„Miłość i nadzieja” – odcinek 262 – szczegółowe streszczenie
Zeynep otrzymuje telefon od matki z wiadomością o jej upadku i kontuzji. W pośpiechu opuszcza dom, zostawiając za sobą niedomknięte drzwi. W przedpokoju wypadają jej z torebki klucze, ale nawet tego nie zauważa. Pędzi ulicą, próbując opanować narastającą panikę.
Nagle dzwoni telefon. To Cihan.
— Zeynep? Wszystko w porządku? — pyta z niepokojem. — Brzmisz, jakby coś się stało.
— To mama — odpowiada pospiesznie. — Upadła i mocno się potłukła. Idę do niej.
— W takim razie pojadę po ciebie. Gdzie jesteś?
— Nie, nie trzeba — protestuje natychmiast. — Poradzę sobie sama. Już i tak za dużo cię obarczam, ciągle coś się dzieje. Dam sobie radę.
Rozłącza się, nie czekając na odpowiedź.
Kamera przenosi się na Cihana, który przez chwilę wpatruje się w ekran telefonu. Potem bez słowa odkłada słuchawkę i gwałtownym ruchem obraca kierownicę. Opony piszczą na asfalcie.
Nie zamierza zostać z boku. Zeynep może mówić, co chce — on i tak pojedzie do Gonul.
***
Ege nerwowo krąży po salonie, co chwilę zerkając w okno, jakby spodziewał się zobaczyć tam Zeynep. Melis przygląda mu się przez moment, po czym podchodzi z determinacją.
— Musimy poważnie porozmawiać — oznajmia spokojnym, ale stanowczym tonem. — Musimy w końcu zdecydować, w którym szpitalu będę rodzić.
Ege zatrzymuje się i wzdycha ciężko.
— Melis, przecież do porodu jeszcze sporo czasu…
— Właśnie dlatego musimy to ustalić teraz — przerywa mu. — Im szybciej podejmiemy decyzję, tym spokojniej się poczuję. Ty jesteś ostatnio bardzo zajęty, więc przygotowałam kilka opcji. — Podaje mu teczkę z dokumentami.
Ege bierze ją niechętnie, nawet nie zaglądając do środka.
— Dziękuję… Ale dla mnie to naprawdę bez znaczenia. Wybierz miejsce, gdzie ty będziesz czuła się najlepiej.
— Dobrze, wybiorę. I zniosę cały ból, bylebyś tylko był przy mnie. Będziesz, prawda? Będziesz tam ze mną, gdy nasze dziecko przyjdzie na świat?
Ege marszczy brwi, zaskoczony pytaniem.
— O co ci chodzi?
— O to, czy będziesz trzymał mnie za rękę w tej najważniejszej chwili. Czy będziesz… ze mną.
Zapada niezręczna cisza. Ege milczy, jakby szukał wymówki, ale żadne słowa nie przychodzą mu do głowy. Jego spojrzenie ucieka w bok.
W tym momencie do salonu wchodzi Belkis. Słyszała wystarczająco dużo.
— Synu, sądzę, że twoja żona ma rację — mówi spokojnie. — To ważna decyzja. Dobrze, że o tym rozmawiacie.
— Ege uważa, że jeszcze za wcześnie — wtrąca Melis z wymuszonym uśmiechem.
— Wcale nie — protestuje Belkis. — Takie rzeczy trzeba planować z wyprzedzeniem. Pójdziesz z nią, prawda?
Ege zawahał się.
— Cóż… Jeżeli to konieczne, to tak — odpowiada wymijająco.
— To nie kwestia konieczności — mówi Belkis z cieniem goryczy w głosie. — Twój ojciec był nieobecny przy obu moich porodach. Rodziłam sama, z poczuciem, że jestem zupełnie niepotrzebna.
— To naprawdę przykre… — szepcze Melis teatralnie, okazując przesadną troskę.
— Kto wie, z kim wtedy był — dodaje Belkis z bólem, a potem kieruje się ponownie do syna: — Nie bądź jak on. Bądź przy swojej żonie. W takiej chwili kobieta nie powinna być sama.
Melis spuszcza wzrok, po czym patrzy Egemu prosto w oczy.
— Tylko mam wrażenie, że kiedy ja będę rodzić, ty będziesz przy Zeynep — mówi z wyrzutem. — Tak jak teraz. Fizycznie jesteś tu, ale sercem jesteś przy niej.
Ege milczy. Nie zaprzecza. Nie tłumaczy się. Po prostu odwraca wzrok.
***
Zeynep staje przed drzwiami domu matki. Nerwowo przeszukuje torebkę w poszukiwaniu kluczy, gdy nagle drzwi otwierają się same. W progu staje nieznajoma blondynka. Ich spojrzenia krzyżują się — napięcie czuć od razu.
— Kim jesteś? — pyta Zeynep chłodno, z wyczuwalną podejrzliwością w głosie.
— Jestem Ceylan, przyjaciółką twojej mamy — odpowiada Seda łagodnie, uśmiechając się nieco zbyt sztucznie.
— Naprawdę? Dziwne, mama nigdy o tobie nie wspominała.
— Wytłumaczę wszystko później. Teraz najważniejsze jest to, że twoja mama miała wypadek.
— Jak to się stało?
— Sama nie wiem… Usłyszałam nagły hałas, jakby ktoś się przewrócił. Pobiegłam do kuchni i zobaczyłam ją leżącą na podłodze. To był straszny widok…
Zeynep nie czeka na więcej wyjaśnień. Mija Sedę i wchodzi do środka, pełna niepokoju. Nie wie, że blondynka skrywa w kieszeni nóż…
***
Hulya podaje Feraye zdjęcie przedstawiające Alpera i Silę. Pani profesor pochyla się nad fotografią, a jej twarz natychmiast zmienia wyraz — z zaciekawienia na zaskoczenie, a potem coś głębszego, trudnego do nazwania. Poruszenie.
— Co się stało? — pyta Hulya, wpatrzona w twarz kobiety.
— Nic, po prostu… Jej spojrzenie wydało mi się znajome. Jest w tych oczach coś… czystego. Nie wygląda na dziewczynę, która mogłaby skrzywdzić kogokolwiek.
— Feraye, nie daj się zwieść pozorom — odpowiada ostro Hulya. — My też na początku dałyśmy się nabrać. Ale ta żmija… ona potrafi udawać. Zrobiła wszystko, żeby zniszczyć Alpera.
Z boku, na fotelu, siedzi Naciye. Wtrąca się cicho, niemal szeptem:
— Alper przyszedł do mnie we śnie… Powiedział, że Sila jest niewinna. Feraye, błagam cię… Pomóż mi. Uwolnij mnie od tego koszmaru.
Feraye wpatruje się w nią przez chwilę z powagą, po czym skinieniem głowy daje znak, że podjęła decyzję.
— Dobrze. Nie martw się. Zrobię, co w mojej mocy.
***
Sila siedzi samotnie na ławce w parku naprzeciwko szpitala. W ramionach trzyma niewielki kamień — dla niej to nie kamień, a ukochana siostra, Bahar. Kołysze go delikatnie, z czułością, jakby tuliła noworodka. Cicho, niemal szeptem, śpiewa kołysankę, a w jej głosie pobrzmiewa tęsknota i rozdzierająca serce miłość:
Śpij, moje dziecko, znów nastał poranek.
Jeśli nie śpisz, twa piękna twarz zgaśnie.
Tata patrzy na nas z góry…
Śpij, kochanie, znów jest poranek.
Kilka kroków dalej, na sąsiedniej alejce, stoi Kuzey. Zaledwie kilka metrów dzieli go od dziewczyny, której tak desperacko szuka. Gdyby tylko podniósł wzrok… Ale właśnie w tej chwili dzwoni telefon. To Murat.
— Co to znaczy, że dom jest pusty? — pyta z niedowierzaniem. — Gdzie oni są? Nie masz żadnych wieści o Alperze i Sili? Dobra, zaraz tam będę. Już jadę.
***
Kuzey zatrzymuje samochód z piskiem opon. Przed bramą dawnego domu Alpera i Sili czeka Murat. Jego twarz zdradza niepokój.
— I co? Co udało się ustalić? — pyta nerwowo Kuzey.
— Alper zniknął. Nie ma po nim śladu. Nawet nie opłacił czynszu za ostatni miesiąc.
— Co?! Przecież moja mama widziała, jak groził Cavidan. Nie rozumiem tego… A Sila?
Murat tylko przecząco kiwa głową.
— Nikt jej nie widział od kilku dni. Jakby zapadła się pod ziemię.
Kuzey zaciska dłonie w pięści, przeczesuje włosy palcami, próbując zapanować nad narastającą frustracją.
— To niemożliwe… Zniknęli bez śladu? Jak to w ogóle możliwe?
Murat wskazuje pudło porzucone obok bramy.
— Właścicielka mieszkania wyrzuciła ich rzeczy.
Kuzey zagląda do środka. Na wierzchu leży wygnieciona fotografia — uśmiechnięci Alper i Sila. Sięga po nią, patrzy przez dłuższą chwilę, po czym z goryczą zgniata ją w dłoni. Wspomnienia zalewają go falą — ich rozmowy, spojrzenia, łagodność Sili… Jak mógł się tak pomylić?
W tym momencie Murat odbiera kolejny telefon. Słucha przez chwilę, z każdym słowem coraz bardziej blednąc. Po chwili odkłada słuchawkę i ostrożnie podchodzi do Kuzeya.
— Muszę ci coś powiedzieć. Alper… on nie żyje.
— Co ty mówisz?! — głos Kuzeya łamie się. — Jak to nie żyje?
— Właścicielka mieszkania była w kawiarni, słyszała rozmowę. Mówią, że został zamordowany.
— Zamordowany?! Przez kogo? Wiesz coś więcej?
— Niestety nie. Tylko plotki. Nikt nie widział, co się naprawdę wydarzyło.
Kuzey milknie. Powoli opiera się o samochód, jakby nagle stracił siły. Przez jego twarz przemyka cień — ból, gniew, bezsilność. Wszystko na raz.
***
Cavidan i Bahar wracają z zakupów, obie obładowane torbami pełnymi nowych ubrań. Ich twarze promienieją zadowoleniem.
— Mamo, jak ty to zrobiłaś? — pyta podekscytowana Bahar. — Jak udało ci się przekonać ciocię Naciye, żeby zgodziła się na mój ślub z Kuzeyem?
— Chcesz znać prawdę? — Cavidan uśmiecha się tajemniczo, a w jej oczach na moment pojawia się cień wspomnień z tamtego dnia w lesie. — Wystarczy, że wiesz jedno: Naciye jest teraz w mojej garści. Od teraz to ja rozdaje karty w tym domu. Zrobi wszystko, co jej każę.
Wchodzą do środka. W progu, pomiędzy przedpokojem a salonem, stoją Naciye i Hulya. Cavidan rzuca córce krótkie spojrzenie.
— Zanieś torby do pokoju, kochanie — mówi spokojnie.
Gdy Bahar znika za rogiem, Cavidan zbliża się do Naciye z pozorną serdecznością.
— Jak się czujesz, droga Naciye? — zagaduje słodkim tonem. — Wychodzisz gdzieś?
— A co cię to obchodzi? — wtrąca się Hulya z wyraźną niechęcią. — Zajmij się własnymi sprawami.
Cavidan ignoruje jej ton i nachyla się do Naciye.
— Wyglądasz blado — mówi, muskając jej policzek. — Wszystko w porządku? — pyta z udawaną troską, w której kryje się ukryte ostrzeżenie. — Mam nadzieję, że nie zamierzasz zrobić czegoś głupiego.
— Moja mama nie zrobiła nic złego — odpowiada ostro Hulya. — I nie pozwolę, żebyś wciągnęła nas w jakieś chore gierki. Jasne?
— Naprawdę nie rozumiem, co sugerujesz — mówi Cavidan teatralnie zdziwiona. — Zależy mi na waszym szczęściu. Mam z Naciye szczególną więź, są rzeczy, które rozumiemy tylko my dwie.
— Masz na myśli to, że moja mama zabiła Alpera?
Zapada cisza.
Cavidan zamiera w bezruchu. Naciye nie podnosi wzroku. Hulya oddycha ciężko, jakby czekała na reakcję.
Kamera przenosi się na korytarz — za ścianą stoi Bahar. Nie poszła do pokoju, jak kazała jej matka. Usłyszała wszystko. Jej oczy rozszerzają się w szoku, dłoń zsuwa się bezwładnie z klamki. Cały świat zaczyna się jej walić.
Z trudem powstrzymując łzy, wraca do swojego pokoju. Sięga po telefon, drżącymi palcami wybiera numer Alpera.
Sygnał połączenia.
— Jego telefon działa — szepcze do siebie. — Może… Może on żyje.
Jej głos drży. W oczach błyska cień nadziei, ale też strachu.
***
Hulya delikatnie pomaga matce usiąść w fotelu. Wyciąga ciśnieniomierz i z rosnącym niepokojem obserwuje wynik.
— Mamo, ciśnienie jest bardzo wysokie — mówi drżącym głosem. — Przyniosę ci wodę z cytryną, dobrze?
— Nie… nie chcę — szepcze słabo Naciye. — Nie mamy czasu na takie rzeczy. Musimy natychmiast iść na policję. Powiem im wszystko. Tylko… nie mów Kuzeyowi. Proszę cię.
— Dobrze, mamo — odpowiada Hulya, próbując zachować spokój. — Zadzwonię do Feraye. Pójdziemy tam razem. Będziemy z tobą.
Wtem z cienia wyłania się Cavidan.
— To nie ma sensu — mówi stanowczym tonem. — Ja pójdę na policję. Poddam się. To ja doprowadziłam do tego wszystkiego. To przeze mnie pani Naciye cierpi. To ja powiem, że zabiłam Alpera.
W pokoju zapada cisza. Cavidan mówi dalej, patrząc Naciye prosto w oczy:
— Ty byś tam nie przetrwała. A ja… ja sobie poradzę. Przynajmniej raz w życiu zrobię coś dobrego. Mam tylko jeden warunek…
W tym momencie do salonu wpada Bahar. Jej twarz zdradza ból i determinację.
— Mamo, nie! — mówi stanowczo, podchodząc szybko do Cavidan. — Nie możesz tego zrobić. Nie poradzę sobie bez ciebie. — Chwyta ją za rękę, tuląc do siebie. — Nie zostawiaj mnie. Proszę cię…
Co planuje Cavidan i dlaczego zdecydowała się wziąć winę na siebie?
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 202. Bölüm i Aşk ve Umut 203. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.








