„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 276: Streszczenie
Halil i Zeynep zabierają Zumrut do wiejskiego domu, by mogła tam odzyskać siły. Nestorka od pierwszych chwil promienieje pogodą ducha, a między małżonkami, ku ich własnemu zaskoczeniu, panuje spokój i zadziwiająca bliskość – jakby na moment zapomnieli o wszystkich ranach, które zdążyli sobie zadać.
Halil wychodzi na podwórze i bierze się za rąbanie drewna na opał. Cios za ciosem, uderzenia siekiery odbijają się echem od ścian domu. Zeynep, stojąc przy otwartym oknie, nie potrafi oderwać od niego wzroku. Patrzy na silne ramiona męża, na jego skupioną twarz, i czuje dziwną mieszankę podziwu i wzruszenia.
W pewnej chwili Halil prostuje się, a ich spojrzenia spotykają się niespodziewanie. Zeynep natychmiast zamyka okno, jakby przyłapana na czymś niedozwolonym.
– Zawsze tak uciekasz, gdy cię przyłapię – rzuca Halil z satysfakcją, kładąc na pieńku kolejny kawałek drewna.
***
Wieczorem, gdy w domu zalega cisza, Zumrut, siedząc przy piecu, zaczyna snuć opowieść. Jej głos jest spokojny, melodyjny – przypomina baśń, a jednak każde słowo niesie ciężar mądrości. Opowiada o prawdzie i kłamstwie, o ich odwiecznej grze, w której jedno próbuje przykryć drugie.
Zeynep słucha z uwagą, Halil milczy. Wkrótce starsza kobieta zasypia, a w pokoju pozostaje tylko para młodych małżonków.
Halil staje naprzeciwko Zeynep. W jego oczach odbija się blask ognia z paleniska.
– Rozegrałaś tę grę małżeńską lepiej niż ja – mówi spokojnie, ale stanowczo. – Zaczynam się zastanawiać, czy i ty nie uciekasz przed prawdą, która drzemie w tobie.
Zeynep unosi brwi i próbuje zbagatelizować jego słowa.
– Czy każdą opowieść musisz brać na serio? To tylko historia.
– Znam cię za dobrze – odpowiada Halil, mrużąc oczy. – Zawsze, kiedy próbujesz przed czymś uciec, reagujesz w ten sam sposób.
– O czym ty mówisz? – pyta z lekkim zniecierpliwieniem. – Idź spać zamiast snuć te wszystkie dziwne teorie. Pamiętaj, tutaj dzień zaczyna się wraz z porannym wezwaniem do modlitwy.
Halil przez chwilę jeszcze na nią patrzy, jakby chciał wyczytać coś z jej twarzy.
– Dobrze… – odpowiada cicho. – A ty?
– Ja poczekam przy łóżku babci – mówi i od razu siada na położonej obok poduszce, delikatnie poprawiając koc starszej kobiecie.
Halil nie komentuje. Zamiast tego siada w fotelu przy ścianie, sięga po szklankę z herbatą i upija łyk. W izbie zapada cisza, w której słychać jedynie miarowy oddech śpiącej Zumrut i cichy trzask drewna w palenisku.
***
Tekin podstępem uzyskuje od żony pełnomocnictwo do konta bankowego. Po powrocie z miasta parkuje samochód przed rezydencją. Oboje wysiadają i niespiesznie ruszają alejką prowadzącą do wejścia. Jesienny wiatr szarpie gałęziami drzew, a pod ich krokami chrzęści żwir.
– Myślałem, że cała procedura zajmie dużo więcej czasu – mówi Tekin, unosząc lekko teczkę z dokumentami, jakby była trofeum. – A prawnik rozwiązał sprawę od ręki.
– To prawda – potwierdza Gulhan z lekkim uśmiechem. Jej twarz promienieje spokojem, a w oczach nie ma cienia podejrzenia. – Najważniejsze, że wszystko poszło pomyślnie. Robimy to przecież dla szczęścia naszego dziecka.
– Oczywiście. – Tekin kiwa głową, a w jego głosie pobrzmiewa miękki ton, za którym kryje się wyrachowanie. – Tylko… niech ta sprawa na razie zostanie między nami. Wiesz, Halil i tak jest na mnie wściekły. Wystarczy mu najmniejszy pretekst, żeby rozpętać awanturę. Nie chcę dodatkowych kłótni.
– Jak sobie życzysz, kochanie – odpowiada spokojnie Gulhan, ufnie przyjmując każde jego słowo.
Tekin obejmuje ją ramieniem i prowadzi do drzwi.
– Idź już do pokoju, odpocznij trochę. Ja muszę jeszcze wykonać parę telefonów w sprawach biznesowych.
– Dobrze, ale ty też nie zwlekaj. Zaparzę ci kawę ze śmietanką i pianką, taką, jaką najbardziej lubisz – mówi z ciepłym uśmiechem.
– Cudownie, moja piękna – odpowiada Tekin i posyła jej w powietrzu całusa.
Gulhan znika za ciężkimi drzwiami rezydencji, a na jej twarzy wciąż maluje się troska i oddanie. Tekin od razu sięga po telefon. Na jego obliczu pojawia się inny wyraz – zimny, skupiony, pozbawiony czułości.
– Tak, to ja – mówi cicho do słuchawki, odchodząc na bok alejki. – Zleć natychmiastowy przelew na moje konto. Pełnomocnictwo jest podpisane.
Jego głos staje się twardszy, ton bardziej stanowczy. Gdy rozłącza się, na jego twarzy pojawia się cień triumfu.
„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 277: Streszczenie
Od samego rana Halil w pocie czoła pracuje w ogrodzie wiejskiego domu. Słońce dopiero wschodzi, a jego promienie rozlewają się po ziemi, która pod uderzeniami motyki staje się coraz bardziej miękka i podatna. Krople potu spływają mu po skroniach, gdy pochyla się nad ziemią z uporem i siłą.
W tym momencie na podwórzu pojawia się Zeynep. Jej delikatna sylwetka rzuca cień na świeżo spulchnioną ziemię. Halil podnosi wzrok, omiata ją spojrzeniem od stóp do głów, a w jego oczach pojawia się błysk podziwu.
Jaka jesteś piękna… – myśli, unosząc lekko kącik ust.
– Naprawdę zamierzasz posadzić tu kwiaty? – pyta Zeynep, krzyżując ramiona na piersiach, jakby z niedowierzaniem.
– Tak – odpowiada spokojnie Halil, opierając się na trzonku motyki.
– Skąd wziąłeś nasiona i narzędzia?
– Poszedłem na plac wiejski. Sąsiedzi pomogli mi wszystko zorganizować – tłumaczy z lekką dumą.
Już ma wrócić do pracy, ale Zeynep nie odpuszcza. Jej głos jest cichy, lecz stanowczy:
– Myślę, że się mylisz. To ty odniosłeś prawdziwe zwycięstwo w tej grze małżeńskiej.
Halil zatrzymuje się, marszczy brwi i patrzy jej prosto w oczy.
– Robię to wszystko dla twojej babci. Dla jej dobra. Znasz to powiedzenie? Kozy oskarżają innych o to, że mają czarne uszy. Może w głębi serca sama chcesz, żeby ta historia okazała się prawdą. I dlatego uparcie próbujesz ją we mnie dostrzec.
– Mam już dość tej twojej postawy „wszystkowiedzącego”! – wybucha Zeynep. Jej policzki różowieją, a w oczach błyszczy gniew. – Czy coś takiego w ogóle jest możliwe? Nie bądź śmieszny! – prycha z ironią, po czym sięga po grabie i zaczyna z impetem zagrabiać liście w drugiej części ogrodu, by ukryć własne emocje.
Halil przez chwilę obserwuje jej nerwowe ruchy. Na jego twarzy pojawia się ledwo zauważalny uśmiech – ciepły, ale pełen przekonania.
– Znowu uciekasz przed samą sobą, Zeynep – mówi cicho, bardziej do siebie niż do niej. – Nawet jeśli zakopiesz prawdę w swoim sercu i zamkniesz je na klucz, nic się nie zmieni. Prawda pozostanie taka sama. Kochasz mnie. Wiem to.
***
Tekin stoi w altanie, opierając łokieć o drewnianą balustradę. W drugiej dłoni ściska telefon tak mocno, jakby od tego zależało jego życie. Głos ma obniżony, ale w tonie słychać zniecierpliwienie i ukryty gniew.
– Mówię ci, Kazim, pieniądze zaraz będą w moich rękach – cedzi do słuchawki. – Zrobię przelew natychmiast, jak tylko do mnie dotrą. Jeszcze trochę cierpliwości. Czekaj na wieści ode mnie, rozumiesz?
Rozłącza się gwałtownie i z sykiem wypuszcza powietrze przez zaciśnięte zęby.
– Kretyn! – warczy, stukając nerwowo palcami o balustradę. – Dzwoni co chwilę, jakby to miało przyspieszyć sprawę. Ale już niedługo… Jeszcze moment i będę wolny. A ta naiwna Gulhan wciąż wierzy, że to wszystko „dla dobra dziecka”. Naiwna, ślepa kobieta…
Ciszę przecina odgłos kroków na drewnianej podłodze altany. Tekin gwałtownie prostuje się, gdy widzi, że to Hakan. Ten wchodzi powoli, z rękami w kieszeniach, ale jego spojrzenie jest czujne i przenikliwe.
– Słyszałem – zaczyna spokojnie – że poprosiłeś o wypłatę sporej sumy z konta Gulhan. Co się dzieje, Tekin? Masz jakieś problemy? A może Halil już o tym wie?
Tekin unosi brwi i udaje rozluźnienie, choć w środku gotuje się ze strachu.
– Nie ma między nami żadnych tajemnic, Hakanie – mówi tonem, w którym przebija fałszywa pewność siebie. – Jesteśmy rodziną, pamiętasz? Wszystko jest pod kontrolą.
Hakan unosi lekko głowę, jakby chciał sprawdzić, czy słowa Tekina mają sens.
– Oczywiście, nie będę się wtrącał w sprawy rodzinne – odpowiada w końcu, choć w jego głosie pobrzmiewa nuta ostrzeżenia. – Chciałem tylko zapytać, czy wszystko jest w porządku. Ach, i pamiętaj… kwota jest duża. Przelew nie przejdzie od razu. Może to potrwać.
Odwraca się i spokojnym krokiem opuszcza altanę.
Tekin zostaje sam, z dłońmi zaciśniętymi na balustradzie tak mocno, że aż bieleją mu knykcie. Marszczy brwi, przesuwa językiem po zębach i syczy przez zaciśnięte usta:
– Muszę mieć te pieniądze jak najszybciej. Kazim nie da mi spokoju, jeśli nie dostanie ich w terminie.
***
Hakan przechadza się po ogrodzie, gdy nagle wibruje jego telefon. Spogląda na wyświetlacz, a widząc znajomy numer, od razu odbiera. Głos po drugiej stronie jest stłumiony, jakby rozmówca mówił z zamkniętej celi.
– Kazim robi się coraz bardziej niecierpliwy – odzywa się szpieg. – Oczekuje dużej sumy pieniędzy od kogoś z zewnątrz. Nie wiem jeszcze, kto to ma być, ale sprawa wygląda poważnie.
Hakan marszczy brwi i zatrzymuje się w pół kroku. Jego spojrzenie staje się twardsze.
– Rozumiem. Nie spuszczaj z niego oka ani na chwilę – mówi chłodno, po czym kończy rozmowę.
Przez chwilę stoi nieruchomo, wpatrując się w altanę po drugiej stronie ogrodu. Tam, oparty o balustradę, kręci się Tekin, wyraźnie zdenerwowany i zamyślony.
Hakan mruży oczy, jakby w myślach układał wszystkie elementy układanki. Na jego twarzy pojawia się cień ironicznego uśmiechu.
– To ty… – szepcze sam do siebie. – Ty jesteś tym, który ma mu dać pieniądze, prawda? Dlatego tak nagle zleciłeś wypłatę ogromnej sumy, korzystając z pełnomocnictwa Gulhan…
Odrywa wzrok od Tekina i splata dłonie za plecami. W jego spojrzeniu tli się determinacja – wie, że prawda wkrótce wyjdzie na jaw, a Tekin nie zdoła już jej ukryć.
***
Zumrut odprawia rytuał z powagą, która udziela się Halilowi i Zeynep. Jej dłonie przesuwają się powoli, niemal ceremonialnie, gdy smaruje ich ręce pachnącą, gęstą maścią.
– Wasza miłość będzie rosła w siłę – mówi niskim, spokojnym głosem. – Tak jak to drzewo, które dziś zasadziliście. Niech korzenie zapuszczą się głęboko, a pień stanie się mocny i nieugięty wobec wichrów losu.
Halil i Zeynep siadają na ławce przed chatą, ich dłonie splatają się wciąż lepkie od mikstury. Oboje milczą, co chwilę wymieniając spojrzenia, które natychmiast uciekają w bok, jakby bali się własnych myśli. Czas płynie ciężko, jakby każda sekunda ważyła więcej, niż powinna.
W końcu Zeynep próbuje unieść się z ławki.
– Myślę, że już wyschła… – mruczy, nerwowo pociągając dłonią.
Halil jednak mocniej przytrzymuje jej rękę.
– Czy tak trudno zaakceptować prawdę? – jego głos brzmi stanowczo, choć w oczach widać błysk bólu. – To, co się dzisiaj wydarzyło, nie może być tylko grą.
– To była gra – odpowiada Zeynep, wzruszając ramionami i odwracając spojrzenie. – Część naszej umowy. Małżeńska iluzja dla babci. Nie nadawaj temu znaczenia, którego nie ma.
– Nazwałaś mnie swoim mężem – przerywa jej Halil, pochylając się bliżej. – Powiedziałaś to z serca, nie z obowiązku.
– Nie – zaprzecza szybko, wstając. – To była tylko część gry… – jej głos drży, a w słowach słychać więcej wahania niż pewności.
Halil sięga do kieszeni i wyciąga czerwoną wstążkę, której blask w promieniach zachodzącego słońca jest niemal prowokacyjny.
– Dlaczego jej nie spaliłaś? – pyta ostro, a jego spojrzenie wbija się w nią jak ostrze. – Dlaczego ukryłaś ją w najgłębszym kącie swojej szafy? To też dla babci? To też część gry?
Zeynep milczy, a serce bije jej szybciej.
Ukryłam ją tak głęboko… Jak on mógł ją znaleźć? – pyta w myślach.
Halil nie odrywa od niej oczu.
Nie możesz wiecznie uciekać przed tym, co czujesz. Przyznaj to wreszcie, Zeynep – myśli z determinacją.
Cisza między nimi staje się nieznośna. W końcu Zeynep gwałtownie wyrywa dłoń z jego uścisku, zrywając symboliczne połączenie, które stworzyła Zumrut.
– Im jestem starsza, tym mocniej widzę, jak okrutne bywa życie – mówi twardo, choć jej głos drży. – Dlatego chcę się chronić w niewinności dzieciństwa. Ta wstążka… przypomina mi o tamtych czasach. Dlatego nie mogłam jej spalić ani wyrzucić. To nie ma nic wspólnego z tobą.
Odwraca wzrok, spuszcza głowę i rusza w stronę chaty. Ale zanim zdąży odejść, Halil chwyta ją za ramiona i zatrzymuje.
– Wiem, którą drogą podążasz, Zeynep – mówi miękko, ale stanowczo. – Idę tą samą. Nie pozwolę, żebyś potknęła się o pierwszy kamień.
– Mylisz się – odpowiada, zaciskając wargi. – Nie idziemy tą samą ścieżką. Dotrę tam, gdzie chcę, zanim zdążę upaść.
Halil patrzy na nią z gorzkim uśmiechem.
– Możesz zaprzeczać bez końca, ale prawdy i tak nie zmienisz. W końcu sama przyznasz, że mam rację.
Zeynep odwraca się gwałtownie, by ukryć łzy.
Masz rację… – przyznaje w ciszy własnych myśli. – Ale nie mogę zapomnieć tego, co się stało.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Rüzgarlı Tepe 163. Bölüm i Rüzgarlı Tepe 164. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.








