944: Alev i Leman siadają do śniadania. „Niepotrzebnie mnie powstrzymałaś” – mówi mama Safaka. – „Powinnam była przesłuchać Julide!”. „Chcesz, żebyśmy wyszli z tego ze stratą, ciociu?”. „Ale ja nie mogę już tego znieść. Tak bardzo chciałabym jej powiedzieć, co o niej myślę. Czuję się bardzo źle, dusząc w sobie to wszystko. Ostatniej nocy nawet śniłam o niej”. „W jaki sposób?”. „Szarpałam ją za ubrania. Dałam jej to, na co zasługuje. Tak bardzo mi się to podobało. Niestety w najlepszym momencie otworzyłam oczy i obudziłam się. Byłam tak bliska powiedzenia jej prawdy, ale zatrzymałaś mnie. Co teraz zrobimy?”.

„Myślę, że powinnyśmy znaleźć coś, co możemy użyć przeciwko niej” – oznajmia Alev. – „Chyba nawet już znalazłyśmy…”. „Znalazłyśmy?” – nie rozumie Leman. „Oczywiście. Myślę, że możemy wykorzystać Tufana”. „Ten człowiek jest problematyczny. Nie wiem, czy możemy mu zaufać”. „Znajdziemy sposób, nie martw się. Jeśli uda nam się go przekonać, nie będziemy musiały nic więcej robić. Wszystko rozwiąże się samo. My nie kiwniemy nawet palcem”. „Zapytam cię o coś. To, co prawda nie moja sprawa, ale jestem bardzo ciekawa. Czy jest ktoś, z kim się spotykasz? Wiesz, co mam na myśli”. „Nie mam nikogo, ciociu Leman”. „A może ktoś ci się podoba?”. „Też nie. W ogóle nie interesują mnie takie rzeczy. Nawet nie rozglądam się, kiedy idę ulicą. Nie robię niczego, co mogłoby się stać powodem do plotek”.

„Dobra robota, dziewczyno” – chwali Leman. Tymczasem Julide wychodzi z domu. Nagle dostrzega stojącego w pobliżu Tufana. Zatrzymuje się na jego widok. Nieoczekiwanie obok niej pojawia się Safak. Tufan obserwuje ich, nie podejmując żadnych działań. „Co za piękny zbieg okoliczności z samego rana” – mówi syn Leman. – „Idziesz do sklepu? Emirhana nie ma z tobą?”. „Wolał zostać w domu” – odpowiada kobieta, cały czas zerkając okiem na byłego męża, który przechadza się w tę i z powrotem, pogwizdując. „Nic dziwnego, nudzi się w sklepie. Julide, wszystko w porządku? Czy coś się stało? Powiedz”. „Tak, mam się dobrze. Zamyśliłam się tylko”.

„Wydaje się, że to coś ważnego” – mówi mężczyzna. „Nie, nie ma czym się martwić. Nie chcę cię dłużej zatrzymywać”. „Właśnie idę na spotkanie. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, zadzwoń”. Safak odchodzi. Po chwili na drodze Julide staje jej były mąż. „Co jest? Nie spodziewałaś się mnie?” – pyta Tufan. „Zejdź mi z drogi!”. „Twoja droga jest także moją drogą, Julide. Ty jesteś moją drogą, rozumiesz?”. „Dlaczego to wszystko robisz? Dlaczego ciągle mnie niepokoisz?”. „Powoli, najpierw ja cię o coś zapytam. Kim jest ten typ? Widziałem go już raz z Emirhanem”. „Nie twój interes!”. „Wszystko, co związane z tobą, jest moim interesem. Dokąd chodzisz i z kim rozmawiasz. Wszystko, rozumiesz?!”.

„Ja dla ciebie nie istnieję!” – mówi stanowczo Julide. – „Nie możesz już ingerować w moje życie”. „Zapomniałaś już, że jesteś matką mojego syna? Jak mam nie ingerować?”. „Emirhan także dla ciebie nie istnieje! Emirhan nie ma takiego ojca, jak ty”. „Przestań! Nie doprowadzaj mnie do szału! Emirhan jest moim synem. Moją duszą i moją krwią!”. „I dalej mówisz, że jesteś jego ojcem? Czy ojciec może chcieć zabić swoje dziecko?! Próbowałeś zabić swojego syna, gdy był jeszcze w kołysce! Prawie ci się udało! Mój syn walczył w szpitalu przez tydzień! Czy wiesz, co przeżyłam podczas tych siedmiu dni? Lekarz powiedział mi, żebym była gotowa na wszystko. Nie mogłam złapać tchu, kiedy usłyszałam, że mogę go stracić”.

„Modliłam się do Boga, żeby mnie zabrał, a żeby nic nie stało się Emirhanowi” – kontynuuje Julide. – „Bez zawahania oddałabym życie dla mojego dziecka. A ty zrobiłbyś to? Jeszcze bezwstydnie przychodzisz i mówisz, że jesteś jego ojcem! Ktoś, kto próbuje zabić swoje dziecko, nie jest ani ojcem, ani człowiekiem!”. „Dziewczyno! Czy on umarł? Nie, jest cały i zdrowy!”. „Posłuchaj mnie, nie ma dla ciebie miejsca w moim życiu! Zrozumiałeś?! A jeśli dalej będziesz krążył jak jastrząb wokół nas, to uzyskam sądowy zakaz zbliżania się do nas”. „Żaden sąd nie może oddzielić mnie od mojego syna! Ani od mojej żony!”.

„Nie jestem już twoją żoną!” – odpowiada kobieta. – „Nie masz prawa tak mnie nazywać! Ani w świetle prawa, ani przed Bogiem! Będziesz trzymał się z dala od Emirhana!”. „Posłuchaj, Julide, będziesz tego żałować. Jeśli zajdzie potrzeba, użyję całej swojej siły! Nie zostawię ci Emirhana! Zabiję go, ale go tobie nie zostawię! I mogę tak samo zmiażdżyć tego typa! Wiedz o tym!”. „Myślisz, że mnie wystraszysz? Zostałeś zwolniony warunkowo z więzienia, tak?”. „Co ci do tego?”. „Wystarczy moja jedna skarga. Jedna jedyna skarga, a wrócisz do więzienia! Zapamiętaj to sobie dobrze. A teraz zjeżdżaj stąd i nie pokazuj mi się więcej!”.

„Ach, Julide, nie zrozumiałaś mojej życzliwości” – mówi Tufan. – „Ale jak sobie chcesz. Teraz zacznie się prawdziwa wojna. Sprawię, że będziesz pokutować! Będziesz pokutować jak pies, rozumiesz?!”. Mężczyzna odchodzi. W następnej scenie widzimy, jak Safak pochyla się nad siedzącą na chodniku Julide. „Dlaczego tu siedzisz?” – pyta. – „Czy coś się stało?”. „Nie miałeś być na spotkaniu?” – pyta zaskoczona kobieta. „Ja… Martwiłem się o ciebie. Chciałem cię zobaczyć. Wszystko w porządku?”. „Cóż, właściwie…”. „Julide, nie strasz mnie. Jesteś chora?”. „Nie, nie jestem. Zeszłej nocy słabo spałam i trochę boli mnie głowa”. „Jesteś pewna? Słuchaj, jeśli jest coś innego…”. „Naprawdę wszystko w porządku. Nic mi nie jest”.

„Odprowadzę cię do sklepu” – oznajmia Safak. – „Nie chcę słyszeć odmowy”. „Ale spóźnisz się na spotkanie”. „To nie ma znaczenia. Nic nie jest ważniejsze od ciebie”. Akcja przenosi się do rezydencji. Macide, Kerem i Humeyra są gotowi do wyjazdu do firmy. Gdy wychodzą z posiadłości, robią zaskoczone miny. Na podjeździe czeka bowiem… Levent. „Wróciłeś” – mówi Humeyra, podchodząc do ochroniarza. „Od teraz będziemy spokojni” – mówi Macide. – „Zaopiekujesz się moją córką, a my nie będziemy musieli się martwić”. „Wiedziałam od początku, że zaakceptuje naszą ofertę” – szepcze Humeyra do brata. Następnie zajmuje miejsce na tylnej kanapie samochodu Leventa.

Akcja przenosi się do firmy. W sali konferencyjnej wszystko jest już gotowe do zebrania udziałowców. W środku znajdują się Akin i Mahir. „Jestem trochę zdezorientowany” – oznajmia stażysta. „Dlaczego?” – pyta dyrektor. „Mahir, jesteś dla mnie jak straszy brat, bardzo cię cenię i wiem, że Haktanirowie sprawili ci wiele bólu, ale… Tak się zastanawiam, może oni są jednak dobrymi ludźmi? Wszyscy bardzo ich szanują. Zwłaszcza pana Kerema”. „Nie ulegaj pozorom. Ci ludzie wiedzą, jak zaślepić innym oczy. Czy nie wiesz, co oni mi zrobili? Nie wybaczę im tego”. „Co więc teraz zrobimy?”. „My nic. Teraz jest czas na innych”. „Jak to?”. „Poczekaj, a zobaczysz, mój bracie.” – Mahir klepie Akina po ramieniu i odchodzi. Co takiego zrobili mu Haktanirowie? Czy mężczyzna ma coś wspólnego z Kiymet?

Obowiązuje całkowity zakaz kopiowania streszczeń na inne strony! Za łamanie praw autorskich grozi odpowiedzialność karna.

Podobne wpisy