„Miłość i nadzieja” – odcinek 363 – szczegółowe streszczenie
Feraye i Sila siedzą obok siebie na skraju łóżka. Ciche światło lampki tworzy wokół nich miękką, intymną przestrzeń. Sila wpatruje się w dłonie, jakby chciała ukryć w nich całe swoje życie.
— Mama była zawsze surowa. Surowa… i pełna złości — zaczyna drżącym głosem. — Odkąd pamiętam, byłam dla niej tylko służącą. Mając sześć lat, zmywałam naczynia. Potem pranie. Bez pralki, bez proszku. Szłam nad strumień, a jeśli ubrania nie były wystarczająco czyste… — milknie, a jej oczy nabierają szklistego błysku. — Biła mnie jeszcze mocniej.
Feraye delikatnie ujmuje jej dłoń, jakby chciała przygarnąć nie tylko ją, ale i to dziecko, którym była.
— A twój ojciec? — pyta cicho.
— Odkąd pamiętam, siedzi w więzieniu. Mama zawsze była na nas za to wściekła. Całą swoją złość zrzucała na mnie. — Sila przełyka łzy, próbując zachować równowagę. — Ale miałam babcię. Jedyne światło w tamtym domu. Ona mnie kochała. Naprawdę.
W kąciku jej ust pojawia się cień uśmiechu, kruchy i bolesny jak wspomnienie.
— Po całym dniu pracy bolały mnie ręce. Babcia robiła dla mnie maści z ziół, rozcierała je powoli, żeby złagodzić ból. Kiedy mama biła mnie tak bardzo, że całe ręce miałam sine, babcia smarowała mnie tą maścią i całowała. Zawsze zastanawiałam się, dlaczego mama mnie nie kocha. Czasem myślałam, że może nie jestem jej prawdziwą córką…
Sila ociera łzy wierzchem dłoni.
— Ale mimo że mnie krzywdziła… nigdy nie potrafiłam się na nią naprawdę złościć.
Feraye czuje, jak jej serce kurczy się z bólu.
— Co stało się z twoją babcią?
— Zmarła kilka lat temu. A wtedy zostałam zupełnie sama. — Dziewczyna patrzy w pustkę. — Tylko Kuzey mnie kochał. Kochał tak bardzo, tak pięknie, że na chwilę zapomniałam, że nie mam matki. Że nie mam nikogo. Ale… — jej głos zupełnie się łamie — nieważne, jak bardzo Kuzey mnie kocha, ja… Ja nie potrafię kochać siebie. Ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego moja mama mnie nie chciała, dlaczego nie kochała.
Feraye nie jest już w stanie ukrywać łez. Pochyla się ku dziewczynie, obejmuje ją mocno, jakby próbowała ochronić ją przed całym złem.
— Sila, moje dziecko… — szepcze, drżąc. — Ty nie jesteś kimś niegodnym miłości. Twoja „matka”… ona nie jest ani matką, ani człowiekiem. Chodź tu. Chodź, moja piękna córko.
Sila wtula się w nią z rozpaczą, ale i z ulgą, jak ktoś, kto po latach znalazł wreszcie bezpieczne miejsce.
Po chwili dziewczyna cicho dodaje:
— Zapomniałam o tym, co powiedziała pani Naciye. Jeśli zapyta, powiedz jej, że się nie gniewam. Nie chcę, żeby jej relacja z Kuzeyem została zniszczona.
Feraye odsuwa się lekko i patrzy jej w oczy z oszołomieniem.
— Sila… twoje serce jest tak dobre, że to aż niewiarygodne.
I przytula ją raz jeszcze — tym razem już nie tylko jak ktoś, kto okazuje wsparcie. Jak matka, która odnalazła swoje dziecko.
***
Kuzey wpatruje się w Yildiz szeroko otwartymi oczami, jakby jej słowa uderzyły go prosto w serce.
— Jesteś… pewna tego, co mówisz? — pyta ochryple, jak ktoś, kto nie może uwierzyć własnym uszom.
Yildiz kiwa głową bez wahania.
— Tak. Słyszałam wszystko bardzo wyraźnie. Cavidan i Bahar mówiły o tym otwarcie.
— Kiedy? — Kuzey robi krok w jej stronę.
— Wtedy, gdy ty i pan Bulent biegaliście po drodze, szukając złodziei. Wy wróciliście do domu, ale ja jeszcze przez chwilę zostałam na zewnątrz. — Jej twarz blednie na samo wspomnienie. — Usłyszałam ich głosy. Kłóciły się. Krzyczały na siebie. I wtedy Bahar zapytała matkę, dlaczego przygarnęła Silę, skoro jej własna matka jej nie chciała.
Ciało Kuzeya napina się jak struna.
— Więc… Sila została adoptowana? — pyta, jakby każde słowo raniło go jak ostrze.
Yildiz spuszcza wzrok, po czym powoli potakuje.
— Tak. Krótko mówiąc… Cavidan nie jest jej prawdziwą matką.
Jej głos brzmi łagodnie, ale ciężar wypowiedzianych słów spada na Kuzeya jak lawina.
Mężczyzna odsuwa się o krok, pochyla głowę i zaciska dłoń na blacie kuchennym, jakby tylko to pozwalało mu utrzymać pion.
— Boże, Sila nie wie… — szepcze w końcu, a w jego oczach pojawia się gniew, niedowierzanie i ból. — Jak mogły jej to zrobić?
***
Cavidan siedzi na oparciu kanapy, sztywna jak kamień, jakby każdy mięsień jej ciała odmówił współpracy. Bahar przysiadła niżej, na siedzisku, kurczowo ściskając dłoń matki — tak mocno, że jej knykcie bieleją.
— Mamo, jak możemy znaleźć rodziców Sili? — pyta drżącym głosem. — Na pewno masz jakiś trop. Numer telefonu, adres… cokolwiek.
Cavidan wzdycha ciężko, jak ktoś, kto unosi ciężar większy niż jest w stanie udźwignąć.
— Przysięgam ci, córko, nie mam nic. — Rozkłada ręce w bezradnym geście. — Minęło tyle lat. Nawet nie wiem, jak właściwie do mnie trafiła.
— Błagam cię, mamo, zrób coś. — Bahar zsuwa się na kolana i tuli twarz do jej dłoni. — Musisz ją odnaleźć. Musisz znaleźć jej rodzinę. Jeśli oni się pojawią, Sila odejdzie. Zostawi Kuzeya. I wtedy on wróci do mnie.
— Co ja mogę zrobić, Bahar? — powtarza Cavidan, głosem pełnym beznadziei. — W jaki sposób mam ich odnaleźć? To jak szukanie igły w stogu siana.
— Nie wiem! — krzyczy Bahar, a łzy spływają jej po policzkach. — Ale musisz spróbować! Nie zniosę ich szczęścia, rozumiesz?! Mamo, proszę! Zrób cokolwiek!
Wybucha płaczem tak intensywnym, że aż trzęsą się jej ramiona. Po chwili zrywa się na równe nogi i ucieka z salonu, zanurzając się w ciemność swojego pokoju jak w kryjówkę przed całym światem.
***
W salonie zostaje tylko Cavidan. Przez moment siedzi nieruchomo, z dłonią nadal uniesioną, jakby nadal czuła ciężar błagalnego uścisku córki.
Dopiero po chwili jej wzrok pada na białą szkatułkę leżącą na dywanie — tę samą, którą ukradła z samochodu Feraye. Schyla się z trudem, podnosi ją i zatrzymuje w dłoniach.
Zauważa zdjęcie, które wcześniej umknęło jej uwadze — wsunięte w brzeg, odwrócone rewersem. Wyciąga ostrożnie fotografię, jakby była to rzecz, która może parzyć.
Odwraca.
I nagle jej twarz tężeje. Oczy rozszerzają się, oddech rwie się w pół drogi.
Na zdjęciu młoda dziewczyna trzyma w ramionach noworodka.
To taka sama fotografia jak ta, którą wiele lat temu znalazła przy maleńkiej Sili.
Cavidan blednie, jakby ktoś wyssał z niej krew. Patrzy na zdjęcie jeszcze raz, bliżej, dokładniej.
I wtedy lodowate zrozumienie przebiega jej po plecach.
– Czy Sila jest córką Feraye? – pyta drżącym głosem.
Jeśli to prawda…
Odpowiedź, której Bahar tak rozpaczliwie szukała, leży właśnie w dłoniach Cavidan — zimna, niewinna i potwornie prawdziwa.
***
Ege wpada do domu niczym burza — nawet nie zerkając na Feraye i Bulenta, mija ich szerokim krokiem i rusza prosto na schody. Jego twarz jest kamienna, a sposób, w jaki zaciska szczękę, mówi wszystko: podjął decyzję i nie wycofa się z niej.
Kilka sekund później przez drzwi wpada zdyszana Melis. Zaraz za nią wchodzą Zeynep i Cihan. Melis nawet nie zdejmuje butów — biegnie przez salon jak opętana.
— Mamo! Gdzie jest Ege?! — jej głos drży od paniki.
Feraye podchodzi do niej natychmiast.
— Melis, uspokój się. Co się stało, kochanie?
— Niech Zeynep ci powie! — Melis wskazuje roztrzęsionym palcem na siostrę. — Niech powie, jakie plany knuła, żeby rozdzielić mnie i Egego!
Bulent kieruje na Zeynep pytające, surowe spojrzenie.
— Zeynep? O czym Melis mówi?
Zeynep bierze głęboki oddech, jakby szykowała się na cios.
— Melis… martwiłam się o ciebie. Tylko dlatego powiedziałam to Egemu.
— Och, słyszycie to? — prycha Melis z sarkazmem. — Moja kochana siostrzyczka martwiła się! Ona zawsze się martwi! Zawsze udaje świętą, niewinną i przepełnioną dobrocią, żeby oszukać wszystkich!
Cihan marszczy brwi, zdezorientowany. Melis od razu wykorzystuje moment.
— Cihan, chcesz rady? — syczy. — Nie ufaj jej. Ona niszczy mój związek z Egem. I niedługo zniszczy też wasz. Jutro, pojutrze… Zobaczysz, zerwie z tobą i zdejmie pierścionek.
Zeynep niemal wybucha.
— Melis, przestań pleść bzdury!
— Dziewczyny, dość! — Feraye podnosi głos, pierwszy raz naprawdę stanowczo. — Kto mi wreszcie powie, co tu się dzieje?!
— Ja ci powiem, mamo! — Melis robi krok naprzód, jakby składała oskarżenie. — Zeynep powiedziała Egemu, że ja i Gokhan byliśmy kiedyś parą.
— Co? — Feraye otwiera szeroko oczy. — Ty i Gokhan?
— Dlaczego nigdy nam o tym nie powiedziałaś? — dopytuje zdumiony Bulent.
Melis wzrusza ramionami, wciąż rozemocjonowana.
— To nie było nic poważnego, tato! Ale moja troskliwa, kochająca siostrzyczka wywęszyła okazję, żeby wywołać chaos. I oczywiście ją wykorzystała!
W tym momencie na schodach rozlegają się ciężkie kroki. Wszystkie głowy odwracają się w tym samym kierunku.
Ege schodzi szybko, trzymając w ręku sportową torbę. Jego twarz jest nieprzenikniona.
Melis rzuca się do niego jak topielec do koła ratunkowego.
— Ege, dokąd idziesz?
Mężczyzna nie spuszcza z niej wzroku. Jego głos jest lodowaty.
— Dokąd idę? — Unosi torbę. — Odchodzę. Od ciebie i od twoich kłamstw.
***
Kuzey, gnany niepokojem po słowach Yildiz, postanawia nie czekać ani chwili dłużej. Musi poznać prawdę. Jeśli Sila naprawdę nie jest córką Cavidan, to wszystko — jej cierpienie, cała przeszłość — nabiera nowego sensu. A on nie pozwoli, by żyła choćby jeden dzień dłużej w kłamstwie.
Zjawia się pod domem Sukru, obładowany dwiema torbami tak wielkimi, że ledwo trzyma je w rękach. Słodycze, kolorowe napoje, ciastka, wafelki, chipsy — wszystko, co Bahar lubi najbardziej, wszystko, czym potrafi „kupić” jej sympatię.
Bahar otwiera drzwi. Zatrzymuje się jak wryta.
— Kuzey? Co to… co to ma znaczyć? — mierzy go podejrzliwym spojrzeniem. — Dlaczego to przyniosłeś?
Kuzey uśmiecha się spokojnie, jakby niczego nie podejrzewał, jakby pojawienie się tutaj było zwyczajnym gestem uprzejmości.
— Jak to dlaczego? — mówi łagodnie. — Wycofałaś skargę. Nie oczekiwałaś niczego w zamian. Pomyślałem, że chociaż tak mogę podziękować.
Bahar mruga gwałtownie, zaskoczona tą łagodnością, której zupełnie się po nim nie spodziewała.
— Dla mnie? Dla nas? — wskazuje na matkę, która wychodzi z kuchni i patrzy osłupiałym wzrokiem na torby.
— Dla was obu. — Kuzey kiwa głową, stawiając zakupy na stole. — Może zrobimy herbatę? Zimno dziś jak w środku zimy. Rozgrzejmy się trochę.
Cavidan marszczy brwi, nie do końca wierząc w tę dobrą wolę, ale torby pełne słodyczy skutecznie ją rozbrajają.
— To bardzo… miłe z twojej strony, Kuzeyu.
— Zanim usiądziemy, pozwólcie, że umyję ręce — dodaje mężczyzna, jakby od niechcenia. — Gdzie macie łazienkę?
Cavidan wskazuje mu korytarz.
— Tam, na końcu, po lewej.
Kuzey uśmiecha się uprzejmie.
— Dziękuję.
Odwraca się i rusza korytarzem w stronę łazienki. Ale kiedy tylko znika z pola widzenia, jego krok zmienia się: staje się cichy, ostrożny, precyzyjny.
Nie idzie do łazienki.
Idzie do pokoju Cavidan.
To właśnie tam musi znaleźć dowód. Wystarczy jeden włos — jeden jedyny — by raz na zawsze potwierdzić, czy ta kobieta jest matką Sili… czy całe życie dziewczyny zostało oparte na kłamstwie.
Kuzey zatrzymuje się przed drzwiami i bierze cichy oddech.
Teraz zaczyna się prawdziwa gra.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 275. Bölüm i Aşk ve Umut 276. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.
















