Ragip trzyma Melis za ramię.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 216 – szczegółowe streszczenie

Bülent, Belkis i Feraye toczą napiętą, pełną emocji rozmowę w salonie. Powietrze aż drży od niedopowiedzianych słów i tłumionych uczuć.

– Co to ma znaczyć, Bülencie? – głos Feraye łamie się, ale jej spojrzenie pozostaje twarde. – Co siostra Naciye ma z tym wspólnego?

– Nie wiem, kochanie… – próbuje się wycofać Bülent.

– Ale to właśnie pani Naciye ich rozdzieliła – wtrąca Belkis chłodnym tonem. – Już dawno przejrzała Gonul na wylot. Wiedziała, jaką jest kobietą.

Feraye wbija wzrok w męża. Oczy ma jak ostrza.
– Kiedy się o tym dowiedziałeś?

– Nie pamiętam…
– Nie kłam. Jak dawno temu?

– Feraye, jakie to teraz ma znaczenie?
– Ogromne! – niemal krzyczy.

Bülent bierze głęboki oddech.

– Dowiedziałem się… wiele miesięcy później – mówi niepewnie, choć w rzeczywistości prawda jest inna. Dopiero niedawno poznał kulisy działań swojej siostry. – Gonul bała się. Nie potrafiła mi tego powiedzieć. Naciye dała jej pieniądze, by odeszła.

– Ja też dałam pieniądze Zeynep – rzuca Belkis z cynizmem. – Dla nich liczy się tylko jedno – pieniądze.
– Więc wzięła kasę i po prostu zniknęła? – Feraye nie może uwierzyć.

– To… trochę bardziej skomplikowane – odpowiada Bülent z wyraźnym wahaniem.
– To powiedz mi w końcu prawdę!

– Moja siostra popełniła błąd.

– Och, popełniła błąd?! Rozdzieliła was, a mnie wstawiła na jej miejsce. I co? To też jest jej wina? Że ja… jestem tym błędem?
– Na miłość boską, Feraye, nie mów tak…

– Ale to prawda, Bülencie! – woła zrozpaczona, rozkładając ramiona. – Między tobą a Gonul jest tęsknota, która nigdy nie została ugaszona. W twoim sercu jest rana, która nigdy się nie zabliźniła. A ja? Ja byłam tylko solą sypaną na tę ranę. Myśleliśmy, że dzieci będą lekarstwem… Ale powiedz mi, udało się? Uleczyliśmy ją?

Z oczami pełnymi łez Feraye osuwa się na kanapę. Bülent siada obok i wyciąga do niej ręce, ale ona gwałtownie je odtrąca.

– Nie dotykaj mnie! – chowa twarz w dłoniach. Po chwili mówi cicho, ale z goryczą: – Spójrz na ten tost. – Wskazuje niedopieczony, suchy kawałek pieczywa na talerzyku. – To my. My jesteśmy jak ta kanapka. Niespójni. Samotni. Bez smaku. Dlaczego mi nie powiedziałeś?

– Bo… to i tak niczego by nie zmieniło.
– Zmieniłoby wszystko. Moje serce nie nosiłoby tej rany… Dzisiaj mnie zabiłeś, Bülencie.

Feraye wstaje i bez słowa opuszcza salon. Za nią zostaje cisza i ciężar niewypowiedzianych uczuć.

Bülent patrzy za nią, po czym przenosi wzrok na Belkis. Jego oczy płoną gniewem, jakby chciał zapytać: „Zadowolona?”. Ale nie mówi nic. W zamian chwyta szklankę i z wściekłością ciska nią o podłogę. Roztrzaskuje się z hukiem, jakby miała uwolnić jego rozpacz i wściekłość na cały świat.

***

Wzburzona Hülya wpada do salonu jak burza. Za nią z napięciem wkraczają pozostali domownicy. Powietrze aż iskrzy od napięcia.

– Mam dość! – krzyczy, a jej głos odbija się echem od ścian. – Dość tego ignorowania! Ja też jestem człowiekiem, mam uczucia! Nie jestem przezroczysta!

– Siostro, o czym ty mówisz? – odzywa się zdezorientowany Kuzey.

– Na miłość boską, przestańcie się kłócić… – błaga cicho Naciye, ale jej słowa toną w narastającej burzy.

– Poczekaj, mamo – powstrzymuje ją Kuzey. – Niech powie, co jej leży na sercu. Powiedz mi, Hülyo – co ci zrobiłem, że słyszę takie słowa?

– Co zrobiłeś?! – rzuca z goryczą Hülya. – Nawet nie zapytałeś! Zobaczyłeś, jak przytulam Arifa, i od razu wydałeś wyrok. Nawet ze mną nie porozmawiałeś. Ona cię nasłała, prawda? – Wskazuje drżącą ręką na Silę, która stoi obok Bahar, ze spuszczonym wzrokiem. – Przyszła i wszystko ci powiedziała. A ty tylko to zobaczyłeś – z daleka. I wystarczyło.

– Moja siostra nigdy by czegoś takiego nie zrobiła – mówi stanowczo Bahar.

– Naprawdę? Od samego początku nie chciała, żebym była z Arifem – odcina się Hülya, po czym przenosi wzrok z powrotem na brata. – Kto wie, co ci nagadała, że tak brutalnie pobiłeś chłopaka. A mnie… mnie nawet nie wysłuchałeś. Podeptałeś mnie, Kuzey. I to wszystko przez słowa Sili!

Kamera robi zbliżenie na stojących przy wejściu do salonu Alpera i Cavidan.

– Widzisz? Wszystko się rozkręca – szepcze Cavidan z satysfakcją.

– Dokładnie tak, jak planowaliśmy – odpowiada Alper cicho. – Jeśli zniszczymy reputację Sili w ich oczach, sama do mnie wróci. A potem zabiorę pieniądze Hüyli i znikniemy stąd razem.

– Sila nie zrobiła nic złego – oświadcza Kuzey spokojnym, ale pewnym tonem. – Nie ona mnie wezwała do parku. To ja śledziłem was. Sam wszystko widziałem.

– Dość! Ciągle Sila i Sila! – wybucha Hülya. – A ja? Ja też tu jestem! Dlaczego nikt nie zapyta mnie, co ja czuję? Czego ja chcę? Ale właściwie… czemu ja się dziwię?

Głos kobiety łamie się, ale słowa płyną z niej jak wezbrana rzeka.

– Ojciec umarł. Mama pogrążyła się w bólu. Wy zamilkliście, jakby mnie nie było. A wszystko spadło na mnie. Czy ja też nie straciłam wtedy ojca? Kim właściwie jestem w tym domu? W tej rodzinie?

– Jesteś moją córką, naszą duszą – odpowiada łagodnie Naciye, kładąc dłoń na jej ramieniu.

– Naprawdę? A w czym jestem dobra? W tym, żeby cię pocieszać? Żeby sprzątać dom, gotować, siedzieć cicho, kiedy krzyczycie? – Jej głos staje się coraz bardziej drżący. – Dlaczego nie wyszłam za mąż? Dlaczego nie założyłam swojego domu?

– Siostro, posłuchaj mnie chociaż przez chwilę… – prosi Kuzey, ale Hülya go ignoruje.

– Chcesz wiedzieć dlaczego? Bo zawsze byłam zajęta cudzymi problemami. Teraz chcesz mnie chronić przed Arifem? Ale czy zapytałeś mnie, czego ja chcę?

Zapada cisza. Kuzey milknie, uderzony ciężarem jej słów.

– W porządku – mówi cicho. – Słucham cię. Powiedz mi… czego chcesz?

Hülya prostuje się. W jej oczach nie ma już gniewu – jest jasna, nieugięta pewność.
– Chcę Arifa. Kocham go.

Jej głos nie drży. Wypowiada te słowa z siłą, jakiej nikt się po niej nie spodziewał. I tym razem nikt jej już nie zatrzyma.

Kamera ponownie zbliża się na Alpera i Cavidan.

– Słyszałeś? Powiedziała, że też cię chce – szepcze z ekscytacją Cavidan.
– Świetnie – odpowiada Alper z lodowatym spokojem. – Wyciągnę od niej pieniądze i urządzę za nie huczne wesele. Z Silą.

***

Akcja przenosi się do szpitalnej sali.

Melis siedzi przy łóżku Zeynep, uśmiechając się, ale jej oczy pełne są chłodnej satysfakcji. Pod łóżkiem wciąż skrywa się Ragıp, którego obecności tylko ona jest świadoma.

– Tak, Ege teraz jest przy tobie – mówi Melis słodkim, lecz podszytym jadem głosem. – Ale to tylko tymczasowe. Wkrótce zostaniemy małżeństwem, a on będzie mój… na zawsze.

Zeynep spogląda na nią i odpowiada ironicznym uśmieszkiem.

Do sali wchodzi Gönül, matka Zeynep. Jej spojrzenie natychmiast pada na Melis, a twarz twardnieje.

– Dlaczego patrzysz na mnie tak, jakbyś właśnie zobaczyła lwa? – rzuca zaczepnie Melis. – Przyszłam tylko życzyć twojej córce szybkiego powrotu do zdrowia.

– Wszystko w porządku, mamo – odpowiada spokojnie Zeynep.
– Zaraz zdejmą ci szwy, kochanie. Potem zrobimy prześwietlenie. Chodźmy.

Gönül pomaga córce wstać. Obie opuszczają salę. Gdy tylko drzwi się zamykają, spod łóżka wyłania się Ragıp. W mgnieniu oka chwyta Melis za ramię. Dziewczyna gwałtownie się cofa, przestraszona.

– Co tu robisz?! – syczy przez zęby.

– Przyszedłem zobaczyć się z Zeynep – mówi cicho, z mrocznym uśmiechem. – Dokończyć to, co zaczęliśmy. Zamierzam ją porwać.

– Zwariowałeś?! Tutaj? W szpitalu? Wiesz, co się stanie, jeśli Ege cię zobaczy?! Tym razem nie dasz rady uciec. On ci na to nie pozwoli.

– Nadal biegasz za tym chłopaczkiem? – prycha Ragıp. – Wciąż nie widzisz, że to iluzja?

– Kocham go! Rozumiesz? Kocham!

Ragıp pochyla się nad nią, jego twarz zbliża się niepokojąco blisko.

– To nie miłość, Melis. To rozpacz. Pustka. Jesteś sama. Bardzo sama. – Jego szept przeszywa ją do szpiku kości. – I dobrze o tym wiesz.

W tym momencie drzwi gwałtownie się otwierają. W progu staje Ege. Zastygł, zszokowany sceną przed sobą.

– Melis?! Co ty robisz z tym człowiekiem?! Czy ty w ogóle wiesz, kim on jest?!

Zanim zdąży zrobić krok, Ragıp chwyta Melis i obraca ją jak tarczę, przyciskając ramię do jej szyi. W jego spojrzeniu pojawia się szaleństwo.

– Ani kroku dalej, albo ją zabiję! – warczy.
– Ege… proszę… pomóż mi… – szepcze Melis, z trudem łapiąc oddech.

– Przysięgam, że ją uduszę! – krzyczy Ragıp.
– Nie rób nic głupiego – mówi spokojnie Ege, choć jego serce wali jak oszalałe. – Zostaw ją i porozmawiajmy.

– To ty nic nie rób! Inaczej dziewczyna straci życie! – Ragıp rozbija stojącą na szafce butelkę, a ostry odłamek szkła przykłada do policzka Melis.

– Ege! Błagam cię! Ratuj mnie! – woła przerażona dziewczyna, a jej głos załamuje się od płaczu.

Ragıp, trzymając ją nadal w żelaznym uścisku, cofa się powoli w stronę drzwi. W ostatniej chwili popycha Melis na bok i ucieka, znikając w korytarzu.

Ege rzuca się do narzeczonej. Zamiast pogoni, wybiera jej bezpieczeństwo. Otula ją ramionami, gdy Melis zanosi się histerycznym płaczem.

– Już dobrze, już jesteś bezpieczna… – powtarza szeptem, próbując opanować własny gniew.

***

Hulya wychodzi z domu. W jej oczach miesza się determinacja z buntem. Na zewnątrz czeka Alper, nonszalancko oparty o bramę.

– Zgadzam się – mówi stanowczo, zatrzymując się przed nim. – Zgadzam się na wszystko, co powiedziałeś. Chcę być z tobą.

Wyciąga z kieszeni kartę płatniczą i podaje mu ją.

– Weź ją. Wynajmij jakiś dom. Nie mów nikomu, nie kontaktuj się z nikim. Dam ci znać, kiedy przyjdę.

Alper przyjmuje kartę z pozorną delikatnością, ale w jego oczach błyska triumf.

– Nigdy cię nie opuszczę, Hulyo – mówi z udawaną czułością i odchodzi powoli w stronę bramy.

W tym momencie z domu wychodzi Sila. Zatrzymuje się obok Hulyi, patrząc za odchodzącym Alperem.

– Co mu dałaś, siostro? – pyta ostrożnie, lecz stanowczo.
– A co cię to obchodzi? – odburkuje Hulya bez spojrzenia.

– Pytam, bo się martwię. Pieniądze? Kartę? Powiedz mi prawdę.
– Przestań się wtrącać. To nie twoja sprawa – mówi szorstko Hulya. Jej ton staje się coraz bardziej napięty.

– To jest moja sprawa, jeśli pakujesz się w coś niebezpiecznego.

Hulya odwraca się gwałtownie. W jej oczach płoną emocje.

– Dość! Zostaw mnie i Arifa w spokoju! Co cię obchodzi, co jest między nami?! Chcesz nas rozdzielić? O to ci chodzi?! Zazdrościsz?!

W tym momencie na zewnątrz wychodzi Kuzey. Przystaje i słysząc rozmowę, dołącza.

– Sila, choć młodsza, wykazuje więcej rozsądku niż ty – rzuca chłodno w stronę siostry.

– To nazywasz rozsądkiem? – prycha Hulya, zaciskając dłonie w pięści. – Ocenia mnie, miesza się, podważa moje decyzje.

– Tak, bo ten człowiek nie wzbudza zaufania. A Sila to widzi. Ty nie chcesz.
– A ty skąd niby wiesz, że mu nie można ufać?

– A ty skąd wiesz, że można?! Znasz go dwa dni! Jak możesz mu powierzyć siebie i swoje życie? Hulyo, wróć do środka. Porozmawiamy. Proszę.

Hulya przez chwilę tylko na niego patrzy. Wreszcie, z twarzą napiętą od gniewu i bólu, odwraca się i wchodzi z powrotem do domu. Kuzey rusza za nią.

Na zewnątrz zostaje Sila. Kieruje się prosto w stronę Alpera, który jeszcze nie zdążył odejść daleko. Zatrzymuje go energicznym ruchem.

– Co ty kombinujesz?! Oddaj mi tę kartę! – rzuca ostro, stając przed nim z wyciągniętą ręką.

– Jaką kartę? – pyta Alper z niewinnym uśmiechem, choć oczy mówią co innego.

– Wiesz dobrze, o czym mówię. Kartę Hulyi. Chcesz korzystać z jej pieniędzy? Pasożytować na niej?! Oddaj ją!

Alper przysuwa się bliżej, nieco nachylając.

– A może ty też chcesz swoją działkę? – pyta z wyzywającym półuśmiechem. – Przyszłaś po swoją część?

Sila patrzy mu prosto w oczy – twardo, bez cienia wahania.

– Wiem, kim jesteś, Alperze. I nie pozwolę ci jej skrzywdzić.

Ich spojrzenia ścierają się jak ostrza noży.

***

Ragip nie ucieka ze szpitala. Zamiast tego działa metodycznie. W jego oczach widać mroczną determinację. Przebiera się w zdobyty niebieski uniform pielęgniarza, wciskając się w niego z wprawą kogoś, kto nie pierwszy raz robi coś podobnego.

Bezszelestnie przemierza korytarze, aż odnajduje Zeynep. Zaskoczoną i bezbronną wciąga do jednego z pustych gabinetów. Zanim zdąży krzyknąć, jego dłoń ląduje na jej ustach.

– Tęskniłaś za mną, księżniczko? – szepcze z obleśnym uśmiechem.

Zeynep próbuje się wyrwać, ale jest za słaba. Ragip błyskawicznie wiąże jej nadgarstki i kostki, a potem knebluje ją brudnym materiałem.

– Ciii… Nie ma sensu się szarpać – mówi, nachylając się nad nią. – Muszę dokończyć robotę. Już dostałem za ciebie zaliczkę. Teraz czas na finał.

Wyciąga telefon i wybiera numer.

– Saffet? Wysłałeś już samochód? – mówi półgłosem. – Świetnie. Dziewczyna gotowa. Czekam. Rusz się, bo nie zamierzam tu siedzieć do rana.

Rozłącza się i patrzy na Zeynep, która wije się na podłodze, próbując bezskutecznie rozluźnić więzy. W jej oczach panika miesza się z bólem.

– Nie marnuj energii, złotko. To się wydarzy, czy tego chcesz, czy nie.

Gdy Zeynep próbuje krzyczeć przez knebel, Ragip uderza ją w twarz, pozbawiając przytomności.

Układa ją na noszach, narzuca koc, maskując jej postać, i wypycha z sali jakby przewoził zwykłego pacjenta.

W tym czasie w szpitalu narasta napięcie. Gonul, zaniepokojona nieobecnością córki, alarmuje pielęgniarki.

Personel medyczny zawiadamia ochronę. Pracownicy zaczynają przeczesywać budynek. Ale Ragip już jest w drodze do windy, pchając nosze z ukrytą ofiarą.

Czas ucieka. A Zeynep jest coraz dalej od ratunku…

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 168. Bölüm i Aşk ve Umut 169. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy