Ragip z zaskoczeniem wpatruje się w Zeynep, odwróconą do niego plecami.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 215 – szczegółowe streszczenie

Belkis nadal podsłuchuje rozmowę Bülenta i Gönül w pokoju.

– Tak, kocham cię – mówi mężczyzna z wyraźnym napięciem w głosie. – Ale kocham cię, bo jesteś matką mojej córki. Posłuchaj mnie uważnie, Gönül. Martwię się tylko o Zeynep. Tylko to się dla mnie liczy – jej szczęście, jej spokój, jej przyszłość.

– Wiem, Bülencie – odpowiada cicho Gönül, ledwie powstrzymując drżenie głosu. – Inaczej być nie może. Nasze przeznaczenie zostało zapisane gdzieś dawno temu. Może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie twoja siostra… To ona stanęła między nami. Gdyby nie ona, Zeynep nie musiałaby dorastać bez ojca. Oszczędzono by nam tylu cierpień.

Za drzwiami Belkis wstrzymuje oddech. Jej oczy błyszczą z zaskoczenia.
– A więc to siostra Naciye ich rozdzieliła – szepcze do siebie z niedowierzaniem.

– Przepraszam – mówi Bülent, jego głos staje się bardziej miękki. – To prawda, moja siostra nas rozdzieliła, ale Zeynep to nasza córka. Nie możesz już sama decydować o jej przyszłości. Spotkałem ją ponownie po latach. Teraz musimy podejmować decyzje razem. Proszę, nie oddzielaj mnie od niej.

Belkis wycofuje się po cichu z korytarza, zapominając o zgubionej w pokoju bransoletce. Teraz to bez znaczenia – zdobyła coś o wiele cenniejszego: prawdę.

Idąc przez podwórko, szeptem powtarza:
– To Naciye ich rozdzieliła… Ale ich uczucia nadal żyją. Niestety…

***

Hülya i Sıla wracają do domu po szczerej rozmowie w parku.

Wnętrze domu wydaje się spokojne, choć jeszcze niedawno rozgrywała się tu brutalna scena. Bahar zmyła krew z podłogi i starannie uporządkowała każdy ślad. Mimo to w powietrzu wciąż unosi się napięcie.

– Mamo, co tu się stało? – pyta zaniepokojona Hülya.

– Nic wielkiego – odpowiada Naciye, z wymuszonym uśmiechem. – Trochę posprzątałyśmy. Mop, odkurzacz… Zmęczyłam się trochę. – Szybko zmienia temat: – A jak minął ci spacer? Byłaś na plaży?

– Było w porządku, mamo… – odpowiada Hülya, ale nie daje się zwieść.

W drzwiach pojawia się Kuzey. Rzuca znaczące spojrzenie Sıli i ruchem głowy daje znak, by poszła za nim. W gabinecie mówi bez owijania w bawełnę:

– Dałem tej szumowinie nauczkę, zanim wróciłyście. Od teraz nie zbliży się nawet do tego domu. Moja siostra niczego się nie dowie, jasne? Nie widziałaś, nie słyszałaś. Jeśli jeszcze raz spróbuje się do niej zbliżyć – natychmiast mi powiesz. A jeśli Hülya zacznie pytać, powiemy, że po prostu odszedł.

– Tylko nie zostawiaj jej samej, dobrze? – prosi cicho Sıla. – Hülya potrzebuje teraz miłości. I to dużo…

***

Ragıp powoli odzyskuje przytomność w szpitalnym łóżku. Otwiera oczy, z trudem łapiąc ostrość. Światło jarzeniówki razi go w oczy, a w głowie czuje pulsujący ból.

Zdezorientowany, rozejrzał się po pomieszczeniu. Przez chwilę nie wiedział, gdzie jest ani jak się tu znalazł. Unosi dłoń do głowy i dotyka plastra – chłodny opatrunek przywraca mu strzępy pamięci. Coś się wydarzyło…

Ostrożnie zsuwa nogi z łóżka i wsuwa stopy w szpitalne kapcie. Jego ruchy są powolne, ale zdeterminowane. Drżąc lekko, podnosi się i wychodzi na korytarz, chwytając się ściany dla równowagi.

Na końcu korytarza dostrzega Zeynep. Siedzi na krzesełku obok Yildiz i zajada się dolmą, nieświadoma jego obecności. Ich śmiech, cichy i niewinny, kontrastuje z burzą, która rozpętała się w jego wnętrzu.

Ragıp zamiera. W jego oczach pojawia się cień – ciemny, niepokojący błysk. Patrzy na nią, jakby czas na chwilę się zatrzymał.

Szeptem, niemal do siebie, mówi:
– Pojawiłaś się znikąd… znowu… Ale tym razem… tym razem dokończę to, co zacząłem.

Na jego twarzy pojawia się złowrogi półuśmiech. Powoli cofa się w cień, tak by nikt go nie zauważył. W jego spojrzeniu nie ma już zagubienia – jest tylko chłodna determinacja.

***

Akcja przeskakuje do następnego dnia. W łazience panuje cisza, przerywana jedynie odgłosem kapiącej wody. Sıla otula się szlafrokiem po prysznicu, poprawia włosy przed lustrem, gdy nagle słyszy cichy dźwięk – ktoś porusza klamką drzwi.

Zmarszczyła brwi, zaniepokojona.

– Mamo? – rzuciła ostrożnie.

Brak odpowiedzi.

– Bahar, to ty?

Otwiera drzwi i zastyga.

– Alper?! Co ty tu robisz?

– Zrujnowałaś mi życie, Sıla – mówi chłodno, jego wzrok pełen jest mroku. – To koniec. Moja droga się tu kończy.

Zanim dziewczyna zdąży zareagować, Alper brutalnie popycha ją z powrotem do środka i zamyka drzwi. Twarzą w twarz, dzieli ich ledwie kilka centymetrów. Jego oddech jest ciężki, a w oczach błyszczy coś niepokojącego.

***

Tymczasem Cavidan obserwuje scenę, stojąc na schodach. Jej spojrzenie staje się zimne, usta zaciśnięte w cienką linię.

– Teraz ci pokażę, panno Sılo – syczy przez zęby.

Nagle pochyla się nad balustradą i woła:
– Hülyo! Przyjdź tu szybko!

Siostra Kuzeya zjawia się natychmiast.

– Co się stało?

– Nie spałam całą noc – odpowiada Cavidan z udawaną troską. – Coś mnie dusiło w środku. To przez Silę i Arifa… Ona coś knuje za twoimi plecami.

Prowadzi Hülyę do kuchni. Gdy są już same, Cavidan wbija w nią spojrzenie.

– Powiedz mi wreszcie, co Sıla ma wspólnego z Arifem? – nalega Hülya. – Przecież wiem, że Arif odszedł z pracy, ale co to ma wspólnego z nią?

– Hülyo… Arif wcale nie przestał pracować. Wczoraj Kuzey go pobił.
– Co?!

– Poszedł za tobą. Nie wiem, co Sıla mu powiedziała, ale potem wezwał Arifa do domu. Krzyczał na niego, bił… A on – ten biedny chłopak – powiedział tylko, że cię kocha i ma wobec ciebie poważne zamiary. Kuzey nie chciał słuchać. Widział tylko złość. Powiedział, że jeśli Arif pojawi się tu jeszcze raz, to go zabije.

Cavidan chwyta dłoń Hülyi. Jej głos łagodnieje.

– Uważaj, Hülyo. Arif cię naprawdę kocha. Jeśli ty też coś do niego czujesz… nie odrzucaj tej miłości.

***

Kamera wraca do łazienki. Sıla, z oczyma rozszerzonymi od strachu, stara się zachować zimną krew.

– Alper, wynoś się stąd! – mówi stanowczo. – Wyjdź, bo zacznę krzyczeć!

– Krzycz, ile chcesz – rzuca pogardliwie. – I tak nie mam już nic do stracenia. Spójrz na mnie. Widzisz, co ze mną zrobił Kuzey? Prawie mnie zabił – z twojego powodu!

– Nic ci nie zrobiłam…
– To ty powiedziałaś mu, że zbliżyłem się do Hülyi, prawda?
– Nie… To nie tak…

– Ostrzegałem cię, żebyś nie mieszała się do mojego życia. Mówiłem, że o tobie zapomniałem, ale ty najwyraźniej nie zrozumiałaś.

– Alperze… proszę, odejdź. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
– Ale ja chcę czegoś od ciebie. I dostanę to.

Robi krok w jej stronę, zmuszając ją do cofnięcia się aż pod kabinę prysznicową. Jego głos staje się lodowaty.

– Chcę Hülyi, Sılo. Zdobędę ją. A ty mi w tym pomożesz.

– Nigdy! – wybucha Sıla, zbierając w sobie odwagę. – Nie zamierzam ci w niczym pomagać!
– Dlaczego? Jesteś zazdrosna? Dlatego kazałaś Kuzeyowi mnie pobić? Nadal o mnie myślisz?

Sıla patrzy na niego z pogardą. Nie odpowiada, tylko gwałtownie wymija go i otwiera drzwi.

Wychodzi z łazienki w pośpiechu i prawie wpada na Kuzeya, który właśnie przechodził korytarzem. Ich spojrzenia się spotykają – a w jej oczach widać niepokój, strach i coś jeszcze… niewypowiedziane ostrzeżenie.

***

Bülent siedzi na sofie, trzymając w ręce tost i powoli przeżuwając każdy kęs. Feraye siada obok niego. Choć dzieli ich tylko kilka centymetrów, atmosfera między nimi jest napięta jak struna.

– Moja miłość do ciebie… wcale nie osłabła – odzywa się w końcu mężczyzna, ujmując jej dłoń z delikatnością. – Tak naprawdę… kocham cię dokładnie tak samo jak wtedy, gdy pierwszy raz na ciebie spojrzałem.

Feraye wpatruje się w niego z niedowierzaniem.
– Naprawdę? Zupełnie tego nie pokazujesz.

Bülent westchnął, jakby jego serce było cięższe z każdą sekundą.

– Słuchaj… Czasem czuję się jak dowódca po przegranej bitwie. Jakbym stracił setki żołnierzy… jeden po drugim.

– Czyli jesteś na wojnie? Ale z kim? Z nami?

– Nie, Feraye… – jego głos staje się cichszy, pełen skruchy. – Nigdy z tobą. Walczę z własnymi błędami. Z tym, co zrobiłem źle. Z tym, czego nie umiałem ochronić.

– A przecież właśnie po to się pobraliśmy, prawda? Żeby razem znosić trudy, pokonywać przeszkody, wspólnie iść przez życie.

– Wiem. I uwierz mi… gdyby nie ty, byłbym zgubiony. Ty jesteś moją siłą. Moją latarnią w nocy.

– Tylko… dlaczego tego nie pokazujesz? – Feraye spuszcza wzrok. – Mam wrażenie, że odsunąłeś się ode mnie. Że sam prowadzisz tę walkę, nie zostawiając mi nawet miejsca na twoim polu bitwy. A ja też czuję się samotna.

Bülent przyciąga ją bliżej.

– Nie jesteś sama, kochanie. Jestem tutaj… całym sobą. Obok ciebie.

– Ale ja tego nie czuję – odpowiada szeptem. – My oboje jesteśmy samotni, Bülencie. A przecież jeśli nie chcemy się tak czuć… musimy znowu zacząć być jednością. Musimy być zespołem.

Mężczyzna kiwa głową z cichym „tak”, niemal nie słyszalnym.

Feraye sięga po jego tost, jakby to był gest pojednania. Gryzie chrupiący kęs i uśmiecha się z lekkim przekąsem.

– Naprawdę sporo tej soli dodałeś – mówi z czułością.

– To wypij trochę soku pomarańczowego – odpowiada, podając jej szklankę. – Chcesz, żebym zrobił ci nowy?
– Nie, jestem na diecie – śmieje się cicho.

Bülent otacza ją ramieniem i składa czuły pocałunek na jej głowie. I przez moment, mimo trudnych słów i stłumionych żalów, między nimi znowu zapanowuje cisza – tym razem dobra. Taka, która daje nadzieję.

***

Sila upina włosy przed lustrem. W powietrzu unosi się zapach jej perfum, a w tle słychać delikatne tykanie zegara. Nagle drzwi otwierają się z hukiem — do pokoju wpada Hulya, roztrzęsiona, z oczami pełnymi gniewu.

– Dlaczego mi to zrobiłaś?! – wykrzykuje z żalem, który niemal rozdziera ciszę.
– Siostro? – Sila odwraca się zaskoczona, zupełnie nie rozumiejąc, co się dzieje.

– Nie nazywaj mnie tak! – Hulya zaciska dłonie w pięści. – Powiedz mi, czego chcesz ode mnie? Czego chcesz od Arifa?

– Hulyo… ja nic nie zrobiłam. O co ci chodzi?

– Nie kłam! Zwierzyłam ci się. Mówiłam ci o wszystkim, ufałam ci jak nikomu, a ty… – głos Hulyi załamuje się – a ty wbiłaś mi nóż w plecy.

– To nieprawda! Nigdy bym cię nie skrzywdziła.

– Naprawdę? Kuzey zobaczył mnie z Arifem. Wściekł się. Sprowadził go do domu i skatował tak, że ledwo oddychał. A on… mimo bólu, mimo wszystkiego, co przeszedł, powiedział tylko jedno: że mnie kocha. – Hulya ociera łzy z policzka. – Dlaczego nie przyszłaś do mnie? Dlaczego nie powiedziałaś mi, że masz z tym jakiś problem?

– Bo nie mam! – Sila mówi stanowczo, ale w jej oczach pojawia się błysk bólu. – Chciałam tylko, żebyś była szczęśliwa. Zrobiłam wszystko, żeby cię uchronić. Żebyś nie cierpiała.

– Uchronić? Przed czym?! – Hulya niemal krzyczy. – Znasz go? Wiesz, kim jest? To dobry człowiek. A ty… ty zachowałaś się tak, jakbyś chciała nas rozdzielić. Dlaczego? Masz coś do mnie? Czy może… do niego?

W tym momencie rozlega się dzwonek telefonu Sili. Dziewczyna nerwowo sięga po komórkę, ale Hulya jest szybsza. W mgnieniu oka trzyma telefon w dłoni.

– Arif?! – syczy z niedowierzaniem. – Dlaczego on dzwoni do ciebie? Skąd ma twój numer? Odpowiedz mi! Co was łączy? Co się dzieje między wami?!

– Nic… Hulya, przysięgam, że nic…

Ale Hulya już jej nie słucha. Przesuwa palcem po ekranie i odbiera połączenie, włączając tryb głośnomówiący. Z głośnika rozlega się głos mężczyzny. Kamera przenosi nas do ogrodu – tam, przy ławce, siedzi Arif obok Cavidan.

– Halo, Sila? – mówi z nadzieją. – Dostałem twój numer od twojej mamy. Jest teraz ze mną… zrobiło jej się mnie żal. Nie mogłem zadzwonić do Hulyi – bałem się, że pan Kuzey się dowie. Proszę, błagam… pomóż nam. Jestem w ogrodzie. Powiedz jej, że tu czekam. Ale proszę – tym razem nic nie mów jej bratu. Niech Hulya przyjdzie… muszę ją zobaczyć.

Cisza. Napięcie sięga zenitu.

– Arifie… – mówi nagle Hulya, patrząc w telefon. – Jestem tutaj.

– Hulya?! – Arif z trudem łapie oddech, udając zaskoczenie. – Błagam cię… przyjdź. Nie mogę żyć bez ciebie. Proszę…

Kamera zatrzymuje się na twarzy Hulyi. Jej oczy są pełne łez, ale i determinacji. Gdy znów spojrzy na Silę, w jej spojrzeniu nie ma już tylko złości. Jest żal. Rozczarowanie.

***

Ragip uchyla drzwi do sali szpitalnej. Dostrzega Zeynep – leży spokojnie, pogrążona we śnie. Powoli, niemal bezgłośnie, wchodzi do środka. Przystaje przy jej łóżku. Na jego twarzy maluje się złowrogi spokój.

– Jesteś naprawdę piękna, Zeyno… – szepcze, wpatrując się w jej twarz. – I warta każdej monety, którą za ciebie dostanę.

Wyciąga z kieszeni chusteczkę, mocno nasączoną eterem. Zbliża ją do twarzy dziewczyny, gdy nagle… rozlega się pukanie do drzwi. Ragip zamiera. Przez sekundę szuka drogi ucieczki, po czym rzuca się na kolana i błyskawicznie chowa pod łóżkiem.

Drzwi się otwierają. Wchodzi Ege. W tym samym momencie Zeynep otwiera oczy.

– Dzień dobry, piękna – mówi z szerokim uśmiechem, siadając przy jej łóżku. – Wszystko w porządku?
– Tak… – odpowiada Zeynep, nieco zdezorientowana. – Chociaż przez chwilę miałam wrażenie, że… ktoś tu był.

– Nikogo nie ma. Tylko ja – zapewnia spokojnie.

Kamera robi zbliżenie na Ragipa skulonego pod łóżkiem. Mężczyzna zaciska zęby i z kpiącym uśmiechem nasłuchuje rozmowy.

Ege siada obok, ale jego uśmiech blednie. Zeynep przygląda mu się z uwagą.

– Wychodzę dzisiaj, prawda? – pyta z nadzieją w głosie.
– Tak, lekarz mówił, że jesteś gotowa do wypisu.

– Wydajesz się spięty – zauważa dziewczyna. – Żałujesz, że wychodzę?
– Żartujesz? – uśmiecha się krótko. – Jak mógłbym…

– Ale serio, coś jest z tobą nie tak. Co się dzieje, Ege?

Chłopak spuszcza wzrok. Po chwili zbiera się w sobie.
– Ragip…

– Przecież… on nie żyje. Powiedzieli mi, że nie żyje!

– Wszyscy tak myśleli – mówi cicho. – Ale to nieprawda. Ragip żyje.

Zeynep zamarza. Jej oczy rozszerzają się ze strachu. Oddech przyspiesza.
– Co… co ty mówisz?

– Przy zmarłym znaleźli jego dowód. Ale to nie był on. To ktoś inny…
– Czyli… on cały czas jest na wolności? – szepcze z trudem, jakby brakowało jej powietrza.

Ege ujmuje jej dłoń i ściska ją mocno.

– Tak, ale nie pozwolę, żeby cię skrzywdził. Jestem tutaj. Nie odpuszczę. Nie zostawię cię samej, Zeynep. Przysięgam.

Pod łóżkiem Ragip mruży oczy, obserwując ich splecione dłonie. W jego spojrzeniu pojawia się zimna, niebezpieczna determinacja.

***

Belkis wpada do domu Feraye bez zapowiedzi. W jej oczach widać niepokój, a ton głosu od razu zdradza, że przynosi złe wieści.

– Feraye, mamy problem – mówi stanowczo, z powagą w głosie.
– Co się stało? – Feraye marszczy brwi. – Co jeszcze mogło się wydarzyć?
– Przyłapałam Bulenta… z Gonul.

Na twarzy Feraye pojawia się niedowierzanie. Od razu odpycha od siebie najgorsze myśli, ale one już zdążyły wniknąć do jej głowy.

– Co to znaczy, że ich „przyłapałaś”? – pyta ostro, starając się opanować emocje.

– Widziałam ich razem, jak wychodzili ze szpitala. Gonul udawała, że skręciła kostkę… albo może naprawdę ją skręciła. Ale wiesz, co było dalej?

– Nie mam pojęcia – Feraye próbuje się zaśmiać, jakby chciała zbagatelizować sytuację, choć jej głos drży.
– Zobacz sama. – Belkis wyciąga telefon i uruchamia nagranie.

Feraye wpatruje się w ekran. Ujęcie przez szybę – nieostre, ale wyraźnie widać, jak Bulent klęczy przed Gonul i delikatnie smaruje jej stopę jakąś maścią.

– Przyjrzyj się uważnie – mówi Belkis z goryczą. – Masuje jej stopę. Na razie bawi się w pielęgniarza, ale jeśli tak dalej pójdzie, niedługo ogłosi się jej osobistym lekarzem. A ty? Ty zostaniesz z tym wszystkim sama. To już konkretny powód do rozwodu, Feraye.

W tym momencie w przedpokoju pojawia się Bulent. Usłyszał ostatnie zdanie.

– Przepraszam, dobrze słyszałem? – wchodzi do salonu, patrząc Belkis prosto w oczy. – Mówisz o powodzie do rozwodu?

– Dokładnie. Mówię o tym, że masowałeś stopę kobiety, z którą kiedyś byłeś związany – odpowiada bez zawahania Belkis. – Posłuchaj mnie, Bulencie. Dobrze znam takie kobiety. Zaczynają od masażu stóp, a kończą…

– Belkis, wystarczy. – Bulent robi krok w jej stronę, wskazując palcem drzwi. – Wyjdź i zajmij się własnym małżeństwem. Nie mieszaj się do mojego. Jasne?

– Zostanę. Feraye to moja przyjaciółka i nie zostawię jej samej w takiej chwili.

Feraye milczy. W końcu podnosi wzrok i patrzy na męża. Jej oczy są pełne bólu i zawodu.

– Bulencie… co to miało znaczyć? Ten masaż?
– Gonul skręciła kostkę. To wszystko – mówi, próbując brzmieć spokojnie.

– Naprawdę? A jeśli następnym razem „skręci” jej się serce? Też się nią zaopiekujesz? Przytulisz, pocieszysz? Postawisz ją na moim miejscu?

Feraye nie czeka na odpowiedź. Odwraca się i powoli odchodzi w stronę drzwi prowadzących na taras. Przez chwilę zatrzymuje się, by powstrzymać łzy, ale one i tak spływają jej po policzkach. Za nią zapada cisza.

Kiedy i gdzie zostanie wyemitowany odcinek 215. „Miłości i nadziei”?

Odcinek 215. serialu „Miłość i nadzieja” (oryg. Aşk ve Umut) zadebiutuje na antenie TVP2 w poniedziałek, 16 czerwca, o godzinie 17:20. Aby zobaczyć więcej streszczeń tego serialu, kliknij tutaj: Miłość i nadzieja streszczenia.

Podobne wpisy