Cavidan uśmiecha się szeroko, przytulając Bahar.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 249 – szczegółowe streszczenie

Gdy tylko Ege rzuca się w pogoń za Cihanem, Zeynep klęka przy krawężniku i z drżącymi palcami wyciąga zawieszkę z ciasnej szczeliny między asfaltem a chodnikiem.

— W końcu! To ona! — szepcze z triumfem, czując, jak serce wali jej jak młotem.

Nagle ktoś podbiega. Zamaskowana Seda dopada Zeynep i brutalnie próbuje wyrwać jej znalezisko z dłoni.

— Ege! Pomóż mi! — krzyczy Zeynep, szarpiąc się z napastniczką, z trudem utrzymując naszyjnik. — Kim jesteś?! Dlaczego tak bardzo ci na nim zależy?!

Ege natychmiast porzuca pościg za Cihanem. Wraca biegiem i w ułamku sekundy staje pomiędzy Zeynep a Sedą, która unosi w jego stronę dłoń z błyszczącym ostrzem.

— Wiesz, jak ważny jest ten naszyjnik, prawda? — mówi do niej cicho, ale stanowczo, patrząc jej prosto w oczy. — Dlatego go chcesz.

Seda na moment zamiera. W jej oczach pojawia się błysk paniki. Instynkt podpowiada tylko jedno: ucieczka. Odwraca się nagle i biegiem znika za rogiem, zostawiając za sobą ciężkie, dudniące echo kroków.

Ege rusza za nią, ale Zeynep zatrzymuje go, chwytając za ramię.

— Zostaw ją — mówi łagodnie, pokazując zawieszkę, którą nadal kurczowo ściska w palcach. — Ważne, że naszyjnik jest u mnie.

Patrzy na niego pytająco.
— Co to było?

Ege tylko kręci głową, zerkając w miejsce, gdzie zniknęła Seda.

— Nie wiem. Coś tu się dzieje, Zeynep. Ale jeszcze nie rozumiem, co.

Kamera powoli przesuwa się na Cihana, który ukryty za rogiem pobliskiego budynku w milczeniu obserwuje całą scenę. W jego oczach widać gniew zmieszany z niepokojem.

— Co jest między nimi? — mruczy pod nosem, z zaciśniętymi pięściami. — Dlaczego ryzykuje dla niej życie?

***

Po rozmowie z Kuzeyem Bahar zdecydowała się zostać w jego domu. Teraz, stojąc w kuchni, czuje na sobie czujne spojrzenia Naciye i Hulyi. Obie przyglądają jej się uważnie, jakby próbowały odczytać z jej twarzy prawdziwe powody tej decyzji.

— Więc… dlatego chciałaś odejść? — pyta Naciye, marszcząc brwi z niedowierzaniem.

— Dziewczyna po prostu przestraszyła się, że prawo jest dla niej za trudne — wtrąca Hulya, wywracając oczami. — Uspokój się, kochanie. Kto się już dostał na ten wydział, ten da sobie radę. Nie ma się czego bać.

— A jak Kuzey cię przekonał, żebyś została? — dopytuje Naciye, mrużąc oczy.

Bahar opiera się o blat, spuszcza wzrok i niemal szeptem odpowiada:

— Po prostu… powiedział, żebym została. Że to normalne, że młodzi ludzie się boją, i że to minie.

Na moment zapada cisza.

— Mogę… pójść się przespać? — dodaje cicho, wyraźnie przygaszona.

— Dobrze, idź — wzdycha Naciye, choć jej głos brzmi bardziej jak rozkaz niż przyzwolenie. — Ale wracaj szybko do siebie. Ty i twoja matka pracujecie w tym domu. Im szybciej wrócisz do pracy, tym lepiej.

Bahar skinieniem głowy przyjmuje te słowa i niemal bezgłośnie wycofuje się do swojego pokoju. Tam czeka już na nią matka.

Cavidan trzyma w dłoni mały złoty kolczyk. Jej twarz jest napięta, spojrzenie ostre.

— Co twój kolczyk robił w łóżku Kuzeya? — cedzi przez zęby, unosząc ozdobę na wysokość oczu. — Naciye powiedziała mi wszystko, co jej przyszło do głowy. Tłumaczyłam, że zgubiłaś go przy zmianie pościeli… ale żadna pościel nie była zmieniana. Więc? Powiedz mi w końcu, co się stało. Mów prawdę!

Bahar blednie, czuje ucisk w gardle.

— Mamo… Kuzey zachorował — mówi cicho, starając się zachować spokój. — Zaniosłam mu zupę. Wtedy musiał mi wypaść kolczyk.

— Skoro był chory, czemu nie powiedział o tym jego matce? — nie odpuszcza Cavidan, jej głos staje się ostrzejszy. — I dlaczego wcześniej zarzekałaś się, że nie widziałaś go przez całą noc?

— Nie chciałam, żeby pani Naciye się martwiła — odpowiada Bahar, zaciskając dłonie w pięści. Jej wzrok staje się twardszy. — Jeśli mi nie wierzysz, idź i zapytaj Kuzeya. Idź już. Chcę spać.

Cavidan przez dłuższą chwilę milczy. Jej oczy wbijają się w córkę z podejrzliwością i czymś jeszcze — czymś, co przypomina rozczarowanie. W końcu odwraca się powoli, nie spuszczając jednak wzroku z Bahar aż do samego progu. Bo doskonale wie, że córka kłamie.

***

Ege zatrzymuje samochód przed komisariatem. Wraz z Zeynep wysiadają na ciepłe, popołudniowe powietrze.

— Jeśli chcesz, odpocznij trochę — proponuje chłopak, łagodnym głosem kładąc jej dłoń na ramieniu. — Ja przekażę wszystko komisarzowi.

— Dobrze… — zgadza się cicho Zeynep i zaczyna powoli przechadzać się wzdłuż budynku, próbując uspokoić nerwy.

Chwilę później za samochodem Egego zatrzymuje się kolejny wóz. Wysiada z niego Cihan, który od razu rusza w jej stronę.

— Cihan? Gdzie zniknąłeś? — pyta zaskoczona, unosząc wzrok.

— Poszedłem za tą kobietą — odpowiada, ciężko oddychając. — Usłyszałem strzał. Przeraziłem się, że mogła ci coś zrobić. Pobiegłem za nią ulicą, skręciła w boczną alejkę i… zgubiłem ją. Potem przyjechałem tutaj, żeby być przy tobie.

— Kiedy usłyszałam strzał, myślałam, że stało ci się coś złego — mówi Zeynep. — Miałeś rację. Ona… jest szalona. Wyciągnęła do mnie nóż. Gdyby nie Ege, nie wiem, co by się stało…

— Ege?

— Jest bratem Melodi.

Cihan kiwa głową z powagą.

— Rozumiem. To dla niego trudny czas. Tak czy inaczej… zamierzam złożyć oświadczenie.

— Dlaczego? Nic przecież mi się nie stało.

— Zeynep, ta dziewczyna wyciągnęła do ciebie nóż. Policja musi mieć jakieś wskazówki, żeby ją znaleźć. Nie może to ujść jej płazem.

— No dobrze… ale miała ciemne okulary, perukę i jeszcze maskę. Jak chcesz ją opisać?

— Naprawdę? — Cihan unosi brwi, udając zaskoczenie. — Nie zauważyłem tego. — Po chwili nachyla się lekko z intrygującym błyskiem w oczach. — A tak swoją drogą… co cię łączy z Ege? Wybacz, po prostu… jestem ciekawy. Mało kto rzuca się przed nóż dla kogoś obcego. On… jest twoim chłopakiem?

Zeynep milknie, wyraźnie zmieszana, spuszczając wzrok.

— Przepraszam — dodaje szybko Cihan, cofając się o krok. — Nie powinienem pytać. To twoja sprawa.

Dziewczyna odchodzi kilka kroków w stronę krawężnika. Zatrzymuje się, po czym odwraca się do niego z nieśmiałym uśmiechem.

— Dwanaście — rzuca nagle.

— Co?

— Dwie kolejne cyfry mojego numeru telefonu — odpowiada z figlarną iskrą w oczach, a potem po krótkim namyśle wraca do wcześniejszego tematu. — Nie przekroczyłeś granic, Cihan. Kiedy przyjechałam do Stambułu… Ege uratował mi życie. Bez względu na swoje własne problemy, zawsze był obok. Pewnego dnia próbował mnie okraść złodziej. Wpadłam do morza, a Ege wskoczył za mną bez wahania. Wyciągnął mnie z wody.

— Więc… to miłość od pierwszego nurkowania? — uśmiecha się lekko Cihan.

— Można tak powiedzieć.

— A potem?
— To długa historia…

Cihan przekrzywia głowę, patrząc na nią badawczo.
— W skrócie: pobraliście się, tylko bez obrączek? W sumie… też nie lubię ich nosić.

— Nie jesteśmy małżeństwem.

— Jak to? — w jego głosie pojawia się cień kpiny. — Zatonęłaś jak Titanic?

— Powiedziałam, że to długa historia.

— Ale to dlatego, że nie chcesz jej opowiedzieć… czy dlatego, że to rozdział zamknięty na zawsze?

Zeynep spuszcza wzrok i odpowiada w końcu cicho, niemal szeptem:

— To długa historia, bo Ege niedługo… zostanie ojcem.

W oczach Cihana błyska gniew. Jego szczęka zaciska się mocno.

— Żonaty, z dzieckiem… i jeszcze zakochany w tobie… — syczy przez zęby.

W tej samej chwili jego telefon zaczyna dzwonić. Zerkając na ekran, widzi imię siostry. Odetchnąwszy głęboko, mówi przez zaciśnięte usta:

— Przepraszam. Szef mnie wzywa.

Odchodzi kilka kroków, odbierając telefon, ale jeszcze przez chwilę jego wzrok błądzi w stronę Zeynep — przepełniony złością, zazdrością i… czymś więcej.

***

Cavidan postanawia podejść córkę sprytem. Cicho wraca do jej pokoju i delikatnie wybudza ją z drzemki.

— Co się dzieje, mamo? — mruczy zaspana Bahar, przecierając oczy.

— Kuzey był chory, a ty zaniosłaś mu zupę, prawda? — pyta łagodnym, wręcz niewinnym tonem.

— Tak. Idź i zapytaj go, jeśli mi nie wierzysz — odpowiada Bahar, odwracając wzrok.

— Zapytałam — oznajmia Cavidan z chłodnym uśmiechem, a na twarzy Bahar momentalnie pojawia się strach. — Myślałaś, że tego nie zrobię? A jednak. Zapytałam go i powiedział mi prawdę.

Bahar wstrzymuje oddech.
— Co ci powiedział? — w jej głos wkrada się drżenie.

Cavidan przysuwa się bliżej i cedzi każde słowo:
— Powiedział mi wszystko. Całą prawdę. Spałaś z nim tamtej nocy.

— Powiedział ci to?! — Bahar unosi głowę, zszokowana.

— Co?! — w oczach Cavidan zapala się gniew. — A więc to prawda! — wybucha.

— Nie wiedziałaś… oszukałaś mnie! — wyrzuca z siebie Bahar, cofając się.

— Ty bezwstydnico! — syczy Cavidan i wymierza córce siarczysty policzek. — Ukrywałaś to nawet przede mną! Kiedy miałaś mi powiedzieć, że przespałaś się z Kuzeyem?! Jak mogłaś zatajać coś takiego przed własną matką?!

Bahar obejmuje policzek, łzy napływają jej do oczu.

— Wstydziłam się, mamo — szepcze z trudem. — Bałam się. Chciałam ci powiedzieć, tylko… nie miałam odwagi.

Cavidan podnosi rękę, jakby chciała uderzyć ją jeszcze raz… ale nagle zatrzymuje się. Jej wyraz twarzy mięknie. Zamiast ciosu, przyciąga córkę do siebie i obejmuje ją mocno, z czułością i zadowoleniem.

— Brawo, moja córko! — mówi z szerokim uśmiechem, głaszcząc ją po głowie. — Teraz zostaniesz żoną Kuzeya. Sila już się nie liczy.

***

Feraye przesuwa po blacie elegancki czek i podsuwa go Gonul.

— Co to ma znaczyć? — pyta Gonul, marszcząc brwi.

— Czek. Zamiast gotówki. — Ton Feraye jest lodowaty. — Teraz możesz już wyjść.

Pani profesor zaciska palce na jej ramieniu, próbując obrócić ją w stronę drzwi, ale Gonul stoi twardo, ani drgnie.

— Dlaczego mi to dajesz? — syczy, patrząc jej prosto w oczy. — Żeby ukryć błędy swojej córki?

Feraye parska chłodno.

— Nie. Żebyś zabezpieczyła swoją przyszłość — mówi powoli, z wyraźną pogardą. — Za te pieniądze wynajmij sobie bezpieczny dom. Razem z córką. Taki bez okien. Żeby wasze sekrety pogrzebała ciemność… na zawsze. Zniszczyłaś nasze dawne życie, Gonul. Ale nie pozwolę ci zniszczyć tego, które dopiero się zacznie, kiedy odejdziesz.

Feraye odwraca się w stronę drzwi i dodaje chłodno:
— Możesz już iść.

***

Cihan wpada na taras jak burza. Jego wzrok płonie gniewem, a krok dudni po drewnianej podłodze. Na wiszącym fotelu, tuż przy basenie, w najlepsze relaksuje się jego siostra.

— Chcesz mnie doprowadzić do szaleństwa?! — ryczy, aż woda w basenie lekko zadrgała od echa.

Seda unosi głowę, zaskoczona jego furią, ale uśmiecha się niewinnie.
— Bracie… dlaczego miałabym ci coś takiego zrobić?

— Nie mogę w to uwierzyć! — syczy, zaciskając pięści. — Od kilku dni nie miałaś naszyjnika! Pytałem cię, pamiętasz?!

— Nie skojarzyłam tego od razu — tłumaczy się Seda, a jej głos się łamie. — Zorientowałam się później. Nie chciałam ci mówić, żebyś się nie denerwował…

Cihan śmieje się gorzko, potrząsając głową.
— Prawie cię złapali! Rozumiesz?!

— Przepraszam, bracie… — jej głos staje się cichy, płaczliwy.

— Dlaczego ty się ciągle ładujesz w kłopoty?! — krzyczy dalej, pochylając się nad nią. — Co to był za nóż, do diabła?! Mówiłem ci: wracaj do domu! Dlaczego zostałaś? Dlaczego wyciągnęłaś nóż na tę dziewczynę?!

— Bracie, ja…

Nie słuchając jej, Cihan chwyta jej torebkę, jednym ruchem wyciąga składany nóż i trzyma go przed jej twarzą.
— Wiesz, co by się stało, gdybyś go zgubiła?! Albo gdyby wyrwała ci go z ręki?! Twoje odciski są wszędzie, Seda! Wszędzie!

— Bracie, przepraszam… bardzo mi przykro… — szlocha, chowając twarz w dłoniach. — Jestem… wielką idiotką… przepraszam…

Cihan wzdycha ciężko. Po raz kolejny daje się uśpić jej łzom i skruszonemu głosowi.
— Już dobrze — mruczy w końcu, mięknąc i obejmując ją ramieniem. — Już dobrze, Sedo. Damy sobie radę. Wyciągnę cię z tego. Obiecuję.

Seda przez moment przytula się do niego, po czym nagle prostuje się i spogląda mu w oczy.
— A ta dziewczyna? Złożyła już zeznania?

Cihan skinieniem głowy potwierdza.

— Więc… dlaczego nic z tym nie zrobiłeś? — pyta z wyrzutem. — Powiedziałeś, że to załatwisz.

Jego spojrzenie twardnieje.
— Gdybym chciał ją powstrzymać, polałaby się krew, Sedo. Dużo krwi. Dlatego tego nie zrobiłem.

— Tylko dlatego? — w jej głosie czai się podejrzliwość.

— Co masz na myśli? — odpowiada lodowato.

— Na przykład… miłość, bracie.

Cihan przez ułamek sekundy nie reaguje. Tylko jego powieka lekko drga, jak zdradziecki znak, że jej słowa trafiły w sedno.

— Nie ma czegoś takiego — mówi w końcu twardo, choć jego głos jest już mniej pewny niż wcześniej. — Myślę tylko o jednym: żeby wyciągnąć cię z tego bagna jak najszybciej. Miłość mnie nie interesuje.

Przyciąga ją znowu do siebie i przyciska do piersi. Ale jego spojrzenie błądzi gdzieś w dal — w stronę myśli, których za nic w świecie nie chciałby przed sobą przyznać.

***

Ege wychodzi z komisariatu z kamiennym wyrazem twarzy. Zeynep natychmiast podchodzi do niego, pełna nadziei.

— I co? — pyta z napięciem.

Ege wzdycha ciężko i spuszcza wzrok.
— Znaleziona zawieszka nie może być dowodem w sprawie.

Zeynep patrzy na niego osłupiała.
— Jak to?! — wybucha. — Przecież ta kobieta zaatakowała nas tylko po to, żeby ją odebrać! Wyciągnęła nóż! To znaczy, że ta zawieszka jest ważna.

— Policja uznała, że ta sytuacja może wcale nie mieć związku z wypadkiem — mówi spokojnie Ege, choć w jego głosie słychać frustrację. — Może być zwykłą złodziejką. Mogła była pod wpływem narkotyków.

Zeynep kręci głową z niedowierzaniem.
— Mogli chociaż się przyjrzeć temu naszyjnikowi… — rzuca zirytowana.

Ege spogląda na nią z niepokojem.
— Zeynep, oni przeszukiwali to miejsce całą noc. Nie znaleźli żadnego naszyjnika.

— Bo był schowany pod chwastami! — odpowiada ostro.

— Może należeć do kogoś zupełnie innego. Może nie mieć nic wspólnego ze śmiercią Melodi… — próbuje jeszcze raz, ale Zeynep patrzy mu prosto w oczy i przerywa:

— Nie wierzę ci. Jest jakiś związek. Czuję to.

Ege ściska wargi, po czym mówi ciszej, niemal błagalnie.
— Zeynep, proszę cię, nie rób więcej takich rzeczy za moimi plecami. Melis cię naciskała i… po prostu wyszłaś. A co, gdyby coś ci się stało?

Zeynep unosi brew i uśmiecha się gorzko.
— Cóż… Melis na pewno byłaby szczęśliwa.

Ege z trudem łapie oddech, a jego głos nagle łamie się od emocji.
— Ale ja… ja byłbym zniszczony. Nie mogę cię stracić. Nie wytrzymałbym tego.

Zeynep milknie na moment, wpatruje się w niego chłodno. Potem odwraca wzrok i mówi twardo:
— Już mnie straciłeś, Ege. Straciłeś mnie w dniu swojego ślubu. Więc nie musisz cierpieć z mojego powodu. Nie musisz się martwić. Jak to się mówi? Woda płynie i zawsze znajdzie swoje koryto.

Odwraca się i zajmuje miejsce na fotelu pasażera, zamykając za sobą drzwi. Ege wsiada za kierownicę i przez chwilę tylko patrzy w przednią szybę, jakby zbierał siły. W końcu odpalają silnik i bez słowa odjeżdżają spod komisariatu, w milczeniu, które boli bardziej niż wszystkie ich słowa.

***

Akcja przeskakuje do następnego dnia. Bahar wychodzi spod prysznica, a para jeszcze unosi się w łazience. Owinięta tylko w biały ręcznik, z mokrymi włosami opadającymi na ramiona, wchodzi na korytarz. Gdy zauważa Kuzeya, który nadchodzi z przeciwka, jej serce przyspiesza. Chce szybko przemknąć do swojego pokoju, ale mężczyzna staje jej na drodze.

— Czy tak już będzie zawsze? — odzywa się cicho, zatrzymując ją spojrzeniem.

— Jak? — odpowiada niepewnie, unikając jego wzroku.

— Nigdy mi nie wybaczysz? — pyta z nutą goryczy w głosie.

Bahar prostuje się, a w jej oczach pojawia się cień determinacji.
— Nie mam ci nic do wybaczenia.

Kuzey uśmiecha się smutno i spuszcza głowę.
— Dobrze, przyznaję, popełniłem błąd. Tamta noc… to był błąd. Jesteś bardzo młoda i…

Bahar przerywa mu stanowczym, choć miękkim tonem.
— Nie zrobiłeś nic złego. Mam dwadzieścia jeden lat. Nie jestem dzieckiem. Poza tym… ja też tego chciałam. To nie była twoja wina.

Na piętrze pojawia się Hulya. Słysząc ich głosy, zatrzymuje się za rogiem i przysłuchuje się w milczeniu, nie śmiejąc wyjść zza ściany.

Bahar unosi wzrok na Kuzeya i uśmiecha się blado.
— Proszę… nie dręcz się tym dłużej — dodaje. — Nie mogę znieść, że jesteś taki przygnębiony. Może ty żałujesz tego, co się między nami wydarzyło… ale ja nie.

Kuzey patrzy na nią przez chwilę, a potem tylko skinieniem odpowiada na jej słowa. Bahar odchodzi do swojego pokoju, a on wchodzi za nią do łazienki, zamykając za sobą drzwi.

Hulya wpatruje się w puste już miejsce na korytarzu, a w jej głowie kłębią się myśli.
— Co ona miała na myśli? — szepcze do siebie, mrużąc oczy podejrzliwie.

Bez zwłoki kieruje się do pokoju matki. Wchodzi szybko i… zatrzymuje się jak wryta na widok Naciye w białej maseczce na twarzy.

— Mamo, co ci jest?! — wykrzykuje, łapiąc się za serce. — Przestraszyłaś mnie na śmierć!

Naciye przewraca oczami i wzdycha z lekkim uśmiechem.
— To tylko maseczka, dziecko. Krzyczysz, jakbyś nigdy takiej nie widziała.

Hulya ignoruje jej komentarz, siada na skraju łóżka i nachyla się ku matce, prawie szeptem mówiąc:
— Mamo… słyszałam, jak Kuzey i Bahar rozmawiali. Potajemnie, na korytarzu. Bahar powiedziała mu, że nie powinien żałować tego, co się między nimi stało. Słyszałam to na własne uszy. Może… naprawdę coś ich łączy…

Naciye milknie. Jej ręka wędruje do brody, a w oczach pojawia się chłodne zamyślenie. Jej umysł już zaczyna pracować na najwyższych obrotach.

***

Zeynep siedzi na łóżku, zapatrzona w okrągłą zawieszkę, którą obraca powoli w palcach. Jej spojrzenie jest pełne bólu i determinacji.

— To na pewno jej naszyjnik… tej dziewczyny — szepcze do siebie. — Znajdę ją. Przysięgam ci, Melodi… wcześniej czy później odnajdę tego, kto cię zabił.

Wstaje i podchodzi do komody, chcąc schować zawieszkę w szufladzie. Ale gdy tylko ją otwiera… nagle z jej ust wyrywa się pełen przerażenia krzyk.

Chwilę później do pokoju wpadają Ege i Yildiz, wystraszeni jej reakcją.

— Zeynep, co się stało?! — woła Ege, podbiegając do niej.

Zeynep, cała roztrzęsiona, przyciska się do ściany i wskazuje drżącą ręką w stronę komody.
— Tam… — wydusza z siebie drżącym głosem.

Yildiz podchodzi i zagląda do szuflady. Na jej twarzy maluje się obrzydzenie. Szuflada aż roi się od… pluskiew.

Ege patrzy na to tylko chwilę. Nie musi robić dochodzenia, żeby wiedzieć, kto za tym stoi. Zaciska szczęki i z furią zbiega na dół. W salonie Melis siedzi wygodnie na kanapie, popijając sok.

— Co ty wyrabiasz, Melis?! — wybucha. — W szufladzie Zeynep roi się od pluskiew!

Melis unosi głowę, z wyraźnym spokojem i kpiną w oczach.
— Chcesz powiedzieć, że to moja wina? — pyta lodowato, wstając powoli. — Idź i zapytaj swoją byłą dziewczynę. Kto wie, co jeszcze przywlokła z tego swojego zawszonego domu…

— O czym ty w ogóle mówisz?! — Ege ledwo panuje nad głosem.

— Mówię tylko, że w tym domu nie każdy dba o czystość. Lepiej się pilnować, zanim ktoś obudzi się z pchłami albo kleszczami — rzuca z pogardą.

Ege przysuwa się do niej o krok, patrząc jej w oczy.
— Melis, odpowiedz wprost. To twoja sprawka? Włożyłaś te pluskwy do jej szuflady?

— Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz?! — Melis prycha. — Wiesz, o co mnie oskarżasz?!

— Doskonale wiem. Zrobiłaś już niejedno. Jesteś zdolna do wszystkiego.

Na te słowa Melis unosi brodę i zrywa się do odejścia.
— Już nie jestem tą samą osobą. Niedługo zostanę matką. Myślę teraz o ważniejszych rzeczach — o rodzinie i dziecku. To nie ja, Ege!

Odwraca się na pięcie i teatralnie, z uniesioną głową, wychodzi do swojego pokoju, udając głęboko obrażoną.

Feraye, która przyglądała się całej scenie z boku, podchodzi do Egego z surowym spojrzeniem.
— Ten pokój stał pusty od miesięcy — mówi powoli. — Zastanów się dobrze, o co właśnie oskarżyłeś Melis.

Ege przeciera twarz dłońmi, nie odpowiadając ani słowem. W jego oczach widać jednak, że nie ma żadnych wątpliwości. Pluskwy same by się tam nie znalazły… i doskonale wie, kto za tym stoi.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 193. Bölüm i Aşk ve Umut 194. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy