Bahar i Kuzey w łóżku.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 246 – szczegółowe streszczenie

Zeynep opuszcza dom Bülenta, nie chcąc dalej pogarszać sytuacji. W oczach ma łzy, a serce wali jej jak młotem. Za plecami słyszy szybkie kroki — to Ege biegnie za nią.

— Zeynep, nie ruszaj się stąd! — jego głos brzmi twardo, nie znosząc sprzeciwu.

Odwraca się do niego, pełna żalu i złości.
— Nie widzisz? Nikt mnie tu nie chce…

Ege zatrzymuje się przed nią i patrzy jej prosto w oczy, aż jej oddech na moment zamiera.

— Ale ja cię chcę — mówi stanowczo. — I Melodi też cię potrzebuje. Jej dusza przewraca się w grobie, bo jej zabójca wciąż chodzi wolny. Twoja pomoc jest kluczowa. Bez ciebie nigdy nie zazna spokoju.

— Czego ode mnie właściwie chcesz, Ege? — jej głos drży. — Nie widzisz, że wszyscy tam w środku mnie nienawidzą?

— To nieprawda. — Jego spojrzenie staje się twarde. — Prawdziwy wróg wciąż jest na wolności. Bardzo blisko nas. Dzisiaj rano włamał się nawet do twojego domu. Daj mi chwilę, porozmawiam z moją mamą i wyjaśnię wszystko. Jeśli nie dla mnie, zrób to dla Melodi.

Zeynep długo milczy, a potem kiwnięciem głowy daje mu znać, że się zgadza.
— Dobrze, zaczekam tutaj.

— Zaraz wrócę. — Ege jeszcze przez moment patrzy na nią z wdzięcznością, po czym wraca do domu.

Zeynep odkłada walizkę i zaczyna krążyć po podwórku, próbując uspokoić myśli. W końcu jej wzrok ucieka w stronę bramy. Gdy robi krok bliżej, nagle słyszy znajomy, głęboki głos:
— Zeynep?

Odwraca się gwałtownie, serce znów przyspiesza.
— Cihan?! — szepcze zaskoczona.

Mężczyzna podchodzi do niej z pozornym spokojem, choć w oczach błyszczy mu coś niepokojącego.
— Mieszkasz tutaj?

— Tak… tymczasowo — odpowiada, wciąż oszołomiona. — A ty? Co tu robisz?

— Dom mojego szefa jest niedaleko — mówi tonem neutralnym. — Zaparkowałem i wyszedłem na spacer.

— Jesteś… kierowcą? — pyta ostrożnie.

— Tak. — Na jego ustach pojawia się cień uśmiechu. — Powiedziałaś, że to tylko tymczasowe. Dlaczego?

Zeynep spuszcza wzrok i odpowiada cicho, jakby sama wciąż nie mogła w to uwierzyć:
— Byłam jedyną osobą, która widziała samochód potrącający Melodi, siostrę Egego. Dlatego zostałam tu ze względów bezpieczeństwa.

Cihan mruży oczy, a jego twarz tężeje. W środku ogarnia go wściekłość — to ona jest świadkiem, którego miał zlikwidować. Teraz, patrząc jej w oczy, czuje, jak jego plan się rozsypuje. Nie może tego zrobić. Nie jej. Nie w tej chwili.

***

Kamera powoli przenosi się do salonu, gdzie właśnie wchodzi Ege. Atmosfera w pomieszczeniu jest ciężka, a wszystkie spojrzenia zwracają się na niego pełne pretensji i gniewu.

— Dlaczego przyprowadziłeś tu tę dziewczynę?! — Melis pierwsza przerywa ciszę, jej głos drży ze złości. — Twoja mama próbuje odzyskać choć odrobinę spokoju, a ty tylko rozdrapujesz jej rany!

— Synu, twoja żona ma rację — przytakuje Naciye, unosząc brwi w geście dezaprobaty. — Czy naprawdę nie pora w końcu zostawić tę Zeynep w spokoju?

Zapłakana Belkis podnosi się z kanapy. Jej twarz jest wykrzywiona bólem i wściekłością, a głos przeszywa ciszę jak nóż.
— Nie chcę więcej widzieć tej nieszczęsnej dziewczyny w tym domu! — wyrzuca z siebie z całą mocą. — To przez nią moja córka nie żyje!

Ege spogląda na nią spokojnie, ale jego spojrzenie twardnieje.
— Mamo… Zeynep widziała, kto potrącił Melodi i uciekł — mówi powoli, dobitnie. — Poszła na policję i złożyła zeznania.

Belkis prycha pogardliwie, łzy wciąż spływają jej po policzkach.
— I co? Myśli, że w ten sposób odkupi swoje winy?!

— Ona nie ma żadnych win! — Ege podnosi głos, a jego słowa odbijają się echem po salonie. — Zeynep chce pomóc. Ktoś wyraźnie chciał ją uciszyć. Dzisiaj rano włamał się do jej domu. Chciał ją skrzywdzić.

Naciye marszczy brwi, w jej głosie słychać nutę niepokoju.
— Synu, a gdzie była policja? Przecież powinna być pod ochroną.

— Policjant, który ją pilnował, zasłabł i trafił do szpitala. W tym czasie włamywacz wszedł do środka.

Melis patrzy na niego z niedowierzaniem.
— Skąd ty właściwie o tym wszystkim wiesz? — pyta, obrzucając męża podejrzliwym spojrzeniem.

Ege spuszcza na moment wzrok, po czym unosi głowę z chłodną determinacją.
— Bo widziałem to na własne oczy — odpowiada twardo. — Ten człowiek wymknął mi się z rąk…

Melis aż sapie z oburzenia, jej twarz płonie gniewem.
— Ege! Co ty tam w ogóle robiłeś?! — wybucha. — A jeśli coś by ci się stało?! Pomyślałeś chociaż o tym, że będziesz ojcem?!

Feraye włącza się do rozmowy, jej głos jest pełen zdziwienia i wyrzutu.
— Dlaczego nie zgłosiłeś tego na policję? Włamywacz mógł zostawić odciski palców, ślady!

— Nie zgłosiłem, bo najważniejsze było dla mnie bezpieczeństwo Zeynep — odpowiada Ege chłodno. — Dlatego ją tu przywiozłem.

Naciye zaciska dłonie, jej spojrzenie jest ostre jak brzytwa.

— A nie przyszło ci do głowy, że w ten sposób sprowadzasz niebezpieczeństwo na nas wszystkich? — cedzi przez zęby. — Co, jeśli przez nią ucierpi twoja matka? Albo Melis? Rozumiesz, że twoja obsesja na punkcie tej dziewczyny już dawno przestała być tylko troską?!

Ege milczy, w jego oczach błyszczy gniew i ból, ale ani na chwilę nie spuszcza wzroku. W salonie zapada grobowa cisza, pełna napięcia i niewypowiedzianych słów.

***

Akcja wraca na drogę przed domem Bulenta. Powietrze jest ciężkie od napięcia, ciszę przerywa tylko stłumiony szum ulicy w oddali.

— Więc tylko ty widziałaś ten wypadek? — Cihan spogląda na Zeynep, jego głos brzmi z pozoru obojętnie, ale w oczach błyska coś niepokojącego.

— To nie był wypadek — odpowiada twardo Zeynep, zaciskając dłonie w pięści. — To było morderstwo. Kimkolwiek jest ta kobieta, celowo wjechała w Melodi.

Cihan marszczy brwi, zaskoczony. Siostra przedstawiła mu zupełnie inną wersję — opowiadała o tragicznym wypadku, nie o zbrodni.
— Jak to? — pyta cicho, wciąż próbując to pojąć.

— Po prostu wjechała w nią, jakby nie miała w sobie krzty sumienia — mówi Zeynep, jej głos drży z emocji. — Jak można potrącić człowieka i uciec?

Cihan cofa wzrok i szepcze pod nosem, bardziej do siebie niż do niej:
— To nie może być prawda…

— Co takiego? — Zeynep wpatruje się w niego podejrzliwie.

— Nic… tak tylko powiedziałem. — Szybko się maskuje, wracając do obojętnej miny. — Czy tak właśnie zeznałaś na policji?

— Tak. Jestem jedynym świadkiem.

— I co mówi policja?

— Że prowadzą dochodzenie. — W jej głosie pobrzmiewa irytacja. — Nie rozumiem tylko, dlaczego od razu nie sprawdzą wszystkich nagrań z okolicznych kamer.

— Nie mają nagrań?

— Nie. Na sklepie była tylko jedna kamera i akurat zepsuta. Widziałam, jak ona wsiadała do auta. Zataczała się, ledwo trzymała się na nogach. Była kompletnie pijana. — Wzdycha i odwraca wzrok. — Teraz Ege próbuje mnie chronić. Boję się… dlatego tu zostałam.

Cihan przez chwilę milczy, obserwując ją czujnie. W końcu mówi:
— Trzeba mieć odwagę, żeby być świadkiem w takiej sprawie.

Zeynep unosi wzrok, w jej oczach błyszczą łzy i determinacja.
— Melodi była dla mnie bardzo ważna. Umierała w moich ramionach. — Jej głos łamie się na moment. — Sumienie by mnie zabiło, gdybym milczała.

Cihan skinął głową powoli.
— Masz rację. Ludzie potrafią zrobić wszystko dla tych, których kochają.

— Właśnie dlatego… — Zeynep prostuje się, jej spojrzenie twardnieje. — Nie mogę milczeć. Bez względu na cenę. Czy wiesz, że ktoś dziś włamał się do mojego domu? Ktoś naprawdę się boi, że powiem prawdę.

Cihan mruży oczy, uważnie przyglądając się jej twarzy.
— I dlatego tu zostajesz? — Wskazuje na dom Bulenta.

— Tak. Ege zrobi wszystko, by mnie chronić. Wie, że ktoś próbuje mnie uciszyć. Ta kobieta jest winna, Cihanie. Zamiast ją ukarać, ktoś ją kryje. Ale powiedz mi… kto kryje mordercę? Nie mów tylko, że to z miłości. Bo to nie jest miłość, to choroba.

Zeynep zaczyna przechadzać się nerwowo, jakby nie mogła ustać w miejscu. Jej głos wciąż brzmi w powietrzu, wypełniony goryczą i gniewem. W tym czasie Cihan powoli sięga za pas i wyciąga pistolet. Jego dłoń pewnie obejmuje chłodny metal, lufa unosi się i celuje prosto w jej plecy.

Dziewczyna odwraca się nagle, czując na karku lodowaty dreszcz. Jej oczy rozszerzają się ze strachu, a twarz blednie w jednej chwili.

Zostaje tylko ona — i lufa pistoletu wymierzona w jej serce.

***

Akcja ponownie przenosi się do środka domu. Atmosfera jest gęsta, a w powietrzu unosi się echo niedopowiedzianych wyrzutów.

— Ege, Melis chce, żeby imię twojej siostry przetrwało — odzywa się Feraye, próbując załagodzić napięcie. — To dobrze zrobiłoby też twojej mamie.

Ege spogląda na nią chłodno i odpowiada spokojnym, ale twardym tonem:
— Imię mojej siostry już zawsze będzie żywe… w moim sercu. Moje dziecko przyjdzie na świat ze swoim własnym imieniem.

Melis prycha z irytacją, zaciskając dłonie w pięści. Jej oczy błyszczą od gniewu.

— W takim razie nazwijmy ją Zeynep! — rzuca sarkastycznie. — Mam już dość! Wszystko, co robimy, ci się nie podoba! W twojej głowie jest tylko ona, tylko Zeynep! — Jej głos podnosi się, drży ze wściekłości. — Czy nie mam racji, mamo Belkis? Jak twój syn mógł w ogóle sprowadzić tu tę dziewczynę?!

Zapada cisza, którą przerywa niespodziewanie spokojny głos Belkis.
— Mylisz się, Melis — mówi cicho, a potem unosi wzrok na Egego. — Wciąż o tym myślę. Czy ta dziewczyna naprawdę widziała wszystko? Ten moment… kiedy Melodi została potrącona?

Ege kiwa głową, patrząc matce prosto w oczy.
— Tak, mamo. Była tam. Złożyła zeznania, chociaż nikt by od niej tego nie wymagał. Inni przeszliby obok i powiedzieliby, że to nie ich sprawa, ale Zeynep nie potrafiła odwrócić wzroku. Naraziła się dla pamięci o Melodi. I teraz… ktoś bardzo nie chce, żeby mówiła dalej.

Melis wybucha gorzkim śmiechem.
— I dlatego będzie tu mieszkać?! — rzuca z niedowierzaniem.

Ege odwraca się do niej powoli.
— Powiedziałem, że jeśli będzie trzeba, wynajmę jej dom.

Melis wbija w niego wzrok, w którym iskrzy gniew i rozczarowanie. Jej głos staje się cienki, wręcz histeryczny:
— Wynająć dom?! Swojej byłej dziewczynie?! Ege, czy ty próbujesz doprowadzić mnie do szaleństwa?!

Belkis wciąż patrzy na syna, jakby w jej sercu powoli coś pękało.
— Jesteś pewien, że ktoś naprawdę poluje na Zeynep? — pyta cicho, jej głos drży, ale nie z gniewu — z troski.

Ege prostuje się i mówi zdecydowanie:
— Mamo, widziałem to na własne oczy. Widziałem, jak włamywacz ucieka, zanim zdążyłem go złapać. A jeśli coś jej się stanie… kto poniesie za to odpowiedzialność? — Jego spojrzenie staje się jeszcze bardziej przenikliwe. — Czy Melodi chciałaby, żebyśmy odwrócili się od niej właśnie teraz?

W salonie zapada głucha cisza. Tylko w oczach Belkis na moment pojawia się cień wahania.

***

Zeynep wstrzymuje oddech, wpatrując się przerażonym wzrokiem w lufę pistoletu wymierzoną prosto w jej serce.

— Co… co to za broń? — wydusza z siebie drżącym głosem.

Cihan uśmiecha się kątem ust, nagle podnosi pistolet do góry i lekko nim obraca w palcach.
— To? Kaliber dziewięć milimetrów. Stalowa konstrukcja, rękojeść z drewna. Magazynek na czternaście naboi. — Jego ton jest spokojny, prawie nonszalancki. — Wierz mi, potrafi zatrzymać każdego.

Podrzuca pistolet w dłoni, po czym łapie za lufę i niespodziewanie… wyciąga go w jej stronę.
— Weź — mówi.

Zeynep cofa się o krok, patrząc na niego zdezorientowana.
— Nie rozumiem… Dlaczego mi to dajesz?

— Sama powiedziałaś, że ktoś depcze ci po piętach. Chcesz żyć? Naucz się walczyć. Chroń siebie.

— A ty? Dlaczego w ogóle ją nosisz? — pyta ostrożnie.

Na jego twarzy pojawia się cień gorzkiego uśmiechu.
— Powiedzmy… że mój szef ma więcej wrogów niż przyjaciół. Broń jest czasem jedyną gwarancją, że wrócę do domu cały.

Zeynep odwraca wzrok i odsuwa dłoń, nie dotykając pistoletu.
— Nie… Nie potrzebuję tego. Ege mnie ochroni.

Cihan kiwa głową, jego spojrzenie staje się twarde.
— Widzisz, nikt z nas nie jest kuloodporny — rzuca cicho.

— Czy możesz już to schować? — prosi, jej głos jest ledwo słyszalny.

Cihan wzdycha, po czym wkłada pistolet za pasek.
— Przepraszam, jeśli cię wystraszyłem. To była tylko propozycja… dla twojego dobra. W takich sprawach nie ma miejsca na beztroskę.

Zeynep mruży oczy, z ciekawością przyglądając się jego twarzy.
— Skąd to wiesz?

— Bo widziałem już takich historii więcej, niż chciałbym pamiętać — odpowiada cicho. — Mój szef przeżył ich dziesiątki. — Zamilkł na chwilę, a potem dodał z lekkim uśmiechem: — Wiesz, może to zabrzmi dziwnie, ale nasze drogi przecinają się już… trzeci raz w tym tygodniu.

Zeynep unosi brwi.
— Co masz na myśli?

Cihan nachyla się lekko, w jego oczach błyszczy wyzwanie.
— Wierzysz w przeznaczenie? Bo ja wierzę. Ale wierzę też, że człowiek może je zmienić.

— Nie — odpowiada Zeynep spokojnie, choć jej głos wciąż drży. — Nie da się uciec przed przeznaczeniem. Ono i tak cię dogoni.

Cihan uśmiecha się szerzej, jakby tylko na to czekał.
— Myślę, że właśnie dotarliśmy do tego punktu. — Wyciąga z kieszeni długopis i podaje jej. — Wtedy dałaś mi tylko dwie ostatnie cyfry swojego numeru. Może dziś… dokończymy tę historię?

Zeynep patrzy na niego z lekkim uśmiechem, a potem bierze długopis. Jej dłoń drży, gdy zapisuje cyfry na jego ręce.

Cihan czyta je powoli i szepcze z zadowoleniem:
— Dziękuję, moje przeznaczenie…

***

Feraye spogląda na Egego z determinacją w oczach, jej głos drży od emocji:

— Powinniśmy skonsultować się z Kuzeyem. Jest coś takiego jak program ochrony świadków. Ja sama mogę zabrać ją do jednego z naszych domów, żeby była bezpieczna.

Ege patrzy jej prosto w oczy, jego ton jest twardy i stanowczy:

— Nie ma bezpieczniejszego miejsca niż ten dom. Ile razy mam wam powtarzać? Zeynep złożyła zeznania w sprawie Melodi. Zrobiła to, bo jej zależało.

Melis prycha pogardliwie, zaciskając dłonie w pięści:

— Nie rób z niej bohaterki! — syczy. — Może gdyby tamtego dnia nie ukrywała Melodi w swoim domu, dziś nadal byłaby z nami! Sama to powiedziałaś, mamo Belkis, czyż nie?!

W tym momencie rozlega się skrzypnięcie drzwi. W przedpokoju staje Zeynep, stawiając swoją walizkę na podłodze. Jej głos jest spokojny, choć w oczach czai się ból:

— Nie ma potrzeby, żebyście się o mnie kłócili.

Zapada cisza, gdy Belkis powoli wstaje z kanapy. Jej oczy są pełne łez, głos załamuje się, gdy podchodzi do Zeynep:

— Proszę cię… o przebaczenie. Za to, że cię uderzyłam.

Wszyscy wstrzymują oddech. Szok maluje się na twarzach domowników. Belkis, którą znali — duma wcielona, zawsze twarda i nieprzejednana — nigdy nie przepraszała. A już na pewno nie Zeynep.

Zanim ktokolwiek zdąży cokolwiek powiedzieć, Belkis obejmuje dziewczynę. Jej ramiona drżą, gdy szepcze przez łzy:

— Ege miał rację. Zaryzykowałaś swoje życie, żeby wskazać zabójcę mojej córki. Dziękuję ci… że zeznałaś. Możesz tu zostać.

Melis cofa się o krok, jej twarz blednie, a oczy rozszerzają się w niedowierzaniu. Wybuchając złością, rzuca tylko:

— Nie wierzę… po prostu nie wierzę!

Odwraca się na pięcie i niemal biegnie do swojego pokoju, wymachując rękoma z bezsilności, zanim zatrzaskują się za nią drzwi.

***

Alper zauważa coś za szafką — zmiętą chusteczkę. Wyciąga ją, prostuje i nagle jego twarz wykrzywia gniew. W środku znajdują się ukryte tabletki.

— Oszukała mnie! — warknął przez zaciśnięte zęby. — Do diabła z tym wszystkim!

Wściekłość w nim kipiała. Wypadł z pokoju jak burza i zatrzymał Silę, która właśnie chwytała za klamkę.

— Mówiłem ci! Nigdzie nie pójdziesz! — ryknął, niemal potrząsając nią.

Sila wyrwała mu się, jej oczy błyszczały gniewem i pogardą.

— Zostaw mnie w spokoju! Przypomniałam sobie wszystko! — syknęła.

— Przypomniałaś sobie, bo NIE brałaś tabletek! — wrzasnął, zbliżając się do niej. — Jak mogłaś mnie tak oszukiwać?! Nie opuszczę cię! Nawet jeśli miałbym za to umrzeć! Jesteś moją żoną!

— Dla mnie jesteś nikim! — wykrzyczała, wypluwając słowa jak truciznę. — Oszukałeś Kuzeya! Porwałeś mnie! Zniszczyłeś mi życie!

— Zrobiłem to, bo cię KOCHAM! — jego głos załamał się.

— A ja cię NIENAWIDZĘ! — zadrżała cała. — Prędzej umrę, niż będę twoja! Zakochałam się w Kuzeyu! Tylko jego kocham, tylko jego chcę!

Na dźwięk tego imienia w oczach Alpera zapłonęło czyste szaleństwo.

— Zabiję cię, ale nie oddam cię jemu! Nigdy! — ryknął, rzucając się na nią.

Ich ciała starły się w brutalnej szarpaninie. Alper przyparł ją do ściany, jego ręce zacisnęły się wokół jej szyi. Sila poczuła, jak w płucach kończy się powietrze, a przed oczami pojawiają się czarne plamy. W desperacji sięgnęła ręką w bok, chwyciła ceramiczny pojemnik z przyprawami i z całej siły roztrzaskała go o jego głowę.

Alper padł ciężko na dywan, bezwładny i cichy.

Sila patrzyła na niego, oszołomiona, a potem upadła na kolana obok. Potrząsała nim delikatnie, jej głos drżał.

— Proszę, otwórz oczy… powiedz, że nie umarłeś… proszę…

Ale on nadal leżał nieruchomo.

Sila cofnęła się kilka kroków, nogi miała jak z waty, serce dudniło jej w skroniach. Już prawie się odwróciła, gdy nagle… poczuła żelazny uścisk na swojej kostce…

Odwróciła się i zamarła.

Na dywanie leżał Alper, szaleńczo roześmiany, oczy błyszczały mu jak u drapieżnika.

— Nie umarłem… — wysyczał. — Nie oddam cię Kuzeyowi. Rozumiesz? Nigdzie nie pójdziesz.

W Sili znów wezbrała fala furii. Z całej siły uderzyła go tym razem w brzuch. Alper jęknął, zwinął się z bólu i opadł na kanapę, łapiąc się za bok.

Ona ani na chwilę się nie zatrzymała. Rzuciła się do drzwi, wybiegła na zewnątrz i biegła przed siebie, ile sił w nogach.

Dopiero gdy znalazła się na publicznej drodze, zwolniła, choć jej serce nadal waliło jak młotem. Szła szybko, wpatrzona przed siebie, a w jej oczach lśniła determinacja.

— Idę do ciebie, Kuzeyu… — wyszeptała. — Opowiem ci wszystko. Kocham cię. Kocham cię tak, że aż boli…

***

Bahar postępuje zgodnie z radą matki. Wykorzystuje moment, gdy Kuzey jest otępiały od alkoholu i zaciąga go do łóżka.

Po wszystkim leżą obok siebie, otuleni śnieżnobiałą kołdrą. Bahar patrzy na niego z triumfem, ale Kuzey… patrzy gdzieś daleko. W jego oczach wcale nie ma Bahar — jest Sila.

W jego wyobraźni Sila uśmiecha się promiennie i pyta cicho:
— Wiesz, co to znaczy kochać? To czekać… nawet gdy nie ma już nadziei. Czekać całe życie.

Kuzey zaciska powieki, szepcząc przez zaciśnięte gardło:
— Nie będę już czekał. Już i tak jestem spóźniony…

***

Tymczasem Sila, z twarzą bladą od emocji, staje przed posiadłością Kuzeya. Jej kroki na żwirze brzmią jak bicie serca. Kamera przesuwa się na zaparkowany w cieniu samochód, gdzie Cavidan siedzi obok swojego kochanka.

— Co ty wyprawiasz? — syczy Cavidan, gdy mężczyzna pochyla się, by ją pocałować. — Ktoś może nas zobaczyć.

— Do tej pory ci to nie przeszkadzało — odpowiada z uśmiechem. — Zobaczymy się jutro?

— Nie wiem… — Cavidan przeciąga odpowiedź, po czym dodaje kusząco: — A kupisz mi wreszcie ten naszyjnik z pereł, o którym marzę?

— Jak mógłbym ci odmówić?

Cavidan wysiada, zamykając drzwi bez pośpiechu.
— Porozmawiamy, kiedy naszyjnik będzie gotowy — rzuca przez ramię z ironicznym uśmiechem i rusza w stronę domu Kuzeya.

Tuż przed bramą dostrzega Silę, która wali pięścią w drzwi.

— Kuzey! Otwórz! — krzyczy Sila, a jej głos łamie ciszę nocy. — To ja! Wróciłam! Wszystko ci powiem. Alper mnie porwał, faszerował lekami… ale już jestem, proszę, otwórz!

Cavidan w mgnieniu oka chwyta z ziemi ciężkie polano. W jej oczach płonie gniew i strach — jeszcze chwila, a Sila zniszczy jej misternie utkany plan.

Ale spóźnia się. Drzwi są już uchylone, a Sila znika w środku.

Jej kroki odbijają się echem na schodach. Drżącymi dłońmi otwiera drzwi sypialni i… zamiera.

Obraz, który widzi, ścina jej krew w żyłach. Bahar leży w łóżku Kuzeya, wtulona w niego niczym panna młoda w ramiona męża. Ich splecione dłonie, ich spokojne twarze — jak cios w serce.

Sila cofa się, dławiąc się własnym oddechem. Pędzi z powrotem na zewnątrz, niemal upadając ze schodów. Na podwórzu z jej nadgarstka zsuwa się bransoletka i upada wprost pod samochód Kuzeya.

Zdruzgotana, z oczyma pełnymi łez, idzie przed siebie. Krok za krokiem. Nie ogląda się za siebie, nie widzi, że ktoś podąża tuż za nią.

To jej matka.

Cavidan, z polanem w ręku i zimnym spojrzeniem, powoli rusza za córką…

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 191. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy