„Miłość i nadzieja” – odcinek 276 – szczegółowe streszczenie
Feraye, z wyraźnym napięciem w głosie, kończy rozmowę telefoniczną.
— Umówił się na przekazanie pieniędzy. Powiedział, że wyśle mi lokalizację.
— I co ten łajdak jeszcze powiedział? — dopytuje Belkis, wpatrując się w przyjaciółkę z niepokojem.
Zanim Feraye zdąży odpowiedzieć, drzwi gabinetu otwierają się gwałtownie. W progu staje Ege.
— Synu, co się dzieje? — pyta Belkis, próbując zachować spokój.
— To ja chciałbym wiedzieć — rzuca chłodno, patrząc im obojgu prosto w oczy.
Feraye, udając opanowanie, przesuwa sportową torbę pod stolik, jakby chciała ukryć ją przed jego wzrokiem.
— Wszystko w porządku. Martwię się tylko o Melis. Rozmawiałeś z nią, kiedy pojedzie do ojca?
— Szukamy odpowiedniego lotu. To kwestia czasu.
— Synu, podróż samolotem to ogromne obciążenie dla kobiety w ciąży — wtrąca Belkis. — Nie ryzykuj zdrowiem dziecka.
— Lekarz mówił, że nie ma zagrożenia. — Nagle jego spojrzenie pada na torbę. — A co to takiego?
— Kilka dokumentów do firmy — odpowiada Feraye z lekkim zawahaniem.
— Nie przejmuj się, ciociu Feraye. Zawiozę je. I tak jadę tam po południu.
Nim kobieta zdąży zaprotestować, Ege chwyta torbę i otwiera ją. Na stolik wysypują się pliki banknotów.
— Wyglądają jak bardzo nietypowe dokumenty — mówi lodowatym tonem.
— To zapłata dla robotników — tłumaczy Belkis, podnosząc brwi w geście niewinności. — W tej branży płaci się tylko gotówką…
— A więc te pieniądze są dla tego człowieka, który wczoraj przyszedł naprawić dach?
— Tak, właśnie dla niego.
— Sprawdziłem numery rejestracyjne jego auta. Były fałszywe.
Belkis teatralnie unosi rękę do ust.
— Niemożliwe… Polecono nam go jako najlepszego fachowca…
— Nie udawajcie. — Ege zaciska szczęki. — To stanowczo za dużo na naprawę dachu. Poza tym… kto go wam polecił?
— Ege, ja… — Feraye zaczyna się plątać.
— Nie róbcie ze mnie głupca! — wybucha. — Kłamiecie od wczoraj. Ktoś was szantażuje. Te pieniądze są dla niego. Teraz mówcie całą prawdę!
Kobiety milczą, próbując wymyślić kolejne wymówki.
— Dość! — Ege chwyta torbę i telefon Feraye. — Sam dowiem się prawdy o ojcu Zeynep.
Wychodzi szybkim krokiem, zatrzaskuje drzwi i przekręca zamek.
— Ege! Otwórz! — krzyczy Belkis, uderzając dłonią w drewno.
— Przykro mi. Skoro wy nie chcecie mówić, poznam prawdę sam — odpowiada z korytarza, po czym oddala się, zostawiając je zamknięte w środku.
***
Ege, trzymając mocno sportową torbę, szybkim krokiem kieruje się do samochodu. Wtem w torbie rozlega się dzwonek telefonu Feraye. Bez wahania sięga po aparat i odbiera.
– Halo? – jego głos brzmi twardo.
– Kim ty jesteś? – odzywa się po drugiej stronie Alper, wyczuwalnie zaniepokojony.
– Nieważne, kim. Mam pieniądze – odpowiada Ege lodowatym tonem.
– Jesteś z policji? Słuchaj, jeśli to pułapka…
– Nie ma żadnej pułapki – przerywa mu ostro. – Powiedz mi tylko jedno: czy wiesz, kto jest ojcem Zeynep?
Po krótkiej, napiętej ciszy w słuchawce rozlega się pewne siebie:
– Wiem.
Ege zaciska palce na uchwycie torby, czując, jak rośnie w nim adrenalina.
– Dobrze. Wkrótce będę pod adresem, który wysłałeś. Czekaj na mnie – mówi powoli, z akcentem na ostatnie słowa, po czym rozłącza się i rusza w stronę samochodu, nie oglądając się za siebie.
***
Kamera wraca do wnętrza gabinetu.
– Belkis… My jesteśmy skończone… skończone! – Feraye opada na fotel, chwytając się za głowę, jakby próbowała powstrzymać natłok napływających myśli.
– Uspokój się – próbuje tonować napięcie Belkis. – Znajdziemy sposób. Wybijemy okno, sforsujemy zamek…
– I co nam to da?! – Feraye wstaje gwałtownie. – On zabrał telefon i torbę z pieniędzmi. Spotka się z tym człowiekiem… i dowie się wszystkiego.
– Zadzwonię do niego. Spróbuję z nim porozmawiać.
– Nikt już nie powstrzyma Egego… – głos Feraye łamie się w połowie zdania.
Nagle klamka zaczyna się poruszać.
– Melis? Moja córko, to ty? – woła z nadzieją Feraye.
– To ja, Ceylan – odpowiada zza drzwi Seda.
– Ceylan, drzwi się zatrzasnęły. Możesz nam pomóc?
– Dobrze, zaraz wrócę – mówi spokojnie Seda i kieruje się w stronę przedpokoju.
Nagle po schodach zbiega rozeźlona Melis.
– Co to za hałas?! – pyta oburzona, z irytacją poprawiając włosy. – Chciałam położyć się chociaż na dwie minuty, ale przez was się nie da! A poza tym… gdzie jest Ege?
– Ege i Zeynep wsiedli przed chwilą do samochodu i odjechali – odpowiada Seda.
– Co?! – Melis gwałtownie marszczy brwi. Podchodzi do drzwi gabinetu, słysząc za nimi podniesione głosy. – Mamo, to ty?
– Synowo, drzwi się zatrzasnęły, nie możemy ich otworzyć – odzywa się Belkis.
– A jak mam niby je otworzyć? Ege też tu nie ma. Zabrał Zeynep i gdzieś pojechali.
– Zabrał… Zeynep? – Feraye czuje, jak kolana uginają się pod ciężarem tej informacji.
– Tak! Więc ktoś może mi łaskawie powiedzieć, o co tu chodzi?! – Melis patrzy to na drzwi, to na Sedę, coraz bardziej wyprowadzona z równowagi.
***
Ege zatrzymuje samochód przed domem Gonul. Zeynep wysiada pierwsza, a on idzie tuż za nią.
– Witajcie – mówi Gonul, otwierając drzwi z ciepłym uśmiechem. – Dobrze, że jesteście. Wszystko w porządku?
– Czy dziś jest rocznica śmierci pana Taylana? – pyta Ege, patrząc jej prosto w oczy.
– Tak, to właśnie dziś – potwierdza Gonul, a w jej głosie pobrzmiewa nutka fałszywego smutku.
– Cihan przygotował jedzenie na jego pamiątkę – wtrąca Zeynep.
– Cihan? – Gonul marszczy brwi w zaskoczeniu. – Skąd on wiedział, że dziś jest rocznica?
– To długa historia… opowiem ci później – odpowiada wymijająco Zeynep.
– Niech Bóg mu błogosławi – wzdycha Gonul. – Dobry z niego chłopak, uczynny.
– Tak… bardzo – mówi Ege z wyraźnym sarkazmem w głosie.
Gonul spogląda na niego chłodniej.
– Dlaczego umniejszasz to, co zrobił Cihan? Czy Zeynep nie może być ważna dla innych mężczyzn w swoim życiu?
Ege prostuje się, a w jego oczach pojawia się błysk gniewu.
– Więc tak to ujmujesz? Ty, która oczerniłaś wujka Bulenta, tylko po to, żeby zatrzymać Zeynep przy sobie?
– Ege… – Gonul patrzy na niego z niedowierzaniem. – Nie rozumiem, dlaczego mnie atakujesz, ale…
– Rozumiesz doskonale – przerywa jej ostro. – I na tym kończymy tę rozmowę.
Bez słowa więcej Ege odwraca się i odchodzi, zostawiając za sobą napiętą ciszę.
– Co się dzieje, mamo? – pyta Zeynep, kierując na Gonul przenikliwe spojrzenie, w którym miesza się niepokój i determinacja.
Gonul milczy przez chwilę, jakby ważyła każde słowo. Siada na drewnianej ławce w ogrodzie, a Zeynep przysiada obok, nie odrywając od niej wzroku.
– Mamo, zapytałam cię o coś. – Jej głos staje się bardziej stanowczy. – Dlaczego Ege tak się zachował wobec ciebie?
– Chodzi o Cihana – odpowiada Gonul, wzdychając ciężko. – Zrozumiał, że jestem po jego stronie… nawet jeśli nie powiedziałam tego wprost. A Egemu powtarzałam wiele razy, żeby skupił się na swojej żonie i dziecku, które ma się urodzić. Myślę, że to mu się nie spodobało.
– Mamo, Ege nie jest takim człowiekiem – protestuje Zeynep.
– Ożenił się z dziewczyną, która współpracowała z ludźmi, którzy chcieli cię zabić – mówi Gonul, a w jej głosie pobrzmiewa chłodna ocena. – Kim on jest według ciebie?
– Dobrym człowiekiem, mamo – odpowiada bez wahania Zeynep. – Co miał zrobić? Zaryzykować, że jego córka dorastałaby razem z matką w więzieniu?
– Ale nie miał problemu, by zaryzykować, że straci ciebie – odbija Gonul, patrząc jej prosto w oczy.
– Zgadza się… – przyznaje cicho Zeynep, spuszczając wzrok.
– Słuchaj – zaczyna Gonul łagodniej, ale z wyraźnym przekonaniem – Cihan jest taki jak my. Od dziecka zna wartość pieniędzy, ciężko pracował, żeby coś osiągnąć. Ege nie jest taki. To snob, który uczył się za pieniądze ojca, nie zna prawdziwej ceny życia. Zawsze miał wszystko podane na tacy. Nie pytałaś mnie o radę, ale… myślę, że powinnaś dać Cihanowi szansę.
– Czy Cihan z tobą o tym rozmawiał? – pyta Zeynep z wyraźną nutą podejrzenia.
– Nie. – Gonul unosi brwi. – A o czym miałby rozmawiać?
– Cóż… powiedział mi, że mu się podobam – zdradza Zeynep, obserwując reakcję matki.
– I co mu odpowiedziałaś? – Gonul lekko pochyla głowę, jakby chciała zajrzeć w głąb myśli córki.
– Że chcę się skupić na nauce.
– Dlaczego tak powiedziałaś? – dopytuje Gonul, a w jej głosie słychać wyraźnie rozczarowanie. – Z powodu Egego? On wciąż jest w twoim sercu?
Zeynep milknie. Na jej twarzy maluje się zakłopotanie. Sięga do paska plecaka, zaciska na nim dłoń i ucieka wzrokiem, unikając badawczego spojrzenia matki.
***
Akcja przenosi się do przyszpitalnego parku. Na drewnianej ławce, w cieniu rozłożystego kasztanowca, Kuzey przeciera zmęczoną twarz dłonią. Obok niego stoi Bahar, a kilka kroków dalej – doktor Levent, uważnie obserwujący mężczyznę.
– Nie rozumiem… Jak Sila mogła znaleźć się w takim miejscu? – głos Kuzeya brzmi ostro, choć słychać w nim nutę niedowierzania.
Za pobliskim drzewem, skryta w cieniu, Sila unosi palec do ust, spoglądając błagalnie na Leventa. Ten lekko kiwa głową, dając jej do zrozumienia, że rozumie.
– Miała wypadek – odpowiada w końcu lekarz. – Potrącił ją samochód. Po leczeniu przewieziono ją tutaj.
– Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? – w głosie Kuzeya narasta irytacja.
– Ja sama dowiedziałam się dopiero wczoraj – tłumaczy Bahar, unikając jego spojrzenia. – Chciałam najpierw zobaczyć się z siostrą.
– Zobaczyć się z nią? – Kuzey marszczy brwi. – Po wszystkim, co ci zrobiła?
– Sam mówiłeś, że jest moją siostrą i żebym nie żywiła do niej gniewu. Dlatego…
– Może dasz jej szansę, Kuzeyu? – wtrąca Levent łagodnie. – Wysłuchaj jej, zanim ocenisz.
– Czego mam słuchać? Że straciła pamięć? – parska gorzko Kuzey. – To tylko kolejna maskarada! Jeśli z nią porozmawiam, zasypie mnie nowymi kłamstwami.
– Nie bądź tego taki pewien – odpowiada spokojnie lekarz.
– Myślisz, że taka nie jest?! – Kuzey robi krok w jego stronę. – Ona potrafi oszukać każdego, nawet ciebie. Wiem, jak to się skończy – będzie udawała ofiarę, wkroczy do naszego domu i rozbije spokój, który z trudem zbudowaliśmy. To był błąd, że tu przyszedłem.
Patrzy twardo na Bahar.
– Sila jest twoją siostrą. Możesz się z nią spotykać, kiedy tylko chcesz. Ale ja… nie chcę już słyszeć jej imienia. Ani słowa!
Odwraca się gwałtownie i rusza w stronę wyjścia z parku. Bahar podąża za nim.
Levent zostaje sam z Silą, która wyłania się zza drzewa. Ramiona drżą jej od tłumionego szlochu. Kiedy lekarz wyciąga ręce, wtula się w niego jak dziecko, jakby chciała schować się przed całym światem. Słowa Kuzeya, ostre jak nóż, wciąż rozbrzmiewają jej w głowie.
– Dlaczego nie powiedziałaś mu prawdy? – pyta cicho Levent, kiedy jej oddech powoli się uspokaja.
– A co by to zmieniło? – Sila uśmiecha się smutno. – On i tak mi nie uwierzy.
– Powinnaś spróbować. Może zobaczyłby, że jesteś niewinna.
– Kuzey jest teraz mężem mojej siostry – mówi, wpatrując się w dal. – Bahar go kocha… a on kocha ją. Nie chcę niszczyć ich szczęścia. Dlatego powiedziałam Bahar, że nic nie pamiętam. Że nigdy nic mnie z Kuzeyem nie łączyło.
– Zrobiłaś to dla niej, prawda? – Levent spogląda na nią z mieszanką podziwu i smutku. – To niesprawiedliwe wobec ciebie.
– Już się do tego przyzwyczaiłam, panie Levencie. Zawsze tak było – odpowiada, a w jej oczach pojawia się znajomy, stary ból. – Wystarczy mi, że moja siostra jest szczęśliwa.
– Ale ty go kochasz – mówi cicho Levent.
Sila przytakuje.
– Tak. Bardzo. – Głos jej się łamie. – Ale on… on mnie nie kocha.
***
Pendrive z nagraniem Alpera trafia w ręce Yildiz. Drżącymi palcami wsuwa go do portu laptopa, a po chwili z głośników rozlega się głos mężczyzny. Yildiz pochyla się nad ekranem, wpatrzona jak zahipnotyzowana. Z każdym kolejnym zdaniem jej oczy robią się coraz większe, a oddech przyspiesza. W miarę jak prawda wychodzi na jaw, jej twarz blednie, a brwi unoszą się w niedowierzaniu. Słowa nagrania rozbijają się o jej serce jak kamienie – to, co słyszy, to brutalny dowód na krzywdę wyrządzoną Sili. Dziewczyna, w oczach Yildiz tak czysta i niewinna jak łza anioła, została wplątana w koszmar, na który nigdy nie zasłużyła.
***
Melis, sfrustrowana niekończącymi się spotkaniami Egego i Zeynep, nachyla się nad zamkiem drzwi gabinetu. W dłoni zaciska śrubokręt, a jej ruchy są gwałtowne, nerwowe. Metal zgrzyta o metal, aż w końcu zamek ustępuje z cichym kliknięciem. Zwycięski błysk w jej oczach trwa jednak zaledwie sekundę – drzwi ustępują zbyt szybko, a ona traci równowagę. Upada ciężko na brzuch.
Na jej twarzy pojawia się grymas bólu, a chwilę później w oczach pojawia się panika – strach o dziecko przeszywa ją do szpiku kości.
– Jedźmy natychmiast do szpitala! – woła przerażona Belkis, chwytając Melis pod ramię. Feraye z drugiej strony pomaga jej wstać, a obie kobiety niemal ciągną roztrzęsioną Melis w stronę wyjścia, by jak najszybciej dotrzeć po pomoc.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 212. Bölüm i Aşk ve Umut 213. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.








