„Miłość i nadzieja” – odcinek 358 – szczegółowe streszczenie
Seda, trzymając w dłoni worek ze śmieciami, wychodzi na podjazd. Słońce prześwieca przez gałęzie drzew, rzucając na ziemię nieregularne cienie. Dziewczyna zatrzymuje się tuż przy czerwonej ceglanej bramie, gdy nagle do jej uszu dociera podniesiony głos.
Melis stoi na środku drogi, z ramionami skrzyżowanymi na różowym swetrze, a jej twarz płonie gniewem. Naprzeciw niej — Gokhan, w czarnej skórzanej kurtce, patrzący zimno, z groźną determinacją.
— Odejdź stąd, ty przeklęty gnoju! — krzyczy Melis, próbując odepchnąć go od siebie.
Gokhan chwyta ją za ramiona. Zaciska palce tak mocno, że Melis aż drży.
— Skończyły się czasy, kiedy byłem spokojny — mówi niskim, lodowatym głosem. — Albo rozwiedziesz się z Egem i wyjdziesz za mnie, albo urodzisz dziecko i oddasz je mnie.
Melis gwałtownie odwraca głowę, jakby samo usłyszenie tych słów było dla niej ciosem.
— To dziecko jest moje i Egego, rozumiesz?! — Jej głos pęka, a oczy szklą się od łez.
— To moja córka — syczy Gokhan, pochylając się bliżej. — Dobrze o tym wiesz. A jeśli mi jej nie dasz…
Zaciska szczękę. W jego spojrzeniu czai się coś złowrogiego, coś, co sprawia, że powietrze staje się cięższe.
— Zniszczę ten dom. Nikogo nie zostawię przy życiu. Wtedy wszyscy zobaczą, kim naprawdę jest Gokhan.
Po tych słowach odwraca się i odchodzi szybkim, pewnym krokiem, zostawiając Melis roztrzęsioną i ledwo trzymającą się na nogach.
Ukryta w cieniu przy bramie Seda cofa się odruchowo, zasłaniając usta dłonią. Jej oczy rozszerzają się z szoku, ale zaraz potem w ich głębi pojawia się chłodny błysk satysfakcji.
— A więc to tak… — szepcze, mrużąc oczy. — Nadszedł czas, żeby Ege poznał prawdę.
Melis krąży po drodze jak we mgle, a jej oddech staje się coraz bardziej nierówny. Seda obserwuje ją zza ceglanego muru. Włosy Melis falują na wietrze, ale jej twarz jest kompletnie pozbawiona koloru.
Seda przekrzywia głowę, a na jej ustach maluje się powolny, triumfujący uśmiech.
— Przykro mi, braciszku… — mówi szeptem. — Już wkrótce stracisz Zeynep.
***
Kuzey ukrywa się od chwili, gdy Bahar złożyła na niego skargę. Jednak tęsknota za Silą okazuje się silniejsza niż strach. W mroźnym, bladym świetle wczesnego poranka zakrada się do domu niczym cień — ubrany cały na czarno, z czapką naciągniętą na oczy i szalikiem zasłaniającym połowę twarzy. Jego kroki są ciche, zdeterminowane. Chce tylko jednego: zobaczyć Silę, choćby przez chwilę.
Wchodzi do jej pokoju, gdzie dziewczyna siedzi na łóżku, osuwając się pod ciężarem zmartwień. Gdy dostrzega sylwetkę mężczyzny przy drzwiach, w pierwszej chwili cofa się przerażona — ale Kuzey odsuwa szalik i odsłania twarz.
– To ja – szepcze. – Już dobrze.
Sila rzuca się w jego ramiona, tuląc się do jego piersi, jakby bała się, że zniknie ponownie. Kuzey gładzi jej włosy, próbując dodać jej otuchy.
***
Naciye, obudzona nagłym szelestem, zauważyła postać kręcącą się przy drzwiach sypialni i natychmiast przyjęła najgorsze — że do domu zakradł się włamywacz. Nim Kuzey zdążył się ujawnić, rozniosła wieść o intruzie. Hulya i Yildiz, zaspane, ale pełne bojowego ducha, ruszyły na pomoc.
Yildiz chwyciła pierwszy „oręż”, jaki wpadł jej w dłonie — solidny drewniany wałek do ciasta. Z oczami rozszerzonymi od determinacji przypominała generała prowadzącego oddział na bitwę. Hulya skryła się tuż za nią, a Naciye trzęsła się z oburzenia i strachu.
Na palcach weszły do pokoju, a Yildiz z determinacją wymierzyła zamach wałkiem, gotowa uderzyć zamaskowanego intruza w czarnym płaszczu, klęczącego przy łóżku.
W ostatniej chwili Kuzey odwrócił głowę.
– Stop! To ja! – krzyknął, odsłaniając oczy i zrzucając okulary.
Yildiz zastygła w pół ruchu. W podobnym szoku były Naciye i Hulya.
***
W salonie panuje napięta, gęsta jak dym cisza. Naciye nie potrafi powstrzymać łez – obejmuje syna za szyję, wtulając się w niego tak, jakby chciała go ochronić własnym ciałem przed całym światem. Potem, jakby wracając do roli matki–opiekunki, natychmiast podstawia mu pod nos łyżkę melasy.
– Jedz. Chociaż to jedną łyżkę. Musisz się wzmocnić.
Kuzey krzywi się, ale posłusznie przełyka gęsty syrop, nawet się nie skarżąc. Odsuwa dłoń matki, wstaje i prostuje się jak do walki.
– Dobrze… muszę już iść. – Sięga po płaszcz. – Nie martwcie się o mnie.
Hulya robi krok naprzód, jakby bała się, że jeśli go nie zatrzyma, zniknie im sprzed oczu na zawsze.
– Dokąd idziesz, Kuzeyu?
– Znaleźć Leventa – odpowiada bez zawahania. – Rozliczę się z nim za to, co zrobił tobie i Sili.
– Kuzey… – Hulya opuszcza wzrok. – Bahar mnie zepchnęła, ale nie mamy dowodów. Nikt nam nie uwierzy.
Kuzey potrząsa głową.
– Dowód istnieje. Sila mi powiedziała, że dron krążył wtedy nad ogrodem. Mógł nagrać wszystko. Levent nie bez powodu uderzył w niego samochodem. – Jego głos twardnieje. – Zniszczył go, a potem zabrał nagranie.
W oczach Sili błyszczą łzy. Kuzey podchodzi, ujmuje jej dłonie w swoje.
– Znajdę go. Zdobędę to nagranie choćby spod ziemi. A kiedy to zrobię… wszystko wróci na swoje miejsce. Rozumiesz?
Sila próbuje się uśmiechnąć, ale głos łamie jej się od emocji.
– Tylko… uważaj na siebie.
Kuzey muska jej czoło pocałunkiem.
– Do zobaczenia wkrótce, kochanie
Kuzey opuszcza dom. Idzie szybkim, zdecydowanym krokiem, a czarny płaszcz trzepocze za nim niczym skrzydła nocnego ptaka. Gdy wychodzi na ulicę, niemal wpada na Feraye i Bulenta, którzy właśnie wysiadają z samochodu.
Feraye zakrywa usta dłonią.
– Kuzey?!
Bulent woła za nim, ale mężczyzna nawet się nie odwraca. Wsiada do swojego samochodu i znika za zakrętem, pozostawiając po sobie tylko echo pytań i niepokój, który rozlewa się po okolicy jak chłodny wiatr.
***
Cavidan siedzi na brzegu łóżka i ostrożnie nakłada maść na rozcięcie na czole Bahar. Dziewczyna odsuwa głowę, krzywiąc się z bólu.
– Au! – syczy. – Mamo, delikatniej!
Nagle rozlega się dźwięk powiadomienia. Bahar sięga po telefon leżący na kanapie. Przesuwa ekran i przewraca oczami z irytacją.
– Kto to znowu? – dopytuje Cavidan, zerkając na nią niecierpliwie.
– Ten kretyn Levent. – Bahar parska pogardliwie. – Ciągle chce pieniędzy, grozi, stawia żądania. Mam go już serdecznie dość. Idź do Sukru i weź od niego kasę. Musimy w końcu zamknąć temu idiocie gębę.
Cavidan opiera ręce na biodrach.
– Pieniądze dla Leventa, pieniądze dla Alpera… Dziewczyno, my nie mamy już z czego żyć! – wykrzykuje z irytacją. – Gdybyś zgodziła się na rozwód za porozumieniem stron, dostałybyśmy górę forsy i obie mogłybyśmy wreszcie spać spokojnie.
– Tak? A potem Kuzey od razu poleciałby do Sili! – Bahar aż prycha ze złości. – Niedoczekanie!
– Kuzey zapadł się pod ziemię – Cavidan kręci głową. – Złożyłaś na niego skargę i zniknął jak kamień w wodę.
– Bo się przestraszył. – Bahar poprawia włosy przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. – Najpierw zadzwonił na policję, żeby pokazać, jaki jest pewny siebie, a potem dotarło do niego, co zrobił. Wiesz, czego żałuje?
– Czego niby? – dopytuje matka, marszcząc brwi.
– Że mnie zostawił. – Bahar uśmiecha się do własnego odbicia, muskając opuszkami włosy. – Spójrz na mnie, mamo. Jestem młoda, piękna… Pasuję do niego bardziej niż ta cała Sila. Lustereczko, powiedz przecie – jestem ładniejsza od niej, prawda?
Cavidan przewraca oczami teatralnie.
– Na Boga… Jak w bajce o Królewnie Śnieżce. – Wzdycha ciężko. – Sila to Królewna, a ty… zła macocha.
Bahar odwraca się w jej stronę, krzyżując ręce.
– Sila to moja przyrodnia siostra, prawda? – pyta ostro. – Ona nie jest twoją córką. Mamy tylko tego samego ojca… tak?
– Nie grzeb w tym – ucina Cavidan, zbyt szybko, zbyt nerwowo. – To nic, co powinno cię obchodzić. Teraz najważniejsze, żeby dowiedzieć się, co planuje Kuzey.
Bahar mruży oczy, wpatrując się w matkę tak, jakby chciała przeniknąć ją na wylot.
– Mamo… – mówi powoli. – Sila nie jest też córką mojego ojca, prawda? To kim jest jej matka?
Cavidan milczy. Jej twarz twardnieje.
Ale Bahar już się nakręciła. Jej spojrzenie przeczesuje pokój, aż pada na pudełko z pamiątkami. Wyciąga z niego fotografię – młoda dziewczyna o ciemnych włosach, trzymająca niemowlę. Dziewczyna nie przypomina Cavidan ani trochę.
Bahar unosi zdjęcie i podchodzi do matki.
– To nie jesteś ty. – Jej głos jest zimny jak nóż. – Ten pierścionek nie jest twój. Ta bransoletka kosztuje więcej, niż kiedykolwiek miałaś w torebce. I ta kobieta jest… piękna, elegancka. Bogata. Zupełnie inna od ciebie, mamo!
– Daj to! – Cavidan wyrywa jej zdjęcie, chowając je za siebie. – Nie denerwuj mnie!
– W czyich ramionach jest Sila? – Bahar nie ustępuje. – W ramionach jej matki?
Cavidan zaciska wargi.
– Nie wiem! – wybucha w końcu. – Rozumiesz? Jakaś kobieta przyniosła ją i zostawiła razem z tym zdjęciem! Dała mi dużo pieniędzy, dlatego się nią zajęłam. To wszystko.
– Kto ci ją dał? – Bahar rzuca pytanie jak pocisk. – Skoro dała ci fortunę, to znaczy, że Sila pochodzi z bogatej rodziny!
– Powiedziałam, że nie wiem!
– Oszaleję! – Bahar łapie się za głowę. – Kim jest ta kobieta na zdjęciu?! Kim jest matka Sili?!
Cavidan odwraca wzrok, a drżenie jej rąk zdradza więcej, niż chciałaby przyznać. Bahar wpatruje się w nią z dziką determinacją – bo czuje, że właśnie dotarła do czegoś, co matka ukrywała przez lata.
Czegoś naprawdę ważnego.
***
Feraye tuli roztrzęsioną Silę, jakby chciała odgonić od niej cały świat. Podaje jej szklankę wody; drżące palce dziewczyny ledwie obejmują naczynie.
W tej chwili do salonu wchodzi Naciye. Staje w progu jak burza i obrzuca Silę spojrzeniem tak zimnym, że dziewczyna kurczy się w ramionach Feraye.
– Ta dziewczyna jest wiedźmą – syczy półgłosem, ale na tyle głośno, by wszyscy to usłyszeli. – Rzuca zaklęcia. Feraye i Bulenta już sobie omotała.
– Mamo! – Hulya odwraca się gwałtownie. – Przestań!
Naciye jednak ignoruje córkę.
– Feraye, nie wierz jej. Nie lituj się nad nią!
– Siostro, proszę cię… – przerywa Bulent, starając się zachować spokój. – To nie jest odpowiedni moment na kłótnie. Musimy skontaktować się z Kuzeyem. Ucieczka niczego nie rozwiąże.
– Ucieka przez nią! – Naciye wycelowuje drżący palec w Silę, jakby chciała rzucić w nią klątwę. – Dlaczego ona wciąż tu jest?!
Feraye prostuje się, a w jej spojrzeniu pojawia się stal.
– Kuzey pojechał zdobyć nagranie, które udowodni, co stało się z Hulyą – mówi twardo. – W jaki sposób to ma być wina Sili?
– Dziewczyno! – Naciye nie spuszcza z niej wzroku. – Twoja matka to chciwa oszustka. Bezwstydna kobieta, która na stare lata zrobiła sobie dziecko z byle kim z osiedla! – Jej głos drży od nienawiści. – Zabrałaś mi wszystko! Ten dom, spokój i mojego syna!
Sila wstrzymuje oddech, a w oczach zbierają jej się łzy. Głos Naciye trafia prosto w najgłębsze rany. Nim ktokolwiek zdąży ją powstrzymać, odwraca się i wybiega z domu.
– Sila! – woła Feraye, ale ona zniknęła już za drzwiami.
Na podwórku dogania ją Yildiz.
– Sila, dokąd idziesz?! – pyta, łapiąc ją lekko za ramię.
Sila odwraca twarz. Policzki ma mokre od łez, ale spojrzenie jest zdeterminowane.
– Ciocia Naciye ma rację, Yildiz – mówi drżącym głosem. – Muszę coś zrobić, żeby chronić Kuzeya.
– I co niby chcesz zrobić?
– Jeszcze nie wiem – odpowiada, szybko wycierając oczy. – Ale znajdę sposób. Ciocia Naciye ma absolutną rację. – Jej głos mięknie. – Wiesz… kiedy pani Feraye mnie tak przytuliła, pomyślałam, że… chciałabym mieć taką mamę jak ona. Wtedy wszystko wyglądałoby inaczej. Dziewczyna, która ma taką mamę, nie popełnia błędów. Nie cierpi z powodu złych rzeczy.
Yildiz prycha cicho z niedowierzaniem.
– Melis też jest córką Feraye – przypomina. – Nawet nie wyobrażasz sobie, ile okropieństw zrobiła.
Sila jednak się nie zraża.
– Yildiz… kiedy pani Feraye mnie przytuliła… to było tak, jakby uleczyła rany, które noszę w sobie od tysiąca lat.
Robi krok w stronę bramy.
– Idę do Bahar. Muszę chronić Kuzeya. Tylko ja mogę go uratować. Możliwe, że będę potrzebować twojej pomocy. Zaczekaj na wiadomość ode mnie.
Yildiz otwiera usta, zaskoczona jej determinacją.
– Sila, nie rób niczego szalonego! – krzyczy za nią.
Ale dziewczyna idzie dalej, ani razu nie oglądając się za siebie.
***
Kamera wraca do salonu. Atmosfera jest gęsta jak dym. Hulya chodzi nerwowo tam i z powrotem, po czym staje przed matką.
– O mój Boże, mamo! – podnosi głos, nie kryjąc frustracji. – Podoba ci się to, co zrobiłaś?
Naciye wzrusza ramionami, jakby sprawa dotyczyła czegoś zupełnie błahego.
– Co takiego zrobiłam?
– Dziewczyna odeszła! – Hulya wyrzuca ręce w powietrze. – A co, jeśli nie wróci?!
– Och, nic by mnie bardziej nie ucieszyło – odpowiada Naciye chłodno. – Niech idzie, skąd przyszła.
Bulent wstaje z kanapy i staje bliżej Naciye, próbując ją uspokoić.
– Siostro, proszę cię… Kuzey powierzył ci Silę. Nie musisz jej kochać, ale pomyśl chociaż o nim.
Feraye gwałtownie podnosi głowę.
– Dlaczego miałaby o niej nie myśleć? – pyta z wyraźnym oburzeniem. – Ta dziewczyna też jest czyimś dzieckiem. Szkoda mi jej.
– Feraye, czy ja coś takiego powiedziałem? – Bulent rozkłada dłonie.
– Nie powiedziałeś wprost, ale jasno pokazałeś, co myślisz. Tak samo jak twoja siostra.
Naciye prostuje się i podchodzi do bratowej. Jej spojrzenie jest twarde i chłodne jak szkło.
– Tak, dokładnie tak myślę – stwierdza bez wahania. – To dziewczyna ze wsi. Czy może mieć taką samą wartość jak mój syn? Urodziła się w biedzie, nie ma wykształcenia. Kim są nasze dzieci, a kim jest Sila?
W salonie zapada cisza, po czym Feraye powoli wstaje. Drży, ale nie ze strachu — z oburzenia.
– Co ty mówisz, siostro? – pyta cicho, lecz jej głos tnie jak nóż. – Według ciebie nasze dzieci są cenne tylko dlatego, że urodziły się w dostatku? A Sila jest nic niewarta, bo takiego szczęścia nie miała?
Bulent próbuje wtrącić:
– Feraye, proszę… Nie wyciągaj pochopnych wniosków.
– Nie wyciągam! – odcina się kobieta. – Po prostu widzę, co myślicie.
– Jak możesz porównywać Zeynep i Silę? – prycha Naciye. – Zeynep zajęła piąte miejsce w kraju, studiuje prawo! A poza tym… ma naszą krew.
Feraye wybucha śmiechem — gorzkim, pełnym ironii.
– No właśnie, szwagierko! – mówi, uderzając dłońmi w kolana. – Nie obchodzi cię status ani wykształcenie Zeynep, bo ma twoją krew! Jakbyś była jakąś królową, jakbyście mieli błękitną krew!
– Cóż… – Naciye mruży oczy. – Nie da się ukryć, że jesteśmy rodziną arystokratyczną. Niewykluczone więc, że rzeczywiście mamy błękitną krew.
– Wystarczy! – Bulent podnosi głos. – To nie jest temat naszej rozmowy.
– Właśnie że jest, Bulencie. – Feraye patrzy mu prosto w oczy. – Przez mentalność takich ludzi jak wy, ten świat stał się okropnym miejscem.
Odwraca się na pięcie i z impetem wychodzi z salonu, zostawiając po sobie ciszę pełną wstydu, gniewu i niewypowiedzianych słów.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 272. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.





















