„Miłość i nadzieja” – odcinek 353 – szczegółowe streszczenie
Zeynep wchodzi do pokoju zdecydowanym krokiem. Zatrzymuje się, widząc Melis i Gokhana stojących zbyt blisko siebie, ze splecionymi dłońmi.
— Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tu się dzieje? — pyta ostro.
Gokhan szybko puszcza dłonie Melis.
— Melis pomogła mi się podnieść z łóżka. To wszystko.
Zeynep zerka na niego podejrzliwie.
— Wszystko w porządku? Nic ci nie jest?
— Dziękuję, czuję się lepiej. — Gokhan dotyka tyłu głowy. — Ale masz naprawdę ciężką rękę.
— Przepraszam. — Zeynep podaje mu woreczek lodu. — Gdy zobaczyłam, jak ciągniesz Melis za rękę, spanikowałam.
Gokhan kiwa głową.
— Po drodze spotkałem Cihana. Pokazał mi drogę i ostrzegł, że to niebezpieczna okolica. — Zerkając na lód, dodaje z przekąsem: — Miał rację. Zanim tu dotarłem, zostałem znokautowany.
Telefon Zeynep zaczyna dzwonić. Dziewczyna mruczy coś pod nosem i wychodzi na korytarz.
Melis od razu nachyla się do Gokhana.
— Ona w to nie uwierzyła.
— Nie obchodzi mnie to. — Gokhan patrzy jej prosto w oczy. — Przemyślałaś moją propozycję?
— Nie mogę rozwieść się z Egem! — Melis zrywa się na równe nogi. — Wybij to sobie z głowy! Walczyłam o niego latami.
— Po co? — Gokhan wstaje powoli. — On cię nie kocha. Nie widzisz? Piecze ciasteczka z twoją siostrą i nawet nie zauważa, że cierpisz.
— Dlaczego mnie śledzisz? — głos Melis drży. — Czy… nadal mnie kochasz?
W tym momencie Zeynep wraca i staje w drzwiach jak wryta.
— Jakie „kochanie”? O czym wy tu mówicie?
— Nie wiem, co usłyszałaś… — Melis szuka wymówki.
— Usłyszałam bardzo wyraźnie: „Czy nadal mnie kochasz?” — Zeynep patrzy raz na Melis, raz na Gokhana. — Chwileczkę… wy jesteście… BYŁYMI KOCHANKAMI?!
Cisza. Ciężka jak kamień.
Gokhan wzdycha pierwszy.
— Chodziliśmy razem przez jakiś czas. W liceum.
Melis przewraca oczami, zrezygnowana. Zeynep otwiera usta ze zdumienia.
— Nie wierzę. Czy Ege o tym wie?
— To było krótkie — mówi Gokhan.
— Jedenaście dni — uściśla Melis chłodno.
— Skoro pamiętasz aż tak dokładnie, to znaczy, że zostałaś porzucona. — Zeynep parska śmiechem.
Gokhan podnosi ręce w obronnym geście.
— Nie chciałem akceptować jej obsesji na punkcie Egego. Dlatego odszedłem.
— Co ty wygadujesz?! — Melis aż się krztusi. — To nie tak było!
— Jak nie? — odpowiada spokojnie Gokhan. — Ciągle powtarzałaś jego imię. Ege, Ege, Ege…
Zeynep prycha pogardliwie.
— Brawo, Melis. Mnie całe życie mówiłaś, żebym trzymała się z dala od Egego, a sama ukrywałaś przed nim swojego byłego.
Gokhan bierze głębszy oddech. Jego twarz poważnieje.
— To ja kazałem jej to ukryć. — Patrzy na Zeynep. — I myślę, że nadszedł czas, by powiedzieć prawdę.
Melis nagle blednie.
— Gokhan… nie waż się… — szepcze z trudem.
Zeynep patrzy czujnie, jak drapieżnik gotowy do skoku.
— Gokhan, o czym ty mówisz? — dopytuje.
Gokhan nie spuszcza z niej wzroku.
— O tym, że dziecko, które nosi Melis… jest moje.
Zeynep prostuje się jak struna. Oczy otwierają jej się szerzej z niedowierzania. Melis obejmuje drżącymi dłońmi brzuch. W pokoju zapada cisza, która zwiastuje burzę.
***
Zeynep zaczęła krążyć po pokoju tam i z powrotem, jakby próbowała uciec od własnych myśli. Raz łapała się za głowę, raz splatała dłonie na piersi.
— Nie… nie mogę w to uwierzyć… — powtarzała, coraz bardziej roztrzęsiona. — To wszystko jest… absurdalne.
Gokhan westchnął, po czym rozłożył ręce, jakby chciał złagodzić sytuację.
— Zeynep, spokojnie. To nie tak, jak myślisz. — Spojrzał na Melis, a potem z powrotem na Zeynep. — Poprosiłem tylko Melis, żeby tak powiedziała.
Zeynep zatrzymała się w pół kroku.
— Że… jest z tobą w ciąży?! — jej głos podskoczył o oktawę.
— Tak. — Gokhan usiadł na brzegu wersalki. — Chcę się kogoś pozbyć. Rodzice próbują mnie zeswatać z dziewczyną, której nawet nie znoszę. Ona mnie nęka, a oni ją popierają. Gdybyś ją zobaczyła… sama byś uciekła!
— Przestań dramatyzować. — Melis prychnęła, ale nie dało się ukryć, że ulżyło jej, że Gokhan natychmiast zmienił historię. — Oczywiście się na to nie zgodziłam.
Gokhan kiwnął głową, jakby składał samokrytykę.
— To był błąd z mojej strony. Postąpiłem głupio — przyznał i wziął głęboki oddech. — Ale znajdę inny sposób, żeby się jej pozbyć.
***
Melis wróciła do domu późnym popołudniem. Ledwie przekroczyła bramę posesji, usłyszała cichy, znajomy gwizd. Odwróciła się gwałtownie.
Gokhan stał oparty o bramę, jakby czekał tam od dłuższego czasu.
— Przez ciebie prawie nas przyłapali! — syknęła, zbliżając się do niego.
Gokhan uśmiechnął się półgębkiem.
— Może i tak, ale nie zaprzeczysz, że było w tym coś ekscytującego. — Nachylił się lekko. — Pamiętasz te jedenaście dni?
— Wróć do siebie i wspominaj je w samotności, dobrze? — Melis odwróciła wzrok. — Ja mam dość na dziś. Jestem wykończona.
— Rozwiedziesz się z Egem, prawda?
— Nigdy! — wybuchła. — Zapomnij!
Gokhan westchnął teatralnie.
— Melis… mam przyrodniego brata. Tego, którego mój ojciec miał ze związku z inną kobietą.
— Wiem. Turana. I co z nim?
— Mój dziadek powiedział, że zapisze cały majątek temu, kto pierwszy się ożeni i będzie miał dziecko.
Melis uniosła brwi.
— Aha. I dlatego nagle tak bardzo chcesz, żebym rozwiodła się z Egem. — Skrzyżowała ramiona. — Bo inaczej wcale nie zależałoby ci na dziecku, prawda?
— Zgadza się. Ale tak naprawdę nie zależy mi na tym majątku. — odparł.
— Rozumiem. Zależy ci, żeby twój przyrodni braciszek go nie dostał. — Melis uśmiechnęła się chłodno. — Doskonale cię rozumiem. Ja czuję to samo wobec Zeynep.
Gokhan przysunął się o krok.
— Melis, tu w grę wchodzą miliony. Więcej, niż możesz sobie wyobrazić. — Jego głos złagodniał. — Po prostu rozwiedź się z Egem, a ja dam tobie i naszemu dziecku życie, o jakim nawet nie marzyłaś. Zabezpieczę was.
Melis zamilkła. Jej spojrzenie stwardniało.
Widać było, jak szybko pracuje jej umysł — jakby liczyła, ważyła, kalkulowała
***
Bahar i Cavidan stoją ukryte za gęstymi krzakami na skraju lasu. Powietrze pachnie wilgocią i sosnami. Z oddali widać Kuzeya i Silę — wysiedli z samochodu i teraz, wpatrzeni w siebie, śmieją się cicho, trzymając się za ręce. Sila opiera głowę o jego ramię, a Kuzey muska jej włosy, jakby cała reszta świata nie istniała.
Serce Bahar rozpada się na kawałki.
— Oni… razem… — wydobywa z siebie drżącym głosem. Jej oddech przyspiesza, a dłonie zaciskają się w pięści. — Zabiję ją. Przysięgam. Rozszarpię Silę na strzępy!
Chce rzucić się w ich stronę, ale Cavidan łapie ją za ramię z siłą, która zatrzymałaby nawet najbardziej zdeterminowaną osobę.
— Stój! Ani kroku dalej! — syczy wściekle. — Nie rób głupstw!
— Oszukali mnie! — krzyczy szeptem Bahar, szamocząc się. — ON mnie oszukał! Sila mnie oszukała! Zniszczę ich oboje! Każdego z osobna!
Cavidan przyciąga ją mocniej.
— Jeśli naprawdę chcesz ich zniszczyć, opanuj się.
Jej głos jest chłodny, zimny i przerażająco opanowany.
— Raptowność tylko ci zaszkodzi. Musisz myśleć. Uderzyć tam, gdzie najmniej się spodziewają.
Bahar zaciska zęby, a jej oczy błyszczą jak u rannego zwierzęcia.
***
Kilka godzin później Bahar siedzi w gabinecie naprzeciwko Kuzeya. Biuro pachnie kawą i świeżo drukowanymi dokumentami. Na biurku walają się stosy akt, a między nimi — umowa rozwodowa.
Kuzey wygląda na zmęczonego, ale trzyma dystans. Siedzi prosto, splatając dłonie na biurku.
— Wiesz coś o Sili? — pyta Bahar, udając obojętność, choć jej głos lekko drży.
— Nie — odpowiada bez zawahania.
— Pojechała na wieś, prawda? Martwię się o nią… — Bahar spuszcza wzrok. — Dzwoniłam, ale nie odbiera.
Kuzey marszczy brwi.
— Nie wiem i nie obchodzi mnie to, dokąd pojechała. — Jego ton jest twardy jak stal.
Bahar unosi głowę.
— Kuzey… wasz związek naprawdę się skończył?
Chwila ciszy. Mężczyzna patrzy jej prosto w oczy.
— Bahar, temat Sili jest dla mnie zamknięty. Na zawsze.
— Ale kochałeś ją… — wyszeptała.
— To przeszłość. — Odcina jej słowa jednym ruchem dłoni. — Zamknijmy ten temat. Raz na zawsze.
Sięga po umowę rozwodową i przesuwa ją w jej stronę. Długopis ląduje obok.
Bahar patrzy na dokument. Przez sekundę jej dłoń zawisa w powietrzu, ale szybko chwyta długopis. Składa podpis, mechanicznie, bez tchu. Zupełnie jakby odcinała ostatnią część siebie.
Podaje dokument Kuzeyowi.
Ten skinieniem głowy kończy ten rozdział — nieświadomy, że Bahar już przygotowuje kolejny.
***
Kuzey wszedł do domu Feraye, jakby niósł na barkach cały świat. Usiadł ciężko na kanapie w salonie, oparł łokcie na kolanach i nerwowo pocierał dłonie. W ciszy domu jego niepokój aż drżał w powietrzu.
Sila podeszła powoli, ostrożnie, jak ktoś, kto boi się usłyszeć prawdę, ale musi ją poznać. Usiadła obok niego, delikatnie dotykając jego ramienia.
— Nie udało się, prawda? — zapytała cicho, obserwując jego twarz. — Czego chciała? Zażądała pieniędzy? — Uśmiechnęła się blado. — Dobrze, że się nie zgodziłeś. — Jej dłoń przesunęła się uspokajająco po jego plecach. — Nawet gdybym miała czekać tysiąc lat… poczekam na ciebie.
Kuzey spojrzał na nią powoli, jakby nie dowierzał jej słowom.
— Naprawdę zamierzasz na mnie czekać? — Jego głos był miękki, ale pełen bólu. — Lata miną, siwizna pokryje mi włosy, a ty… wciąż będziesz czekać?
Sila dotknęła jego policzka, uśmiechając się delikatnie.
— To nie ma znaczenia. Siwe włosy bardzo by ci pasowały.
Kuzey parsknął cichym śmiechem, choć w jego oczach wciąż czaiło się napięcie.
— A jak zacznie mnie łupać w krzyżu? Będę chodził o lasce… — Uniósł brwi. — Gdybym dostał rozwód dopiero jako osiemdziesięciolatek i powiedział ci, że możemy się pobrać… Czekałabyś do tego czasu?
— Tak. — Sila skinęła głową z uśmiechem pełnym czułości. — Czekałabym.
— Ale co nam wtedy zostanie z życia? — zapytał drżącym głosem.
Sila położyła dłoń na jego sercu.
— Choćby jeden dzień z tobą jako mężem jest wart wszystkiego. Będę czekać tak długo, jak będzie trzeba.
Kuzey przygryzł wargę, wzruszony.
— Sila… bardzo cię kocham.
— A ja ciebie. Teraz i zawsze.
Po tych słowach Kuzey wstał nagle, jakby coś w nim eksplodowało. Przeszedł się po salonie, przeczesując palcami włosy. W jego ruchach było coś nerwowego, ale też… lekkiego.
W końcu zatrzymał się, włożył rękę do kieszeni płaszcza i odwrócił się do niej z błyskiem w oczach.
— Ale ja nie mogę już dłużej czekać. — Wyciągnął dokument i rozłożył go z szerokim, triumfalnym uśmiechem. — Podpisała. Bahar podpisała umowę rozwodową! — Spojrzał na ukochaną. — Sila… jesteśmy wolni!
— Co? Naprawdę?! — Sila zerwała się z kanapy jak sprężyna.
Rzuciła się mu w ramiona z takim impetem, że niemal przewróciła go na podłogę. Kuzey chwycił ją w talii, uniósł i obrócił kilka razy, a jej śmiech rozlał się po całym salonie.
Na tę krótką chwilę świat stanął w miejscu, jakby zatrzymał oddech razem z nimi.
***
Akcja przenosi się do domu Sukru, do którego Bahar i Cavidan wprowadziły się kilka dni temu.
Twarz Cavidan jest czerwona, a oczy szeroko otwarte. Wygląda, jakby ktoś wyciął jej kawałek serca.
— Co ty zrobiłaś?! — krzyczy, choć jej głos jest bardziej drżący niż gniewny. — Jak mogłaś to podpisać?! Dlaczego, Bahar? Dlaczego im to ułatwiłaś? Chcesz, żeby chodzili sobie szczęśliwi, spokojni, jakby nic się nie stało?!
Bahar siedzi na kanapie, zupełnie spokojna. Zbyt spokojna.
— Mamo, możesz się uspokoić? — mówi chłodno. — Nie podpisałam. Ten podpis jest fałszywy.
Cavidan zamiera w pół ruchu.
— Co? — Jej głos słabnie. — Ale… dlaczego? Po co to zrobiłaś?
Bahar podnosi wzrok. W jej oczach pojawiają się ciemność, determinacja i czysta żądza zemsty.
— Zobaczysz wkrótce, mamo.
Wstaje powoli, jakby ta chwila miała zostać zapamiętana.
— Niech cieszą się tymi godzinami. Bo to będą ostatnie piękne chwile ich życia.
Cavidan przełyka ślinę, cofając się o krok.
Bahar uśmiecha się zimno.
— Zamierzam zabrać Sili i Kuzeyowi wszystko. Każde marzenie. Każdy oddech. Każdy spokój. — Jej głos staje się jedwabisty i przerażająco pewny. — Zniszczę ich. Powoli. Do końca.
Jej oczy płoną, jakby w środku mieszkał ogień, który dopiero zaczyna niszczyć świat.
***
Gonul z trudem dociera do swojego domu. Jest zdyszana, przestraszona, rozgląda się nerwowo, jakby ktoś ją śledził. Gdy podnosi rękę, by zapukać, drzwi otwierają się same.
Staje przed nią Cihan.
Jego twarz jest napięta, a spojrzenie ostre jak brzytwa.
— Cihan! — Gonul najpierw cofa się, a potem próbuje krzyczeć: — Zeynep! ZE—
Cihan w jednej sekundzie zakrywa jej usta dłonią, uniemożliwiając wydanie najcichszego dźwięku.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 268. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.





















