„Miłość i nadzieja” – odcinek 319 – szczegółowe streszczenie
Levent odwołuje imprezę kawalerską, tłumacząc, że jego wujek mieszkający w Sile poważnie się rozchorował i musi natychmiast pojechać, by się nim zająć.
— W takim razie impreza nie ma znaczenia — mówi spokojnie Kuzey, starając się, by nawet cień podejrzenia nie zabrzmiał w jego głosie. — Ale może Sila powinna z tobą pojechać? Dwoje zawsze łatwiej sobie poradzi niż jeden.
Sila unosi wzrok, zaskoczona propozycją, lecz po chwili przytakuje lekko głową.
— Nie, nie trzeba — odpowiada Levent z pośpiechem. — Poradzę sobie. Sila powinna zostać tutaj i dopilnować przygotowań do ślubu. Jutro przyjadę i razem staniemy przed urzędnikiem. — Zerka na zegarek. — Dobrze, muszę już iść.
Podnosi się, poprawia mankiety koszuli i zatrzymuje przy Sili. Przez krótką chwilę zawiesza na niej spojrzenie, jakby chciał coś powiedzieć. Nachyla się, by ją pocałować, lecz dziewczyna cofa się gwałtownie o krok.
— Lepiej nie — mówi z wymuszonym uśmiechem. — Chyba coś mnie bierze. Nie chcę cię zarazić.
Między nimi zapada niezręczna cisza. Wtedy wstaje Kuzey.
— W takim razie ja się z tobą pożegnam, szwagrze — mówi, podchodząc bliżej. — Chodź, uściskajmy się jak prawdziwi przyjaciele.
Zanim Levent zdąży zareagować, Kuzey obejmuje go mocno i przytrzymuje dłużej, niż wypada.
— Jeśli będziesz miał jakikolwiek problem, pamiętaj — mój telefon jest zawsze do twojej dyspozycji — dodaje z lekkim, niepokojąco serdecznym uśmiechem.
Levent odwzajemnia uścisk, nieświadomy, że w tej samej chwili Kuzey zręcznie wyciąga mu z kieszeni telefon i chowa go do swojej marynarki.
— Pozwól, że cię odprowadzę — mówi Sila, próbując zachować spokój.
Rusza za narzeczonym w stronę drzwi, podczas gdy Kuzey zostaje w salonie. Na jego twarzy pojawia się cień triumfu, a w dłoni zaciska zdobyty właśnie telefon.
***
Samochód Leventa powoli znika za bramą, a kurz unoszący się spod kół jeszcze przez chwilę tańczy w powietrzu. Sila patrzy za nim z niepokojem, trzymając splecione dłonie przed sobą.
— I co teraz? — pyta, odwracając się do Kuzeya. — On pojechał prosto do Acelyi.
— I o to właśnie chodzi — odpowiada spokojnie mężczyzna, z nutą satysfakcji w głosie. — Teraz wreszcie dowiemy się, co oni razem knują.
— Łatwo powiedzieć, ale jak? — Sila marszczy brwi. — Nie wiemy, dokąd pojechał.
Kuzey uśmiecha się pod nosem. W jego spojrzeniu błyska pewność siebie.
— Myślisz, że dałem temu doktorkowi drogi zegarek tylko z uprzejmości? — mówi z nutą ironii. — W każdej chwili mogę sprawdzić jego lokalizację na moim telefonie.
Sięga do kieszeni płaszcza i wyciąga telefon Leventa. Z triumfalnym uśmiechem podaje go Sili.
— Proszę bardzo. Weź to.
— To… to jego telefon — mówi zaskoczona dziewczyna. — Jak go zdobyłeś?
Kuzey wzrusza ramionami i odpowiada z udawaną niewinnością:
— Nie bez powodu tak serdecznie uściskałem tego bezwartościowego doktorka.
Sila parska śmiechem, nie mogąc się powstrzymać.
— Naprawdę czasem mnie zaskakujesz.
— I bardzo dobrze — odparowuje Kuzey z uśmiechem. — Wiesz, jestem prawnikiem. Mam zasady, klasę, cywilizację i cały ten kodeks moralny. Ale kiedy mam do czynienia z szakalami, muszę mówić ich językiem.
Podchodzi bliżej. Jego głos staje się cichszy, bardziej intymny.
— Jestem dobry w wielu dziedzinach, Sila. Ty o tym wiesz najlepiej.
Dziewczyna unosi wzrok, w którym błyszczy mieszanka rozbawienia i napięcia.
— Więc co teraz?
— Teraz — mówi powoli Kuzey — sprawdzimy, co robią Levent i Acelya. Zdobądź hasło do telefonu i obejrzyj nagranie.
— Kuzey… — szepcze, patrząc na niego z niepewnością. — Co, jeśli to wszystko naprawdę się uda?
On uśmiecha się lekko, a jego spojrzenie łagodnieje.
— Wtedy będziemy wolni — mówi cicho, jakby wypowiadał obietnicę. — Ty i ja.
Ich spojrzenia spotykają się. W powietrzu czuć napięcie, jakby cały świat właśnie zatrzymał się między jednym oddechem a drugim.
***
Cihan wychodzi z domu Gonul, poprawiając kołnierz marynarki. Słońce przesącza się przez liście drzew, rzucając plamy światła na biały mur i piaszczystą alejkę. Na podwórku, tuż przy bramie, stoi Ege — wyprostowany, z rękami w kieszeniach, jakby czekał tu od dłuższego czasu. Ich spojrzenia spotykają się natychmiast, a napięcie między nimi jest niemal namacalne.
— Czego panicz tu szuka? — rzuca Cihan z przekąsem, zatrzymując się kilka kroków od niego.
— Czy Zeynep jest w środku? — pyta Ege, z wyraźnym napięciem w głosie. — Przyszedłem z nią porozmawiać.
— O czym chcesz z nią rozmawiać?
— To nie twoja sprawa.
Cihan uśmiecha się krzywo, wyciągając z kieszeni męską bransoletkę. Metal błyska w słońcu.
— Czy tego pan szuka, detektywie?
Ege milczy przez chwilę, jego twarz pozostaje nieruchoma.
— Byłem tu wczoraj. Przyjechał wujek Bulent, a ja… chciałem wiedzieć, co się dzieje.
— Minęło wiele lat, odkąd wynaleziono telefon — odpowiada Cihan, zbliżając się. — Ale ty wolisz podglądać. Patrzyłeś na nas, kiedy jedliśmy hamburgery. Słuchaj. — Jego głos staje się twardszy. — Zeynep postanowiła dać nam szansę. Długo milczała, ale w końcu zrozumiała, jak bardzo ją kocham. Wie, że nigdy jej nie zostawię. Wie, że ją ochronię. Gdybym był tobą… dałbym sobie spokój.
— A co się stanie, jeśli nie odpuszczę?
— To — mówi Cihan krótko, po czym z zaskakującą siłą uderza głową w twarz Egego. Ten cofa się, zataczając, ale szybko odzyskuje równowagę i odpowiada serią ciosów pięściami. Walka staje się gwałtowna, brutalna, aż w końcu obaj chwytają się nawzajem — Cihan za poły płaszcza, Ege za kołnierz koszuli.
— Masz żonę i dziecko! Idź i zajmij się nimi! — warczy Cihan.
— Ty będziesz mi mówić, co mam robić?
— Kup łóżeczko, ubranka, pieluchy… Tobie też się mogą przydać. — Uśmiecha się złośliwie.
Z pewnością pięści poszłyby w ruch ponownie, gdyby nie nagłe pojawienie się Melis. Dziewczyna wbiega na podwórko, staje między nimi i krzyczy:
— Ege, co ty robisz?! Przestańcie!
— Skóra twojego męża swędziała, to go podrapałem — mówi Cihan, z szyderczym uśmiechem.
— Co ty wygadujesz?! — piekli się Ege, gotów do dalszej walki.
— Nie chcesz, żebym spuścił ci łomot przy twojej żonie.
Nagle Melis chwyta się za brzuch, a jej twarz wykrzywia się w bólu. Mężczyźni zamierają. Cihan natychmiast biegnie po wodę, wraca i podaje jej szklankę.
— Dziękuję — mówi Melis, gdy już wszystko dobrze. Jej gest był teatralny, ale skuteczny. — Gdzie jest twoja dziewczyna?
— Nie jesteśmy jeszcze parą — odpowiada Cihan.
— Ale niebawem będziecie, prawda?
— Będziemy, jeśli twój mąż nam pozwoli. Ale pojawia się wszędzie. Przez niego nie mogliśmy nawet zjeść kolacji w spokoju.
— Co? Ege przeszkodził wam w kolacji?
— Może nie przeszkodził, ale… obserwował nas. — Wyciąga bransoletkę. — Zgubił ją.
— To bransoletka, którą kupiłam dla Egego — mówi Melis, rozpoznając ją natychmiast.
— Wczoraj martwiłem się o Zeynep, dlatego przyjechałem — tłumaczy Ege.
— Dlaczego się nią interesujesz? — pyta Cihan. — Masz żonę. Skup się na niej, siłaczu.
— To ty nie wtykaj nosa we wszystko. Są rzeczy, o których nie wiesz. Wujek Bulent wrócił wczoraj.
— Są też rzeczy, o których ty wiesz, a które ukrywasz — ripostuje Cihan. — Przez ciebie wylądowałem w szpitalu. Mam bliznę po postrzeleniu przez Taylana.
— Jeżeli będziesz mówił dalej, sprawię ci więcej bólu! — ostrzega Ege.
— No dalej, spraw! — rzuca Cihan prowokacyjnie.
Melis chwyta męża za ramię i wyprowadza go z podwórka, zanim gniew znów przejmie nad nim kontrolę. Cihan zostaje sam, patrząc za nimi z mieszaniną ulgi i niepokoju.
***
Levent zatrzymał samochód na pustej drodze biegnącej wzdłuż parku. Słońce chyliło się ku zachodowi, rzucając długie cienie między sosnami. W kabinie panowała cisza, ale za rzędem tylnych siedzeń, w półmroku, czaił się Kuzey — nieruchomy, z napiętymi mięśniami, wsłuchany w każdy dźwięk.
Do pojazdu zbliżyła się Acelya. Jej krok był lekki, niemal taneczny, a uśmiech rozkwitł na twarzy, gdy otworzyła drzwi i zajęła miejsce obok Leventa. Bezceremonialnie położyła dłoń na jego ramieniu i przytuliła się.
— Jedziemy do Rivy, kochanie? — zapytała z figlarnym błyskiem w oku. — Jest tam cudowny hotel, tuż nad brzegiem morza. Cisza, spokój, tylko my…
— Nie jestem twoim kochaniem — odparł chłodno Levent, nie patrząc na nią.
— Dobrze, zatem pozwól, że będę cię nazywać doktorem Leventem. W końcu byłeś moim lekarzem.
— Pokaż mi naszą umowę.
— Umowę?
— Porozumienie, które podpisałem. Chcę je zobaczyć.
Acelya sięgnęła do torebki, przeszukała ją nerwowo, a potem spojrzała na niego z zaskoczeniem.
— Nie mam jej…
— W takim razie nigdzie nie jedziemy.
— Co ty mówisz, Levencie?! — Jej głos zadrżał. — Obiecałeś mi! Wycofałam skargę na Silę, bo tego chciałeś!
— A ja podpisałem dokument, że spędzę z tobą noc. I oto jestem. Ale bez tej umowy możesz ją wykorzystać przeciwko mnie. Oddaj mi ją.
— Mówiłam ci, że jej nie mam!
— Skoro nie masz, to nici ze wspólnej nocy. Wysiadaj.
Acelya nie ruszyła się z miejsca. Jej spojrzenie stało się twarde, wyzywające.
— Skąd wiesz, że nie powiem wszystkiego Kuzeyowi i Sili?
— Co ty bredzisz, Acelya? Co niby im powiesz?
— Myślę, że doskonale wiesz, co.
W jednej chwili Levent stracił panowanie. Jego ręka wystrzeliła i zacisnęła się na jej szyi. Acelya zaczęła się dusić, próbując odsunąć jego palce.
— Zrobiłem wszystko, czego chciałaś! Dałem ci pieniądze! Nie nadużywaj szczęścia, bo wsadzę cię z powrotem do tej dziury!
Acelya z trudem strąciła jego ręce, łapiąc oddech.
— Teraz to już niemożliwe! — wykrztusiła. — Nie jestem już tamtą Acelyą. Zamknąłeś mnie w psychiatryku, choć nie byłam chora. Nie miałam żadnych zaburzeń!
— Gdybym cię tam nie umieścił, kompletnie byś oszalała!
— Zmanipulowałeś mnie, żeby ukraść pieniądze mojego ojca. Sprzeciwiłam się rodzinie, dałam ci miliony!
— Zamknij się! Spłaciłem swój dług!
— Gdybym nie pojawiła się przed Kuzeyem i nie zagroziła ci, nie oddałbyś pieniędzy, które byłeś winien.
— Dość, Acelyo! Czego chcesz? Umrzeć?
— Tak, doktorze. Powiedz to. Czy zabijesz mnie jak swoją byłą żonę, jeśli zacznę mówić? Kto będzie następny? Sila?
Levent zamarł. Jego twarz pobladła.
— Wyrzucono cię ze szpitala – ciągnęła Acelya. – Jak to możliwe, że nadal pracujesz? Poczekaj, powiem ci… Zmieniłeś nazwisko. Nadałeś sobie nazwisko Dereli. Nie masz prawa być lekarzem. Jesteś oszustem!
— Popełniłem błędy, ale to już przeszłość. Z Silą jest inaczej…
— Jesteś w niej zakochany, tak? Mnie też wmawiałeś te same kłamstwa!
— Nie mam nic do zyskania dzięki Sili. Po prostu ją kocham!
— A co jeśli ona cię nie kocha? Co jeśli kocha Kuzeya?
— Zamknij się!
— Widziałeś, jak na siebie patrzą. Jeśli cię odrzuci, co zrobisz? Ją też zabijesz?
— Powiedziałem ci, żebyś się zamknęła!
— Nie zadzieraj ze mną, Levencie. Wiem więcej, niż myślisz. Wiem o twojej współpracy z Bahar. Nie zmuszaj mnie do mówienia, bo źle się to dla ciebie skończy.
Levent milczał przez chwilę, po czym westchnął.
— Dobrze. Uspokój się. Oboje jesteśmy zdenerwowani. Wysiądźmy, zaczerpnijmy świeżego powietrza.
Acelya wysiadła bez słowa. Levent sięgnął do schowka, wyjął pistolet i ukrył go za plecami, po czym również wysiadł.
Z tyłu, w cieniu foteli, Kuzey podniósł głowę. Jego twarz była blada, a oczy szeroko otwarte.
— To bydlę chce zabić dziewczynę… — wyszeptał, przerażony.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 243. Bölüm i Aşk ve Umut 244. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

















