921: Leman wygląda przez okno i patrzy, jak Julide otwiera sklep. „Dziwne. Tulay wciąż nie ma, a ona otwiera sklep” – mówi zaintrygowana matka Safaka. – „I dlaczego mówi sama do siebie, jak jakaś wariatka?”. W tym momencie do pokoju wchodzi Alev, niosąc siatki z zakupami. „Wróciłam” – oznajmia dziewczyna. – „O kim mówisz?”. „Patrzyłam na sklep. Minęło dużo czasu, odkąd nikogo tam nie było, a teraz nagle przyszła Julide i otworzyła go. Tulay nie ma z nią, dlatego mnie to zastanawia”. „Faktycznie to dziwne. Gdzie może być pani Tulay? A co, jeśli Julide zechce przejąć sklep?”. „Dlaczego miałaby to zrobić?”. „Cóż, sama powiedziałaś, że pani Tulay nie ma”. „Na pewno wróci. Pewnie jest tylko chora”.
Alev odnosi siatki do kuchni i wraca do pokoju, gdzie siada na kanapie. „Gdzie wdowa mogłaby pójść?” – zachodzi w głowę Leman. – „Nie, na pewno jest chora. Siedzi w domu, pogrążona w smutku. I ja, kiedy straciłam Ferita, przez długi czas nie wychodziłam na zewnątrz”. „No nie wiem, ciociu Leman. Nie ma ich od kilku dni. Nagle sklep otwiera pracownica, a nie właścicielka. Coś w tym musi być”. „A co by miało być? Veysel odszedł i dlatego Tulay nie przychodzi. To normalne, że potrzebuje czasu, by dojść do siebie”.
„Posłuchaj, Julide jest przebiegłą kobietą” – przekonuje Alev. – „Na pewno powiedziała Tulay, żeby nie przychodziła, że to ona otworzy sklep. Teraz już nigdy go nie opuści. Wymyśli coś i przepisze sklep na siebie”. Przerażona Leman zrywa się z kanapy i udaje na rozmowę do Julide. „Tulay dzisiaj nie przyszła?” – pyta. „Ona wyjechała. Powiedziała, że po śmierci Veysela nie może tutaj dłużej zostać” – odpowiada mama Emirhana. „Jak to wyjechała? A co będzie ze sklepem?”. „Ja będę go prowadziła. Tulay zostawiła go mnie”. „Co takiego?!” – Leman robi wielkie oczy.
Kamera robi zbliżenie na Alev, która wygląda przez okno. „Wydaje się, że ciocia dowiedziała się właśnie, że Tulay zostawiła sklep Julide” – mówi dziewczyna i zaczyna się śmiać. Kamera wraca przed sklep. „Słyszysz, co ty mówisz?!” – krzyczy oburzona Leman. – „Co to znaczy, że będziesz prowadzić sklep?!”. „Proszę posłuchać, chcę tylko zadbać o to, co powierzyła mi Tulay” – tłumaczy Julide. – „Jeśli martwisz się o czynsz, zapewniam, że będę go terminowo płacić”. „Nie, tak być nie może! Umowę podpisałam z Tulay! Ciebie nie znam! Nie wiem, kim jesteś i co tutaj robisz! Moją najemczynią jest Tulay! Chcę, żebyś odeszła stąd tak szybko, jak to możliwe! Dzisiaj masz opuścić sklep! I co tu jeszcze stoisz? Ruszaj się!”.
„Jeśli nie usuniesz się po dobroci, złożę donos na policji!” – kontynuuje kobieta. – „Wyrzucę cię stąd siłą!”. W tym momencie przy sklepie pojawia się Safak. „Co tu się dzieje?” – pyta mężczyzna. „A co ma się dziać? Tulay odeszła, a ta bezwstydnica mówi mi, że teraz to ona będzie prowadzić sklep!”. „Mamo, zachowuj się grzecznie”. „Zachowuję się! To ona nie wie, co mówi! Zapytałaś się kogoś, czy możesz prowadzić sklep?!”. „Mnie zapytała!” – oświadcza Safak. – „Wiem o wszystkim. Obiecałem Tulay, że sklep będzie nadal funkcjonował”. „Nie pozwalam na to!”. „Ale ja pozwoliłem. Nie rób już nam wstydu przed ludźmi, proszę”.
Leman rzuca synowi naganne spojrzenie i odchodzi. Po chwili jest ponownie w pokoju. „Widziałaś?” – zwraca się do siedzącej na kanapie Alev. „Słyszałam krzyki, ale nic nie zrozumiałam. Co się stało?”. „Miałaś rację, Tulay oddała sklep tej żmii Julide”. „Co?!” – Alev udaje zaskoczenie. „Rozmawiała z Safakiem, a mój naiwny syn się zgodził. Oszaleję! Po prostu oszaleję!”. „Na razie wiesz tylko o sklepie, cioteczko” – mówi w myślach Alev. – „Ciekawe, jak zareagujesz, gdy dowiesz się, że i dom jej podarował? Ale spokojnie, przyjdzie czas i na to”.
Akcja przenosi się do sklepu. Julide i Safak siedzą przy stoliku. „Nie mogę tu dłużej zostać” – mówi kobieta, wycierając nos. – „Najlepiej będzie, jeśli odejdę. Zamknę sklep i…”. „Nigdzie nie odejdziesz” – zabrania stanowczo Safak. – „Ten sklep jest twój”. „Nie chcę, żeby przeze mnie popsuły się twoje relacje z mamą”. „Nie myśl o tym. I nie płacz więcej, otrzyj już łzy”. „Nie ma sensu się upierać. Pani Leman nie chce mnie tu widzieć. Tak czy inaczej sklep należy do niej”. „Nieprawda! Jest twój!” – mężczyzna w spontanicznym odruchu kładzie dłoń na ręce Julide. Ta wstaje i oznajmia: „Najpóźniej do jutra zabiorę wszystkie rzeczy. Może nawet dzisiaj”.
„Nie pozwalam na to” – Safak podnosi się i dotyka ramienia kobiety. – „Zostaniesz tutaj. Ten sklep należy do ciebie”. „Nie mogę. Nie jestem nawet najemcą tego miejsca. Twoja mama mi o tym przypomniała. Nawet gdybym oddała życie za ten sklep, nadal należy on do twojej mamy. Musi być tak, jak ona mówi”. „Nie tym razem. Tym razem będzie tak, jak my mówimy”. Safak i Julide patrzą sobie prosto w oczy. Akcja przenosi się do lasu, gdzie znajdują się Macide oraz zespół policjantów. „Boże, spraw, byśmy jak najszybciej odnaleźli Mustafę” – wznosi modły pani Haktanir i zwraca się do funkcjonariusza: „Komisarzu, czy możliwe, by Mustafa był tu gdzieś przetrzymywany? Czy w tym lesie jest dom?”.
„Jest to możliwe” – odpowiada policjant. – „Rozpoczęliśmy poszukiwania, ponieważ uważamy, że pan Mustafa mógł zostać porwany. Istnieje jednak możliwość, że czeka nas gorszy finał tej sprawy”. Wszyscy ruszają w głąb lasu. Jakiś czas później rozlega się wołanie jednego z policjantów: „Szefie, znaleźliśmy coś”. Macide i komisarz szybko zmierzają we wskazane miejsce. „To telefon komórkowy Mustafy. Sygnał dochodził stąd” – dodaje funkcjonariusz, wskazując na leżący na ziemi smartfon. „Bardzo dobrze. Czyli jesteśmy blisko niego” – mówi komisarz. „Myślę, że już go znaleźliśmy” – oznajmia inny policjant, wskazując miejsce, gdzie niedawno została rozkopana ziemia. Macide momentalnie cała blednie na twarzy.
W następnej scenie pani Haktanir jest już w rezydencji. Siedzi na sofie i płacze. „Ach, Mustafa… Ach, mój synu… Jak oni mogli ci to zrobić?” – pyta kobieta. – „Nie zasłużyłeś na to. Nie udało mi się ciebie uchronić. Wybacz mi, Mustafa. Wybacz…”. Akcja przenosi się do pokoju Parli. Dziewczyna budzi się, przeciąga i uśmiecha szeroko. „Jutro jest wielki dzień! Wychodzę za mąż! Jestem taka szczęśliwa!” – zakrzykuje. – „Gdybym tylko nie była w tej sytuacji, bardzo chciałabym zatańczyć na weselu. Muszę jednak poczekać, aż Kerem złoży podpis. Wtedy wytańczę się do woli! Gdzie oni wszyscy są? Kerem! Vildan! Och, nie słyszą mnie. Ale to dobrze, rozprostuję trochę nogi”. Parla wstaje z łóżka i przechadza się po pokoju. Kamera przenosi się na zewnątrz. Widzimy stojącego przed bramą rezydencji… Caglara! Czy chłopak wejdzie na teren posiadłości?
Obowiązuje całkowity zakaz kopiowania streszczeń na inne strony! Za łamanie praw autorskich grozi odpowiedzialność karna.