904: Kerem rozmawia przez telefon. „Co to za słowa, Parla?” – mówi do słuchawki. – „Oczywiście, że do ciebie przyjadę. Jestem w domu, wkrótce u ciebie będę”. „W porządku, duszo. Jeśli masz jakąś ważną pracę, nie przejmuj się mną” – mówi dziewczyna. „Nie mam, nie martw się. Poza tym jesteś dla mnie ważniejsza niż jakaś tam praca. Nie zapominaj o tym, dobrze? Chcesz, żebym coś ci kupił”. „Nie chcę niczego. Wystarczy mi tylko twoja obecność”. „W porządku, zatem do zobaczenia”. „Do zobaczenia, kochany” – Parla rozłącza się i mówi do siebie: „Czy dobrze usłyszałam? Powiedział, że jestem najważniejsza w jego życiu. Oto rezultat mojej wytrwałości. Kerem wreszcie mnie zauważył”.

Parla podnosi z szafki lusterko i przegląda się w nim. „To oczywiste, byłby głupi, gdyby nie zauważył takiej piękności” – mówi, podziwiając swoją urodę. Akcja wraca do pokoju Kerema. Mężczyzna już ma wychodzić, kiedy nagle zatrzymuje się przed drzwiami. „Wszystko jest na próżno” – mówi do siebie. – „Czegokolwiek nie zrobię, nigdy nie będę w stanie uszczęśliwić Parli. Nie złagodzę swojego sumienia takimi drobiazgami”. Tymczasem Tarik jest w firmie. „Tak kończą ludzie, którzy stają mi na drodze” – mówi mężczyzna, myjąc ręce w łazience. – „Sam sobie zgotowałeś taki los, panie Veyselu. Nie powinieneś był w to ingerować”.

Akcja przenosi się do domu Julide. „Boże mój, kto mógł uczynić takie zło?” – rozpacza Tulay. – „Jak można tak po prostu zabić drugiego człowieka? Co im zawinił mój Veysel? Mój mąż odszedł, jest martwy. Już nigdy go nie zobaczę! Nie mogę bez niego żyć! Bez Veysela moje życie nie ma sensu!”. „Siostro, co to za słowa” – odzywa się Julide. – „Jest Inci, jesteśmy my i jest dziecko w twoim brzuchu”. „Moje dziecko… Moje dziecko będzie dorastać bez ojca! Będzie mogło zobaczyć go tylko na zdjęciu. Moje nieszczęsne dziecko…” – kobieta nagle zrywa się na równe nogi. – „Ja idę! Muszę iść! Muszę iść do mojego Veysela! Muszę mu powiedzieć, żeby nas nie opuszczał! On nie zostawi swojej Tulay!”.

Julide i jedna z sąsiadek trzymają Tulay, by nigdzie nie poszła. „Siostro, proszę cię, usiądź” – mówi mama Emirhana. – „Inci cię potrzebuje. Musisz być dla niej silna”. „Dlaczego pozwoliłam mu odejść?” – zarzuca sobie słabym głosem Tulay. – „Powinnam chwycić go za rękę i zatrzymać. Czułam, że wydarzy się coś złego. Gdybym powiedziała mu, że będziemy mieli dziecko… Nigdzie by nie poszedł. Byłby teraz z nami. Veysel, moja duszo! Dlaczego odszedłeś? Boże, pomóż mi, proszę!”.

Akcja przenosi się na zewnątrz. Emirhan i Inci siedzą na ławce. Dziewczynka ściska w rękach pakunek z kurtką, którą kupił dla niej Veysel, i strasznie płacze. „Przyszłam, by zobaczyć się z tatą” – mówi z trudem Inci. – „Czekałam na niego przy drzwiach. Powinnam była wrócić wcześniej. Chciałam go przytulić, kiedy wejdzie na podwórko. Powiedział, że wieczorem będzie miał dla mnie niespodziankę”. „Co to była za niespodzianka? To ta, którą trzymasz w rękach?” – pyta Emirhan. „Tak. Ta paczka leżała obok taty…”. „Nie otworzysz jej? Nie jesteś ciekawa, co jest w środku?”.

„Wiem, co jest w środku” – oznajmia dziewczynka, otwiera paczkę i mocno ściska w rękach kurtkę. – „Wiem, co tata mi kupił. Obiecał mi to i umarł z tego powodu! Przeze mnie!”. Inci zrywa się z ławki i wbiega do domu. „Mamo, tata umarł z tego powodu! Poszedł po to!” – krzyczy dziewczynka, wskazując na kurtkę. – „Gdyby nie poszedł, nie umarłby…”. „Co ty mówisz, Inci? Co to jest?” – pyta Julide. „Tata obiecał, że kupi mi kurtkę. Pamiętasz, mamo? Mogłam obyć się bez kurtki. Tata przytulałby mnie i ogrzewał”. Tulay przytula dziewczynkę i wybucha równie głośnym szlochem.

Melek nie jest w stanie znieść tego rozdzierającego serce widoku i wychodzi na zewnątrz. Tam siada na murku i mówi: „To wszystko wydarzyło się przeze mnie. To przeze mnie zginął Veysel. Tulay została bez męża z mojej winy. Boże! Inci i dziecko, które ma dopiero przyjść na świat, zostały bez ojca przeze mnie! Żyli spokojnie, dopóki ja nie pojawiłam się. Zrujnowałam ich życie. Jak teraz spojrzę im w twarz? Boże, jak?”.

Akcja przenosi się do rezydencji. Vildan zdejmuje plaster z czoła Elif. „Rana się szybko zagoiła” – stwierdza. – „Nikt niczego nie zauważy”. „Czy siostra Sureyya pytała o mnie?” – docieka dziewczynka. „Pytała. Powiedziałam jej, że masz grypę i leżysz w łóżku. Słuchaj, nikomu nie mów, że upadłaś i uderzyłaś się w głowę. Miałabym tylko problemy z tego powodu”. „Dobrze, nikomu nie powiem”. Tymczasem Sureyya wchodzi do pokoju Kerema. „Jeszcze nie wrócił do domu?” – pyta, nikogo nie zastając w środku. Następnie udaje się do kuchni, gdzie zwraca się do Vildan: „Kerem wrócił już z firmy?”.

„Ani tam nie pojechał, ani stamtąd nie wrócił” – odpowiada służąca. „Jak to? To gdzie jest?” – docieka Sureyya. „W szpitalu, przy Parli. Kazał przygotować dla niej dużo jedzenia. Wszystko, co lubi”. „Myślałam, że pojechał do pracy”. „Dla Kerema nic nie jest teraz ważniejsze od Parli”. „Masz rację… Dobrze, pójdę do swojego pokoju”. Tymczasem Kerem jest już w szpitalu. Wchodzi do sali Parli z licznymi torebkami. „Przepraszam, ale musiałem zatrzymać się w kilku miejscach i dlatego jestem spóźniony” – tłumaczy. „Och, umierałam tutaj z nudów” – wzdycha dziewczyna.

„Zobacz, co ci przyniosłem. Twoje ulubione ciasto” – mężczyzna wyciąga pudełko z jednej z torebek. „Dziękuję, ale nie mam apetytu” – oznajmia Parla. „Jak to? Nigdy nie widziałem, żebyś odmówiła zjedzenia tego deseru. Musisz zjeść, inaczej będę zły”. „Tak było kiedyś… Teraz nic już nie będzie takie samo. Powinieneś przyjść do mnie wcześniej, zamiast tracić czas na kupno deseru. W takich chwilach najbardziej potrzebuję ciebie”. „Nie pomyślałem, przepraszam”. „Nieważne. W końcu jesteś, to mi wystarczy”.

Kerem wyciąga danie, które przygotowała Vildan. Parla jednak nadal odmawia posiłku. „Naprawdę nie chcę niczego jeść” – oznajmia. „Czyli nie jesteś jeszcze głodna. W takim razie mam dla ciebie kolejną niespodziankę. Przyniosłem ci tablet, żebyś mogła oglądać swoje ulubione seriale. Jeśli chcesz, możemy razem obejrzeć jakiś film”. „Dobrze, możemy obejrzeć”. „Aha, mam coś jeszcze” – mężczyzna wyciąga z torby kilka magazynów modowych. „Kiedyś miałam fioła na ich punkcie” – mówi Parla, biorąc gazety do rąk. Jedna z nich zatytułowana jest: Suknie ślubne tego lata. – „Ale teraz, kiedy na nie patrzę, jeszcze bardziej przygniata mnie rzeczywistość, w której jestem przykuta do łóżka”.

„Nie mogę chodzić!” – krzyczy dziewczyna, zalewając się łzami. – „Nie chcę myśleć o jutrze! Nie chcę nawet, by jutro nadeszło! Nie chcę się obudzić!”. „Parla, ja…” – odzywa się Kerem. „Z niczym nie dam sobie rady! Z niczym!”. „Parla, ja naprawdę…”. „Weź to ode mnie! Zabierz!” – dziewczyna rzuca magazynami. – „Nie czuję się żywa! Jestem martwa, Kerem! To łóżko jest moją trumną! Nigdy nie zrobię już tego, o czym przez lata marzyłam. Niczym nie różnię się od martwych. Zostałam przykuta do łóżka na śmierć! Będę się modlić codziennie! Będę prosić Boga, żebym umarła!”.

„Parla, naprawdę cię przepraszam” – mówi przejęty Kerem. „Nie interesują mnie potrawy, które mi przyniosłeś! Tak samo te magazyny! To mnie nie uszczęśliwi!” – krzyczy na cały głos Parla. Następnie bierze do rąk jedną z gazet, które wcześniej rzuciła na kołdrę. – „Suknie ślubne… Całe życie wyobrażałam sobie, jaką suknię założę na swoim ślubie. Marzyłam o tym dniu! Ale to się nigdy nie spełni! Pozostanie niespełnionym marzeniem!” – dziewczyna ponownie rzuca gazetą. „Parla, duszo, proszę cię. Będziesz żyć i wyjdziesz za mąż”. „Kto się ze mną ożeni?! Kto chciałby ożenić się z kaleką?! Nigdy nie wyjdę za mąż! Nie będę miała dzieci! Moje życie jest skończone! Żadne z moich marzeń się nie spełni! Teraz chcę tylko jednego! Chcę umrzeć!”.

Do sali wchodzi pielęgniarka. Prosi Kerema o opuszczenie pomieszczenia i podaje Parli zastrzyk uspokajający. Gdy dziewczyna przestaje krzyczeć, mężczyzna wraca do pokoju. Cały czas dręczy go silne poczucie winy. Uważa, że to on jest odpowiedzialny za stan Parli. Ze spuszczoną głową staje przy jej łóżku i mówi: „Parla, bardzo mi przykro… Nie chciałem cię zdenerwować” – syn Macide bierze kilka głębokich wdechów, siada na łóżku i ujmuje dłoń dziewczyny. – „Zrobię wszystko, aby to, o czym myślisz, że już nie doświadczysz, stało się rzeczywistością. Będę zawsze przy tobie. Od teraz będę twoimi rękoma i nogami. Będę całym tobą”. „Jak to?”. „Ja… poślubię ciebie” – oświadcza Kerem. Parla robi duże oczy, a po chwili na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech.

Obowiązuje całkowity zakaz kopiowania streszczeń na inne strony! Za łamanie praw autorskich grozi odpowiedzialność karna.

Podobne wpisy