1149: Mahir wchodzi do pokoju konferencyjnego, gdzie właśnie dobiegło końca spotkanie. Siada obok Kerema. „Co myślisz o spotkaniu?” – pyta syn Macide. „Wszystko wygląda dobrze. To jasne, że traktują nas jak partnerów. A projekt ma strukturę, której chcemy być częścią. Nie wypada nic mówić, dopóki nie zapoznamy się z dokumentami, ale myślę, że to partnerstwo przyniesie nam pozytywny rezultat. Jeśli chcesz, bym naniósł poprawki na wniosek, zajmę się tym”. „Najpierw muszę porozmawiać z mamą i siostrą”. „Czy rozmawiałeś z panią Raną? Co ona o tym myśli? Na ostatnim spotkaniu nie zgadzała się na to partnerstwo”. „To dobrze, że się nie zgadza. Czy może być lepsze potwierdzenie słuszności tej decyzji?”.
Akcja przenosi się na zewnątrz. Rana i przedstawiciel firmy, z którą holding Haktanir ma zawrzeć umowę, idą alejką. „Gratulacje, pani Rano” – mówi mężczyzna. – „Nie spodziewałem się, że Haktanirowie będą tak szybko gotowi na partnerstwo”. „Dziękuję. Myślę, że wkrótce zaproszą cię do zawarcia umowy. Wszystko wygląda dla nich pozytywnie”. „Ale nie okaże się pozytywne, jak im się wydaje. W takim razie do zobaczenia, pani Rano. Czekam, aż do mnie zadzwonisz”. „Do zobaczenia wkrótce, panie Hakanie”.
Akcja przenosi się do rezydencji. Kiymet chodzi niespokojnie po pokoju. „Powinnam na samym początku zmiażdżyć głowę Melek” – mówi do siebie. – „Teraz włączyła we wszystko Humeyrę, połączyły siły. Na pewno chcą wpędzić mnie w kłopoty. A może to Humeyra wzięła koszulę?”. Wkrótce przed rezydencję zajeżdża samochód Leventa. Humeyra gwałtownie wysiada z niego. „Uspokój się trochę” – prosi ochroniarz. – „Nic nie jest warte takiego zdenerwowania”. „Nie będę spokojna, dopóki ta sprawa nie zostanie rozwiązana”. „Mam pójść z tobą?”. „Nie, sama porozmawiam z tą kobietą”. „Jesteś pewna?”. „Jestem”.
„W porządku. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, zadzwoń. Informuj mnie na bieżąco.” – Levent wsiada do samochodu i odjeżdża. „Witaj” – odzywa się nagle znajdująca się na balkonie Kiymet. „Zejdź na dół!” – rozkazuje siostra Kerema, kierując na ciotkę groźne spojrzenie. „W porządku, już schodzę”. Akcja przenosi się do domu Leman. Julide jest zła na męża, że wyszedł z domu bez słowa. „Nie mogłeś powiedzieć, że idziesz do szpitala?” – pyta wzburzona kobieta. – „Umierałyśmy od zmartwień!”. „Julide, przed tobą nie jest Emirhan, a twój mąż!”. „I co z tego? Nie mogę martwić się o ciebie?”.
„Poszedłem do lekarza” – mówi Safak. – „Jestem w dobrym stanie psychicznym, mam usta i język. Dlaczego tak się bałaś? Nie rozumiem!”. „Twój telefon nie odpowiadał. Czy tak trudno było dać znać, że wychodzisz?”. „Julide, nie jestem dzieckiem. Nie muszę za każdym razem zgłaszać, że gdzieś idę”. „Skąd to się wzięło? Chcę po prostu, żebyś był bardziej rozważny. Wystarczyło, żebyś powiedział: Julide, wychodzę. Czy to takie trudne i bolesne? Spanikowałam, bo myślałam, że starłeś się z Tufanem. Gdybyś mi powiedział nie musiałabym iść do drzwi tego łajdaka…”. „Co?! Poszłaś do drzwi tego drania?!”.
Kamera przenosi się do pokoju dziennego. Leman słyszy dochodzące z góry krzyki. Zainteresowana podnosi się z kanapy, podchodzi do wyjścia z pokoju dziennego i nadstawia uszu. „Ile razy cię ostrzegałem?!” – pyta podniesionym tonem Safak. – „I znowu mnie nie posłuchałaś!”. „To co innego” – tłumaczy Julide. „Co jest inne? Wkładasz wszystkie siły, aby zrobić to, czego nie chcę!”. „Brawo, twoje usta są ze złota, synu” – szepcze zadowolona Leman. „Wystawiasz na próbę moją cierpliwość” – mówi dalej nauczyciel. – „Celowo chcesz doprowadzić mnie do szaleństwa!”.
„Uspokój się i mnie posłuchaj” – prosi Julide. – „Twój telefon był wyłączony i…”. „Dość!” – wybucha Safak. – „Czego bym nie powiedział, to i tak nic nie zmieni, ponieważ ty nie chcesz zrozumieć!”. W tym momencie na półpiętrze pojawia się Emirhan, który właśnie wrócił ze szkoły. Zaniepokojonym wzrokiem patrzy na górę. „Do swojego pokoju, szybko!” – rozkazuje Leman. – „Ucz się, graj, rób cokolwiek”. Chłopiec odchodzi. Nie udaje się jednak do swojego pokoju, tylko zatrzymuje się przed pokojem nauczyciela. Pogrążeni w kłótni dorośli nawet go nie zauważają.
„Poszłaś do Tufana, jakbym nic nie powiedział!” – grzmi Safak. – „Bez mojej wiedzy poszłaś na policję, by zmienić zeznania! Próbowałaś szukać ochrony! W ogóle mnie nie szanujesz, Julide! Nie widzisz, do jakiego stanu mnie doprowadziłaś?! Jesteś tak ślepa?! Każdym swoim działaniem depczesz mnie!”. Akcja przenosi się do rezydencji. Kiymet schodzi na dół. W przedpokoju czeka już na nią siostrzenica. „Gdzie byłaś, córko?” – pyta mama Mahira. – „Martwiliśmy się. Co się stało? Dlaczego tak na mnie patrzysz?”.
„Próbuję zobaczyć” – odpowiada Humeyra. „Co próbujesz zobaczyć? Zapomniałaś, jak wygląda moja twarz?”. „Ile masz twarzy? Ile masek nałożyłaś na twarz? Jaka prawdziwa Kiymet Keskin kryje się pod nimi? Dzisiaj wszystkie maski, które założyłaś, zostaną zrzucone! Porozmawiamy, chodź!”. Kiymet udaje się za siostrzenicą do jej pokoju. „Dlaczego powiedziałaś mi coś takiego? Co się dzieje?” – pyta, udając niezrozumienie. „Czy wiesz, gdzie dzisiaj byłam?”. „Nie wiem. Przestań mówić zagadkami, proszę. Gdzie byłaś?”. „W Eskisehir. W twojej starej dzielnicy. Powiedziałaś, że wyprowadziłaś się stamtąd w zeszłym roku, a prawda jest taka, że wyprowadziłaś się dziesięć lat temu!”.
„Dlaczego tam pojechałaś?” – pyta Kiymet, próbując zachować kamienną twarz. „Porozmawiałam też z mieszkańcami, którzy cię znają” – oznajmia Humeyra. – „Dlaczego nas okłamałaś?”. „Dlaczego miałabym was okłamywać? Od kogo i co usłyszałaś?”. „Nie walcz na próżno! Dość! Od teraz będę sprawdzać każde twoje słowo! Wystarczy już twoich kłamstw! Nie chodzi tylko o słowa, odkryłam nawet to, co przed nami ukryłaś. Twój wielki sekret wyszedł na jaw, Kiymet Keskin! Masz syna!”. Kiymet robi wielkie oczy i otwiera szeroko usta ze zdumienia. Dodając do tego bladość jej twarzy, wygląda niczym duch.
Akcja wraca do domu Leman. „Patrzysz na wszystko ze swojej strony” – mówi Safak. – „Czy spróbowałaś się postawić na moim miejscu? Nie! Gdybyś to zrobiła, nie czułbym się teraz tak niekompetentny! Czy tak trudno było uważać na swoje zachowanie?!”. „Jesteś świadomy, jak obraźliwe są twoje słowa?” – pyta Julide. „Jestem świadomy wszystkiego. I to jest najgorsze. Jestem świadomy, do jakiego stanu mnie doprowadziłaś. Widzę, jak ten łajdak Tufan na mnie patrzy”. „Jak na ciebie patrzy? Powiedz!”. „Jeszcze pytasz? W porządku, usłyszysz to z moich ust! Z pewnością niżej już nie mogę upaść!”.
„Tufan uważa mnie za człowieka, który nie jest w stanie ochronić własnej żony, dziecka i domu” – kontynuuje Safak. – „Patrzy na mnie, jak na mężczyznę, który nie ma dumy! Teraz rozumiesz?!”. Dopiero teraz Julide i Safak zauważają, że obok nich stoi Emirhan. „Mamo, tato” – odzywa się chłopiec. – „Przestańcie krzyczeć na siebie, dobrze?”. Na twarzach małżonków pojawia się uśmiech. Są szczęśliwi, że Emirhan znów mówi. Akcja wraca do rezydencji. „Skąd wzięła się ta rzecz z synem?” – pyta Kiymet, odzyskując rezon. – „Kto to wymyślił?”.
„Dlaczego zachowywałaś się tak, jakbyś dopiero co przyjechała, mimo że tak nie było?” – pyta Humeyra. – „Dlaczego kłamałaś? Czego chcesz?”. „O czym ty mówisz? Nic z tego nie rozumiem”. „Odpowiedz na moje pytania!”. „Nie wiem, co ci powiedziano. Musiałaś coś źle zrozumieć albo osoba, z którą rozmawiałaś, podała ci błędne informacje”. „Kiedy królowa intryg nie znajduje odpowiedniego kłamstwa, próbuje przekonać innych, że doszło do nieporozumienia. Ale gra się skończyła, twoje kłamstwa i intrygi już cię nie uratują! Natychmiast opuścisz dom!”.
„Humeyro, co ty mówisz?” – W głosie Kiymet słychać przerażenie. „Spakujesz się i odejdziesz stąd! Bezpowrotnie! Nie mogę już na ciebie patrzeć! Wynoś się!” – Siostra Kerema otwiera szeroko drzwi. „Dokąd mam się udać? Czy w ogóle nie masz sumienia?” – Głos Kiymet drży, jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem. „Sumienia? Gdzie było twoje sumienie, kiedy wysłałaś Melek do więzienia, mimo że była niewinna? Miałaś sumienie, kiedy zostawiłaś dziecko bez matki? Odkryłam cały twój wstyd! Zamieniłaś lekarstwa mamy i próbowałaś ją otruć! Potem zrzuciłaś winę na Melek! Historia z przejęciem rezydencji też była twoją grą! Wszystko wiem!”.
„Uwierzyłaś tej kobiecie, a nie swojej cioci?” – pyta z niedowierzaniem Kiymet, nadal grając niewiniątko. – „Nawet nie pozwoliłaś mi się wypowiedzieć”. „Nie trudź się na próżno! Nie uwierzę w żadne z twoich kłamstw!”. „Myślisz, że pozbędziesz się mnie z domu jednym słowem? Kim jesteś, żeby mnie śledzić? Nie ruszę się nigdzie, dopóki nie porozmawiam z Macide! Ta kobieta wypełniła twoją głowę! Pozyskujesz informacje o mnie od nieznajomych, a później mnie przesłuchujesz! Nie zapytasz mnie nawet, czy to prawda!”. „Dość! Zamilcz wreszcie! Nadal obwiniasz Melek? Nie chcę tego słyszeć!”.
„Będziesz trzymać się z dala od mojej mamy i Melek!” – rozkazuje Humeyra. – „Próbowałaś zabić mamę, a Melek uczyniłaś jeszcze gorsze rzeczy! Nie pozwolę ci ich skrzywdzić. Posłuchaj, mama niczego się nie dowie. Nie pozwolę, by doświadczała bólu przez świadomość, że jej własna siostra próbowała ją zabić. Więcej jej nie skrzywdzisz!”. „Naprawdę myślisz, że Macide w to uwierzy?”. „Nie powiesz jej o tym! Jeśli spróbujesz ją przekonać, wykorzystując jej słabe punkty, powiem wszystko, co wiem! Nie ma znaczenia, czy udowodnię to, czy nie. Gdy zacznę mówić, cały twój świat runie jak domek z kart!”.
„Macide będzie się martwić, jeśli nagle zniknę” – stwierdza Kiymet. – „Co jej powiesz?”. „Że twoja przyjaciółka z Eskisehir nagle zachorowała”. „Daj mi przynajmniej kilka dni. Gdzie mam się udać tak od razu?”. „Nie obchodzi mnie to! Masz tylko pół godziny! Spakujesz się i odejdziesz! Inaczej nie odpowiadam za to, co się stanie!”. „Humeyra…”. „Wynoś się! Dalej!”. Kiymet opuszcza pokój. Zapłakana idzie korytarzem. Nagle staje przed nią Melek. Teraz to ona patrzy na nią zwycięskim spojrzeniem. „Wznieciłaś wielki pożar” – mówi Kiymet. – „Ale ten ogień pochłonie także ciebie”. Gdzie podzieje się Kiymet? Czy Mahir jej pomoże? Czy nadal będzie się mścić na Haktanirach i Melek?