Miłość i nadzieja odc. 299: Zeynep nie chce znać matki!

Gonul patrzy zbolałym wzrokiem na córkę.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 299 – szczegółowe streszczenie

Hulya mierzy Bahar chłodnym, pełnym pogardy spojrzeniem. Dziewczyna odgrywa rolę niewiniątka, ale w oczach Hulyi ta maska jest aż nazbyt przejrzysta.

– Myślisz, że mnie oszukasz swoimi kłamstwami? – rzuca ostrym tonem, a jej głos przeszywa powietrze niczym nóż. – Tylko naiwne osoby, takie jak Sila, mogłyby w nie uwierzyć. Albo takie, które po prostu zaakceptowały cię taką, jaka jesteś. Jako siostrę, z całym twoim fałszem.

Cavidan gwałtownie unosi głowę. Czuje, jak ciśnienie jej rośnie, a w piersi narasta gniew.

– Co to ma znaczyć? – pyta lodowatym głosem.

– To, że Sila zaręczyła się z Leventem tylko po to, żeby Bahar mogła być szczęśliwa – odpowiada Hulya, akcentując każde słowo z wyraźnym triumfem.

– Nie opowiadaj bzdur! – wybucha Bahar, a jej twarz płonie oburzeniem.

– Sama dobrze o tym wiesz – naciska Hulya, nie spuszczając z niej wzroku. – Kuzey jest zakochany w Sili.

– Nie bądź śmieszna! – prycha Cavidan z pogardą.

– Doprawdy? – uśmiecha się kpiąco Hulya. – Jedno słowo Sili i Kuzey rzuciłby Bahar bez wahania. Nawet jej płacz i błagania by go nie zatrzymały.

– Dość! Zamknij się! – krzyczy Bahar, a jej głos rozbrzmiewa po całym domu.

– Nie zamknę się! – odbija natychmiast Hulya. Jej oczy błyszczą wyzwaniem. – Ty i twoja matka potraficie tylko mącić i knuć intrygi. Ale miłość… miłość nie zna granic. Nie powstrzymacie jej, choćbyście próbowały całe życie.

Cavidan zaciska pięści.

– Zazdrościsz mojej córce, że ma męża, bo sama jesteś starą panną! – cedzi jadowicie. – Dosyć tego, wynoś się stąd!

Szarpie rywalkę za rękaw, ale Hulya ani drgnie. Patrzy na nią hardo, z ogniem w oczach.

– To jest mój dom! – oświadcza z mocą, a jej głos odbija się echem od ścian. – I tu zostanę. Powiem wszystko Kuzeyowi, rozumiecie? A potem on poślubi Silę!

Bahar nie wytrzymuje napięcia. Z furią wymierza Hulyi siarczysty policzek. Dźwięk uderzenia rozbrzmiewa w pokoju, pozostawiając po sobie ciężką, gęstą ciszę.

***

Hulya próbuje wybrać numer Kuzeya, ale zasięg płata jej figle — sygnał ciągle zrywa połączenie. Wściekła na przeszkodę, odrzuca telefon na sofę i wściekle rozgląda się po pokoju. Wtedy Cavidan podchodzi bliżej, a na jej twarzy pojawia się zimny, świadomy uśmiech.

– Chcesz, żebym zdradziła ci sekret? – pyta cicho, jakby miała w rękawie bombę, którą zaraz eksploduje.

Hulya odwraca się natychmiast. Oczy błyszczą jej ciekawością i niepokojem.

– Jaki sekret?

Cavidan bierze głęboki oddech i wypowiada słowa, które łamią ciszę jak topór:

– Twoja matka zamordowała Alpera.

Hulya mruży oczy, jakby usiłowała złapać tą myśl w locie.

– Co?! — wybucha. — To jakieś chore kłamstwo! Alper nie umarł. Policja sprawdzała teren — nie było ciała, nie było krwi. Nie wmówisz mi, że moja matka to morderczyni.

Cavidan mówi spokojnie, z lodowatą pewnością siebie:

– Bo ja wyczyściłam krew i pochowałam ciało.

Słowa padają jak wyrok. Hulya cofa się krok, serce wali jej w piersi.

– Dlaczego…? — zaczyna niepewnie.

– Żeby ją chronić — odcina Cavidan. — Jeśli mi nie wierzysz, idź i zapytaj ją sama. Przyzna się. Ale jeżeli nie chcesz, by twoja matka skończyła w więzieniu, będziesz milczeć. Albo… — jej głos staje się ostrzejszy — albo pokażę Kuzeyowi wszystko, co mam.

Cavidan prowadzi Hulyę do kuchni i sięga do szafki. Wyciąga naprawiony telefon Bahar i włącza go, przesuwając palcem po ekranie. Na wyświetlaczu pojawia się film.

– Widzisz? — mówi, wskazując ekran. — Nagranie, na którym Bahar całuje Leventa. Chcesz wiedzieć, dlaczego to zrobiła? Aby ratować swoje małżeństwo. Czy wiesz, co się stanie, gdy Kuzey to zobaczy? Rozstanie się z Bahar, a Sila zerwie z Leventem. Wtedy Kuzey będzie z Silą.

Hulya patrzy na nagranie, a potem na Cavidan. W jej oczach pojawia się warunkowy błysk triumfu:

– To musi się stać — wyrzuca twardo. — Pokażę to Kuzeyowi.

Cavidan jednak nie odpuszcza. Jej ton twardnieje:

– Wiesz co to znaczy, Hulyo? Ja pójdę na policję i powiem, że twoja matka jest morderczynią. To koniec dla niej. Resztę życia spędzi za kratami. Wolisz to, czy chcesz uratować mamę?

Na moment Hulya milknie, widać, że waży opcje. Potem, bez wahania, wyciąga rękę i z determinacją zabiera telefon z rąk Cavidan.

– Nie oszukasz mnie takimi sztuczkami — mówi chłodno. — Jeśli mama zabiła Alpera, pójdzie do więzienia. Ale i tak pokażę nagranie Kuzeyowi!

Cavidan spodziewała się, że jej szantaż przewróci Hulyę i złamie jej wolę. Tymczasem natrafiła na osobę równie zdeterminowaną. Błąd w rachunkach: wbrew przewidywaniom, Hulyi groźba nie złamała — tylko utwardziła ją.

***

Belkis, kipiąc złością, wbija w Zeynep lodowate spojrzenie. Gniew w końcu bierze górę – popycha dziewczynę tak mocno, że ta ląduje na podłodze. Uderzenie o parkiet rozbrzmiewa głośnym echem po salonie.

Melis tylko czekała na tę chwilę. Patrzy na rywalkę z pogardą, a na jej ustach maluje się triumfalny uśmieszek.

– Zostawiłaś nas w połowie drogi – mówi lodowato. – Brawo, Zeynep. Naprawdę brawo.

– Melis… – Ege odzywa się ostrzegawczo, ale jego głos tonie w gniewnym tonie żony.

– Co ci się nie podoba, Ege? – rzuca z wyższością. – Przestań wreszcie jej bronić. Miała stawić się w sądzie, to tylko dziesięć minut, a nawet tego nie potrafiła zrobić. Zawiodła nas wszystkich. Ciebie też. Ty ufałeś jej najbardziej, a ona to zniszczyła. Teraz widzisz, kim naprawdę jest ta dziewczyna, którą tak kurczowo chronisz.

Nie czekając na odpowiedź, Melis odwraca się na pięcie i odchodzi do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.

Ege natychmiast klęka przy Zeynep, podaje jej dłoń i pomaga się podnieść. Patrzy prosto w jej oczy. Jego twarz jest napięta, poważna.

– Dlaczego nie przyszłaś do sądu? – pyta ostrym, ale niepozbawionym troski głosem. – Rozumiesz, jak ważne były twoje zeznania?

Zeynep spuszcza głowę, a łzy zbierają się w jej oczach.

– Nie mogłam, Ege.

– Nie mogłaś? – w jego głosie pobrzmiewa niedowierzanie. – Śledziłaś ich, prawda? Cihana i Taylana. A przecież obiecałaś, że będziesz.

– Ege… – głos dziewczyny drży. – Taylan postrzelił Cihana.

Chłopak otwiera szeroko oczy, kompletnie zaskoczony.

– Co?!

– Cihan był ranny – tłumaczy pospiesznie Zeynep, szlochając. – Musiałam go zabrać do szpitala, inaczej by nie przeżył. Dlatego nie mogłam być w sądzie. Powiedz sam, czy naprawdę byłabym zdolna tak po prostu nie przyjść?

Przechodząc, słowa te słyszy Seda. Serce zaczyna jej bić jak szalone. Wchodzi do salonu, blada jak ściana.

– Zeynep… – jej głos drży. – Co z Cihanem? Powiedz mi! Czy on… czy on żyje?

Zeynep podnosi wzrok na roztrzęsioną dziewczynę i odpowiada:

– Rozmawiałam dziś rano z lekarzem – mówi łagodnie. – Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Ale musi zostać w szpitalu, pod stałą obserwacją.

Na twarzy Sedy maluje się ulga, lecz w jej oczach wciąż czai się strach.

***

W domu Feraye pojawia się Gonul i wchodzi prosto do salonu. Jej twarz jest napięta, a głos niepewnie drży, gdy zwraca się do córki:

– Rozmawiałam z twoim ojcem – mówi, podchodząc powoli do Zeynep. – Podobno wczoraj wydarzyło się coś poważnego… Czy wszystko w porządku?

– Nadal nazywasz go moim ojcem?! – grzmi Zeynep, a jej oczy płoną gniewem. – Nadal mnie okłamujesz! Jak możesz wciąż brnąć w to kłamstwo?!

– Moja córko… – Gonul wyciąga do niej ręce, ale Zeynep natychmiast cofa się o krok. – Nie rozumiem, co masz na myśli…

– Nie rozumiesz?! – Zeynep wyrzuca dłonie w górę. Jej głos załamuje się od napięcia. – Mam dość twoich kłamstw, mamo! Dość!

– O jakich kłamstwach mówisz? – Gonul próbuje jeszcze zachować spokój, ale jej głos staje się coraz cichszy, coraz bardziej drżący.

– Najpierw wmawiałaś mi, że mój ojciec nie żyje. Potem nagle znikąd pojawił się Taylan – a ty opowiedziałaś kolejną historię. Ale to też było kłamstwo! – Zeynep wskazuje na nią palcem, a jej oddech przyspiesza. – Taylan Unsal nie jest moim ojcem, mamo. Okłamałaś mnie.

– Kto ci to powiedział? – Gonul szepcze z przestrachem, jakby każde słowo miało poderwać fundamenty jej kłamstw.

– Czy to ważne?! – wykrzykuje Zeynep. – Liczy się to, że w końcu znam prawdę. Wiem, kto jest moim ojcem! – Obraca się w stronę Egego, który stoi obok, poruszony rozmową. – Ty też powinieneś to wiedzieć, Ege. Mój tata… to wujek Bulent!

Na twarzy Gonul maluje się szok. Milczy dłuższą chwilę, jakby zabrakło jej powietrza, a potem zaczyna mówić szybko, chaotycznie, próbując ratować sytuację:

– Córko, ja… ja nie chciałam cię skrzywdzić. Kiedy trafiłam do więzienia, zostawiłam cię pod opieką Bulenta. Powiedziałam mu prawdę, a on zaopiekował się tobą jak ojciec. Ale miał swoją rodzinę, własne życie… nie mógł ci tego wyznać. – Gonul zaciska dłonie. W jej głosie słychać desperację. – Ja też nie chciałam, żebyś cierpiała, żebyś…

– A teraz, myślisz, że nie cierpię?! – Zeynep unosi głos do krzyku. Łzy spływają po jej policzkach. – Dwadzieścia lat żyłam w kłamstwie! Całe moje życie to jedna wielka mistyfikacja, zbudowana przez ciebie!

– Zrobiłam to, żeby cię nie stracić… – Gonul łka, chwytając się ostatnich słów jak tonąca brzytwy. – Bałam się, że jeśli poznasz prawdę, odsuniesz się ode mnie…

– I właśnie mnie straciłaś! – Zeynep bije pięścią w piersi, jakby chciała rozładować ból w sercu. – Nie chcę cię już więcej widzieć. Nie jesteś moją matką! – Jej głos drży, ale w oczach pojawia się determinacja. – Wiesz, co mnie najbardziej zastanawia? Czy ja w ogóle jestem twoją córką. Bo żadna prawdziwa matka nie zrobiłaby swojemu dziecku czegoś tak okrutnego. Od dziś jesteś dla mnie martwa!

Zeynep zrywa się i ucieka do swojego pokoju. Drzwi trzaskają z hukiem.

Gonul stoi przez chwilę nieruchomo, z pustym spojrzeniem. Nie wydaje się zdruzgotana – raczej zimna i wycofana, jakby próbowała już układać w głowie nowy plan.

Feraye spogląda na nią z wyraźnym obrzydzeniem, kręci głową i rzuca lodowatym tonem:

– Nawet teraz nie potrafisz okazać skruchy.

Bez słowa rusza za Zeynep, zostawiając Gonul samą, z jej winą i obojętnością.

***

Gonul opuszcza dom Feraye, z twarzą bladą i spiętą. Na podwórku zatrzymuje ją Ege.

– Ciociu Gonul – zaczyna spokojnie, ale w jego głosie słychać wyrzut. – Przecież było jasne, że w końcu tak się stanie. Ostrzegałem cię od samego początku. Powtarzałem, żebyś powiedziała Zeynep prawdę.

– Cihan jej powiedział, prawda? – pyta kobieta, patrząc na niego z napięciem, jakby cała reszta nie miała znaczenia.

– Co to za różnica? – Ege unosi brwi. – To ty powinnaś była jej wszystko wyjaśnić. Od razu, gdy tylko pojawił się Taylan Unsal. A ty brnęłaś w kolejne kłamstwa.

– A co miałam zrobić? – głos Gonul drży, ale nie ze skruchy, lecz z gniewu. – Gdybym jej powiedziała, czy nie stałoby się to samo? Czy nie byłaby równie wściekła?

– Może i tak – odpowiada stanowczo Ege. – Ale przynajmniej dowiedziałaby się od ciebie. To ty jesteś jej matką.

W tej chwili zza bramy wyłania się Cihan. Rękę ma na temblaku, lecz jego krok jest pewny, a spojrzenie zimne i pełne dumy. Zbliża się do Egego, jakby celowo chciał sprowokować starcie.

– Okłamałeś Zeynep, Ege – mówi z satysfakcją. – Od samego początku wiedziałeś, że Taylan nie jest jej ojcem.

– O czym ty bredzisz? – Ege marszczy brwi, ale w jego oczach pojawia się niepokój.

– Dobrze wiesz, o czym mówię. Wiedziałeś, że to Bulent jest ojcem Zeynep. A mimo to milczałeś. Ukrywałeś prawdę, dokładnie tak samo jak Gonul.

– To ciebie nie dotyczy! – odburkuje ostro, robiąc krok do przodu.

– Naprawdę? – Cihan uśmiecha się krzywo. – A gdy Zeynep siedziała przy jednym stole z Taylanem, jedząc z nim śniadanie, gdzie wtedy byłeś? Patrzyłeś jej w oczy i pozwalałeś, by żyła w kłamstwie. Ciekawe, jak się poczuje, gdy dowie się, że i ty byłeś częścią tej farsy.

Ege zaciska pięści, jego twarz czerwienieje ze złości. W końcu nie wytrzymuje i uderza Cihana w twarz.

Ten jednak nawet się nie zachwiał. Otarł kącik ust i spojrzał na niego z pogardą, jakby cios był niczym więcej niż podmuchem wiatru.

– Przykro mi, że zepsułem twoją grę – rzuca chłodno, a potem uśmiecha się prowokacyjnie. – Ale koniec z tym. Nikt już nie będzie mógł okłamywać Zeynep. Nie pozwolę na to.

Odwraca się i z uniesioną głową wchodzi do domu, zostawiając Egego i Gonul w ciężkim milczeniu.

***

Ege wpada za Cihanem do przedpokoju, niemal wyrywając mu się przed drzwiami.

– Jeśli natychmiast nie opuścisz tego domu, wezwę policję! – warczy, wskazując ręką na drzwi.

– Naprawdę się przestraszyłeś, Ege – odpowiada Cihan z kpiącym uśmiechem. – Nigdy nie widziałem cię tak spiętego.

– Wynoś się! To nie jest twój problem!

Podniesione głosy ściągają Zeynep i Feraye. Obie wbiegają do salonu, zaniepokojone hałasem.

– Masz rację. – Cihan nie odrywa wzroku od rywala. – To nie mój problem. To twój. Bo to ty nie powiedziałeś prawdy właściwej osobie we właściwym czasie. Popełniłeś wielki błąd, rycerzu.

– Posłuchaj, Cihan – wtrąca się Gonul, próbując ratować sytuację. – To ja poprosiłam Egego, żeby milczał.

– Więc spójrz teraz na konsekwencje swojej prośby, ciociu Gonul – odpowiada chłodno Cihan. – Zostałem postrzelony. Całe szczęście, że Zeynep nic się nie stało.

– Mamo, o co ty go prosiłaś? – Zeynep kieruje na nią pytające spojrzenie.

– Porozmawiamy o tym na osobności, córko… – wymiguje się Gonul.

– Cihan, co tu robisz? – Zeynep przenosi wzrok na brata Sedy. – Nie powinieneś być w szpitalu?

– Martwiłem się o ciebie – odpowiada miękko.

Dziewczyna zauważa siniak na jego powiece.

– Co stało się z twoim okiem?

– To nic poważnego… – zaczyna Cihan, lecz Zeynep już domyśla się prawdy.

– Ege, ty go uderzyłeś?

– Tak, uderzyłem! – potwierdza bez wahania, jakby chciał udowodnić swoją rację. – Bo wtyka nos w sprawy, które go nie dotyczą.

– Doprawdy? – Cihan unosi brew. – A może zrobiłeś to ze złości, bo zrobiłem to, co ty powinieneś był zrobić dawno temu?

– O co wam chodzi?! – wybucha Zeynep, patrząc to na jednego, to na drugiego.

– Odpowiedz jej, Ege – prowokuje Cihan. – Masz szansę odkupić winy.

– Ege? – Zeynep staje z nim twarzą w twarz, jej głos drży, ale spojrzenie jest twarde. – O co chodzi?

Ege milczy chwilę, jakby walczył sam ze sobą. W końcu bierze głęboki oddech.

– Zeynep… Wiesz, że bardzo cię kocham. Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo cenna. Wszystko, co robię, robię dla twojego dobra…

– Dobrze, ale co się stało?! – przerywa mu, coraz bardziej niecierpliwa.

– Nie dowiedziałem się dopiero teraz, że wujek Bulent jest twoim ojcem.

– Co?! – Zeynep blednie, a jej głos załamuje się. – Co ty powiedziałeś?

– Wiedziałem już od jakiegoś czasu… – spuszcza wzrok.

– Jak to? – pyta z niedowierzaniem. – Wiedziałeś już wtedy, gdy pojawił się Taylan Unsal?!

– Tak… wiedziałem już wtedy.

Zeynep osuwa się na sofę, jakby ktoś odciął jej siły. Drży cała, a w jej oczach pojawiają się łzy. To kolejny cios, jeszcze boleśniejszy, bo zadany przez kogoś, komu ufała bezgranicznie.

***

W samochodzie zapada ciężka, nasycona uczuciami cisza. Sila patrzy przez szybę na mignięcia świateł miasta, a w jej głowie kotłują się ciche wyznania:

Kocham cię potajemnie. Zachowam w sercu twoje niebieskie oczy jak świętość — schowam tę miłość głęboko, żeby nikt jej nie dostrzegł.

Kuzey ściska kierownicę, jego myśli biegną w podobnym rytmie, tylko głośniej, bardziej zdecydowanie:

Nigdy mnie nie opuściłaś. Nigdy nie poddałaś się w walce z tym człowiekiem, który odwrócił się od życia. Spójrz, teraz moje serce znowu bije. Zrozumiałem to, kiedy odeszłaś, Sila. Moje zatwardziałe serce bije dzięki tobie. To już koniec, tęsknota minęła.

Nagle zatrzymuje samochód na poboczu. Sila odwraca się do niego, zaskoczona.

– Co się stało? – pyta cicho.

– Jeśli chcesz, nie wracajmy dzisiaj do domu – odpowiada on, patrząc na nią z takim żarem w oczach, że jej serce łapie przyspieszony rytm.

Sila marszczy brwi, niepewna. Kuzey bierze oddech i rzuca propozycję, którą wypowiada jak przysięgę:

– Wyjedźmy stąd. Tylko ty i ja. Nie myślmy o nikim innym. Nadchodzi Nowy Rok — niech będzie tylko nasz. Zostawmy wszystko za sobą, bez bagażu, bez przeszłości. Tylko ty. Tylko ja. Kocham cię, Sila. Kocham cię całym sercem.

Romantyczny nastrój rozbija nagły dźwięk telefonu. Kuzey sięga po aparat; na wyświetlaczu widnieje imię — Bahar. Chce zignorować połączenie, ale Sila uśmiecha się delikatnie i namawia go, by odebrał. Po drugiej stronie słyszy głos, lecz nie Bahar — to Hulya, otępiała, ale pełna determinacji.

– Kuzeyu, słuchaj mnie — mówi Hulya przerywanym, chrapliwym tonem. – Bahar cię okłamuje. Okłamała i ciebie, i Silę. Szantażowała Leventa, zmusiła go do ślubu.

Sygnał przerywa, rozmowa trzeszczy i zamienia się w chaotyczne zakłócenia. Hulya jednak nie daje za wygraną; jeśli telefon nie wystarczy, spróbuje powiedzieć to osobiście. Myśl o tym, że jej brat może stracić wszystko, rozsadza ją od środka. W domu Bahar i Cavidan zamarły — wiedzą, że ich forteca z kart może lada chwila runąć.

***

Hulya zabiera naprawiony telefon Bahar i zamyka się w swoim pokoju na klucz. Ma zamiar czekać, aż Kuzey wróci; pokaże mu wszystko — prawdę, której oczekuje. Tymczasem Bahar, przerażona, wpada w panikę. W jej głowie rodzi się szalony, desperacki plan.

– W garażu jest benzyna… — przypomina sobie, a adrenalina pcha ją do działania.

– Poczekaj! – krzyczy Cavidan, chwytając ją za rękę i próbując powstrzymać. – Co ty chcesz zrobić? Jaka benzyna?!

Bahar odciąga rękę. Jej oczy są rozszerzone od paniki i determinacji.

– Jeśli podpalę dom, ogień pożre wszystko — telefon z nagraniem, Hulyę… — mówi łamanym głosem, jakby łamała się wewnętrzna granica rozumu.

Cavidan błaga i trzyma jej dłoń, próbując przywrócić rozsądek. W oczach obydwu kobiet tli się lęk i bezradność — wiedzą, że stawką jest nie tylko ich przyszłość, ale też czyjeś życie i bezpieczeństwo. Na moment wszystko wisi na włosku: decyzja, która zapadnie, może zniszczyć nieodwracalnie więcej niż jedną rodzinę.

***

Kuzey i Sila zatrzymują się przed niewielkim, parterowym domem, stojącym samotnie na uboczu, jakby zapomnianym przez świat. Cisza wokół aż dzwoni w uszach.

– Jesteś pewna, że to tutaj? – pyta Kuzey, zerkając na nią z lekkim niedowierzaniem.

– Tak, jestem pewna – odpowiada stanowczo. – To miejsce wskazała Mualla. Powiedziała: „Mój syn tam jest. Ktoś go atakuje. Biegnij i pomóż mu.” Ale… – Sila rozgląda się niespokojnie – nie słychać żadnych krzyków, żadnego ruchu. Wszystko wygląda normalnie.

Unosi dłoń, by nacisnąć dzwonek, lecz Kuzey powstrzymuje ją gestem.

– Pozwól, że ja najpierw sprawdzę – mówi stanowczo. Naciska dzwonek. Nic. Cisza nie zostaje przerwana nawet przez szelest kroków. – Halo? Jest tam ktoś? – woła, po czym puka do drzwi.

Te ustępują z lekkim trzaskiem – nie były nawet zamknięte. Kuzey wymienia z Silą pełne niepokoju spojrzenie i oboje wchodzą do środka.

W salonie uderza ich widok, który sprawia, że powietrze w pomieszczeniu gęstnieje. Na wersalce, starannie rozłożona, leży biała suknia ślubna. Na materiale spoczywa kartka.

Kuzey podchodzi i podnosi ją ostrożnie, jakby bojąc się, że zadrży mu dłoń. Zaczyna czytać na głos:

Sila, moja piękna i dobroduszna córko. Zawsze opowiadałaś mi o tym, którego kochasz. O mężczyźnie o niebieskich oczach, którego imienia nie pamiętasz. Mówiłaś, że jego spojrzenie ma najpiękniejszy blask na świecie. Słyszałam, że się zaręczyłaś. Mam nadzieję, że odnalazłaś tego, o którym marzyłaś – tego z błyszczącymi, niebieskimi oczami. To jest moja suknia ślubna, którą kiedyś kupiłam dla ukochanego, z którym nigdy nie było mi dane być. Teraz jest twoja. Załóż ją na swój ślub, a wtedy i ja będę szczęśliwa.

Szczęśliwego Nowego Roku.

Gdy Kuzey odkłada list, w pokoju rozciąga się cisza cięższa niż wcześniej. Delikatnie kładzie dłoń na ramieniu Sili i odwraca ją ku sobie.

Ich spojrzenia splatają się. W jego oczach odbija się pewność i cicha nadzieja, w jej – zawstydzenie, strach i coś, co stara się ukryć, ale nie potrafi.

– Sila… – jego głos łagodnie wypełnia przestrzeń – czy to ja jestem tym mężczyzną o niebieskich oczach?

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 229. Bölüm i Aşk ve Umut 230. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy