Halil i Zeynep patrzą sobie w oczy nocną porą.

„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 232: Streszczenie

Eren odwozi Selmę pod sam dom. Zatrzymują się przy bramie, ale nawet wtedy nie puszcza jej dłoni.

— Tęsknię za tobą, nawet gdy jesteś tuż obok — mówi cicho, wpatrując się w nią, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. — Na przykład teraz… nie chcę cię wypuszczać, nie chcę się z tobą rozstawać.

Selma odwzajemnia jego spojrzenie ciepłym uśmiechem, w jej oczach czai się jednak nuta smutku.
— Ja też nie — odpowiada miękko. — Ale na razie… tak musi być.

Delikatnie wyswobadza dłoń i zanim przekroczy próg podwórka, jeszcze raz ogląda się za siebie, jakby chciała mu powiedzieć, że jej serce zostało po drugiej stronie bramy.

Eren patrzy za nią, dopóki nie znika w ciemności. Wtedy jego telefon rozbrzmiewa ostrym dzwonkiem.
— Tak, mamo? — odbiera z lekkim uśmiechem.

Po drugiej stronie rozlega się kobiecy, rozczulony głos:
— Kochanie… jak ja tęskniłam za twoim głosem! Jak się masz?

— Wszystko w porządku, mamo — mówi spokojnie, choć w sercu czuje rosnące napięcie. — Mam dla ciebie świetną wiadomość.

— Och, czyżbyś miał zamiar w końcu przyjechać? — w jej głosie słychać nadzieję.

— Nie, mamo, jeszcze nie. Tutaj mam dużo pracy. Ale, mamo, ja…

— Nie trzymaj mnie w niepewności, kochanie! Powiedz od razu!

Eren bierze głębszy oddech i mówi wyraźnie, z pewną dumą:
— Mamo… zdecydowałem się ożenić.

Po drugiej stronie zapada krótka cisza, potem wybucha entuzjastyczny okrzyk:
— Chwała Panu! Mój syn wreszcie zmądrzał i postanowił ustatkować się! Od razu zadzwonię do Meltem i powiem jej, że przyjdziemy prosić o rękę!

— Spokojnie, mamo — przerywa jej stanowczo Eren. — Nie planuję oświadczyć się Meltem. Mam kogoś innego na myśli.

Nastała cisza, po której jego matka odezwała się lodowatym tonem:
— Nie mów głupstw, synu. Meltem jest ci przeznaczona od dziecka. Złożyłam tę obietnicę jej rodzicom i zamierzam jej dotrzymać.

Eren zaciska palce na telefonie, ale jego głos pozostaje spokojny:
— Ja niczego nie obiecywałem, mamo. To moje życie. W dzisiejszych czasach aranżowane małżeństwa nie mają sensu. Kocham ją… i to z nią zamierzam się ożenić.

— Z kim?! — wybucha w końcu matka.

— Z Selmą — mówi twardo, ale z czułością w głosie. — Ma na imię Selma.

Po drugiej stronie znów zapada cisza, długa i ciężka jak ołów. Eren bierze głęboki oddech i dodaje łagodniej:
— Mamo… chcę, żebyś była ze mną w tym ważnym dniu. Kupię ci bilet i podam godzinę lotu. Proszę, przyjedź. Do zobaczenia, mamo.

Rozłącza się, nim ona zdąży odpowiedzieć, a w jego oczach pojawia się cień smutku zmieszanego z nadzieją.

***

Halil przywozi Zeynep na rozległe pola uprawne. Idzie przodem, ciągnąc ją za sobą mocnym uściskiem dłoni, podczas gdy ona próbuje się wyswobodzić, opierając się każdemu jego krokowi.

— Po co mnie tu przyprowadziłeś?! — syczy, a jej głos przeszywa ciszę jak nóż.

Halil zatrzymuje się nagle i odwraca do niej, omiatając wzrokiem całą okolicę.
— Spójrz. Rozejrzyj się. — Jego gest obejmuje wszystkie łany, jakby były bezkresne.

Zeynep patrzy na niego z pogardą, zmarszczone brwi zdradzają gniew.
— I co mam oglądać? Urodziłam się tutaj. Wychowałam się na tej ziemi. Należała do mojej rodziny, do moich przodków. Znam ją lepiej niż ktokolwiek.

— Ale teraz — jego głos brzmi twardo, niemal okrutnie — to ja jestem jej właścicielem. Wszystkiego.

Rozkłada ręce, jakby ofiarowując jej cały świat.
— Weź, co chcesz.

Zeynep prostuje się i wbija w niego lodowate spojrzenie.
— O czym ty bredzisz?

— Przecież sama powiedziałaś, że zabierzesz mi wszystko. Proszę bardzo! — jego głos drży od gniewu i zranienia. — Weź! Zabierz mi wszystko, co mam!

Rozkłada ramiona w geście pozornej bezbronności.

Zeynep parska pogardliwie.
— Myślisz, że dając mi jałmużnę, upokorzysz mnie? Że tym mnie kupisz?

— A czego innego chcesz?! — rzuca z goryczą. — Nie wyszłaś za mnie właśnie po to? Żeby odzyskać swoje bogactwo?

Jej oczy rozszerzają się z niedowierzania.
— Co ty mówisz? Naprawdę myślisz… że to dlatego za ciebie wyszłam?! Oszalałeś, Halilu!

— Nie! Właśnie teraz widzę wszystko jasno! — Jego głos podnosi się, a spojrzenie staje się mroczne. — Przez ten majątek zostawiłaś mnie w zawieszeniu! Dlatego się ze mną nie rozwiodłaś! Dlatego wciąż jesteś moją żoną!

Jej policzki płoną, oczy błyszczą od łez i gniewu.
— Wmówiłeś sobie to kłamstwo, żeby zagłuszyć własne sumienie?! Żeby nie pamiętać, co zrobiłeś?! Ty, Halilu Firacie, a nie ja, jesteś tym, który wszystko przelicza na pieniądze!

***

Chwilę później Zeynep idzie samotnie nieutwardzoną drogą, pozostawiając Halila i jego pola za plecami. Jej kroki są szybkie, pełne determinacji, a twarz napięta od emocji.

— Czy ty naprawdę mnie nie znasz? — szepcze do siebie, głos jej drży od żalu i wściekłości. — Nigdy nie wierzyłeś w moją miłość?! Jak mogłeś tak o mnie pomyśleć? Jak mogłeś wypowiedzieć te okrutne słowa?!

Nagle jej oczy rozszerzają się w nagłym olśnieniu. Myśl wraca jak echo: wczorajsza rozmowa z matką w kuchni. „Zrobię wszystko, by przywrócić nasze dawne czasy…” — powiedziała wtedy.

Zatrzymuje się na środku drogi, wciągając drżący oddech.
— Wszystko źle zrozumiałeś… — mówi już łagodniej, jakby do niego, choć jest daleko. — Udowodnię ci, Halilu, że nie interesują mnie twoje pieniądze. Że to nie dla nich zostałam twoją żoną.

Jej wzrok twardnieje, a w sercu rośnie nowe postanowienie.

***

Halil siedzi w swoim gabinecie, wpatrując się w drewniany brelok w kształcie domu, który obraca w dłoniach. Jego brwi są ściągnięte, a spojrzenie zamglone myślami. Ciszę przerywa nagły trzask drzwi — otwierają się gwałtownie, bez pukania. Do środka wpada Zeynep i z rozmachem kładzie przed nim dokument.

— To kontrakt małżeński — oznajmia zimno, patrząc mu prosto w oczy. — Jeśli chcesz, mogę ci go streścić. Jest tam jasno napisane, że nie chcę od ciebie ani grosza. Ja już podpisałam. Teraz twoja kolej. Wyślij to swojemu prawnikowi.

Odwraca się na pięcie i wychodzi, zatrzaskując za sobą drzwi z głośnym hukiem.

Halil przez chwilę tylko zerka na dokument, jakby to była nic nieznacząca kartka papieru. W końcu odkłada go na bok z taką obojętnością, jakby wyrzucał śmieci.

— I tak nie masz żadnych praw do tego, co zdobyłem przed ślubem — mruczy z pogardą. Jego oczy błyszczą chłodnym ogniem. — Myślisz, że tym kawałkiem papieru mnie oszukasz? Nadal kręcisz się wokół mojego bogactwa. Ale nie nazywam się Halil Firat, jeśli nie zduszę tej twojej żądzy zemsty gołymi rękami.

Zrywa się z fotela i wychodzi z gabinetu, trzaskając drzwiami.

Chwilę później do pomieszczenia wślizguje się Songul. Jej spojrzenie od razu przyciąga dokument leżący na biurku. Bierze go do rąk i czyta, jej oczy robią się coraz większe.

— Kontrakt małżeński… podpisany przez Zeynep? — syczy, jakby sama do siebie. — Więc tak oszukała Halila… Dlatego jeszcze jej nie wyrzucił.

Z wściekłością rzuca dokument z powrotem na blat i mruży oczy. Jej twarz nabiera złowrogiego wyrazu.
— Nie zaznam spokoju, dopóki Aslanli nie znikną z tej rezydencji. Nigdy.

***

Zeynep stoi przy oknie w sypialni, wpatrzona w dal za firanką, jakby gdzieś tam, za horyzontem, szukała odpowiedzi na swoje myśli. Do pokoju wchodzi Halil. Rzuca jej jedno krótkie, lodowate spojrzenie, po czym podchodzi do szafy i zdejmuje z wieszaka marynarkę. Dopiero wtedy, nadal odwrócony do niej plecami, mówi:

— Postanowiłem sprzedać wszystko.

Jego słowa wyrywają Zeynep z zamyślenia. Odwraca się, zmarszczone brwi zdradzają szok.
— Co? — pyta ostro, ruszając w jego stronę. — Co to ma znaczyć?!

Halil wsuwa ręce w rękawy marynarki i mówi spokojnie, z okrutnym chłodem:
— Dokładnie to, co słyszałaś. Sprzedaję wszystko, co należało do Omera Aslanli. Farmę. Ziemię. Winnicę. Całe dziedzictwo. Nie zostawię ani skrawka.

— Zwariowałeś?! — jej głos drży z wściekłości. — Nie zrobisz tego!

— A kto mnie powstrzyma? Ty?

Zeynep zaciska pięści i staje przed nim, patrząc mu prosto w oczy.
— Ja! Wystarczy już tej dziecinady! Myślisz, że zmusisz mnie do upokorzenia się przed tobą?! Nic z tego! Koniec z twoimi gierkami!

Halil odpowiada tylko twardym, zimnym spojrzeniem.
— Myśl, co chcesz. Decyzja już zapadła.

Odwraca się i wychodzi, pozostawiając ją samą w ciszy, która zdaje się ją dusić.

Zeynep opada na fotel, zakrywa twarz dłońmi, potem prostuje się i spogląda w okno. Jej głos jest cichy, pełen rozpaczy i gniewu zarazem:
— Myśli, że mnie złamie. Że mnie upokorzy w ten sposób.

Wciąga głęboko powietrze, próbując opanować narastający ból w piersi.
— Ale jeśli naprawdę to zrobi… jeśli sprzeda całe dziedzictwo mojego ojca…

Jej głos urywa się, a w oczach błyszczą łzy, które nie chcą spłynąć. Wpatruje się w jasne niebo, jakby już tam, w świetle dnia, zaczęła układać plan, który pozwoli jej odzyskać to, co zostało jej odebrane.

***

Zeynep klęczy w ogrodzie, wsuwając dłonie w chłodną ziemię. Sadzi młodą sadzonkę drzewa, którą podarowała jej Gulhan — takiego samego, jakie rosło na szczycie Wichrowego Wzgórza.

— Sadzę cię tutaj — szepcze do roślinki, delikatnie prostując jej kruche gałązki. — Ale sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Bo trudno jest zapuścić tu korzenie… na farmie Halila Firata.

Jej głos łamie się, a w oczach migocze smutek.

— Tutaj zawsze są burze. Huragany. W tej atmosferze nawet moja dusza zrobiła się lodowata. Czasami pojawia się wiosna, ukazuje swoją twarz, na gałęziach pojawiają się kwiaty. Wtedy myślisz: to moje miejsce.

Palcami głaszcze młodziutki listek, jakby pieściła szczeniaka.

— Ale wiosna kłamie… Bo gdy nadchodzi burza Halila Firata, nic po niej nie zostaje. Ani kwiat, ani gałąź.

Nagle jej słowa urywa znajomy głos. Zeynep odwraca głowę. W altanie stoi Halil, w ręce trzyma telefon, głos jego jest chłodny i zdecydowany.

— Wystaw wszystko na sprzedaż. Tak, cały majątek. Farma, ziemia, winnice. Wszystko.

Kiedy odkłada telefon, Zeynep już jest przy nim, jej oczy płoną.

— Nie możesz tego zrobić! — mówi stanowczo, zaciskając pięść na jego ramieniu. — Nie sprzedasz tej ziemi!

Halil patrzy na nią bez cienia emocji.

— Sprzedam. I nikt mnie nie powstrzyma.

Zeynep zaciska zęby, jej głos drży z wściekłości.

— Wiem, o co ci chodzi. To tylko kolejna twoja gra. Chcesz mnie złamać. Zepchnąć na kolana.

Na jego twarzy pojawia się gorzki, pewny siebie uśmiech.

— I tak się poddasz — odpowiada lodowato.

— Nigdy! — wyrzuca z siebie, a jej palce jeszcze mocniej zaciskają się na jego ramieniu. — Nie pozwolę ci sprzedać ziemi moich przodków! Nazywasz mnie upartą, ale ty… ty jesteś jeszcze gorszy ode mnie! Zrezygnuj z tego szaleństwa, Halilu!

On pochyla się lekko, jego oddech muska jej skroń. Głos ma cichy, prawie szept, ale w jego tonie kryje się stal.

— Jest tylko jedna osoba, która może mnie powstrzymać.

Zeynep unosi głowę, patrzy na niego z niedowierzaniem.
— Kto?

Halil uśmiecha się krzywo i nachyla jeszcze bliżej, szepcząc jej do ucha:
— Moja żona.

Jej serce zamiera, potem nagle wybucha:
— Nigdy! Nawet o tym nie myśl! Nigdy nie będę twoją prawdziwą żoną!

Halil prostuje się i patrzy na nią chłodno, jak na przeciwnika.

— Jeśli chcesz ocalić ziemię swoich przodków, masz czas do jutra. Do dziewiątej rano.

Odwraca się i odchodzi, a jego sylwetka ginie między rzędami drzew. W myślach, z cieniem goryczy, powtarza sobie:

— Może ta ziemia wreszcie ugasi ogień zemsty w twoim sercu.

Zeynep zostaje sama, jej dłoń opadła bezwładnie z jego ramienia, a oczy zaszkliły się od łez, których nie pozwala sobie uronić. Wpatruje się w sadzonkę, jakby w niej szukała siły, by przetrwać kolejną burzę.

***

Wieczorem Zeynep przygotowuje dla Halila romantyczną kolację przy blasku świec. Na tarasie, otulonym miękkim światłem lampionów i zapachem jaśminu, czeka na nich pięknie przystrojony stół.

Gdy wychodzi po niego do salonu, delikatnie ujmuje jego dłoń i prowadzi na taras. Jej spojrzenie jest pewne, a usta układają się w ciepły uśmiech.

— Dziś wieczorem wszystko jest tylko dla ciebie — mówi miękko, patrząc mu głęboko w oczy.

Halil przez moment milczy, zaskoczony tym, co widzi. W końcu odsuwa jej krzesło, a potem sam siada naprzeciwko, nie spuszczając z niej wzroku.

Zeynep chwilę później wstaje i nakłada mu porcję aromatycznego dania. Dopiero potem, z tą samą czułością, obsługuje siebie i znów siada. Twarzą w twarz. Dłońmi delikatnie gładzi krawędź obrusu, jakby chciała zagłuszyć własne zdenerwowanie.

— Chciałabym, żeby ten wieczór był dla ciebie niezapomniany — mówi cicho, z lekkim drżeniem w głosie. — Jeśli tylko czegoś zapragniesz, powiedz. Mogę to dla ciebie przygotować.

Halil wpatruje się w nią uważnie, jego spojrzenie zmiękcza się.

— Nie, niczego więcej mi nie trzeba — odpowiada spokojnie.

Zeynep uśmiecha się delikatnie, jakby ulżyło jej na sercu.

— A tak w ogóle… — dodaje z figlarnym błyskiem w oku — w żadnym z tych dań nie ma ani grama cebuli. Możesz jeść spokojnie. Smacznego.

Halil unosi brew, a potem sięga po widelec i próbuje pierwszego kęsa. Przemyka mu po ustach cień uśmiechu.

— Wyśmienite — mówi po chwili, ocierając usta serwetką. Lecz w jego głosie pobrzmiewa nuta niepewności. — Zeynep… po tym, co stało się w ogrodzie… byłaś taka zdeterminowana, tak stanowcza. A teraz? Zachowujesz się zupełnie inaczej. — Jego spojrzenie przeszywa ją pytaniem. — Co się stało, że tak nagle zmieniłaś nastawienie?

Ona tylko delikatnie spuszcza wzrok, a potem podnosi oczy i posyła mu łagodny uśmiech.

— Porozmawiamy o tym później, Halilu. Proszę… pozwól, że dziś po prostu nacieszymy się tym wieczorem. Bez pytań.

Przez moment jeszcze mierzy ją wzrokiem, jakby chciał zajrzeć w głąb jej serca. W końcu jednak unosi kąciki ust i kiwa głową.

— Dobrze — mówi cicho.

Sięga po szklankę z wodą, podnosi ją do ust i bierze kilka łyków, wciąż wpatrzony w nią spod rzęs, jakby próbował odgadnąć tajemnicę ukrytą w jej oczach. A ona siedzi naprzeciwko, z delikatnym uśmiechem, którego nie potrafi powstrzymać, i myśli tylko o tym, by ta chwila trwała jak najdłużej.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 136. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy