Kuzey wyciąga Bahar z wody, czule ją obejmując.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 242 – szczegółowe streszczenie

Melis wpada do salonu jak burza, cała w nerwach.
— Nadal nie odbiera telefonu! — wyrzuca z siebie, ledwo łapiąc oddech.

— Mów ciszej — odzywa się spokojnie jej matka, siedząca na kanapie. — Belkis próbuje odpocząć.

— Jak tak dalej pójdzie, to ja też zatonę w tej krainie snów, mamo! — Melis tupie nogą, rozdrażniona. — Spodziewamy się dziecka, obiecał, że nigdy mnie nie zostawi… a jego znowu nie ma. Pewnie znowu wisi u tej zdziry, Zeynep!

Feraye podnosi się powoli i podchodzi bliżej córki.
— Melis… Czy Ege nie mówił ci, że musi iść na komisariat? — przypomina jej łagodnie.

— Mówił… — Melis przerzuca na nią pełne pretensji spojrzenie.

— Kochanie… Ege stracił siostrę. Przechodzi przez piekło. Nie sądzisz, że powinnaś być dla niego wsparciem?

— Tata powiedział mi dokładnie to samo — burknęła, opadając ciężko na sofę.

Feraye unosi brwi, zaskoczona.
— Jak to? Rozmawiałaś z ojcem?

— Tak. — Melis wzrusza ramionami, jakby to była rzecz najnormalniejsza w świecie. — A wy ze sobą nie rozmawiacie?

— Czasami… — Feraye spuszcza wzrok, jakby nagle coś ją zabolało.

— To przez te dwie zdziry rozwaliliście związek — syczy Melis, myśląc o Zeynep i jej matce. — Mamo… nie rozwiedziecie się, prawda?

Feraye siada obok niej i gładzi ją po dłoni.

— Moja córko… na razie lepiej, żebyśmy byli od siebie trochę oddaleni. Poza tym jedno z nas musi być przy Yigicie, żeby pomóc mu odnaleźć się w Londynie.

Melis prycha z irytacją.
— To na pewno przez Zeynep — powtarza z uporem, jakby każde słowo wbijała sobie w głowę.

Feraye kręci głową z lekkim uśmiechem.
— Naprawdę nie wiem, jak przeskakujesz w jednej rozmowie z ojca na Egego. Jesteś niesamowita.

— Bo zawsze myślę o Ege — przyznaje Melis bez wahania.

Kiedy zostaje sama, wyciąga telefon i wybiera numer swojej największej rywalki.

— Słucham? — w słuchawce rozlega się głos Zeynep, spokojny, niemal obojętny.

— O proszę! Myślałam, że nie odbierzesz — zaczyna Melis, jadowicie.

— Już ci przekazuję raport — odpowiada Zeynep chłodno. — Tak, Ege był tu. Przyniósł maść mojej mamie i od razu wyszedł. Rozumiem jednak twoje zdenerwowanie. Ciąża, hormony… twój brzuch rośnie, ciało się zmienia, czujesz się brzydka…

— O czym ty bredzisz?! — wybucha Melis, podrywając się z miejsca.

— O twojej brzydocie, Melis. Tej wewnętrznej. Która coraz bardziej odbija się na zewnątrz — mówi Zeynep lodowatym tonem. — Nienawidzisz mnie tylko dlatego, że Ege się o mnie troszczy. Zadzwoń do swojego męża, nie do mnie. On przychodzi do mnie wtedy, kiedy tego chce. Spróbuj stłumić w sobie tę brzydotę, a może on wróci także do ciebie.

Melis milknie, oszołomiona mocą jej słów.

— I pamiętaj — dodaje Zeynep, zanim się rozłączy. — Ege właśnie stracił swoją ukochaną siostrę. Uszanuj choć trochę jego ból. Bądź człowiekiem.

W słuchawce zapada cisza. Melis zaciska telefon w dłoni tak mocno, aż jej palce bieleją.

— Oszaleję! — krzyczy w pusty salon, rwąc się za włosy. — Naprawdę oszaleję!

***

Zeynep patrzy na matkę z niedowierzaniem, jej oczy błyszczą złością.

— Jak mogłaś tak udawać, mamo?! — wybucha, jej głos drży. — Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak bardzo się z Egem przestraszyliśmy, kiedy powiedziałaś, że upadłaś?! Wiesz przecież, że masz chore plecy! Myślałam, że naprawdę coś ci się stało.

Gonul unosi wzrok, tłumacząc się cicho, prawie ze wstydem:
— Chciałam ci tylko otworzyć oczy.

— Zrobiłaś to celowo, prawda? — przerywa jej Zeynep, mrużąc oczy. — Chciałaś powstrzymać mnie przed złożeniem oświadczenia?

Gonul prostuje się, jakby chciała zyskać na pewności.

— Tak. Zrobiłam to właśnie po to, żebyś nie musiała iść na policję. Moja córko… nie wiesz, co cię tam czeka. Komisariat, sądy, więzienie… Gdy raz wejdziesz w to bagno, nie wyjdziesz już z niego do końca życia.

Zeynep potrząsa głową z niedowierzaniem, jej głos łamie się od emocji:

— Mamo… czy ty rozumiesz, że Melodi nie żyje?! Ktoś zabił niewinną dziewczynę i próbuje ukryć winowajcę. Jeśli ja też będę milczeć, to znaczy, że jestem taka sama jak oni! Naprawdę tego chcesz?!

Twarz Gonul tężeje, ale jej oczy błyszczą strachem.
— Córko, ci ludzie są niebezpieczni. Skoro potrafią wrobić kogoś innego i wpakować go do więzienia, wyobraź sobie, co mogą zrobić tobie.

Zeynep śmieje się gorzko, z goryczą w głosie.
— Jeśli chodzi o niebezpieczeństwo, ty też jesteś w tym całkiem dobra. Nadal nie mogę uwierzyć, że potrafiłaś tak kłamać i grać przede mną całą tę szopkę.

— Bo jestem matką! — rzuca Gonul ostro, wstając z kanapy. — Jako matka zrobię wszystko, żeby cię chronić, rozumiesz?!

Zeynep patrzy na nią długo, jej spojrzenie jest zimne i twarde.
— Naprawdę? A ciocia Belkis? Ona też jest matką. Straciła swoje dziecko. Może choć odrobinę ukoi ból, gdy dowie się prawdy.

Gonul milknie, a potem mówi gorzko, przez zaciśnięte zęby:
— Więc chcesz, żeby ta Belkis, która cię tyle razy raniła, w końcu zaznała spokoju, a ja, twoja własna matka, mam cierpieć?!

Zeynep bierze głęboki oddech, patrząc jej w oczy.
— Ty nie straciłaś swojego dziecka, mamo. Widzisz różnicę?

Odwraca się na pięcie i wychodzi do swojego pokoju, zostawiając matkę samą w ciszy.

Gonul opada ciężko na kanapę, zakrywa twarz dłońmi i szepcze cicho, jakby tylko do siebie:
— Boże, obym jej nie straciła…

***

Cenk, w towarzystwie postawnego, ponurego draba, wchodzi w głąb zaniedbanej dzielnicy. Brudne ulice i obdrapane fasady nie robią na nim żadnego wrażenia — idzie pewnym, zimnym krokiem, lustrując wzrokiem okolicę.

W końcu zatrzymuje się i wskazuje głową na niewielki, skromny domek.
— To tutaj mieszka świadek — mówi chłodno, ruszając w jego stronę bez cienia wahania.

Podchodzi do drzwi i puka. Po kilku sekundach słychać, jak ktoś podchodzi od środka. Drzwi uchylają się, ukazując twarz Zeynep. Gdy tylko rozpoznaje mężczyznę z klubu, jej oczy rozszerzają się ze strachu. Zatrzaskuje drzwi i natychmiast przekręca klucz w zamku.

Cenk nachyla się lekko i mówi spokojnie, ale w jego tonie wyczuć można groźbę.
— Zeynep, otwórz. Przyszliśmy tylko porozmawiać.

Dziewczyna, blada jak ściana, cofa się do pokoju, w którym siedzi jej matka.

— Kto to był? — pyta zaniepokojona Gonul, unosząc wzrok znad robótki.
— Ten facet… z klubu, do którego chodziła Melodi — odpowiada cicho Zeynep drżącym głosem.

Obie przywierają plecami do ściany, jakby chciały się w nią wtopić, by zniknąć.

Za drzwiami rozlega się ponownie głos Cenka, tym razem nieco bardziej stanowczy, z nutą lodowatego chłodu.

— Zeynep, porozmawiamy chwilę o tym, co widziałaś. Tak jak ty przyszłaś do nas, tak ja przyszedłem do ciebie. — Robi krótką pauzę, a jego ton staje się jeszcze bardziej złowieszczy. — Możesz wyjść grzecznie… albo wyciągniemy cię sami.

Gonul odwraca głowę w stronę córki, ścisza głos i szepcze z wyrzutem, lecz w jej oczach czai się strach.
— Mówiłam ci, Zeynep… — syczy przez zęby. — Mówiłam, że to niebezpieczni ludzie.

Za drzwiami słychać coraz głośniejsze, natarczywe pukanie, a w powietrzu wisi ciężka, dławiąca cisza.

***

Naciye wchodzi do pokoju Cavidan i Bahar, jej spojrzenie jest ostre jak brzytwa. Przez chwilę patrzy na obie z wyższością, po czym obwieszcza lodowatym tonem:
— Od tej chwili Bahar nie ma wstępu na górę. Od teraz to ty, Cavidan, zajmiesz się pokojem i gabinetem Kuzeya.

Matka Bahar otwiera szeroko oczy, zaskoczona i urażona.
— Jak to? Dlaczego?! — rzuca, próbując opanować emocje.

— Czy ja się muszę przed tobą tłumaczyć? — syczy Naciye, mrużąc oczy. — To mój dom. A moje słowo tutaj jest rozkazem.

— Nie o to mi chodziło… — Cavidan spuszcza wzrok, choć w jej głosie pobrzmiewa upór. — Po prostu chciałam wiedzieć, czy moja córka czymś zawiniła. Jest takie przysłowie: Lepiej zapobiegać, niż potem żałować.

Naciye uśmiecha się z pogardą.

— Nie ma w tym niczego niezrozumiałego. Szukamy kogoś, kto dobrze się prezentuje przed gośćmi Kuzeya. Kogoś, kto umie pomóc mu w pracy i zna zasady biurowego savoir-vivre’u. — Jej głos staje się jeszcze twardszy. — Mówię to po raz ostatni: Bahar zostaje w kuchni. — Unosi palec, żeby podkreślić swoje słowa. — Nie chcę więcej widzieć jej na górze!

Odwraca się na pięcie i wychodzi, zostawiając matkę i córkę w ciężkiej ciszy.

Bahar siada na łóżku i zaczyna wertować książkę, jakby próbując pogodzić się z myślą, że jej marzenie o zdobyciu serca Kuzeya właśnie się rozpadło.

— Córko… — odzywa się po chwili Cavidan, wciąż wstrząśnięta. — Ona… ona nas właśnie obraziła?

Bahar wzdycha cicho i odpowiada spokojnie:

— Nie. Po prostu szuka kogoś, kto potrafi się odpowiednio ubrać i zachować. Szuka profesjonalistki. Ona po prostu… mnie nie lubi.

Cavidan zaciska dłonie w pięści, w jej oczach błyszczy gniew.

— Co za niewdzięczna wiedźma! Jeszcze jej pokażę! — spluwa przez zęby. — Próbuje cię odsunąć od Kuzeya, bo zrozumiała, że on cię lubi. Oczywiście… widział cię dzisiaj rano, spojrzał na ciebie inaczej. Dlatego teraz tak gadała. Ale poczekaj, dam jej nauczkę. Już mam pewien plan…

***

Upokorzona i rozżalona po słowach Naciye, Bahar postanawia się odegrać. Po południu, przechodząc obok basenu, przystaje na moment, zerkając kątem oka na stojącego nieopodal Kuzeya. Nagle robi krok, jakby się potknęła — i z głośnym pluskiem wpada do wody.

Widząc to, Kuzey natychmiast rzuca się w jej stronę. Bez chwili wahania wskakuje do basenu i jednym ruchem chwyta dziewczynę, wyciągając ją na powierzchnię.

Bahar drży z zimna i oddech ma przyspieszony, ale na jej ustach błąka się ledwo dostrzegalny cień uśmiechu.

***

Seda naciąga na głowę czarną perukę i zakłada przyciemniane okulary, drżącymi dłońmi dopina ostatnie pasmo włosów. W sercu czuje tylko strach i panikę – jeśli zostanie tu dłużej, policja na pewno ją znajdzie, a wtedy czeka ją więzienie.

Bezszelestnie wymyka się z domu bocznymi drzwiami. Idzie szybkim, nerwowym krokiem opustoszałą uliczką, cały czas rozglądając się za siebie, jakby co chwila miała usłyszeć za plecami znajomy głos. Sięga po telefon i wybiera numer.

— Halo, Sinem? — szepcze niespokojnie. — Nadal mieszkasz w domku letniskowym? Mogę… mogę do ciebie przyjść? Potrzebuję gdzieś się zatrzymać… Dobrze, dziękuję.

Rozłącza się, przyspiesza kroku, gdy nagle kątem oka zauważa nadjeżdżający samochód. Instynktownie odwraca się, by zejść z drogi, ale potyka się, traci równowagę i zamiast w bok – wpada prosto na środek jezdni.

Krótki pisk opon, szarpnięcie auta.

Uderzenie nie jest silne, kierowca zdążył niemal całkiem wyhamować. Seda upada na kolana, dysząc ciężko, z pochyloną głową, chowając twarz za zasłoną włosów peruki.

Z piskiem hamulców Ege wyskakuje z samochodu i biegnie do niej, blady z przerażenia.

— Hej! Wszystko w porządku?! — jego głos drży od paniki. — Czy coś ci się stało? Nie uderzyłem cię mocno, prawda? Proszę, powiedz, że nic ci nie jest.

— Tak, wszystko dobrze — odpowiada Seda cicho, drżącym głosem, przyciskając dłonie do głowy i upewniając się gorączkowo, że peruka nie spadła.

— Poczekaj, nie ruszaj się! — mówi Ege stanowczo. — Mam w samochodzie wodę, zaraz ci przyniosę.

Odwraca się w stronę auta, ale w tej samej chwili Seda gwałtownie się podnosi. Podciąga rąbek płaszcza i zrywa się do biegu.

— Proszę pani! Zaczekaj! — woła Ege za nią, ale dziewczyna nawet nie odwraca głowy.

Wpatruje się jeszcze przez moment w znikającą w mroku sylwetkę, aż nagle dostrzega na asfalcie coś błyszczącego. Podnosi zgubiony przedmiot — klucz na ozdobnym breloku.

Przez dłuższą chwilę obraca go w dłoniach, a potem spogląda na dom, którego cisza zdaje się krzyczeć, że ktoś właśnie przed nim uciekł.

Jego spojrzenie twardnieje.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 188. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy