„Miłość i nadzieja” – odcinek 257 – szczegółowe streszczenie
Zeynep wciąż nie może dojść do siebie po tym, co usłyszała. Cały jej świat runął w jednej chwili, gdy matka — zamiast przeprosić, okazać skruchę, przyznać się do winy — przyjęła postawę pełną cynizmu i chłodnej obojętności.
Dziewczyna chwyta się za głowę i opada na kolana, jakby ciężar prawdy był zbyt wielki do udźwignięcia.
— Nie… moja mama nie mogła… nie mogła zrobić czegoś takiego — szepcze, chowając twarz w dłoniach.
Gonul spogląda na nią z góry, bez cienia emocji.
— A dlaczego niby nie mogłam? — pyta lodowato.
— Mamo, błagam… zamilknij! — Zeynep unosi na nią wzrok, przepełniony bólem i gniewem. — Nie zmuszaj mnie, żebym straciła do ciebie resztki szacunku!
Na twarzy Gonul pojawia się krzywy uśmiech. Nie ironiczny, nie przepraszający — po prostu obojętny. Jakby te słowa nie miały dla niej najmniejszego znaczenia. Jakby szacunek córki był tylko jedną z wielu rzeczy, które już dawno przestały ją obchodzić.
***
Ege przeszukuje dom Cihana. Na piętrze zagląda do pokoju, w którym ukrywa się Seda — skulona za łóżkiem, bez tchu, niemal nieruchoma. Ege staje tuż obok… wystarczy krok, odwrócenie głowy, by ją zobaczyć…
Nagle jego telefon zaczyna dzwonić. Na ekranie wyświetla się nieznany numer. Po krótkim zawahaniu odbiera.
— Halo?
— Ege, to ja. Cihan — rozlega się głos po drugiej stronie.
— Skąd masz mój numer?
— Od cioci Belkis. Posłuchaj, musisz tu być.
— Co się dzieje?
Cihan, stojąc pod domem Gonul, przysuwa telefon do okna. W słuchawce rozlegają się podniesione głosy.
— Mamo, nie mogę w to uwierzyć! Jak mogłaś coś takiego zrobić?! — krzyczy Zeynep, jej głos drży od emocji.
Ege natychmiast się napina.
— To Zeynep? Co tam się dzieje? — pyta z rosnącym niepokojem.
— Nie wiem do końca… Zawiozłem ją do matki, potem przyjechała też pani Feraye. Od tamtej pory trwa kłótnia. Lepiej, żebyś sam to usłyszał. Przyjedź jak najszybciej.
— Jadę — rzuca Ege i kończy połączenie.
Odwraca się i kieruje do wyjścia, ale nagle jego wzrok przyciąga coś na podłodze. Biały papier połyskuje w świetle. Schyla się i podnosi go. To zdjęcie.
Rodzinny portret — mężczyzna, kobieta i nastoletnia blondynka stoją w objęciach, uśmiechnięci, szczęśliwi. Ale twarz dziewczyny została brutalnie wycięta nożyczkami, zostawiając po sobie jedynie białą, pustą dziurę.
Ege wpatruje się w fotografię z ponurym przeczuciem. Coś wisi w powietrzu. Coś mrocznego. Coś, czego nie rozumie — jeszcze.
***
Akcja wraca do domu Gonul.
— Nie chcę już nic więcej słyszeć! — wykrzykuje Zeynep, zaciskając dłonie w pięści. — Zamknij się, mamo!
Gonul unosi głowę i z lodowatym spokojem wskazuje palcem na Feraye.
— Dlaczego miałabym milczeć? — syczy. — Jeśli ta kobieta pozwala sobie na to, by mnie oczerniać, mam pełne prawo się bronić!
— To, co robisz, nie jest żadną obroną, Gonul — mówi stanowczo Feraye, jej głos brzmi jak ostrze. — To ucieczka. Chowasz się za atakami, żeby nie zmierzyć się z własnym sumieniem. Oskarżasz wszystkich wokół, by tylko nie spojrzeć w lustro.
Gonul parska śmiechem, ale jej oczy płoną gniewem.
— Czyli teraz jestem tą złą, tak? — rzuca z kpiną. — A może dlatego Bülent przez tyle lat wszystko przed tobą ukrywał? Zapomniałaś, jak szybko chciałaś oddać Melis w ręce policji? To on, twój mąż, był gotów poświęcić waszą córkę. A ja… ja byłam tą, która cię powstrzymała.
Feraye blednie. W pokoju zapada ciężka cisza.
— Nie pamiętasz naszej umowy? Tego dnia, kiedy wszystko się waliło, to ja cię uratowałam przed konsekwencjami. Wszyscy wiedzą, że ukrywałaś Melis przed wymiarem sprawiedliwości. Więc daruj sobie tę świętobliwość. Nie ty będziesz mnie sądzić.
Zeynep bezradnie opada na wersalkę, twarz chowa w dłoniach. Jej ramiona drżą.
— Boże… czego ja właśnie słucham… — szepcze.
Gonul spogląda na nią, a potem wypowiada słowa, które sprawiają, że napięcie w powietrzu staje się niemal nie do zniesienia.
— A to dopiero początek. Lepiej, żebyś wiedziała jedno, Zeynep: Bülent nigdy nie był wobec mnie obojętny.
Feraye zamiera, jakby te słowa były ciosem w brzuch.
Gonul odwraca się w jej stronę powoli, niemal teatralnie. W jej oczach błyszczy satysfakcja.
— To dla mnie — nie dla ciebie — stawił opór. Mnie bronił, mnie chronił. Ciebie już wtedy przestał słuchać.
Feraye milczy. Jej spojrzenie jest martwe, ale w kącikach oczu zbierają się łzy.
Zeynep patrzy raz na matkę, raz na Feraye. Jej świat właśnie przestaje mieć sens.
***
Melis krąży nerwowo wokół basenu, przyciskając do piersi zawiniątko owinięte w koc. Jej ruchy są delikatne, niemal matczyne, ale w oczach czai się obłędny błysk. Szepcze do zawiniątka, jakby trzymała w ramionach prawdziwe dziecko.
— Słuchaj mnie, moja najdroższa córeczko — mówi cicho, niemal czule. — Zeynep chce mi zabrać twojego ojca. Ale ty nie dasz się oszukać, prawda? Jeśli spróbuje cię wziąć na ręce, napluj jej w twarz. Zeynep to żmija. A jej matka? Królowa żmij. Gonul — tak ma na imię. Pamiętaj: Gonul i jej córka to jadowite węże. Jeśli je zobaczysz, uciekaj. Trzymaj się z dala. A jeśli Zeynep się zbliży… — jej głos staje się lodowaty — roztrzaskam jej głowę. Nie pozwolę, żeby cię dotknęła.
W tej samej chwili na tarasie przy basenie zjawia się Yildiz. Przystaje w pół kroku, osłupiała na widok Melis, która z czułością kołysze zawiniątko.
— Nie płacz, kochanie — mówi dalej Melis z troską. — Wystarczyło wspomnieć ich imiona, a już się rozpłakałaś. Masz rację, dobrze, że się boisz…
— Melis? Co ty wyprawiasz? — pyta Yildiz z przestrachem, nie mogąc oderwać wzroku od zawiniątka. — To… to dziecko?!
Melis drgnęła, zaskoczona.
— Dlaczego się drzesz?! Wystraszyłaś mnie, idiotko!
— Wiedziałam, że kiedyś ci odbije z zazdrości o Egego… — mamrocze Yildiz, cofając się o krok. — Pani Feraye! Pani Feraye!
— Co ty wygadujesz? Krzyczysz jak wariatka! — syczy Melis, coraz bardziej roztrzęsiona.
— To ty jesteś wariatką! — krzyczy Yildiz. — To nie twoje dziecko! Skąd je wzięłaś?! Ukradłaś je?! Pani Feraye, szybko, na miłość boską!
— Zamknij się, głupia! — Melis wściekle rzuca zawiniątko na ogrodową sofę.
Yildiz krzyczy i zakrywa usta dłońmi, jakby właśnie zobaczyła coś niewyobrażalnego.
— Pani Feraye! Pani Feraye! — woła jak w transie.
Melis podbiega do niej i wymierza jej siarczysty policzek.
— To lalka, idiotko! — wrzeszczy, rozwijając koc i ukazując plastikową twarz niemowlaka. — Uczę się, jak opiekować się dzieckiem. Karmić je. Przewijać. Rozumiesz? To się nazywa przygotowanie!
Yildiz z trudem łapie oddech, przykładając dłoń do piekącego policzka.
— O Boże… myślałam, że to prawdziwe dziecko… Masz ciężką rękę, Melis.
— Na to zasłużyłaś. Co ci się uroiło? Że oszalałam? Że zazdrość o Zeynep poprzewracała mi w głowie?
Melis pochyla się, podnosi lalkę i rzuca ją Yildiz w ramiona.
— Masz. Teraz ty się ucz. To ty będziesz się nim zajmować. Zobaczymy, jak ci pójdzie, skoro jesteś taka mądra.
Yildiz łapie lalkę w locie, zdezorientowana, jakby nie do końca wiedziała, czy to żart, Czy Melis naprawdę chce, by w przyszłości zajmowała się jej dzieckiem.
***
W czasie policyjnego nalotu na klub Sila wymyka się tylnym wyjściem. Kuzey natychmiast rzuca się do drzwi, ale dziewczyna znika mu z oczu. Wychodzi na zewnątrz, nerwowo rozgląda się po okolicy. Wkrótce dołącza do niego Murat, jego wierny przyjaciel.
— Muszę ją znaleźć. Muszę z nią porozmawiać — mówi Kuzey, jego głos drży od napięcia. W oczach ma rozpaczliwą determinację.
— O czym ty chcesz z nią jeszcze rozmawiać? — pyta Murat z niedowierzaniem.
— Słuchaj, jeśli znowu będziesz twierdził, że to wszystko była pułapka, to daruj sobie. Widziałeś ją tam w środku? Widziałeś, jak ten facet jej dotykał? Ona nie robiła tego z własnej woli. Ktoś ją do tego zmusza.
— Kto? — Murat marszczy brwi. — Kto miałby ją zmuszać?
— Nie wiem… ale się dowiem. Sila nie jest taką dziewczyną, jaką próbujesz ją widzieć. Ona się boi. Ktoś jej grozi. Może ją szantażuje.
— Działania Sili są jasne, Kuzeyu. Przestań się łudzić. Gdyby nie chciała, nie siedziałaby przy stoliku z tymi ludźmi. Nie piłaby, nie śmiała się. Przecież to widziałeś.
— Widziałem, ale… to nie była ona. Widziałem tę pustkę w jej oczach. To nie był śmiech — to był krzyk rozpaczy.
— A może po prostu dobrze się bawiła? Może wcale nie potrzebuje twojej pomocy? Przypomnij sobie: odmówiła, gdy chciałeś, żeby z tobą wyjechała. A teraz? Może naprawdę bawi się świetnie ze swoim chłopakiem i nie chce mieć z tobą nic wspólnego.
— To dlaczego, do diabła, pracuje w klubie? — rzuca Kuzey. — Skoro uciekli z forsą, jak twierdzisz, po co wracać do czegoś takiego?
— Może już wydała te pieniądze. Może nigdy ich nie miała. Może właśnie taka jest, Kuzey. I im szybciej to sobie uświadomisz, tym lepiej dla ciebie.
Kuzey zaciska pięści, ale nie odpowiada. Przez chwilę tylko patrzy w pustkę ulicy, jakby miał nadzieję, że Sila po prostu wyjdzie z cienia i wszystko wyjaśni.
Tymczasem, zaledwie kilka metrów dalej, przy murze porośniętym bluszczem, zasłonięta reklamą parkingu, Sila skulona siedzi na zimnym betonie. Przyciska dłonie do ust, tłumiąc szloch. Drży — ze strachu, wstydu i bólu. Słyszała każde słowo.
„Kuzey… Nie zrobiłam nic złego…” — szepcze przez łzy.
Ale Kuzey już odszedł. Z każdym krokiem oddala się od niej, nieświadomy, jak blisko był prawdy. Jak blisko był niej.
Sila spuszcza głowę. Czuje, że została sama. Po raz kolejny.
***
Cavidan spotyka się z Alperem na uboczu, z dala od zgiełku miasta. Przystają za białym samochodem dostawczym, osłonięci cieniem jego sylwetki. Kobieta rozgląda się nerwowo, po czym sięga do kieszeni i kładzie coś na wyciągniętą dłoń mężczyzny.
— Nie dostaniesz ode mnie żadnych pieniędzy. Masz to. — Na jego dłoni ląduje złoty łańcuszek.
Alper przygląda się błyskotce z lekceważeniem.
— Wezmę, ale to za mało. Dobrze wiesz, że to nie wystarczy.
— Dobrze. Jutro znajdę coś jeszcze. Ale dziś na tym koniec.
— Nie próbuj mnie zbyć. Nie ze mną te numery, Cavidan. To nie przejdzie.
— Uważaj, co mówisz. Jeśli Kuzey zmusi Silę do mówienia, prawda wyjdzie na jaw. Dowie się, że ją narkotyzowałeś i sprzedałeś do tego klubu. Wtedy cię odnajdzie. I przysięgam, że cię zniszczy. Nie powinieneś się tu zbyt długo kręcić.
— Nie ruszam się stąd, dopóki nie dostanę tego, co mi się należy — mówi stanowczo Alper, nie spuszczając z niej wzroku.
— Powiedziałam, że jutro. Więcej dziś nie dostaniesz.
Cavidan odwraca się i szybko odchodzi, nieświadoma, że od chwili wyjścia z domu jest obserwowana. Z ukrycia śledzi ją Hulya, która z niedowierzaniem obserwuje całą scenę. Jej twarz blednie, gdy rozpoznaje Alpera.
***
Po powrocie do domu Hulya prowadzi matkę na bok, do cichego pokoju. W jej oczach tli się gniew.
— Mamo, Cavidan coś ukrywa. Coś bardzo poważnego — mówi z napięciem w głosie.
— Na miłość boską, nie doprowadzaj mnie do szału — warczy Naciye. — Co znowu ta kobieta wyprawia?
— Spotkała się z Alperem. Widziałam ich na własne oczy. Mamo, oni muszą współpracować.
Naciye wciąga gwałtownie powietrze. Twarz jej twardnieje, a oczy zwężają się w cienkie szparki. Zaciska pięści.
— Teraz cię zniszczę, Cavidan… Zobaczysz…
***
Ege z piskiem opon zatrzymuje auto w dzielnicy, gdzie mieszka Gonul. Wysiada, zaniepokojony, i dostrzega Zeynep stojącą obok Cihana.
— Wszystko w porządku? — pyta z troską, patrząc prosto w oczy dziewczyny.
Zeynep kręci głową.
— Nie wiem… Sytuacja się… skomplikowała.
Ege marszczy brwi i rzuca podejrzliwe spojrzenie Cihanowi.
— To on ją skomplikował?
Cihan uśmiecha się z kpiną.
— Co ja mam z tym wspólnego? Pomyśl, Ege… Kto do ciebie zadzwonił i poprosił, żebyś tu przyjechał?
Zeynep rzuca mu zaskoczone spojrzenie.
— Cihan mi pomógł. Przywiózł mnie tutaj. To ty zadzwoniłeś po Egego?
— Tak — potwierdza Cihan. — Widziałem, co się dzieje w środku. I wiedząc, że w środku jest teściowa Egego, nie mogłem tego zignorować.
***
Kamera przenosi się do wnętrza domu. Gonul i Feraye stoją naprzeciwko siebie, a atmosfera w pokoju jest napięta jak struna.
— Bülent ma dość twoich kaprysów i twojej wiecznej martyrologii! — syczy Gonul z pogardą. — Znalazł przy mnie spokój. Dom. Uczucie! Odwrócił się od ciebie i waszego sztucznego świata, żeby być ze mną!
Feraye zakrywa uszy dłońmi, jakby fizycznie chciała odgrodzić się od tych słów. Ale Gonul nie zamierza przestać. Jej głos staje się coraz bardziej natarczywy, niemal sadystyczny.
— On mnie wybrał, rozumiesz? Mnie! Nie ciebie!
— Dość! Dość! DOŚĆ! — krzyczy Feraye i osuwa się na kolana, załamana.
— To dla ciebie za mało? — cedzi Gonul, patrząc na nią chłodno. — Ty i twoje wieczne poczucie wyższości… Mam dość twojego pogardliwego tonu wobec mnie i mojej córki.
Feraye podnosi głowę. Jej oczy płoną bólem i gniewem.
— Ale kiedy dostałaś czek, nie narzekałaś. Wtedy potrafiłaś być słodka jak kotka.
— Bo ty mnie do tego doprowadziłaś! — warknęła Gonul. — Te pieniądze należą się mojej córce. Gdybym chciała, już dawno złożyłabym pozew. I co? Wyszłoby, że Bülent to ojciec Zeynep. Miałabym podstawy, żeby odebrać mu wszystko!
Feraye wstaje, podpierając się o poręcz kanapy. Jej głos jest zimny, ale stanowczy.
— Więc o to chodzi? O pieniądze? O majątek Bülenta? Jesteś aż tak małostkowa?
— Tak jak ty rościsz sobie prawo do jego majątku, tak samo ma je Zeynep. I jeszcze jedno: Bülent mnie kocha. Zaakceptuj to.
— Nie… Nie! Zamknij się!
Feraye siada na wersalce i wybucha płaczem, trzęsąc się ze złości i upokorzenia. Gonul patrzy na nią z bezlitosnym triumfem — dla niej to zwycięstwo.
W tym momencie do pokoju wchodzi Ege. Widząc Feraye w takim stanie, bez słowa podchodzi do niej, obejmuje ją ramieniem i wyprowadza z pokoju.
Zeynep podchodzi do matki. Jej spojrzenie jest ostre jak nóż.
— Co jej powiedziałaś? Co jej zrobiłaś?!
— Moja córko… Ta kobieta to wytrawna aktorka. Posłuchaj mnie tylko…
— Nie. Ty nie jesteś kimś, kogo da się słuchać.
Zeynep odwraca się bez słowa i wychodzi z pokoju, trzaskając drzwiami.
Gonul siada na wersalce, wzrusza ramionami i poprawia sukienkę. Nie wygląda na przejętą. Bo w jej oczach jedno jest najważniejsze — to, że złamała Feraye.
***
Ege odwozi Zeynep i Feraye do domu. Gdy kobiety wchodzą do środka, sam zostaje na podwórku. Opiera się o samochód, sięga do kieszeni i wyciąga zdjęcie, które wcześniej zabrał z domu Cihana. Przez chwilę wpatruje się w zniszczoną fotografię — ujęcie trzech osób stanowiących rodzinę, z której starannie wycięto jedną twarz. Jego wzrok zatrzymuje się na drobnym szczególe.
— Chwila… — szepcze z niedowierzaniem.
Przybliża zdjęcie do twarzy, mrużąc oczy. Na szyi blondwłosej dziewczyny błyszczy znajomy wisiorek.
— To… ten sam naszyjnik, który nosi Zeynep…
Zastyga na chwilę, jakby jego serce przestało bić. Wszystkie elementy układanki nagle wskakują na swoje miejsce.
Jego twarz tężeje, a dłonie zaciskają się w pięści. W oczach pojawia się cień bólu i wściekłości.
— Wreszcie cię znalazłem — mówi przez zaciśnięte zęby. — Śmierć mojej siostry nie pozostanie bezkarna.
Schowawszy zdjęcie z powrotem do kieszeni, Ege spogląda w stronę domu. W jego spojrzeniu nie ma już cienia wahania — tylko determinacja. Czas rozliczyć to, co się stało.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 199. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.











