„Miłość i nadzieja” – odcinek 244 – szczegółowe streszczenie
Gonul podchodzi bliżej Egego, patrząc mu prosto w oczy.
— Czemu milczysz, Ege? — pyta, jej głos brzmi twardo, a spojrzenie jest ostre jak nóż. — Powiedz wreszcie… kochasz moją córkę?
— Mamo, proszę, przestań… — wtrąca Zeynep, próbując zakończyć tę upokarzającą scenę.
Ale Ege podnosi głowę i odpowiada stanowczo, bez wahania:
— Tak. Kocham ją. Ani na chwilę nie przestałem kochać Zeynep.
Na te słowa Gonul marszczy brwi, jej głos zyskuje zimną determinację:
— Skoro ją kochasz, zrobisz dla niej wszystko, prawda? W takim razie zostaw ją w spokoju. Nie wciągaj jej w to bagno.
— Mamo, o czym ty mówisz?! — Zeynep patrzy na nią z niedowierzaniem.
— Wiem doskonale, co mówię. — Gonul unosi głowę, w jej oczach pojawia się ból. — Nie chcę, żeby coś ci się stało. Dzisiaj podpalili nam dom. A jutro? Co jeszcze mogą zrobić?
— Mamo, pomyśl o Melodi… — przypomina Zeynep.
— A ty pomyśl o nas! Pomyśl o mnie! — wyrzuca Gonul drżącym głosem. — Ege, twoja matka płacze dzień i noc po córce. Wiem, że chcesz znaleźć zabójcę Melodi, ale nie ryzykuj przy tym życia Zeynep.
— Wszystko, czego chcę, to postawić winnych przed sądem — mówi Ege, jego ton jest pełen gniewnej żarliwości. — Jak mógłbym chcieć, żeby coś stało się Zeynep?
— W takim razie odejdź. Zniknij z jej życia — mówi Gonul chłodno, bez cienia zawahania.
— Mamo, dość! — powtarza Zeynep, tym razem zdecydowanie ostrzej.
Ale Ege spuszcza wzrok, a jego głos łamie się lekko:
— Twoja mama ma rację, Zeynep. Ci ludzie… kto wie, do czego jeszcze się posuną. Nie chcę, żebyś składała zeznań. Znajdę inny sposób.
Odwraca się i rusza w stronę samochodu. Zeynep chce iść za nim, ale Gonul zatrzymuje ją, chwytając za ramię.
— Zostaw go. — Jej głos jest spokojny, ale pełen bólu. — W końcu zrozumiał, że to błąd.
— Ale ja nie zrozumiałam — szepcze Zeynep ze łzami w oczach. — Może nasze drogi się rozeszły, ale ja też wciąż go kocham…
— Wasze drogi się nie rozeszły, Zeynep. — Gonul patrzy jej w oczy, twarda jak stal. — On cię zostawił na środku drogi i poszedł prosto do Melis. A teraz ona nosi jego dziecko.
— Wiem… Ale Melodi umarła na moich oczach, mamo. I dlatego chcę mu pomóc.
Gonul ściska jej dłonie i mówi cicho, z gorzkim smutkiem:
— Jeśli złożysz zeznania, ci ludzie wrócą i nas wykończą. Czy chcesz skończyć tak jak Melodi? Nie chcę przeżywać tego piekła, które przeżywa Belkis.
Zeynep tylko wzdycha, a potem nagle zrywa się i biegnie za Egem, zatrzymując go przy samochodzie. Jej oczy płoną determinacją.
— Jedźmy. Złóżmy to oświadczenie — mówi z zapałem.
Ege odwraca się do niej, jego twarz pełna jest wahania.
— Zeynep… jeśli coś ci się stanie twoja mama nigdy mi nie wybaczy.
— Zostaw ją teraz. — Jej głos drży, ale jest stanowczy. — Pomścijmy Melodi. Jeśli będę milczeć o tym, co wiem, nigdy nie zaznam spokoju. Ale przede wszystkim… ty jesteś dla mnie ważniejszy niż cokolwiek.
Ege patrzy na nią przez chwilę, po czym kiwa głową i szepcze:
— A ty dla mnie. Zawsze byłaś.
Zeynep uśmiecha się lekko, przez łzy.
— Poczekaj chwilę. Wezmę tylko torebkę.
I biegnie w stronę domu, zostawiając Egego przy samochodzie, patrzącego za nią z mieszanką ulgi i strachu.
***
W następnej scenie Ege i Zeynep siedzą naprzeciwko komisarza w dusznym biurze. Atmosfera jest napięta.
— Melodi zapomniała zabrać telefonu z domu — zaczyna Zeynep cicho, z trudem łapiąc oddech, jakby każde słowo paliło ją w gardle. — Zadzwoniła do mnie z nieznanego numeru. Brzmiała… jakby przed kimś uciekała. Jej głos był urywany, szeptała, że schowała się w toalecie. W tle słyszałam zamieszanie, jakieś podniesione głosy… Nie wszystko zrozumiałam.
Komisarz notuje coś w kajecie i unosi wzrok.
— Gdzie wtedy była? — pyta rzeczowo.
— W klubie karaoke — odpowiada Zeynep, przygryzając wargę. — W drodze tam powiadomiłam jej brata, Egego.
— Tak. Jak tylko to usłyszałem, wsiadłem w samochód i ruszyłem — wtrąca Ege, jego głos jest głuchy, przytłumiony gniewem i bólem.
— I co działo się dalej? — dopytuje komisarz.
Zeynep zaciska dłonie na kolanach.
— Kiedy dotarłam pod klub, ochroniarz nie chciał mnie wpuścić. Szukałam jej wzrokiem, biegałam dookoła. I wtedy… — jej głos łamie się, łzy spływają jej po policzkach. Zakrywa twarz dłońmi i szlocha. — Wtedy zobaczyłam ją… biegła boczną uliczką. A potem… samochód… wjechał prosto na nią, z ogromną siłą…
Komisarz patrzy na nią uważnie.
— Myślisz, że to było intencjonalne?
Zeynep podnosi zapłakane oczy i kiwa głową.
— Tak. Jestem pewna, że to było celowe.
— A potem?
— Z samochodu wysiadła kobieta…
Komisarz lekko się prostuje, jego brwi unoszą się ze zdziwienia.
— Możesz ją opisać?
— Było ciemno. Nie widziałam jej dobrze, ale… była średniego wzrostu, brunetka. Nie przyglądała się długo, szybko wróciła za kierownicę i odjechała.
Policjant nachyla się lekko w jej stronę.
— Chcesz powiedzieć, że kobieta potrąciła Melodi Sancar, wysiadła, spojrzała na nią, a potem odjechała?
— Tak. Dokładnie tak było.
Komisarz zerka na notatki.
— A Ege? Kiedy przyjechał?
— Dopiero po tym, jak kobieta odjechała — odpowiada Zeynep. Jej głos nabiera siły, choć w oczach wciąż błyszczą łzy. — Panie oficerze, proszę zapisać: osoba, która potrąciła Melodi, to nie był mężczyzna. To była kobieta. Miała damskie ubrania, widziałam to wyraźnie.
Komisarz unosi brew.
— Tymczasem pewien mężczyzna twierdzi, że to on potrącił Melodi Sancar.
— To kłamstwo — odpowiada Zeynep bez wahania. — To nie był żaden mężczyzna. To była kobieta.
Policjant opiera się na krześle, jego wzrok się wyostrza.
— Twierdzisz więc, że ktoś wziął na siebie cudzą winę?
Zeynep skinęła głową i odetchnęła głęboko.
— Tak. Właśnie to mam na myśli.
***
Kuzey wpada jak burza na podwórko przed domem Alpera. Jego dłoń z impetem uderza w drzwi, aż rozlega się głuchy, gniewny huk. Po chwili drzwi uchylają się i w progu staje Alper, przekonany, że to znowu ten sam chłopiec, któremu piłka utknęła na jego drzewie.
Ale zamiast dziecka w drzwiach stoi Kuzey — z twarzą napiętą od gniewu, ze spojrzeniem tak ostrym, że niemal tnie powietrze.
— Gdzie jest Sila? — cedzi przez zaciśnięte zęby.
I nagle, zza pleców Alpera, wychyla się ona. Zaskoczona, blada, jakby przyłapana na gorącym uczynku.
— Sila, wróć do środka — rozkazuje Alper surowo, nie odrywając wzroku od Kuzeya. — To nie twoja sprawa.
Ale Kuzey nie daje się zbyć. Wyciąga z kieszeni małe, eleganckie pudełeczko i rzuca jej pełne wyrzutu spojrzenie.
— Więc to dla mnie je zamówiłaś — mówi z drwiną. — Po to, żeby mnie oszukać? — Otwiera wieczko, pokazując parę spinek do mankietów. — Jesteś zdrajczynią, Sila.
Podchodzi do stolika pod ścianą i z głośnym trzaskiem odkłada pudełko.
— Trzymaj się z dala od mojego życia. Zrozumiano?
— To ty trzymaj się z dala od nas! — wtrąca się Alper, jego głos staje się zimny i pełen pogardy. — Nigdy więcej tu nie przychodź. Nie przeszkadzaj zakochanym tylko dlatego, że nie potrafisz znieść cudzej miłości. Odejdź wreszcie i pozwól nam żyć tak, jak chcemy.
Kuzey marszczy brwi, jego twarz zastygła w masce gniewu. Przez moment wygląda, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale milknie, odwraca się na pięcie i rusza w stronę bramy.
— Kuzey! Kuzey! — nagle jej krzyk przeszywa ciszę.
Sila wyrywa się Alperowi, który próbuje zatrzymać ją za ramię.
— Puść mnie! — krzyczy. — Niech powie mi w oczy, dlaczego nazwał mnie zdrajczynią!
Wypada za bramę i potyka się na asfalcie, lądując na kolanach.
Kuzey zatrzymuje samochód, widząc ją we wstecznym lusterku. Wysiada powoli, idzie w jej stronę. Jego kroki są ciężkie, jego twarz nie zdradza ani grama czułości.
— Dlaczego to robisz? — pyta Sila ze ściśniętym gardłem, patrząc na niego zapłakanymi oczami. — Dlaczego nazwałeś mnie zdrajczynią? Czego ode mnie chcesz? Powiedz wreszcie, co się dzieje!
Kuzey zatrzymuje się przed nią, tak blisko, że czuje jej drżenie.
— Niczego od ciebie nie chcę — mówi cicho, lecz stanowczo. — Bądź szczęśliwa. Ale trzymaj się ode mnie z daleka.
Odwraca się, nie patrząc już na nią, nie reagując na jej błagania. Wraca do samochodu, zatrzaskuje drzwi i odjeżdża, zostawiając za sobą tylko chmurę kurzu i rozpaczliwy płacz dziewczyny.
Sila opada na asfalt, dłonie zaciskają się na jej sukience, a z gardła wyrywa się przeraźliwy szloch.
Tymczasem Alper, stojący w bramie, uśmiecha się kącikiem ust. Jego oczy błyszczą triumfem. W końcu wypuszcza powietrze i zanosi się cichym, zimnym śmiechem.
— Teraz już na pewno jej nie odzyskasz, Kuzey — szepcze do siebie z satysfakcją. — Ona należy do mnie. Na zawsze.
***
Seda siedziała pod prysznicem, skulona w kącie, wciąż ubrana, z wodą kapiącą z włosów i twarzy. Jej szloch odbijał się echem od kafelków. Rozpacz była tak wielka, że nawet nie zauważyła, kiedy Cihan wszedł do łazienki.
Bez słowa sięgnął po ręcznik, delikatnie zarzucił go na jej ramiona i przyklęknął obok.
Pomógł jej wstać i wyprowadził z łazienki, krok za krokiem, jakby prowadził dziecko. Posadził ją na łóżku, przykrył szczelniej ręcznikiem i usiadł obok, patrząc na jej zapuchnięte oczy.
— Bardzo się boję, bracie… — wyszeptała drżącym głosem, a łzy znów napłynęły jej do oczu. — Wsadzą mnie do więzienia, a tam… kto wie, co mi zrobią…
Cihan chwycił ją za ręce i zmusił, by spojrzała mu w oczy.
— Co ci powiedziałem? Hm? Czy mnie słuchałaś? — Jego głos był twardy, ale w oczach tliła się czułość. — Twój brat jest tutaj. Ze mną nic ci się nie stanie. Nigdy na to nie pozwolę, rozumiesz? Nigdy.
— Ale… ta dziewczyna już złożyła zeznania… — wyjąkała zrozpaczona. — Policja mnie szuka, bracie. Ja nie mogę iść do więzienia, nie wytrzymam tego… Zabiję się…
Cihan westchnął głęboko, jakby próbował powstrzymać w sobie gniew.
— Uciszę tę dziewczynę, zanim ona znajdzie ciebie. Nie martw się o to.
Seda uniosła na niego zrozpaczone spojrzenie.
— Ale… jak? Jak to zrobisz? Przecież Cenk ją wypuścił… Jestem pewna, że pójdzie do sądu i powie wszystko.
W jego oczach pojawił się chłodny błysk.
— Tym razem nie zlecę tego Cenkowi. Sam się tym zajmę. Obiecuję ci, Sedo.
Po chwili, miękko, jakby nic się nie stało, sięgnął po drugi ręcznik i zaczął osuszać jej włosy.
— Dalej, wysusz się i przebierz. Nie chcę, żebyś jeszcze zachorowała.
Pogłaskał ją po głowie i dodał spokojnie, niemal ciepło:
— Wszystko będzie dobrze. Masz mnie.
***
Cihan, uzbrojony w długi kuchenny nóż, po cichu wślizguje się do domu Gonul, wciąż nie znając tożsamości świadka. Krocząc na palcach przez krótki korytarz, zatrzymuje się przy wejściu do pokoju dziennego, skąd dobiega stłumiona rozmowa.
— Jesteś pewna, że policjanci już odjechali? — głos Gonul brzmi drżąco, pełen obaw.
— Tak, mamo. Spójrz sama, ich już tu nie ma — odpowiada Zeynep spokojniejszym tonem. — Nigdzie się nie wybieram, możesz być spokojna.
— Nie powinni byli stąd odjeżdżać — szepcze Gonul z gniewem. — Mieli nas chronić. Jak mogli tak po prostu nas zostawić?
— Może coś się stało, jakaś pilna sprawa — próbuje ją uspokoić Zeynep.
— Niemożliwe. Bez przydzielenia kogoś nowego? Tak nie zachowuje się policja. — Gonul podchodzi do okna i wygląda przez firankę. — Popatrz, ktoś jednak przyjechał…
Zeynep zerka na ekran telefonu.
— To Ege — mówi, uśmiechając się lekko. — Napisał, że stoi przy bramie.
W cieniu pokoju, skrywający się Cihan zamiera, zaciskając mocniej nóż w dłoni. Kamera zbliża się na jego twarz, gdy szepcze sam do siebie:
— Ten głos… Skąd ja go znam? — Mruży oczy, próbując dopasować głos do twarzy, ale wciąż nie potrafi.
Tymczasem Ege podchodzi do Zeynep i Gonul, stojących na werandzie.
— Zadzwonili do mnie z posterunku — oznajmia od razu, rzeczowo. — Policjant, który tu był, poczuł się źle i trafił do szpitala.
— Boże, oby nic się nie stało zanim dojdzie do rozprawy… — wzdycha Gonul ciężko, wracając do środka, jakby nie chciała już dłużej rozmawiać.
Ege i Zeynep zostają sami.
— Przyjechałeś tylko po to, żeby nam to powiedzieć? — pyta dziewczyna cicho, patrząc mu w oczy.
— Nie tylko — odpowiada z nutą stanowczości w głosie. — Przyjechałem cię zabrać.
Zeynep marszczy brwi.
— Zabrać? Dokąd?
— Do mojego domu. Nie mogę pozwolić, żebyś została tutaj sama, bez ochrony. U nas będziesz bezpieczna, przynajmniej do końca procesu.
W tym momencie Gonul wraca na werandę, jej spojrzenie wbija się w Egego.
— O czym jeszcze rozmawiacie? — pyta podejrzliwie.
— O niczym ważnym, mamo — wtrąca się szybko Zeynep.
— Mam nadzieję, że to nie kolejny twój pomysł, który ściągnie na nas nieszczęście — cedzi przez zęby Gonul.
— Wprost przeciwnie, staram się właśnie chronić Zeynep przed kłopotami — odpowiada spokojnie, ale zdecydowanie Ege.
— Już widziałam, jak nas „chronisz” — rzuca z przekąsem Gonul. — To przez ciebie oni w ogóle nas ścigają!
— Mamo, to niesprawiedliwe — protestuje Zeynep.
— Chcę cię tylko ochronić, córko! — unosi się Gonul.
— A ja chcę dokładnie tego samego — zapewnia ją spokojnie Ege.
Gonul wąsko mruży oczy.
— Więc powiedz, co teraz planujesz?
— Zabieram ją do swojego domu.
Słowa te sprawiają, że Gonul otwiera szeroko oczy i podnosi głos:
— Co?! Nigdy się na to nie zgodzę! Przecież jesteś żonaty!
— Nie ma innego sposobu, by zapewnić jej bezpieczeństwo — mówi Ege twardo, nie cofając wzroku.
— Nie zgadzam się! — krzyczy Gonul, niemal drżąc ze złości. — Nie pozwolę, żeby Zeynep mnie opuściła!
Ege przez chwilę milczy, po czym mówi spokojnie, jakby rozstrzygał sprawę raz na zawsze:
— W porządku. W takim razie zostanę tutaj.
Zaskoczona Zeynep od razu protestuje:
— Nie! To niemożliwe!
Ege odwraca się do niej i mówi cicho, lecz stanowczo:
— Sama widzisz. Dlatego pojedziesz ze mną. Rozmawiałem już z wujkiem Bulentem i wyjaśniłem sytuację. Jeśli chcesz, możesz do niego zadzwonić i się upewnić.
W tym momencie z głębi domu rozlega się nagły, głośny huk — jakby coś ciężkiego spadło na podłogę. To Cihan, ukrywający się w cieniu, niechcący strącił kilka przedmiotów z krzesła.
— Ktoś… ktoś jest w domu! — krzyczy przerażona Zeynep, rozglądając się w panice.
***
Naciye siedzi wygodnie w fotelu, rozsiadła się jak królowa, a u jej stóp klęczy Cavidan, zmuszona do robienia pedicure.
— Uważaj, żeby rogi nie były szorstkie! — syczy Naciye, przyglądając się krytycznie, jak Cavidan piłuje jej paznokcie.
— Pani Naciye, ja się na tym nie znam… — jęczy cicho Cavidan, wyraźnie zmęczona i zawstydzona. — Ja nawet dobrze się schylić nie mogę…
— To się nauczysz! — przerywa jej Naciye ze złością. — No, dalej, do roboty! Ała! — krzyczy nagle, odskakując stopą. — Nie próbuj mi palca odciąć, dobrze?!
Chwilę później Cavidan w końcu ucieka z salonu, zostawiając Naciye samą z Hulyą.
— Mamo, naprawdę przesadzasz — odzywa się Hulya, patrząc na nią karcąco. — Co się z tobą dzieje? Tak się nie traktuje ludzi. Zachowujesz się jak te złe kobiety z filmów.
— Ja? Zła? — Naciye unosi brew, oburzona. — To ona jest zła, ta przeklęta Cavidan! Sama słyszałaś, hydraulik jak przyszedł, to powiedział: w tym domu jest wąż!
— Wcześniej mówiłaś, że żmiją jest Sila, a teraz nagle Cavidan? — Hulya przewraca oczami.
— Bo ona jest gorsza! Ona jest królową wszystkich żmij! — unosi głos Naciye, cała wściekła. — Gdyby Kuzey się nie złościł, wyrzuciłabym je stąd już dawno, nawet minuty dłużej by tu nie siedziały!
***
Kamera przenosi się do kuchni, gdzie właśnie wchodzą Bahar i jej mama. Atmosfera aż iskrzy od napięcia.
— Co za wiedźma! — wybucha Cavidan, niemal tupiąc nogą z wściekłości. — Ona robi to specjalnie, żeby nas upokorzyć! Już się zorientowała, że coś cię łączy z Kuzeyem i teraz chce się na tobie odegrać!
— Mamo… — Bahar zatrzymuje się, jej głos jest spokojny, ale stanowczy. — Nie ma nic między mną a Kuzeyem.
Cavidan aż zamarza na chwilę, patrząc na córkę z niedowierzaniem.
— Boże, dziewczyno! — jęczy wreszcie dramatycznie. — Czy ty naprawdę nie rozumiesz? Nie chcesz poślubić Kuzeya i uratować swojej matki?
Bahar spuszcza wzrok, zaciskając pięści.
— Będę się uczyć, mamo — odpowiada cicho, ale z determinacją. — Znajdę dobrą pracę, sama na siebie zapracuję.
Cavidan kręci głową z rozpaczą, jakby słyszała największą głupotę świata.
— Twoją największą szansą jest Kuzey! — mówi coraz głośniej, z wyrzutem w głosie. — Wystarczy, że za niego wyjdziesz, a wszystkie nasze problemy znikną jak ręką odjął!
Bahar milczy, zaciskając zęby, a w jej oczach widać mieszankę gniewu i łez.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 189. Bölüm i Aşk ve Umut 190. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.








