„Miłość i nadzieja” – odcinek 279 – szczegółowe streszczenie
Cihan, usłyszawszy od Alpera szokującą prawdę o ojcu Zeynep, postanawia niespodziewanie dać mu odejść. Ten korzysta z okazji – rzuca się biegiem przez ulicę, a po chwili wskakuje do nadjeżdżającej taksówki i znika za zakrętem.
Ege, który rzucił się w pogoń, wraca zły i zdezorientowany. Zatrzymuje się naprzeciw Cihana, ciężko dysząc.
– Co ty tu właściwie robisz? – pyta z gniewem, mierząc go wzrokiem. – A oni kim są? – rzuca w stronę dwóch milczących osiłków stojących u boku Cihana.
– Spokojnie – odpowiada ten z chłodnym uśmiechem. – To moi znajomi z dzielnicy. Zadzwoniłem do nich, kiedy poczułem, że cioci Gonul może grozić niebezpieczeństwo. Kazałem im mieć oko na dom. Gdy zauważyli tego drania, dali mi znać.
– I pozwoliłeś mu uciec?!
– Nie widziałeś, co się stało? – Cihan rozkłada ręce. – Szarpałem się z nim, uderzył mnie, odepchnął z całej siły… A ty? Gdybyś go lepiej trzymał, nigdzie by nie uciekł.
– Zanim uciekł, coś ci powiedział? – dociska Ege.
– Co niby miał mi powiedzieć? – Cihan unosi brew.
– Nie wiem. Rozmawialiście chwilę.
– Rozmawialiśmy? – prycha. – Raczej przeklinaliśmy na siebie.
– Dobrze – Ege prostuje się, wciąż podejrzliwy. – Teraz zajmij się swoimi sprawami.
– Najpierw pójdę zobaczyć, jak czuje się ciocia Gonul – oznajmia Cihan spokojnie.
– Ja się tym zajmę! – wybucha Ege, podnosząc głos.
Cihan śmieje się pod nosem, potrząsając głową.
– Ty zawsze chcesz być bohaterem, Ege – mówi z pogardliwym uśmiechem. – Ale nie zapominaj: to dzięki mnie kobieta jest cała. Gdybym nie wezwał moich przyjaciół, nie wiadomo, co mogłoby ją spotkać.
– Nie martw się – syczy Ege. – Nie pozwolę, żeby coś jej się stało.
– To ja ją ocaliłem, nie ty – przypomina mu Cihan, mrużąc oczy. – I to ja do niej pójdę. Ty zostaniesz tu i nie będziesz mi przeszkadzał.
Nie czekając na odpowiedź, Cihan odwraca się i wraz ze swoimi ludźmi kieruje w stronę domu Gonul. Zatrzymuje się dopiero za rogiem. Wyciąga telefon i wybiera numer.
– Daj mu pieniądze i każ zniknąć – mówi cicho, stanowczym tonem. – Ma tu więcej nie wracać. Tak, usłyszałem to, czego chciałem. Możesz go puścić. Ale przypomnij mu, co się z nim stanie, jeśli jeszcze raz spróbuje nas oszukać.
***
Sila i Kuzey stali naprzeciw siebie w szpitalnym parku, dzieliło ich zaledwie kilka kroków. Cisza między nimi była gęsta, a spojrzenia przeszywały się nawzajem jak ostrza.
Nie patrz tak, Sila… — myślał Kuzey, odwracając na moment wzrok. — Nie patrz mi w oczy. Jeśli to zrobisz, znów zacznę wierzyć…
Ja nigdy cię nie okłamałam, Kuzeyu. Kochałam cię… Kochałam tak mocno, że aż bolało. Tęskniłam za tobą w każdej chwili.
Ja też tęskniłem, Sila… tak bardzo tęskniłem…
Ich kroki zaczęły się niepostrzeżenie zbliżać. Jakby jakaś niewidzialna siła popychała ich ku sobie, jakby byli dwoma biegunami magnesu, które nie potrafią się odepchnąć.
Niedaleko zatrzymały się trzy pacjentki. Obserwowały ich w milczeniu, aż w końcu jedna szepnęła:
— Jej życzenie się spełniło. Sila odnalazła swojego ukochanego.
Potem odeszły, pozostawiając po sobie echo tych słów.
— Dlaczego ta kobieta tak powiedziała? — spytał Kuzey z wyraźnym zmieszaniem.
— Nie wiem… — odparła Sila, uśmiechając się przez łzy, które spływały jej po policzkach.
— Płaczesz? — szepnął.
— Ty też… — odparła cicho.
Kuzey odwrócił głowę i szybko przetarł oczy.
— To tylko pył…
— Tak, mnie też coś wpadło do oka — odparła, próbując ukryć drżenie głosu. — Widziałam cię tu już kilka razy.
— Dlaczego nic nie powiedziałaś?
— A co miałam powiedzieć? — uśmiechnęła się gorzko. — Właściwie… teraz jesteśmy jak rodzina. Ożeniłeś się z Bahar. Życzę wam szczęścia. Powinniśmy zapomnieć o tym, co wydarzyło się na ślubie. Nie pamiętałam wtedy wszystkiego, ale kiedy się na mnie zezłościłeś… wiedziałam, że miałeś rację.
— Skoro nie pamiętasz, skąd ta pewność? — spytał twardo.
Sila przełknęła ślinę, walcząc ze sobą. Wiedziała, że każde słowo wbije jej kolec w serce, ale musiała to zrobić dla Bahar.
— Bo pamiętam Alpera — wyszeptała. — Pamiętam, jak bardzo go kochałam.
Kuzey nie odpowiedział, lecz jego twarz lekko drgnęła, jakby w środku coś pękło.
— Przepraszam za wszystko… — kontynuowała Sila. — Za każdą ranę, jaką ci zadałam. Nie chciałam cię skrzywdzić. Zrobiłam to… z miłości. Z miłości do Alpera. Wiem, że was oszukaliśmy, ale nie miałam wyjścia. Tak jak ty kochasz Bahar… tak ja kocham jego.
— Dość! — przerwał jej Kuzey, a głos drżał mu od bólu. Nie był to jednak krzyk, do jakiego przywykła. Było w nim coś złamanego, coś, co brzmiało jak tłumiony szloch.
— Nie gniewaj się, proszę… — błagała Sila, ocierając łzy, które nie chciały przestać płynąć. — Ja zawsze kochałam Alpera. A serce… serca nie da się oszukać.
— Myślisz, że w to uwierzę? — spojrzał na nią z goryczą. — Że nadal go kochasz? Dlaczego więc powiedziałaś Leventowi coś innego? On twierdzi, że jesteś niewinna. Że Alper cię porwał, że cię oszukał. Powiedziałaś mu też, że to mnie kochasz. Więc czemu teraz twierdzisz coś przeciwnego?
— Ja… — zawahała się, a jej głos zadrżał. — To nieprawda. Skłamałam. Proszę, idź do Bahar. Kochaj ją, bądź z nią szczęśliwy.
Kuzey pokręcił głową, pełen niedowierzania. Nie potrafił już dłużej słuchać. Odwrócił się i odszedł bez słowa.
Sila stała jeszcze chwilę, aż kolana odmówiły jej posłuszeństwa. Wybuchnęła niepohamowanym szlochem. Dla szczęścia siostry poświęciła wszystko — nawet własne serce. Porzuciła mężczyznę, którego kochała najbardziej na świecie.
***
Hulya i Yildiz siedzą w milczeniu przy łóżku, wpatrzone w ekran laptopa. Powietrze między nimi jest ciężkie od napięcia.
Na nagraniu pojawia się twarz Alpera. Głos ma chrapliwy, jakby mówił w pośpiechu, pod presją czasu:
— Kuzeyu… to ja porwałem Silę. Przez kilka dni podawałem jej narkotyki. Wmawiałem jej, że jesteś naszym wrogiem. Kiedy cię zobaczyła, jej pamięć całkowicie się posypała. Ale nawet wtedy, w tym stanie, myślała tylko o tobie. Ona cię kocha, Kuzeyu. Mnie nigdy nie kochała. Sila jest niewinna. To wszystko Cavidan…
Obraz nagle zamiera, dźwięk urywa się w pół słowa.
— Zatrzymało się! — wybucha Hulya, uderzając dłonią w materac. — Słyszałaś? Wspomniał Cavidan! Yildiz, zrób coś! Dlaczego to się nie odtwarza dalej?!
— To wszystko, co się załadowało — odpowiada spokojniej Yildiz, choć i w jej oczach widać niepokój. — Obejrzałam nagranie dokładnie do tego momentu. Potem pani Cavidan wyjęła pendrive z komputera.
Hulya zaciska dłonie na oparciu krzesła.
— A więc Alper musiał coś jeszcze o niej powiedzieć. Dlatego Cavidan tak nas zniechęcała do oglądania. Bała się, że prawda wyjdzie na jaw.
— Ale… co ona mogła mieć z tym wspólnego? — Yildiz patrzy z niedowierzaniem na Hulyę.
— Nie wiem. — Hulya potrząsa głową, a w jej głosie słychać determinację. — Ale dowiem się. I przysięgam, że pokażę to nagranie Kuzeyowi. On będzie wiedział, jak obnażyć wszystkie kłamstwa tej kobiety.
Z trzaskiem zamyka laptop, a potem podaje go Yildiz.
— Schowaj go w bezpiecznym miejscu. Nikt nie może się dowiedzieć, że znamy ten sekret, dopóki Kuzey tu nie przyjedzie.
Yildiz przyciska komputer do piersi, jakby niósł w sobie ładunek większy niż dynamit.
***
Yildiz i Hulya cicho wchodzą do pomieszczenia gospodarczego obok garażu. Wnętrze pachnie kurzem i starym drewnem, a jedynym źródłem światła jest małe okienko wysoko pod sufitem. Tuż za nimi, niezauważona, skrada się Cavidan. Zatrzymuje się przy drzwiach i przykłada ucho do framugi, wstrzymując oddech.
Yildiz podchodzi do kąta, gdzie stoi metalowy kosz na śmieci. Naciska stopą pedał, a wieko unosi się z cichym zgrzytem. W środku, owinięty w foliową torbę, spoczywa laptop.
— Zobacz — mówi ściszonym głosem. — Schowałam go tutaj. Nikt się nie domyśli, że coś ważnego jest w koszu na śmieci.
Hulya pochyla się nad znaleziskiem, a w jej oczach błyska ulga.
— Doskonale. Niech tu zostanie, dopóki nie przyjedzie Kuzey. Wtedy od razu pokażemy mu nagranie Alpera.
— Nie powinnyśmy o tym głośno rozmawiać — odpowiada Yildiz, rozglądając się nerwowo. — Co, jeśli ktoś nas podsłuchuje?
— Spokojnie — Hulya kładzie jej dłoń na ramieniu. — To miejsce jest bezpieczne.
Yildiz wzdycha, jakby chciała samej sobie dodać odwagi.
— Alper powiedział jasno: Sila jest niewinna. Kiedy Kuzey obejrzy nagranie, odkryje prawdziwe oblicze Cavidan.
Kamera przesuwa się na drzwi, a tam w cieniu czai się Cavidan. Jej twarz wykrzywia grymas gniewu.
— Niech to szlag… — syczy przez zaciśnięte zęby. — One chcą mnie zapędzić w kozi róg. Jeśli Kuzey dowie się prawdy, wszystko stracę. Muszę zdobyć ten laptop… i to natychmiast.
Nagle na podjeździe rozlega się dźwięk silnika. Przez bramę wjeżdża samochód Kuzeya. Reflektory omiatają podwórze ostrym światłem. Cavidan zamiera tylko na ułamek sekundy, po czym działa błyskawicznie.
Przekręca klucz w zamku drzwi gospodarczych i z triumfalnym błyskiem w oczach zamyka Hulyę i Yildiz w środku.
— Najpierw was uciszę — szepcze do siebie. — A potem zajmę się tym laptopem.
***
Ege wchodzi do domu Feraye z chłodnym, przenikliwym spojrzeniem. Bez słowa siada obok niej na kanapie. Jego obecność sprawia, że w powietrzu zawisa ciężar niewypowiedzianych słów.
– Co się stało? – pyta Feraye ostrożnie, niemal szeptem. – Czy pojawił się jakiś problem?
– Człowiek, któremu wysłałaś pieniądze, był u cioci Gonul – odpowiada Ege, nie odrywając od niej wzroku.
Feraye marszczy brwi, zaskoczona.
– Jak to? Przecież dostał wszystko, co chciał.
– Owszem – mówi chłodno. – Wziął pieniądze i uciekł.
– Czy… rozmawialiście o czymś jeszcze? – jej głos drży lekko, a dłonie zaczynają nerwowo gładzić materiał sukienki.
– Nie. A powinniśmy? – jego pytanie brzmi jak zarzut.
– Nie… – odwraca wzrok, kryjąc zakłopotanie. – Tak tylko zapytałam.
Ege pochyla się bliżej.
– Ciociu Feraye, musimy porozmawiać o ojcu Zeynep.
Kobieta gwałtownie ścisza głos.
– Ege, proszę cię. To nie jest odpowiedni moment. Zeynep jest w kuchni.
– Wiem, że to wujek Bulent – rzuca wprost.
Słowa te uderzają w Feraye jak grom. Zastyga, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
– Nie teraz… – szepcze. – To nie jest chwila na takie rozmowy.
– A kiedy będzie? – Ege nie ustępuje. – Zeynep ma prawo poznać prawdę. Ukrywanie tego przed nią jest kłamstwem.
– Ege, życie nie jest takie proste. Nie wszystko, co wydaje się słuszne, naprawdę takie jest. Powiedz… kto ci to zdradził? Czy to ten człowiek?
Tym razem Ege reaguje zaskoczeniem.
– On o tym wie? – pyta,
– Nie wiem. Ale na pewno nie od niego to usłyszałeś.
– To bez znaczenia, skąd. Ważne, że to prawda. Jak mogłaś to ukrywać? Jak wujek Bulent mógł dopuścić się takiego kłamstwa?
– Proszę cię, zakończ ten temat – błaga Feraye łamiącym się głosem.
Ale Ege nie daje za wygraną. Podrywa się z kanapy, uniesiony gniewem.
– Wiedziałaś od dawna! Dlatego nie chciałaś, żeby Zeynep tu mieszkała. Dlatego odeszłaś od wujka Bulenta.
– Nie! – Feraye podnosi głos. – Na początku nie wiedziałam nic. Odeszłam, bo mnie oszukał. Bo przez tyle czasu ukrywał przede mną prawdę.
Ege zaciska szczękę, coraz bardziej rozgorączkowany.
– I pozwoliłaś, żeby Zeynep i Melis żyły w takim kłamstwie? Żebym ja… spotykał się z obiema, nie wiedząc, kim naprawdę są? Jak mogłaś mnie zostawić w takiej sytuacji?
– Ege, proszę… ciszej. – Feraye rozgląda się nerwowo. – Zeynep jest w kuchni, Melis w pokoju. Jeśli to usłyszą… nie zniosę tego.
– Nie, ciociu – odpowiada twardo. – Ten moment minął już dawno temu. Zeynep powinna poznać prawdę w dniu, w którym po raz pierwszy przekroczyła próg tego domu.
Feraye spuszcza głowę.
– To nie była moja decyzja. To jej rodzice powinni jej to wyznać, nie ja. Ja jedynie mogłam być przy niej… i byłam. Cały czas.
– Milczałaś, bo Zeynep nie jest twoją córką – mówi Ege lodowato. – A co z Melis? O niej w ogóle nie pomyślałaś?
***
Sila z determinacją wrzuca kolejne rzeczy do torby. Jej ruchy są nerwowe, jakby bała się, że jeśli zatrzyma się choć na moment, zabraknie jej odwagi. Z torbą przewieszoną przez ramię staje w progu gabinetu Leventa.
– Odchodzę – mówi bez wahania, choć jej głos lekko drży. – Czuję się już dobrze. Wyzdrowiałam i ty też to wiesz. Nie mogę zajmować tu miejsca, gdy inni naprawdę potrzebują pomocy.
Levent unosi wzrok znad dokumentów. Jego spojrzenie staje się poważne, przepełnione troską.
– Sila, twoja terapia wciąż trwa – odpowiada spokojnie, lecz stanowczo. – Nie możesz ot tak odejść.
– Mogę – upiera się, zaciskając dłonie na pasku torby. – Obiecuję, że będę przychodzić na wizyty. Ale nie zostanę tu ani dnia dłużej.
– Nie zgadzam się – mówi twardo Levent. – Dokąd pójdziesz? Nie masz dachu nad głową.
– Poradzę sobie – odpowiada, a w jej głosie pobrzmiewa rozpaczliwa odwaga. – Zawsze znajdę jakieś rozwiązanie. Nie martw się o mnie.
Levent przygląda się jej uważnie, a potem pyta nagle, niemal bez namysłu, zadaje pytanie:
– To przez Kuzeya, prawda? Uciekasz, bo nie potrafisz znieść jego obecności.
Sila zamiera. Wymuszony uśmiech, którym dotąd próbowała przykryć swoje emocje, znika z jej twarzy, ustępując miejsca nagiemu bólowi.
– Tak… – szepcze z trudem, jakby przyznanie się miało ją złamać. – Nie mogę tego dłużej znosić. On jest mężem mojej siostry, a ja… ja muszę się usunąć z ich życia. Inaczej nigdy nie będą szczęśliwi. Muszę odejść, doktorze. Muszę…
Głos więźnie jej w gardle. W następnej chwili łzy spływają strumieniem po policzkach, a ona wybucha niepowstrzymanym płaczem. Całe cierpienie, które dotąd tłumiła, wyrzuca z siebie w spazmatycznym szlochu.
Levent wstaje i powoli podchodzi do niej. Ostrożnie obejmuje Silę ramionami, przyciąga ją do siebie i pozwala, by wtuliła twarz w jego pierś. Trzyma ją mocno, jakby chciał ochronić przed całym światem.
– Nie jesteś sama – szepcze cicho, gładząc jej włosy. – I nigdy nie będziesz.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 215. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.








