – oznajmia kobieta. „Boże, rodzina zaraz zacznie się martwić” – stwierdza Mahir, który właśnie jedzie samochodem. „Na razie to załatwiłam. Powiedziałam, że wyszłam z Macide na spacer. Och, Mahir, musimy ją znaleźć! I to przed zmrokiem, inaczej sytuacja bardzo się skomplikuje”.

„Musimy wziąć to, czego chcemy, zanim inni dowiedzą się, że jest chora” – dodaje Kiymet. Akcja przenosi się do rezydencji, gdzie właśnie przyjechała Humeyra. „Gdzie jesteś, Levent? Dokąd poszedłeś?” – pyta siebie kobieta, zaniepokojona przedłużającą się nieobecnością ochroniarza. – „Czy coś mu się nie stało?”. „Teraz i ja się zmartwiłam” – oznajmia Gulsum, przyjmując kurtkę od Humeyry. „A gdzie są mama i ciocia?”. „Wyszły na spacer. Tak powiedziała pani Kiymet”. „Dokąd?”. „Nie wiem. Powiedziała, że chcą zaczerpnąć świeżego powietrza”. „Dobrze, zadzwonię do nich później. Możesz wrócić do pracy”.

Służąca odchodzi. „Gdzie jesteś, Levent?” – zachodzi w głowę Humeyra. – „Zrozumiał, że sprawa Kerema jest zaaranżowana. Czyżby Tarik mu coś zrobił? Och…”. W tym czasie Macide, podążając za głosem, dociera na wzgórze. „Znowu się przede mną chowasz, prawda?” – woła. – „To nie czas na zabawę, martwię się o ciebie. Kerem! Pokaż się, synu!”. Kamera znów pokazuje Kiymet. Kobieta po raz kolejny rozmawia przez telefon, tym razem z siostrzenicą. „Nie ma się czym martwić, kochanie” – zapewnia. – „Nudziłyśmy się w domu, więc poszłyśmy wypić kawę nad morzem. Właśnie idziemy do cukierni”.

„Rozumiem, nie spóźnijcie się tylko” – prosi Humeyra. „Oczywiście, nie musisz się martwić. Do zobaczenia później, kochanie.” – Kiymet rozłącza się i przyspiesza kroku. Tymczasem w rezydencji rozlega się dzwonek do drzwi. Humeyra otwiera i widzi stojącego przed wejściem Leventa. „No wreszcie! Dzwoniłam do ciebie wiele razy” – oznajmia. – „Gdzie byłeś? Myślałam, że stało ci się coś złego!” – Ochroniarz reaguje szerokim uśmiechem. – „Dlaczego się uśmiechasz? Byłam naprawdę zmartwiona!”. „Zaraz i ty się uśmiechniesz” – oznajmia Levent i wchodzi do środka. Zza jego pleców wyłania się… Kerem!

Humeyra rzuca się bratu na szyję. „Nie śnię? To naprawdę ty?” – pyta wzruszona. „To ja, siostro, jestem tutaj”. „Jak się wydostałeś?”. „To wszystko zasługa Leventa”. Akcja przenosi się na wzgórze. Macide stoi na skraju urwiska. Jeszcze jeden krok i spadnie w przepaść! W ostatniej chwili ktoś chwyta ją za ramię. To… Mahir! Tymczasem jego mama odbiera kolejne połączenie od Humeyry. „Ciociu, gdzie jesteście?” – pyta główna udziałowczyni holdingu. „Siedzimy w cukierni i pijemy kawę” – pada odpowiedź. „W porządku, ale wróćcie szybko. Martwię się. Daj mi mamę do telefonu”. „Eee… Jest w toalecie. Zadzwonię do ciebie, kiedy wróci. Moja bateria się wyczerpuje”.

„Dobrze, dopijcie kawę i szybko wracajcie” – mówi Humeyra. Chce dodać, że Kerem tu jest, ale on pokazuje jej, by tego nie zdradzała. – „Powinnyście tu być”. „Dobrze, niedługo będziemy.” – Kiymet rozłącza się i głęboko zamyśla. – „Dlaczego tak nalega, abyśmy już wróciły? Na pewno coś dzieje się w domu, coś pilnego. A może dowiedzieli się?”. Kobieta wybiera numer do syna. „Znalazłem panią Macide, jestem z nią” – oznajmia Mahir, gdy tylko odbiera połączenie. – „Nie znajdziesz tego miejsca. Gdzie jesteś? Dobrze, czekaj na nas, zaraz będziemy”.

Mahir rozłącza się i pochyla nad Macide, która przysiadła na zgiętych nogach i zmartwiona opiera policzek dłonią. „Bardzo zmarzłaś, rozchorujesz się” – mówi, po czym ściąga swoją kurtkę i okrywa nią panią Haktanir. „Mahir, synu… Jak się tu znaleźliśmy?” – pyta siostra Kiymet, powróciwszy już do rzeczywistości. „Wyszłaś z domu, nie mówiąc nikomu. Pani Kiymet cię szukała. Wpadłem na nią, kiedy jechałem do rezydencji. Powiedziała mi, co się stało, i oboje zaczęliśmy cię szukać. Co tutaj robiłaś?”. „Nie wiem. Nie wiem nawet, jak się tu dostałam”. „Dobrze, uspokój się. Nie ma już powodu do obaw”.

„Gdybyś nie przybył na czas, może już bym…” – odzywa się Macide. „Nie myśl o takich rzeczach” – ucina Mahir. – „Ale musisz znaleźć przyczynę tego”. „Tak, muszę pójść do lekarza. Zaczęłam brać nowe lekarstwa, ale myślę, że w ogóle mi nie pomagają”. „Dobrze, nie marznij już, chodźmy do domu. Pani Kiymet na nas czeka.” – Mężczyzna pomaga podnieść się pani Haktanir. „Mahir, poproszę cię o coś. Nie chcę, żeby dzieci wiedziały o tym, co się stało. Byłoby im bardzo ciężko”. „W porządku, jak sobie życzysz. Ale koniecznie udaj się do lekarza”.

Akcja przenosi się do rezydencji. Levent, Kerem i Humeyra siedzą w salonie. „Kiedy ten typ zmienił zeznania, proces przyspieszył” – oznajmia ochroniarz. – „W końcu zostało udowodnione, że pan Kerem jest niewinny”. „Nie mogę uwierzyć, to cud” – zachwyca się Humeyra. – „Właśnie wtedy, gdy zaczęliśmy już tracić nadzieję”. „Szczerze mówiąc, ja też powoli traciłem nadzieję” – przyznaje Kerem. – „Powoli przyzwyczajałem się do swojego losu. Ale na szczęście Levent rozwiązał sprawę. Siostro, wystarczy, nie płacz już. Mamie będzie smutno, jeśli nas takich zobaczy. Gdzie są Elif i Serce?”. „Dziś są w swoim domu”.

W tym momencie rozlega się trzask otwieranych drwi. Kerem, Humeyra i Levent wstają z miejsc i udają się do przedpokoju, gdzie znajdują się Macide i Kiymet. Obie są zdumione na widok Kerema. „Synu?” – odzywa się pani Haktanir. – „Kiymet, czy ja śnię czy mój umysł bawi się ze mną?”. „Nie śnisz, moja sułtanko. Jestem tutaj” – oznajmia Kerem i podchodzi do matki. Akcja przeskakuje do wieczora. Macide leży na łóżku i obejmuje znajdujących się obok niej syna i córkę. „Boże, dzięki Ci” – mówi wzruszona pani domu. – „Znowu jesteśmy razem po tym wszystkim, co przeżyliśmy. Moje dzieci są ze mną. Czuję, że znów oddycham. Dobry Boże, pomóż wszystkim, którzy są oddzieleni od swoich dzieci”.

Kiymet jest w kuchni. Rozmawia przez telefon z synem. „Teraz rozumiesz, co chcę powiedzieć, mamo?” – pyta Mahir. – „Tego właśnie się bałem. Że sprawy wymkną się spod kontroli. Mało brakowało, a zginęłaby. Gdybym spóźnił się choć sekundę… Nie chcę nawet myśleć. To byłoby morderstwo, rozumiesz?”. „Uspokój się, Mahir. Nic jej się nie stało. Teraz gasi tęsknotę za swoim synem”. „Że co? Kerem wyszedł na wolność?”. „Aha, jest wolny. I to dzięki ochroniarzowi Humeyry. Sprawił, że Taskin przemówił”. „Nie podał naszych imion?”. „Bez obaw, nie zrobił tego. Wziął całą winę na siebie”.

„Teraz, kiedy nie musisz się już martwić o nas, możesz kontynuować plan obalenia Haktanirów” – mówi dalej Kiymet. – „Twoja ciocia została uratowana, a twój brat wyszedł z więzienia. Co jeszcze możesz zrobić, by byli szczęśliwi?”. „Wystarczy, mamo. Nie opamiętałaś się po tym wszystkim? Nadal uważasz, że to prawda?”. „Tak, nigdy w to nie zwątpiłam. Jeśli pewnego dnia osiągniemy nasz cel, to tylko dzięki mnie. Nie dzięki twojej emocjonalności”.

Akcja przeskakuje do następnego dnia. Leman i Alev szykują stół do śniadania. „Wszyscy już słyszeli, w sąsiedztwie utworzył się efekt trzęsienia ziemi i jedynie ten wąż Julide o niczym nie wie” – stwierdza dziewczyna. „Przyszło mi nawet na myśl, by zostawić jej wiadomość pod drzwiami,że się pobieracie” – oznajmia Leman. „Świetny pomysł. Podpisałybyśmy się jako przyjaciel”. „Jak w filmach.” – Mama Safaka wybucha śmiechem. „Śmiejemy się, ale nasz plan stanął w miejscu. Jak sprawimy, żeby usłyszała?”. „Gdybym to ja wiedziała. Nawet poszłam do niej i delikatnie dałam jej do zrozumienia, że coś się dzieje. Normalny człowiek dopytywałby, co mam na myśli, ale ona nic”.

„Zachowuje się jak hrabina” – mówi z pogardą Alev. – „Głowę nosi tak wysoko, że jej nos dotyka prawie nieba. Nikogo nie zapyta”. „Czasami sprawia, że chcę pójść do jej drzwi i wykrzyczeć jej wszystko w twarz” – oświadcza Leman. „Ale co byśmy powiedziały, gdyby pan Safak zapytał? Musimy znaleźć inny sposób. Uruchommy trochę nasze mózgi”. Tymczasem Melek przychodzi do rezydencji. Gdy jest już przed drzwiami, na teren posiadłości wjeżdża Mahir. „Dzień dobry” – mówi mężczyzna, wysiadając. – „Jak się masz?”. „Jak miałabym się mieć?” – odpowiada kobieta, wciąż przygnębiona. Nie wie jeszcze, że Kerem wyszedł na wolność.

„Rozchmurz się. Może za chwilę wydarzą się piękne rzeczy” – mówi syn Kiymet. – „W środku czeka na ciebie niespodzianka”. „Jaka niespodzianka?”. „Wejdź i zobacz na własne oczy”. Oboje wchodzą do rezydencji i udają się do jadalni, skąd dochodzą głosy wesołej rozmowy. Haktanirowie spożywają właśnie śniadanie. „Pan Kerem?” – Melek otwiera usta ze zdumienia. „To jest właśnie ta niespodzianka, o której ci mówiłem” – oznajmia Mahir. „Tak, jestem tutaj” – mówi Kerem i wstaje od stołu. – „Chciałbym cię uściskać, jeśli pozwolisz”. „Oczywiście.” – Mama Elif mocno przytula mężczyznę. – „Dzięki Bogu! Nie mogę opisać, jak jestem szczęśliwa!”.

„Wspaniale jest cię tu widzieć. Mam nadzieję, że coś takiego nigdy się nie powtórzy” – mówi Mahir i poklepuje Kerema po plecach. Kiymet przygląda się temu z niezadowoleniem. – „Dowiedziałem się od pani Humeyry, że jesteś wolny. Postanowiłem od razu cię zobaczyć”. Wszyscy siadają do stołu. „W jaki sposób udało ci się uratować stamtąd?” – docieka Melek. „To zasługa Leventa” – oznajmia Humeyra. „Pan Kerem jest niewinny, prawda i tak zostałaby ujawniona” – zapewnia ochroniarz. „Tak, ale mogłoby się to opóźnić w czasie”. „Ja też byłam w szoku” – zabiera głos Kiymet. – „W końcu ciocia jest pół mamą, prawdą? Ach, Kerem, cieszę się, że wróciłeś”.

„Dziękuję, ciociu” – mówi syn Macide i zwraca się do Melek: „Serce, poproszę cię o coś. Nie mów nic Asli, chcę zrobić jej niespodziankę”. „W porządku, jak sobie życzysz” – zgadza się kobieta. Czy ktoś zorientuje się, że Kiymet podaje Macide nieodpowiednie lekarstwa? Jak zareaguje Asli, gdy zobaczy Kerema?

Podobne wpisy