927: Akcja odcinka rozpoczyna się w domu Julide. Kobieta oraz jej syn jedzą śniadanie. Następuje retrospekcja. Widzimy idących chodnikiem Safaka i Julide. Nagle do ich uszu dociera głos Leman: „Niech nic nie zostanie! Pozbądźcie się wszystkiego!”. Zaniepokojeni narzeczeni wchodzą na podwórko, gdzie Leman nadzoruje dwóch mężczyzn, którzy wynoszą z domu rzeczy należące do Julide. „Co się tutaj dzieje? Co wy robicie?” – pyta Safak. – „Mamo, czy ty oszalałaś?”. „Oczywiście, że oszalałam! Doprowadziłeś mnie do szału! I to z powodu tej żmii!”. „Pani Leman, co robisz? To jest mój dom i moje rzeczy” – mówi Julide. „Twój dom, doprawdy? To jest mój dom! To moja własność!”.
Mama Emirhana robi wielkie oczy. „Jak to twój?” – pyta. – „Co to znaczy?”. „Wszystko ci wyjaśnię” – oznajmia Safak. „Jak mądrze to sobie wymyśliłaś” – mówi Leman. – „Owinęłaś mojego syna wokół palca i mieszkałaś sobie tutaj spokojnie! Wiesz, jak coś takiego się nazywa? Powiedziałabym, ale nie pozwala mi na to moje wychowanie”. „Mamo, dość już!”. „Nie będę milczeć! Im dłużej milczałam, tym bardziej ta kobieta cię wykorzystywała!” – Leman wbija wzrok w Julide. – „Wiem, że mój syn wcale cię nie interesuje. Interesuje cię tylko mój majątek!”. „Mamo, naprawdę przesadziłaś. Czy to nie jest mój dom? Mogę go wynająć, komu tylko zechcę!”.
„Dlaczego mi nic ni powiedziałeś?” – Julide zwraca się do Safaka. – „Ja o niczym nie wiedziałam”. „Julide, proszę, uspokój się. A wy natychmiast to zostawcie!” – rozkazuje Safak pracującym mężczyznom. – „Wnieście te rzeczy z powrotem!”. „Nie, nigdzie nie idźcie!” – zabrania Leman. „Ostatni raz do was mówię! Zostawcie to i odejdźcie!” – powtarza Safak. „Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?” – pyta ponownie Julide. „Wyjaśnię ci wszystko później. Teraz się uspokój, proszę”. „Uwiodłaś mojego syna i owinęłaś go sobie wokół palca!” – krzyczy Leman. – „Jeszcze trochę i mój dom byś sobie wzięła! Powinnaś wstydzić się przynajmniej przed swoim dzieckiem! Pluję na twoje macierzyństwo!”.
„Mamo, przesadzasz!” – ostrzega Safak. – „Jak dotąd zawsze cię szanowałem, ale jeśli powiesz jeszcze choć jedno słowo, przysięgam, że nie ręczę za siebie!”. „I tak już mnie skrzywdziłeś! Zniszczyłeś mnie!” – grzmi Leman. „Julide o niczym nie wiedziała. Ona nie zasługuje na te słowa”. „Safak, to mój problem. Proszę, nie wtrącaj się” – mówi Julide. – „Poza tym to twoja matka”. „Proszę, proszę, jak mądrze mówisz” – Leman bije brawo. – „Możemy się czegoś od ciebie nauczyć”. „Mamo, nie mów słów, których później możesz żałować. To, co robisz, jest niczym innym, jak zwykłym przestępstwem. Julide jest tu jedyną osobą, która może złożyć skargę”.
„To co, może mam ją jeszcze przeprosić?” – pyta Leman. „Przeprosiny to za mało” – stwierdza Safak. – „Na szczęście Julide ma tak wielkie serce, że i tobie wybaczy”. „Oczywiście, ty przecież dobrze znasz jej serce” – mówi z drwiną w głosie Leman. – „Kości twojego ojca przewracają się teraz w grobie. Nie powinieneś był mi tego robić, Safak. Nie powinieneś był, synu!”. „Naprawdę cię nie poznaję, mamo”. „Ja ciebie też. Wstydź się!” – Leman, pełna oburzenia i pogardy, odchodzi. „Safak, idź za nią!” – mówi Julide. – „Proszę, nie psuj swojej relacji z matką przeze mnie”. „Nigdzie nie pójdę” – oświadcza mężczyzna i zabiera się za wnoszenie mebli do środka.
Akcja wraca do teraźniejszości. Macide, Kerem i Humeyra spożywają śniadanie przy basenie. „Córko, zmiana otoczenia dobrze ci zrobi” – przekonuje pani Haktanir. – „Wyjdziesz do ludzi i porozmawiasz”. „Nie naciskaj na mnie, mamo, proszę. Nie chcę nigdzie iść” – oznajmia Humeyra. „O co chodzi?” – pyta Kerem. „Dzwoniła do mnie Sibel. W naszym stowarzyszeniu organizowana jest impreza. Nie chcę na nią iść, ale mama strasznie nalega”. „Czy mówię coś złego? Ile już czasu jesteś zamknięta w domu?” – pyta Macide. „Mama ma rację” – oznajmia Kerem. – „Co się stanie, jeśli wyjdziesz na tę imprezę?”. „Nie zaczynaj i ty, proszę cię. Powiedziałam, że nie chcę. Nie jestem w stanie tłumaczyć się ludziom”.
Na zewnątrz pojawia się Parla. Zmierzając w stronę basenu, mówi do siebie oburzona: „Ach, naprawdę zaraz zwariuję! Już sama nie wiem, jak dotrzeć do tej służącej! Czy ona cokolwiek zrozumiała?”. „Parla, co się stało? Jest jakiś problem?” – pyta Kerem. „Nie jeden, a milion problemów, które mam z tą służącą!” – odpowiada dziewczyna, dosiadając się do stolika. – „Do końca zszargała mi nerwy!”. „Dlaczego?”. „Przygotowała jakieś głupie, beznadziejne menu na dzisiejszy obiad! Ale nie martwcie się, zainterweniowałam i sama sporządziłam listę pysznych i modnych dań”.
„Wybacz mi, córko. Przepraszam cię za kłopot” – mówi Macide. „O czym ty mówisz, mamo Macide?” – pyta zdziwiona Parla. „To ja przygotowałam tę listę”. „A tak, rzeczywiście, widziałam tę listę. Jest cudowna” – zapewnia Parla, próbując naprawić swoje faux pas. – „Ale ta służąca i tak chciała zrobić po swojemu, dlatego się trochę zdenerwowałam”. Akcja przenosi się do firmy. Nowy dyrektor wchodzi do pokoju, w którym znajduje się stażysta. „Pan Akin?” – pyta. „Pan Mahir?” – pyta pracownik i wstaje zza biurka. „Czy mogę przeszkodzić?”. „Oczywiście, proszę”. Mężczyźni stają naprzeciwko siebie, patrzą sobie prosto w oczy i nagle wybuchają śmiechem, po czym zbijają piątkę.
Następuje krótkie przypomnienie sceny, gdy Kerem zapoznawał nowego dyrektora z pracownikami. Mahir i Akin udali wtedy, że się nie znają. Akcja wraca do teraźniejszości. „Zagrałem to naprawdę dobrze, przyznaj” – mówi Mahir. „Ja też nie byłem zły” – oznajmia Akin. „Cóż, muszę przyznać ci rację”. „Birce zaraz tu wróci. Lepiej, żeby nie widziała nas razem”. „A niech widzi. Jestem przecież szefem tej sekcji. Każdego dnia mogę tu przychodzić i nikomu nic do tego”. „To jasne. Jak się masz w ogóle? Czy wszystko idzie dobrze?”. „Na razie tak. Chcę, żebyś był czujny. Wkrótce będę potrzebował twojej pomocy w niektórych sprawach”. „Nie ma problemu. Cały czas jestem gotowy”.
Melek przychodzi do szkoły i rozmawia z dyrektorem w jego gabinecie. „Mam dziesięcioletnią córkę” – oznajmia. – „W tym roku powinna pójść do czwartej klasy, ale mamy za sobą trudny okres, przez który moja córka musiała przerwać naukę. Przeprowadziłyśmy się do tej dzielnicy, by znaleźć tutaj schronienie”. „Naprawdę? Dlaczego?” – pyta dyrektor. „Cóż…”. „Chodzi o pani byłego męża, tak? Proszę się nie martwić, wiele kobiet jest w takiej sytuacji. Przyszła pani zapytać o cenę czesnego? Nie pobieramy opłat, ponieważ jesteśmy szkołą państwową”. „Wiem, ale… Chodzi o to, że moja córka nie ma dokumentu tożsamości”.
„Został w domu, z którego uciekłyście?” – dopytuje mężczyzna. „Tak. Nie zdążyłyśmy go zabrać” – potwierdza Melek. – „Chcę, żeby moja córka kontynuowała tutaj naukę”. „Bez dokumentu tożsamości? Dlaczego nie wyrobicie nowego?”. „Nie mogę. Jeśli pójdę do urzędu, od razu nas namierzą”. „Namierzą?”. „Dyrektorze, proszę posłuchać, moja córka musi zdobyć wykształcenie. Czy nie istnieje inny sposób? Proszę, tu chodzi o jej przyszłość. Nie pozwól jej zostać bez edukacji, proszę”. „Tak jak powiedziałem, to szkoła państwowa i obowiązują tu pewne zasady. Pochwalam to, że chcesz, by twoja córka się uczyła, ale z powodu sytuacji, w której się znalazłyście, jest to niemożliwe. Nie mogę przyjąć tu osoby bez dokumentu tożsamości, przykro mi”.
„Rozumiem, dyrektorze. Dziękuję za poświęcony czas” – zawiedziona Melek opuszcza gabinet. Wychodzi na zewnątrz, gdzie siada na ławce. „Co mam teraz zrobić?” – zastanawia się. – „Jak powiem to Elif? Kiedy się dowie, załamie się. Boże, pokaż mi drogę”. Akcja przenosi się do parku. Julide i Safak siedzą na ławce i patrzą na jeżdżącego na rowerze Emirhana. „Małe rzeczy sprawiają, że jest szczęśliwy” – mówi syn Leman. – „To jest coś bardzo cennego”. „To twoja zasługa” – stwierdza Julide. „To jeszcze nic. Uczynię wszystko, by uszczęśliwić ciebie i Emirhana. Wiesz, że dużo dla mnie znaczycie. Kiedy sytuacja trochę się uspokoi i warunki staną się korzystniejsze, od razu się pobierzemy. Jedynym moim życzeniem jest dzielić resztę życia z tobą. Razem stworzymy szczęśliwą rodzinę. Ty, ja i Emirhan”.
„Wiesz, że i ja tego chcę” – oznajmia Julide. – „Ale chcę także, by wszyscy byli zadowoleni. Posłuchaj, nie możemy unieszczęśliwiać twojej matki”. „Nie myśl o tym, ja to załatwię” – zapewnia mężczyzna. – „Mama w końcu ustąpi, zaufaj mi. Nawet ona zobaczy, jak wielka jest moja miłość. Nie martw się już, dobrze?”. Tymczasem Melek idzie przez miasto. „Nie udało mi się zapisać jej do szkoły, ale książka powinna poprawić jej humor” – mówi kobieta. Nagle spostrzega, że mężczyzna po drugiej stronie ulicy podejrzanie jej się przygląda. Zaniepokojona przyspiesza kroku. Nieznajomy zerka na trzymane w ręku zdjęcie, upewniając się, że to właśnie jej szuka, i rzuca się za nią w pogoń. Melek udaje się na szczęście uciec. Nieoczekiwanie wpada jednak na właściciela domu, który wynajmuje.
„Pani Melek” – mówi Sedat, zatrzymując kobietę. – „Przepraszam, wystraszyłem cię. Wszystko w porządku? Masz jakiś problem? Jeśli tak, powiedz, a od razu się nim zajmę”. „Nie mam żadnego problemu” – zapewnia mama Elif. „To dziwne, bo wyglądasz, jakbyś się bała. Powiedz mi, jeśli ktoś cię niepokoi. Jesteś teraz sama, męża nie ma z tobą. Nie poradzisz sobie sama z każdym problemem. Poza tym mieszkasz w moim domu. Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie bardzo ważne”. „Nikogo nie potrzebuję, panie Sedacie! Nigdy też nie prosiłam o twoją pomoc!”. Kobieta odwraca się na pięcie i odchodzi.
Zajęci rozmową Safak i Julide tracą Emirhana z oczu. Tymczasem chłopiec siedzi na chodniku i trzyma się za kolano. Obok niego leży przewrócony rower. „Och, tak bardzo mnie boli” – mówi syn Julide. Nieoczekiwanie podchodzi do niego mężczyzna, którego już kiedyś spotkał. Pochyla się nad nim i opatruje mu nogę. „Wyglądasz na silnego młodzieńca. Od tej rany nic ci nie będzie” – mówi nieznajomy. – „Ale następnym razem bądź bardziej ostrożny podczas jazdy na rowerze”. „Dobrze. Dziękuję ci, wujku” – mówi chłopiec. „Nie ma za co, Emirhanie”. „Nie zapomniałeś mojego imienia”. „Jak bym mógł? Tamtego dnia poznałem je od twoich przyjaciół. Bardzo przypominasz mi mojego syna, dlatego chciałem z tobą porozmawiać”.
„Czy udało ci się znaleźć twojego syna?” – docieka Emirhan. „Jeszcze nie, ale wiem, że jestem bardzo blisko” – odpowiada mężczyzna. Wkrótce chłopca znajdują szukający go Julide i Safak. Emirhan jest już sam. „Synu, dlaczego tak się oddaliłeś?” – pyta kobieta. – „Bardzo się o ciebie martwiłam”. „Co się stało z twoim kolanem?” – pyta Safak. „Spadłem z roweru. Ale nic mi nie jest, to tylko zadrapnie. Pomógł mi przechodzący mężczyzna. Oczyścił ranę i założył bandaż”. „Niech go Bóg błogosławi” – mówi Julide i cała trójka odchodzi. Kamera robi zbliżenie na wyglądającego zza rogu mężczyznę, który przed chwilą pomógł Emirhanowi.
Akcja przenosi się do domu Melek. Kobieta ze śmietnika przynosi męskie buty i zostawia je pod drzwiami. Wszystko zauważa Elif. „Mamo, o co chodzi?” – pyta dziewczynka. – „Nic z tego nie rozumiem. Czyje są te buty? Dlaczego je tam zostawiłaś?”. „Moja jedyna, posłuchaj, zostawiłam te buty, ponieważ… Jest taka historia o jeleniu i łani, pamiętasz? Była tam też wataha wilków”. „Aha. Musieli się przed nią ukrywać”. „No właśnie. Kiedy nadeszły wilki, łania wydała z siebie ryk jak lew, by chronić swoje dzieci”. „Dzięki temu zostali uratowani. Ale jak ta bajka ma się do tych butów przed drzwiami?”. „Myślę, że jesteśmy, jak łania i jej dzieci. Nie chcemy, by inni myśleli, że jesteśmy same, dlatego też zostawiłam te buty”.
„Żeby wyglądało na to, że mój tata żyje? Że jest z nami?” – domyśla się Elif. „Moja mądra córeczka” – chwali Melek. – „Kiedy udało ci się tak dorosnąć?”. W następnej scenie widzimy jadącego samochodem Kerema. Jego myśli nieprzerwanie zaprzątnięte są jedną osobą. Nagle w bocznym lusterku dostrzega dziewczynę łudząco podobną do Sureyyi. Przynajmniej jego wyobraźnie chce, żeby była to ona. Nie zastanawiając się ani chwili zawraca i wjeżdża na skrzyżowanie, nie ustępując pierwszeństwa nadjeżdżającemu pojazdowi! Rozlega się pisk hamulców… Czy dojdzie do wypadku? Czy mężczyzna, który pomógł Emirhanowi, to jego ojciec?
Obowiązuje całkowity zakaz kopiowania streszczeń na inne strony! Za łamanie praw autorskich grozi odpowiedzialność karna.