„Miłość i nadzieja” – odcinek 303 – szczegółowe streszczenie
Pokój przesłuchań tonął w półmroku, rozświetlony jedynie ostrym światłem zwisającym z sufitu. Jego blask padał bezlitośnie na twarz Cihana, który siedział samotnie przy ciężkim, drewnianym stole. Jego prawa ręka spoczywała w temblaku, a lewa — zgięta, wsparta o stół — podtrzymywała głowę w geście pozornego zamyślenia. Ściany były nagie, drzwi zamknięte, a cisza miała w sobie coś dusznego, jakby sama sala próbowała wymusić wyznanie.
Nagle rozbrzmiał dźwięk telefonu. Cihan sięgnął do kieszeni ciemnej kurtki, wyciągnął urządzenie i odebrał, nie zmieniając pozycji.
— Co robisz, siostrzyczko? — rzucił beztroskim tonem, który zupełnie nie pasował do człowieka właśnie zatrzymanego.
Po drugiej stronie odezwał się głos Sedy — drżący, pełen napięcia.
— Bracie, wszystko w porządku? Skontaktowałeś się z prawnikiem?
— Mam prawnika, nie martw się — odpowiedział spokojnie, jakby rozmawiał z nią z domowego fotela, a nie z pokoju, w którym każdy oddech mógł być nagrywany.
— A zostałeś już przesłuchany?
— Jeszcze nie. Czekam, aż to zrobią.
— Ofiarą jest jakiś Emrah Kumcu.
Cihan zamarł. Jego spojrzenie, dotąd obojętne, nagle się wyostrzyło. W oczach pojawił się błysk — nie strachu, lecz ulgi. Nazwisko, które padło, zmieniło wszystko.
— Emrah Kumcu? — powtórzył, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. — To bardzo dobrze.
— Co niby jest dobrze? — zapytała Seda, zdezorientowana.
— Przekazałaś mi bardzo dobre wieści. Kończę, muszę natychmiast zadzwonić do mojego prawnika.
— Poczekaj, nie rozłączaj się! — zawołała. — Wszystko wróci do normy, prawda? Nie zostawisz mnie samej?
Cihan westchnął, a jego głos złagodniał.
— Wróci, kochanie. Czy twój brat kiedykolwiek cię zostawił? Policjantom nie wolno podsłuchiwać tych rozmów, ale lepiej nie mówmy za dużo.
Rozłączył się. Przez chwilę patrzył na ekran, który zgasł, a potem z nonszalancją obrócił telefon na blacie. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wiedział, że sytuacja, która jeszcze chwilę temu wydawała się niebezpieczna, właśnie zaczęła się układać po jego myśli.
Za drzwiami słychać było kroki. Cihan poprawił się na krześle, gotów na przesłuchanie — ale już nie jako podejrzany, lecz jako ktoś, kto zna reguły tej gry lepiej niż ci, którzy ją prowadzą.
***
W jasnym, sterylnym pomieszczeniu kliniki, gdzie pastelowe zasłony dzieliły przestrzeń na intymne sektory, Sila siedziała na niebieskiej leżance, trzymając w dłoniach formularz zgody. Jej twarz była blada, oczy podkrążone, ale spojrzenie nie traciło determinacji. Za nią, w tle, widać było białe biurko z doniczką i dokumentami — jakby codzienność próbowała wpleść się w dramat tej chwili.
Levent stał obok, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Jego twarz była napięta, pełna troski i frustracji.
— Odpocznij trochę, zjedz coś, a dopiero potem oddaj krew — mówił łagodnie, ale stanowczo.
Sila spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— Co ty mówisz, Levencie? Nie mogę myśleć o swoim komforcie, kiedy Hulya jest w takim stanie.
Położyła się na leżance, jej włosy rozsypały się na poduszce, a dłonie zadrżały lekko. Czekała na pielęgniarkę, która miała pobrać krew — dar życia, który chciała przekazać bez wahania.
— Sila, dlaczego nie słuchasz? — powtórzył Levent, a jego głos był tym razem bardziej zniecierpliwiony.
— Hulya jest operowana. Jeżeli ceną za jej wyzdrowienie jest to, że będę przez jakiś czas osłabiona, niech tak będzie.
Levent zbliżył się, a jego cień padł na jej twarz.
— Dlaczego tak dużo myślisz o Hulyi, jakby była kimś ci bliskim?
Sila uniosła wzrok. Jej oczy były pełne łagodności.
— Hulya jest dla mnie bardzo ważna. Przez długi czas dla niej pracowałam, zrobiła dla mnie dużo dobrego. A nawet gdybym jej nie znała, nie mogłabym siedzieć bezczynnie, wiedząc, że zawisła między życiem a śmiercią. Poza tym jest siostrą Kuzeya.
Levent odwrócił się gwałtownie.
— No właśnie! To jest prawdziwy powód — powiedział z goryczą. — Chcesz, żebym powiedział ci prawdę? Nie obchodzi cię żadna Hulya. Po prostu ci żal Kuzeya.
— Levent, opamiętaj się! Oddałabym krew każdemu, jeżeli to może pomóc. Koniec.
Nie czekając na odpowiedź, Levent wyszedł z sali. W jego miejscu pojawiła się Feraye, która przez uchyloną zasłonę słyszała całą rozmowę. Jej twarz była wzruszona, a głos miękki jak aksamit.
— Sila, jesteś dziewczyną o przepięknej duszy — powiedziała, podchodząc bliżej.
Sila usiadła, zaskoczona.
— Nie rozumiem, dlaczego tak myślisz. Nic nie zrobiłam.
Feraye uśmiechnęła się ciepło.
— Jakie to dziwne… Od pierwszej chwili, kiedy cię ujrzałam, poczułam coś innego. To było tak… jakbym znała cię od zawsze. Tak jakbyś była częścią mojej rodziny. W pewnym sensie już tak jest, prawda? Opiekujesz się moją szwagierką, Kuzeyem i Hulyą.
— W porównaniu z tym, co oni zrobili dla mnie, ja nie zrobiłam nic.
— Mam nadzieję, że zostaniesz nagrodzona za swoje dobre serce, a życie odda ci wszystko, co dobrego zrobiłaś.
Feraye już miała odejść, ale zatrzymała się w progu. Odwróciła się jeszcze raz.
— Twoja mama musi być bardzo szczęśliwa, że ma taką córkę.
Sila uśmiechnęła się delikatnie, ale w jej oczach pojawił się cień. Kobieta, którą przez całe życie nazywała matką, nigdy jej nie kochała. A prawdziwa matka… była blisko. Bliżej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. I żadna z nich nie zdawała sobie z tego sprawy.
***
Korytarz szpitalny tętnił cichym ruchem — pielęgniarki przemykały między drzwiami, pacjenci szeptali, a światło odbijało się od białych płytek i pomarańczowych akcentów na ścianach. Bahar oddaliła się od sali operacyjnej, jej kroki były szybkie, nerwowe. W dłoni ściskała telefon. Wreszcie połączyła się.
— Mamo, od jak dawna do ciebie wydzwaniam? Dlaczego nie odbierasz? — rzuciła z pretensją, rozglądając się, czy nikt nie podsłuchuje. — Czy wiesz, ile wymówek musiałam wymyślić, żeby tego nie zauważyli?
Po drugiej stronie odezwał się głos Cavidan — chłodny, skupiony.
— Nie dawaj im żadnych wyjaśnień. Próbuję ratować naszą przyszłość.
— O czym ty mówisz, mamo? Jakie ratowanie przyszłości?
— Zabieram złoto Naciye.
Bahar zamarła. Jej twarz pobladła, a głos zadrżał, choć starała się mówić cicho.
— Co?! Czy ty oszalałaś?
— Zamknij się i mnie posłuchaj. Co zrobimy, kiedy Kuzey nas pogoni? Ty tak czy inaczej pójdziesz do więzienia, bo zepchnęłaś jego siostrę z balkonu. Nie dostaniesz żadnych alimentów.
— Mamo, a jeśli Yildiz cię zobaczy?
— Nie przejmuj się nią. Zajęłam ją czymś innym.
— Mamo, natychmiast odłóż wszystko na miejsce. Hulya nic nie powiedziała Kuzeyowi. Jest teraz operowana, nie wiadomo nawet, czy przeżyje.
— Moja głupia córko, a jeśli operacja się uda? Wtedy wszystko im wyśpiewa. Na litość boską, nie denerwuj mnie bardziej!
Połączenie zostało przerwane. Bahar opuściła telefon, jej ręka drżała. Wtedy podszedł Levent, który stał nieopodal i słyszał więcej, niż powinien.
— Czy twoja matka okrada dom? — zapytał bez emocji. — Kobieta potrafi o siebie zadbać. Gdy Kuzey dowie się wszystkiego, natychmiast z tobą zerwie, a Sila mnie zostawi. Ty zostaniesz wystawiona za drzwi. Twoja mama postępuje inteligentnie. Na jej miejscu zrobiłbym to samo.
— Przestań opowiadać bzdury — syknęła Bahar. — Moja mama nie jest złodziejką. Nie upadła tak nisko.
Levent nie odpowiedział. Zamiast tego wykonał dyskretny ruch — sięgnął do kieszeni i wysunął rozbity telefon. Bahar rozpoznała go natychmiast. To był jej stary aparat, ten, na którym znajdowało się nagranie obciążające ich oboje.
— Zdobyłeś go? — zapytała, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
— Tak. Zabrałem go, kiedy Sila poszła oddać krew.
— A jeśli Hulya opowie całą historię?
Levent wzruszył ramionami.
— Zaprzeczymy. Bez dowodów jej słowa nic nie znaczą.
W korytarzu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Bahar i Levent spojrzeli w tamtą stronę. Czas uciekał, a prawda — choć chwilowo uciszona — wciąż czaiła się tuż za rogiem.
***
Cihan wysiadł z samochodu i spojrzał na fasadę domu Feraye — elegancką, nowoczesną, z dużymi oknami, przez które wpadało miękkie światło poranka. W jego oczach widać było zmęczenie, ale też coś więcej: triumf. Zeynep wybiegła mu naprzeciw, a ich spotkanie w przedpokoju było ciche, intymne. Przytuliła go mocno, jakby chciała się upewnić, że naprawdę wrócił. On objął ją jedną ręką — drugą wciąż miał w temblaku — i przez chwilę nie mówili nic.
Wspólnie weszli do salonu, gdzie przy czarnej skórzanej sofie stali Ege i Melis.
— Jak to możliwe, że cię wypuścili? — zapytał Ege, jego głos był napięty, a brwi ściągnięte.
— Wypuścili mnie, bo jestem niewinny. Mówiłem ci to — odparł Cihan, unosząc głowę z dumą.
— Jaki niewinny? Ktoś został zamordowany z twojej broni!
— Tak, facet o imieniu Emrah. Wieczorem schowałem broń do sejfu. Ktoś zabrał ją stamtąd i użył do zbrodni.
— I to ma być wyjaśnienie?
— Owszem. W tym czasie byłem na Cyprze. Przedstawiłem policji wszystkie dowody. Zobaczyli, że jestem niewinny i mnie wypuścili. Chciałeś, żebym został tam do końca życia, prawda?
Ege zacisnął szczękę.
— Chciałem tylko, żeby winowajca nie pozostał na wolności. Wcześniej czy później wszyscy zobaczą twoją prawdziwą twarz.
— Tak jak Zeynep zobaczyła twoją? — ripostował Cihan. Jego głos był chłodny i pełen pogardy.
Melis spojrzała z niepokojem na męża.
— Ege, o jakiej prawdziwej twarzy on mówi?
Ege milczał. Jego wzrok był utkwiony w Cihanie, ale nie odpowiedział.
Zeynep wyczuła napięcie.
— Cihan, jedźmy już — powiedziała cicho.
— Tak, jedźmy — potwierdził, nie odrywając wzroku od Egego. — Jasne jest, że gdy tylko spadła mu maska, chce się na mnie zemścić.
Wyszli. Drzwi zamknęły się za nimi z głuchym dźwiękiem. Ege usiadł na sofie, wziął do ręki obrączkę i zaczął nią obracać między palcami. Melis patrzyła na niego uważnie, próbując odczytać, co kryje się za jego milczeniem.
***
W swojej sypialni Ege krążył od ściany do ściany. Pokój był elegancki, z dużym lustrem odbijającym jego sylwetkę, łóżkiem z czarnym materacem i nocną lampką, która rzucała ciepłe światło na jego twarz.
— Niech to szlag! — wybuchł, masując kark. — Wiem, że coś ukrywasz, Cihan. Zawsze spadasz na cztery łapy, ale w końcu odkryję twoją prawdziwą twarz.
Telefon zawibrował. Ege sięgnął po niego i odblokował ekran. Przyszła wiadomość. Zdjęcie zrobione z ukrycia: Cihan i Zeynep stoją na chodniku, wtuleni w siebie, jak para zakochanych. Pod spodem krótki tekst:
„Muszę omówić z tobą coś ważnego. Cihan jest kłamcą.”
Ege wpatrywał się w ekran, a jego palce zacisnęły się na obudowie telefonu. W jego oczach pojawił się cień — nie tylko gniewu, ale czegoś głębszego. Zdrady. I potrzeby rewanżu.
***
Korytarz szpitalny tonął w ciszy, która nie była spokojem, lecz napięciem. Jasne światło odbijało się od białych płytek, a pomarańczowe akcenty na ścianach zdawały się pulsować w rytmie niepokoju. Na krzesłach leżały porzucone płaszcze, torebki, dokumenty — jakby ich właściciele zapomnieli o wszystkim poza tym, co działo się za drzwiami sali operacyjnej.
Wśród zgromadzonych panowała cisza, przerywana jedynie szeptami i nerwowym stukaniem palców o kolano. Kuzey stał oparty o ścianę, jego twarz była napięta, a dłonie zaciśnięte w pięści. Obok niego Feraye, Naciye, Belkis, Ege i inni — wszyscy zebrani w oczekiwaniu, które zdawało się nie mieć końca.
Wreszcie drzwi sali operacyjnej rozsunęły się z sykiem. W progu stanął lekarz w zielonym fartuchu i czepku. Jego twarz była zmęczona, ale spokojna. W jednej chwili wszyscy ruszyli w jego stronę, jakby sam jego widok był odpowiedzią.
— Doktorze, co z moją córką? — zapytała Naciye. Jej głos był drżący, pełen matczynej desperacji.
Lekarz spojrzał na nią z empatią.
— Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Teraz czekamy, aż się obudzi.
Kuzey zrobił krok do przodu.
— Co to znaczy, doktorze? — zapytał. Jego głos był napięty, jakby bał się usłyszeć odpowiedź.
— Zaszły pewne komplikacje w mózgu… Na razie nic nie mogę powiedzieć. Musimy czekać, aż odzyska przytomność.
Feraye zacisnęła dłonie, jej oczy zaszkliły się od łez.
— Ale obudzi się, prawda?
Lekarz zawahał się.
— Mam taką nadzieję, ale proszę być przygotowanym na wszystko.
Zapadła cisza. Kuzey spojrzał na drzwi, potem znów na lekarza.
— Panie doktorze, czy mogę zobaczyć moją siostrę? — zapytał błagalnie. — Tylko na chwilę, proszę.
Lekarz westchnął, jakby ważył decyzję.
— Ale naprawdę niech to będzie chwila. Dla jej dobra.
Kuzey skinął głową. W jego oczach pojawiła się mieszanka wdzięczności i lęku. Gdy ruszył w stronę sali, wszyscy patrzyli za nim w milczeniu — jakby to, co zobaczy za tymi drzwiami, miało zadecydować nie tylko o losie Hulyi, ale o nich wszystkich.
***
Poranek w domu był cichy, niemal nieruchomy. Promienie słońca wpadały przez zasłonięte okno, rysując na ścianach miękkie kontury światła. W sypialni panował półmrok, rozświetlany jedynie ciepłym blaskiem lampki nocnej stojącej na komodzie obok czerwonej, aksamitnej ławki. Hulya leżała na łóżku, pogrążona w głębokim śnie. Jej twarz była spokojna, niemal nieruchoma, a wzorzysta kołdra w odcieniach czerwieni i bieli otulała ją jak kokon.
Tuż obok, w drewnianym fotelu z rzeźbionym oparciem, siedziała Sila. Jej głowa opadła na ramię, a dłonie zsunęły się bezwładnie na kolana. Żółty koc, który miała na sobie, zsunął się częściowo, odsłaniając zmęczoną sylwetkę. Czuwała przy Hulyi całą noc, nie pozwalając sobie na sen, aż w końcu zmęczenie wygrało.
Do pokoju wszedł Kuzey. Jego krok był cichy, ale ciężki. Zatrzymał się w progu, przez chwilę tylko patrzył — na siostrę, na Silę, na ciszę, która wypełniała pokój. Westchnął głęboko, podszedł do fotela i delikatnie okrył Silę kocem. Dziewczyna poruszyła się, otworzyła oczy.
— Zasnęłaś. Byłaś z nią całą noc? — zapytał cicho.
Sila przeciągnęła się lekko, przecierając oczy.
— Ciocia Naciye nie czuła się najlepiej. Zrobiło mi się jej żal i zostałam.
Kuzey skinął głową. Jego spojrzenie znów powędrowało ku Hulyi.
— Dziękuję — powiedział. — Kiedy Hulya wczoraj na chwilę otworzyła oczy, myślałem, że się obudziła. Myślałem, że wszystko wróci do normy. Ale… nie może ani chodzić, ani mówić. Sila… Powiedziała nam, żebyśmy nigdy więcej się nie rozstali. Ty też to słyszałaś. Czy to było jej ostatnie życzenie? Czy tak pożegnała się z nami?
Sila wyprostowała się, a jej twarz nabrała stanowczości.
— Nie, Kuzeyu — odpowiedziała z mocą. — Lekarz powiedział, że jest nadzieja. Niewielka, ale jest. Hulya wyzdrowieje, wierzę w to. Nie mów tak więcej przy niej. Ona nas słyszy, jestem tego pewna. Mimo że nie może mówić, słyszy nas.
Sila uklękła przy łóżku. Jej dłoń odnalazła dłoń Hulyi, chłodną, nieruchomą, ale wciąż żywą. Ujęła ją delikatnie, jakby bała się, że dotyk może ją zranić.
— Nie poddamy się — powiedziała cicho, ale z przekonaniem. — Wszystko będzie dobrze. Jesteśmy tu dla ciebie.
W pokoju znów zapanowała cisza — ale tym razem była to cisza pełna obecności. Nadzieja, choć krucha, rozgościła się między nimi jak ciepło w zimowy poranek.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 232. Bölüm i Aşk ve Umut 233. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.












