Feraye obejmuje zapłakaną Belkis.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 241 – szczegółowe streszczenie

Feraye weszła do sypialni, w której na łóżku leżała jej pogrążona w żałobie przyjaciółka.

— Obudziłaś się? — zapytała łagodnie.

— Wcale nie spałam — odparła Belkis ochrypłym głosem, z oczami zaczerwienionymi od płaczu i zmęczenia. — Za każdym razem, gdy zamykam oczy…

— Widzisz Melodi — dokończyła za nią cicho Feraye, siadając obok i ujmując delikatnie jej dłoń. — Nie wiem, czy cię to uspokoi, ale osoba, która uderzyła Melodi, została złapana.

Belkis spojrzała na nią pustym wzrokiem, a jej głos zadrżał.

— Czy to coś zmieni? Czy Melodi wróci? Czuję… taki ból, którego nie da się opisać.

Feraye otuliła ją ramieniem i odezwała się jeszcze ciszej, a w jej głosie pobrzmiewał smutek dobrze znany tylko tym, którzy przeszli przez to samo:

— On nigdy nie znika. Znam ten ból.

Belkis spojrzała na nią zaskoczona.
— Jak to? — wyszeptała, czekając na wyjaśnienia.

Feraye przymknęła oczy, a łza potoczyła się po jej policzku.

— Zdradzę ci sekret — powiedziała przez ściśnięte gardło. — Wiele lat temu… ja też straciłam swoje dziecko.

Belkis wstrzymała oddech, rozszerzając oczy.
— O czym ty mówisz? Jak to się stało?

— To długa historia — westchnęła Feraye. — Twój ból jest świeży. Nie chcę cię dobijać.
— Nie mów tak! Powiedz mi, proszę. Kiedy to było? Jak straciłaś ciążę?

Feraye wzięła głęboki wdech i w końcu podniosła na nią wzrok.

— Zanim w moim życiu pojawił się Bulent… Było małe dziecko. Oddychało, żyło… i straciliśmy je. Nie pytaj o szczegóły, bo… nie chcę o tym mówić. Ale zapamiętaj jedno. Ten ból nie mija. Nigdy.

Belkis zacisnęła mocno jej rękę.
— Jak… jak to zniosłaś? Jak się podniosłaś?

— Cierpliwość to nie jest tylko pokorne pochylanie głowy — odpowiedziała Feraye z determinacją w głosie. — To walka. Znalazłam powód, żeby walczyć. I to mnie uratowało.

— Czy… czy to dziecko zmarło zaraz po narodzinach? Kto był jego ojcem? Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś?

Feraye pokręciła głową.

— Bo bardzo cierpiałam. Chciałam o tym zapomnieć. Zakopałam ten ból głęboko w duszy i zmusiłam się, żeby iść dalej. Skończyłam szkołę. Spotkałam Bulenta. Zakochałam się. Postawiłam sobie nowe cele. I to mnie trzymało na nogach.

Ścisnęła dłoń przyjaciółki mocniej, patrząc jej prosto w oczy.

— Ty też musisz znaleźć swój cel, Belkis. Musisz walczyć. Bo jeśli tego nie zrobisz, ten ból cię złamie.

***

Ege wychodzi z komisariatu i zatrzymuje się tuż obok Zeynep.

— Sprawca jeszcze nie został przywieziony — oznajmia, patrząc na nią poważnie. — Ale od ciebie też wezmą zeznania. I… przepraszam za moją mamę.

— Nie musisz — odpowiada cicho Zeynep, spuszczając wzrok. — To zrozumiałe, że cierpi.

— Cierpi, ale to nie daje jej prawa, żeby wyładowywać ten ból na tobie — przerywa jej ostro Ege. — Nigdy nie powinna podnieść na ciebie ręki.

— To naprawdę nieważne. Proszę, nie przejmuj się tym.

Ege jednak tylko pokręcił głową, z gniewnym błyskiem w oczach.
— Nie mogę się nie przejmować, Zeynep.

W tym momencie na parking podjeżdża radiowóz. Dwóch funkcjonariuszy wyprowadza skutego w kajdanki mężczyznę — domniemanego sprawcę wypadku Melodi.

Ege natychmiast rusza w jego stronę, twarz mu tężeje, oczy iskrzą gniewem. Zatrzymuje się przed zatrzymanym, chwyta go brutalnie za szczękę i zmusza, by spojrzał mu w oczy.

— Patrz na mnie! — syczy przez zęby. — Przysięgam… zrobię wszystko, żebyś resztę życia spędził za kratami. Zabiłeś moją siostrę, kiedy była o krok od dorosłości! Sprawię, że każdy twój dzień będzie koszmarem!

Policjanci szybko odciągają mężczyznę i prowadzą go do środka. Ege wraca do Zeynep, wciąż drżąc z wściekłości.

Dziewczyna z zakłopotaniem drapie się po głowie, patrzy na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
— Więc… to on potrącił Melodi? — pyta niepewnie.

— Tak. — Ege marszczy brwi, zaskoczony jej reakcją. — Dlaczego pytasz? Coś jest nie tak?

Zeynep podnosi na niego spojrzenie i jej głos cichnie.
— Bo… to niemożliwe, Ege.

— Jak to niemożliwe? — jego głos staje się twardszy. — Policjanci go złapali, wyciągnęli z kryjówki. Sam się przyznał.
— Tak, ale… to nie on.

Ege mruży oczy, podchodzi o krok bliżej.
— Zaczekaj. widziałaś sprawcę?

Zeynep kiwnęła głową.
— Tak. Widziałam.

— I dopiero teraz mi o tym mówisz?! — wybucha. — Powiedz mi szybko, kto to był?!

Zeynep spuszcza wzrok, ściskając dłonie.

— Nie widziałam dokładnie, było ciemno. Nie dostrzegłam twarzy, ale… jedno wiem na pewno. — Nabiera powietrza i mówi już pewniej: — Melodi została potrącona przez kobietę. Nie przez mężczyznę.

W powietrzu zapada ciężka, elektryzująca cisza. Ege wpatruje się w nią oszołomiony, jakby jego świat właśnie rozsypał się na kawałki.

***

Ege wpada do klubu nocnego niczym burza. Bez słowa chwyta Cenka za kołnierz i brutalnie przyciska go do ściany, aż tamten sapie z zaskoczenia.

— Samochód jest zarejestrowany na twoją firmę! — cedzi przez zęby, podnosząc głos. — I nie próbuj robić mnie w balona. Tej nocy za kierownicą nie siedział żaden Selami, tylko kobieta!

Cenk zamiera, blady, ale Ege nie przestaje mówić, ściskając go jeszcze mocniej.

— Albo w tej chwili powiesz mi, kto naprawdę potrącił moją siostrę… albo cię zniszczę. Rozumiesz? — spluwa słowa prosto w jego twarz. — I jeszcze coś. Przekaż temu swojemu szefowi, że ta kobieta ma dokładnie godzinę, żeby oddać się w ręce policji. W przeciwnym razie nie odpowiadam za to, co się stanie.

Z pogardą puszcza Cenka, który osuwa się pod ścianą, chwytając się za szyję.

***

Seda schodzi z góry lekkim krokiem, ubrana w zwiewną, białą sukienkę, która opada na nią jak mgła. Zatrzymuje się w przedpokoju i rozkłada ramiona z uśmiechem.

— Jak wyglądam? — pyta, obracając się powoli.

Cihan patrzy na nią surowo, ale w jego spojrzeniu tli się czułość.

— Jeśli chcesz, żebym musiał zabić każdego, kto choć na ciebie spojrzy, to wybrałaś doskonale.

Seda kręci głową, marszcząc brwi w udawanym niezadowoleniu.
— Bracie, przecież sam kazałeś mi się ubrać ładnie.

— Kazałem — przyznaje Cihan chłodno — ale nie sądziłem, że założysz… to.
— Och, przestań. — Uśmiecha się przekornie. — Powiedz wprost: jak wyglądam?

— Wspaniale — odpowiada w końcu, uśmiechając się lekko. — Co zrobiłaś ze starymi ubraniami?
— Zebrałam wszystkie.

Cihan kiwnął głową z aprobatą.
— Dobrze. Za chwilę przyjedzie Cenk i je zabierze.

— Cenk? — powtarza dziewczyna zaskoczona. — To twoja prawa ręka, dziwnie go angażować do… palenia ubrań.

Cihan przesuwa dłonią po jej policzku.
— Chcę, żeby wszystko zostało zrobione czysto. Bez komplikacji. — W tej samej chwili rozlega się pukanie do drzwi. — To on. Idź po rzeczy… i zmień sukienkę.

Seda wzdycha, rzuca mu wymowne spojrzenie i rusza na schody.

Cihan otwiera drzwi i wpuszcza Cenka do środka.
— Seda przygotowała swoje rzeczy — mówi chłodno. — Zabierz je gdzieś i spal.

Cenk zamiast po prostu potwierdzić, spogląda na szefa poważnie.
— Trzeba spalić nie tylko ubrania… ale i ludzi.

Cihan marszczy brwi, czując jak gniew narasta mu w piersi.
— Co się dzieje?

— Do klubu przyszedł brat tej dziewczyny — zaczyna ostrożnie Cenk. — Twierdzi, że to nie facet ją potrącił… tylko kobieta.

— Skąd się dowiedział? Z nagrań? — dopytuje Cihan, a jego ton staje się groźny.

— Nie. Z zeznań świadka. Złożył krótkie oświadczenie już wtedy, w szpitalu. Dziś dokończy je na policji.

Cihan przeklina pod nosem i odchodzi w stronę salonu, z zaciśniętymi pięściami. Kamera podąża za nim, aż zatrzymuje się na schodach, gdzie w półcieniu stoi Seda. Obserwowała całą rozmowę, wbijając spojrzenie w brata.

Jej oczy rozszerzają się w panice, a dłonie zaciskają na balustradzie tak mocno, że aż bieleją.

— Szlag! — syczy przez zaciśnięte zęby, a w głowie powraca jej wspomnienie tamtej nocy, dźwięk uderzenia, błysk świateł… Jej oddech przyspiesza.

— Pójdę do więzienia… — szepcze do siebie, czując, że ziemia usuwa się jej spod nóg.

***

Cihan nerwowo stuka palcami w parapet, jego spojrzenie jest mroczne, a oddech coraz cięższy.
— Czego ten Ege od nas chce? — wyrzuca z siebie z gniewem. — Jaki on ma z nami problem?

Nagle odwraca się gwałtownie w stronę Cenka i wlepia w niego przeszywające spojrzenie.
— No mów, chłopcze!

Cenk cofa się o krok, wyraźnie zestresowany.
— Chce… żeby Seda sama się poddała. Dał na to godzinę — odpowiada cicho.

Cihan wybucha śmiechem, zimnym i pozbawionym radości. Po chwili jego twarz kamienieje.
— A co, jeśli się nie podda?

— Powiedział, że świadek przemówi… — przyznaje niechętnie Cenk.

Cihan zaciska pięści, a w jego oczach błyska wściekłość.
— Więc ten gnojek wchodzi do naszego klubu, na NASZ teren, grozi nam prosto w twarz… a ty nawet nie próbujesz odpowiedzieć?! Po prostu mu uwierzyłeś?!

— Bracie… przysięgam, najchętniej rozwaliłbym mu gębę, ale…

— Właśnie to powinieneś był zrobić! — ryknął Cihan, chwytając Cenka za koszulę i szarpiąc nim mocno. — Najpierw straciłeś samochód, a teraz pozwalasz, żeby ten szczyl nas szantażował?!

— Zeynep… Zeynep Unsal. To nazwisko świadka. Ustaliłem też jej adres — wyrzuca z siebie pospiesznie Cenk, żeby ratować skórę.

Cihan puszcza go z pogardą i odsuwa się na krok, zbierając myśli. Jego głos jest lodowaty.
— Dobrze. W takim razie idź i zamknij jej usta.

Nie wie jeszcze, że chodzi o tę samą dziewczynę, którą niedawno poznał… i która nie pozwala mu o sobie zapomnieć.

— Co dokładnie mam zrobić? — pyta niepewnie Cenk, przełykając ślinę.

Cihan patrzy na niego z chłodem mordercy.
— Pobij jej matkę. Zwiąż jej ojca. Zaszyj jej samej usta, jeśli trzeba… Wiesz przecież, co masz robić.

By podkreślić wagę swoich słów, z całej siły chwyta porcelanową figurkę z komody i roztrzaskuje ją o ścianę, aż odłamki rozsypują się po podłodze.
— Jeśli nie rozwiążesz tego problemu… to następnym razem to twoją głowę roztrzaskam o ścianę — warczy na odchodnym.

***

Alper coraz bardziej pogrąża się w obsesji i okrucieństwie wobec Sili. Karmi ją narkotykami, podając kolejne dawki, by była otępiała i uległa. Wykorzystuje ją na wszystkie możliwe sposoby, rozkoszując się jej bezsilnością.

Nie pozwala jej zmrużyć oka, dopóki sam nie zaśnie. W ciągu dnia rozkazuje, by usługiwała mu bez wytchnienia, a kiedy w końcu wychodzi z domu choć na chwilę, zostawia jej absurdalne zadania — jak prasowanie już wyprasowanych ubrań.

Jego twarz coraz częściej wykrzywia gniew. Brakuje mu pieniędzy, a Cavidan wciąż nie podzieliła się z nim łupem. Całą frustrację i wściekłość wyładowuje na Sili, poniżając ją i dręcząc. W jego oczach nie ma już człowieczeństwa.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 187. Bölüm i Aşk ve Umut 188. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy