Alper wiesza naszyjnik na szyi Hulyi.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 213 – szczegółowe streszczenie

W domu Bulenta rozlega się nagły dźwięk dzwonka. Po wszystkim, co się ostatnio wydarzyło, Feraye otwiera drzwi z sercem podchodzącym do gardła. Spodziewa się policji, może nawet złych wiadomości… Tymczasem przed progiem stoi Ege. Widok chłopaka przynosi jej ulgę, ale nie uspokaja do końca roztrzęsionego serca.

– Wszystko w porządku? – pyta Ege z widoczną troską w oczach.

– Tak… chyba po prostu jestem wykończona tym wszystkim, co się wydarzyło – odpowiada cicho Feraye, próbując się uśmiechnąć, choć w jej głosie pobrzmiewa drżenie.

– Ragip nie żyje – mówi nagle chłopak. – Już nikomu nie zrobi krzywdy.
– Co? Jak to? – Feraye prostuje się gwałtownie. – W jaki sposób zginął? Rozmawiałeś z policją?
– Tak. Byli w szpitalu. Przyszedłem właśnie, żeby o tym porozmawiać z tobą osobiście.

W tym momencie do przedpokoju wpada Melis. Z radością rzuca się narzeczonemu na szyję, zasypując go słodkimi słówkami. Ege jednak stanowczo ją ignoruje. Odwraca się od niej i pomaga Feraye przejść do salonu.

– Co się znowu stało? – warczy Melis, zniecierpliwiona. – To przez Zeynep, prawda?

– Nie. Tym razem nie chodzi o Zeynep – mówi Ege poważnie, a jego ton sprawia, że Melis zamiera. – Chodzi o Ragipa. Mam wrażenie, że nic o tym nie wiesz. Został odnaleziony.

Melis sztywnieje.
– Znaleziony? – pyta cicho, jakby to słowo paliło ją w gardło. – Czy… zaczął mówić? Co powiedział?

– Nic nie powiedział – odpowiada Ege, robiąc znaczącą pauzę. – Bo znaleziono go martwego.

Melis gwałtownie blednie. Nogi się pod nią uginają, opada na kanapę, jakby świat właśnie się zakończył. Feraye natychmiast obejmuje jej twarz dłońmi.

– Melis! Córko, co się dzieje? Oddychaj, słyszysz mnie?

Ciało dziewczyny drży. W oczach staje jej obraz tamtego feralnego momentu: Ragip, upadający po jej pchnięciu, uderzenie w głowę, metaliczny dźwięk garnka, a potem – przerażająca cisza i kałuża krwi, która rosła z każdą sekundą.

Ege rzuca się do kuchni po szklankę wody. Zachowanie narzeczonej niepokoi go coraz bardziej. Jej przerażenie wydaje się… zbyt prawdziwe. Zbyt osobiste.

Melis w salonie próbuje opanować panikę. Serce bije jej jak młot. Wie, że czas się kończy. Jeśli nie ucieknie teraz, ani się obejrzy, a na jej rękach znajdą się kajdanki. Wstaje i z udawaną złością rzuca:

– Nie muszę tego słuchać! – po czym ucieka do swojego pokoju.

Wewnątrz panuje chaos. Drżącymi dłońmi chwyta wcześniej przygotowaną torbę. Schodzi po schodach niemal bezszelestnie, starając się nie zwrócić na siebie uwagi. Już, już ma się wymknąć, gdy nagle…

Jej dłoń zatrzymuje się na klamce.

Drzwi otwierają się, zanim zdąży je otworzyć. A w progu staje kobieta – zupełnie jej nieznana.

– Kogo szukasz? – pyta Melis, próbując brzmieć pewnie, choć jej głos ledwo wydobywa się z gardła.
– Ciebie, Melis Guralp – odpowiada stanowczo kobieta, pokazując odznakę. – Jestem inspektor Cansu.

Jej wzrok pada na torbę, którą Melis ściska kurczowo w rękach. Przez chwilę zapada cisza. Ale wszystko jest już jasne. Wie, że dziewczyna zaplanowała ucieczkę.

W salonie Feraye i Ege słyszą głosy przy drzwiach. Odwracają się w tamtą stronę. W powietrzu unosi się napięcie tak gęste, że można by je kroić nożem.

Melis wie, że nie ma już odwrotu.

***

Belkis i Arda idą alejką, zmierzając w stronę szpitala. Kobieta aż kipi z frustracji.

– Mam już tego serdecznie dość! – wybucha Belkis. – Jeśli Melodi tam będzie, przysięgam, że połamię jej nogi! Co to za rodzinna obsesja na punkcie Zeynep?!

– Ciociu, proszę cię, nie przesadzaj… – próbuje ją uspokoić Arda.

– Nie przesadzam! – rzuca gniewnie. – Ty z jednej strony, Ege z drugiej, teraz jeszcze Melodi! Wszyscy jak jeden mąż gotowi wskoczyć za Zeynep w ogień!

W tym momencie ich uwagę przykuwa ruch przed wejściem do szpitala. Gonul wychodzi na zewnątrz, lekko utykając. Zaraz za nią biegnie Bulent. Belkis chwyta Ardę za rękaw i wciąga go do bocznej alejki, by nie zostali zauważeni.

Gonul potyka się i z trudem łapie za kostkę. Bulent natychmiast ją podpiera i pomaga dojść do swojego auta, obejmując ją delikatnie w talii.

– Zakłamany zdrajca… – syczy przez zaciśnięte zęby Belkis.

– Na litość boską, ciociu. To wujek Bulent. Nie wierzę, żeby zrobił coś niehonorowego – mówi cicho Arda, niepewny, czy bardziej próbuje przekonać ją, czy siebie samego.

– W tych czasach żadnemu mężczyźnie nie można ufać! – odpowiada ostro Belkis. – Jedziemy za nimi!

Natychmiast zatrzymuje przejeżdżającą taksówkę i rzuca do kierowcy:
– Śledź ten samochód, ale dyskretnie!

Po kilku minutach docierają pod dom Gonul. Z ukrycia obserwują, jak Bulent pomaga kobiecie dojść do drzwi, cały czas trzymając ją za ramię i wspierając.

Belkis chce nagrać ten moment telefonem. Niestety, trzyma urządzenie do góry nogami, zasłaniając przy tym obiektyw ręką.

– Ciociu, co ty robisz? – pyta zdziwiony Arda.
– Dokumentuję zdradę na gorącym uczynku! – mówi z zapałem. – Muszę pokazać Feraye, z kim naprawdę ma do czynienia.

– Ale przecież źle trzymasz telefon…
– No tak, dlatego ten obraz był taki ciemny… – mruczy, poprawiając chwyt. – Gdzie oni są?

– Już weszli do środka.
– W takim razie ruszamy. Trzeba ich zaskoczyć!

***

W salonie Gonul siedzi na wersalce z nogą opartą na poduszce. Bulent klęczy obok i delikatnie wciera maść w jej kostkę. Kobieta krzywi się z bólu, ale też spogląda na niego z wdzięcznością.

Nagle zrywa się lekko i patrzy przez okno.

– Słyszałam coś… Tam ktoś był! – mówi przestraszona.
– Co się stało? – Bulent szybko odwraca się za siebie.

– Ktoś nas obserwował. Nie wiem kto, ale widziałam telefon – był skierowany prosto na nas!

Bulent wstaje gwałtownie i rzuca się do drzwi. Gdy wychodzi, jego oczy rozszerzają się ze zdumienia.

– Belkis?! – wykrzykuje z niedowierzaniem.

– Tak, to ja! – odpowiada triumfalnie kobieta, unosząc telefon jak dowód koronny. – I wszystko widziałam, ty łajdaku! Nie wstyd ci? Feraye jeszcze nie otrząsnęła się po tragedii, a ty już tulisz się do innej!

– Nie robię nic haniebnego! O czym ty bredzisz?! – Bulent próbuje zachować spokój.

Ale Belkis już eksplodowała. Chwyta leżącą przy ścianie pustą plastikową butelkę i zaczyna nim okładać Bulenta po plecach i ramionach. Ciosy są lekkie i bez skutku, ale determinacja kobiety poraża.

– Uspokój się, Belkis! Co ty wyprawiasz?! – woła Bulent, odsuwając się.
– Jak mogłeś to zrobić Feraye?! Bądź przeklęty! Ty… ty łajdaku bez serca!

W tej samej chwili Gonul wychyla się zza drzwi, blada i zdezorientowana. W powietrzu unosi się napięcie – jak przed burzą, która dopiero ma nadejść…

***

Alper nie przestaje zabiegać o Hulyę. Mimo chłodu z jej strony, nie traci nadziei. Wysyła wiadomość z propozycją spotkania w parku. Krótka treść, ale napisana z wyczuciem: „Przyjdź. Chcę ci coś powiedzieć. Tylko ty i ja.”

Hulya długo wpatruje się w ekran, zanim wzdycha i kieruje się do kuchni, gdzie Sila właśnie nalewa sobie wody.

– Potrzebuję twojej pomocy – mówi cicho, ale stanowczo.
– Co się stało? – pyta Sila z troską.

– Posłuchaj. Powiesz wszystkim, że masz coś do załatwienia. Wyjdziemy razem, nikt się nie zorientuje. Wracamy, zanim Kuzey zacznie zadawać pytania.

Sila kiwa głową, choć nie do końca rozumie, o co chodzi. Zanim jednak zdąży dopytać, zza rogu korytarza wyłania się Kuzey. Usłyszał swoje imię. Zatrzymuje się w cieniu, niepostrzeżenie. Słowa siostry sprawiają, że jego twarz staje się kamienna. Czuje, że coś się szykuje.

– Jeśli wyjdziemy razem, nikt nie zwróci uwagi – dodaje Hulya, nieświadoma obecności brata.

***

Kuzey rusza ich śladem. Z ukrycia obserwuje, jak Hulya i Sila opuszczają dom. Ich kroki prowadzą prosto pod bramę parku, gdzie na ławce czeka Alper. Serce prawnika bije coraz mocniej. Dotąd podejrzewał, że Sila coś ukrywa – może nawet spotyka się z Alperem. Ale to, co widzi, odbiera mu mowę.

Hulya zatrzymuje się przy Alperze. Sila zostaje z tyłu, jakby tylko odprowadzała kobietę. A wtedy dzieje się coś, czego Kuzey się nie spodziewał. Hulya pozwala Alperowi się objąć.

– Co, do diabła…? – szepcze wstrząśnięty. – Co tu się wyprawia?

***

Hulya i Alper idą głębiej w park, aż znikają z oczu przypadkowych przechodniów. Cisza, przerywana jedynie szelestem liści, otula ich jak sekret.

– Dlaczego nie odpisałaś mi na „dzień dobry”? – pyta Alper z żalem. – Wczoraj też napisałem dobranoc. Nawet jednej odpowiedzi. – Chwyta jej dłonie. – Ale widzę to w twoich oczach. Ty też coś czujesz. Nie zaprzeczaj.

Z kieszeni wyciąga małe pudełeczko. W środku lśni skromny naszyjnik z motywem skrzydeł anioła.

– Zobaczyłem go w sklepie i pomyślałem o tobie. Nie jest drogi, ale chciałem, żebyś go miała. Chciałem zobaczyć go na twojej szyi. Ale masz rację. Jestem tylko kierowcą. Ty jesteś panią domu. Jesteśmy z dwóch różnych światów.

Robi krok w tył.

– Dobrze… Zrobię, jak mówisz. Nie będę ci więcej przeszkadzał. Zachowaj to. Nie dla mnie – dla siebie. Wystarczy, że będziesz wiedziała, że gdzieś na tym świecie bije dla ciebie serce.

Wręcza jej kluczyk.

– Odchodzę. Nie mogę już dłużej pracować w tym domu.
– Co?! Dlaczego?

– Bo nie umiem być obok ciebie, nie mogąc cię dotknąć. Zakochałem się w tobie, Hulyo. Od pierwszego spojrzenia.

Kobieta milczy, zaskoczona. Przez chwilę w jej oczach widać wewnętrzną walkę.

– Nie możesz odejść… Przecież mówiłeś, że nie masz gdzie iść. Że potrzebujesz tej pracy.

– Nadal nie mam. Ale to już nieistotne. Nawet jeśli będę spał pod gołym niebem, miłość do ciebie będzie mnie ogrzewać bardziej niż jakikolwiek dach. Żegnaj, piękna.

Odwraca się i odchodzi. Zaledwie kilka kroków dzieli go od zniknięcia wśród drzew. I wtedy…

– Arif! – rozlega się ciche, poruszone wołanie.

Dokładnie tak, jak zaplanował. Jego imię pada z jej ust. Głos drży, jakby uruchomiła coś, czego nie potrafi już zatrzymać. Alper zatrzymuje się, ale nie odwraca.

Za jego plecami Hulya stoi nieruchomo. Jej duma pęka, emocje zalewają serce.

– Ja… – zaczyna cicho. – Ja też cię pragnę.

Alper powoli się odwraca. Ich spojrzenia się spotykają. Nie potrzeba już żadnych słów. Wszystko zostało powiedziane – między spojrzeniem a ciszą.

***

Sila rzuca się za Kuzeyem, próbując go powstrzymać.

– Kuzey, proszę, nie rób tego! – woła, chwytając go za ramię. – To nie jest dobry moment!

Ale on nie słucha. Odrzuca jej dłoń i z determinacją rusza przed siebie. Przekracza bramę parku… i nagle staje w miejscu, jakby został porażony piorunem.

Zaledwie kilka kroków przed nim – Alper stoi blisko Hulyi. Bardzo blisko. Zbyt blisko. W jego dłoniach błyszczy naszyjnik, który z niezwykłą delikatnością zawiesza na szyi jego siostry. Palce muskają jej skórę, gesty są pełne czułości. Ich spojrzenia stapiają się w jedno, jakby świat wokół przestał istnieć. Są zanurzeni w sobie nawzajem, jakby byli jedynymi ludźmi na ziemi.

Miłość aż wisi w powietrzu – młoda, żywa, nieposkromiona. Prawie niewinna, a zarazem niezwykle zmysłowa.

– Kocham cię, Hulyo – mówi Alper cicho, lecz z pasją, ujmując jej dłoń i przyciskając ją do swojego serca. – Kocham cię jak szalony!

Dla Kuzeya czas się zatrzymuje.

Mięśnie jego twarzy napinają się, szczęka zaciska. Czoło przecina głęboka bruzda, a spojrzenie staje się lodowate. Wszystko w nim wrze – jak lawa gotowa do erupcji. Widok siostry w ramionach Alpera działa na niego jak cios w brzuch. Jego siostra. Jego dom. I ten chłopak, któremu dał dach nad głową…

Złość miesza się z niedowierzaniem. Serce bije mu jak oszalałe. W jego oczach rodzi się burza.

Jeszcze chwila – i wybuchnie. Armagedon jest tuż, tuż…

Kiedy i gdzie zostanie wyemitowany odcinek 213. „Miłości i nadziei”?

Odcinek 213. serialu „Miłość i nadzieja” (oryg. Aşk ve Umut) zadebiutuje na antenie TVP2 w czwartek, 12 czerwca, o godzinie 17:20. Aby zobaczyć więcej streszczeń tego serialu, kliknij tutaj: Miłość i nadzieja streszczenia.

Podobne wpisy