„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 295: Streszczenie
Zeynep wyszła z domu Ayşe z sercem bijącym jak dzwon alarmowy. W dłoni ściskała polano — ciężkie, szorstkie, jeszcze wilgotne od porannej rosy. Odgłosy zza rogu budynku były niepokojące, jakby ktoś próbował ukryć obecność, a jednocześnie nie potrafił zapanować nad własnym ciałem. Cień poruszył się gwałtownie. Zeynep nie czekała — wyprowadziła cios, instynktownie, z desperacją.
— O Boże, Halil! — krzyknęła, gdy jej mąż osunął się lekko, chwytając za potylicę. — Nic ci nie jest?
Halil, ubrany w ciemną kurtkę, z twarzą wykrzywioną bólem, próbował się uśmiechnąć. Jego spojrzenie było łagodne, choć zmęczone.
— Chciałem tylko schować drewno… Zobaczyłem, że może padać…
Zeynep zbladła. Jej ręka drżała, gdy dostrzegła krew na jego dłoni. Czerwień na tle skóry wyglądała jak wyrzut sumienia.
— Musimy jechać do szpitala — powiedziała stanowczo, choć głos jej się łamał. — To może być coś poważnego…
— Uspokój się. To tylko mała rana — odpowiedział Halil, choć sam nie był tego pewien.
***
Wnętrze domu Ayşe pachniało drewnem, herbatą i świeżym chlebem. Zeynep usadziła Halila na sedirze, podłożyła poduszkę pod jego plecy i zaczęła opatrywać ranę. Jej dłonie były delikatne, ale zdecydowane. Wacik nasiąkał krwią, a ona z każdym dotykiem czuła, jak napięcie między nimi topnieje.
Halil patrzył na nią z czułością.
Twoje oczy pokonają twój upór – pomyślał.
— Jesteś taki uparty — powiedziała Zeynep, nie patrząc mu w oczy, choć jej spojrzenie co chwilę tam wracało. — Dlaczego nie chciałeś jechać do szpitala?
— Bo jestem zadowolony z mojej pielęgniarki. Jej dłonie są miękkie jak bawełna.
Zeynep parsknęła, choć nie potrafiła ukryć uśmiechu.
— Czy to gra komputerowa? Jesteś ranny, Halilu.
W tym momencie do pokoju weszła Ayşe. Jej twarz promieniała spokojem, a w oczach błyszczała mądrość wielu lat.
— Tak właśnie powinniście leczyć swoje rany — powiedziała, siadając obok nich.
Zeynep spojrzała na seniorkę z lekkim zdziwieniem.
— Wydawało mi się, że z kimś rozmawiałaś, ciociu. Sąsiad?
— Nie, to tylko żandarm — odpowiedziała Ayşe, z lekkim wahaniem.
Halil wyprostował się, a napięcie wróciło do jego ramion.
– Jest jakiś problem? – zapytał.
— Ten zbieg… — zaczęła Ayse, ale nagle w jej sercu zrodziła się myśl:
Jeśli powiem, że został złapany, Zeynep będzie chciała, żeby Halil odszedł. W tym przypadku kłamstwo nie będzie grzechem.
— Nadal go szukają — skłamała łagodnie. — Patrole żandarmerii przeszukują okolice. Jak się czujesz?
Halil spojrzał na Zeynep, a jego głos był miękki jak aksamit:
— Lepiej. Czy to możliwe, żebym czuł się źle, kiedy Zeynep jest przy mnie?
Zeynep odchrząknęła, próbując ukryć wzruszenie.
— Dalej zajmą się tobą lekarze i pielęgniarki w szpitalu.
— Nie potrzeba szpitala. Dzięki tobie jestem wyleczony.
Ayşe wstała, jakby właśnie podjęła decyzję.
— Idź do kuchni i przygotuj zupę dla męża — powiedziała do Zeynep. — Przynieś też trochę chleba, który upiekłam. Od rana nie miał nic w ustach. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek pod moim dachem był głodny.
Zeynep skinęła głową i ruszyła w stronę kuchni. A Halil, siedząc na sedirze, dotknął opatrunku na głowie i uśmiechnął się. Nie z powodu bólu, lecz z powodu kobiety, która — choć nieświadomie — właśnie zaczęła go leczyć nie tylko fizycznie, ale i sercem.
***
Wieczorem Ayşe, z nieodpartą determinacją w oczach, zaprowadza Zeynep i Halila do jednej z sypialni i zamyka za nimi drzwi na klucz.
W pokoju zapada ciężka cisza. Oboje wodzą wzrokiem po wnętrzu, jakby szukali ucieczki w szczegółach. Sypialnia jest skromna: jedno okno, komoda i… tylko jedno łóżko.
— Nie ma tu kanapy — mruczy Halil, unosząc brew. W jego głosie pobrzmiewa ironia, ale i ukryte napięcie.
Zeynep wzdycha.
— Nie rozumiem, jak to się stało, że właśnie tak skończyliśmy… — mówi cicho, z goryczą.
— Sam nalegałem, że przenocuję w samochodzie — odpowiada Halil, odwracając wzrok, jakby sam siebie próbował przekonać.
Zeynep jednak potrząsa głową.
— To niemożliwe. Jesteś ranny w głowę, muszę mieć cię na oku… — urywa nagle i odwraca głowę w stronę okna, jakby chciała ukryć drżenie głosu. — W każdym razie… radziliśmy sobie już z większymi problemami. Z tym też sobie poradzimy. Rozwiązanie jest bardzo proste: ty śpisz w łóżku, bo jesteś ranny, a ja jakoś dam sobie radę.
Halil uśmiecha się krzywo, jakby jej upór jednocześnie go drażnił i rozczulał.
— Myślisz, że tak to zostawię? Że pozwolę, żebyś spała na podłodze?
— Dobrze, nie akceptuj tego — odpowiada z udawaną obojętnością. — Możemy więc oboje spędzić noc… na stojąco.
Przez chwilę w pokoju słychać tylko ich przyspieszone oddechy. Napięcie jest niemal namacalne.
Halil robi krok w stronę łóżka, chwyta kotarę wiszącą przy oknie i jednym zdecydowanym ruchem zrywa ją z karnisza. Rozciąga materiał u sufitu i wiesza tak, by podzielił łóżko na dwie równe części. Kotara staje się prowizorycznym murem, granicą, której żadne z nich nie może przekroczyć.
„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 296: Streszczenie
Tekin wszedł do gabinetu Halila, rozglądając się nerwowo, jak złodziej w obcym domu. Ciężkie zasłony wpuszczały tylko nikłe smugi księżycowego światła, które kładły się na biurku niczym chłodne ostrze. Mężczyzna zaczął gorączkowo przeszukiwać szuflady. Każdy szelest papieru brzmiał w ciszy jak wystrzał, każdy stuk drewna pod jego palcami przypominał mu, że igra z losem.
W jego głowie nieustannie powracały słowa Kazima, wypowiedziane jak przekleństwo:
„Znajdź norę, w której się ukryjesz. Wyślę do rezydencji list, który sprawi, że każdy, kto cię zobaczy, napluje ci w twarz.”
Tekin przełknął ślinę. Wiedział, że jeśli ten list ujrzy światło dzienne, wszystko, co zbudował, rozsypie się jak domek z kart.
Nagle drzwi skrzypnęły. Tekin znieruchomiał, a serce podskoczyło mu do gardła. Do środka weszła Gulhan. Miała na sobie cienką, nocną koszulę, a jej włosy, potargane i wilgotne od snu, opadały swobodnie na ramiona. Spojrzała na niego zdziwionymi, lekko przymglonymi oczami.
— Tekin? — jej głos był cichy, ale w tej chwili zabrzmiał jak oskarżenie.
Mężczyzna natychmiast się wyprostował i zasłonił szufladę, jakby nigdy jej nie dotykał.
— Nie mogłem zasnąć — odparł, przybierając spokojny ton. — Pomyślałem, że chociaż trochę popracuję. Przyszedłem tylko po kartkę i długopis.
Gulhan westchnęła, opierając się o framugę drzwi.
— Rozumiem. Przestraszyłam się, kiedy się obudziłam, a ciebie nie było.
Tekin podszedł do niej i objął jej twarz dłońmi, próbując uciszyć własne wyrzuty sumienia.
— Czy mógłbym zostawić cię samą? — wyszeptał. — Chcę być z tobą w każdej chwili, ale w nocy najlepiej mi się myśli, najlepiej pracuje.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
— Czy zacząłeś już przygotowania do otwarcia własnej działalności? — zapytała z nadzieją. — W końcu udzieliłam ci pełnomocnictwa.
Tekin skinął głową, zmuszając się do lekkiego uśmiechu.
— Kochanie, to ma być niespodzianka — odparł, muskając jej czoło pocałunkiem.
— Dobrze — odpowiedziała miękko. — Ale nie przemęczaj się za bardzo.
Chwycił leżącą na biurku kartkę i długopis, po czym, obejmując żonę ramieniem, poprowadził ją w stronę korytarza. Zamknął drzwi gabinetu, jakby chciał uwięzić w nim swoje sekrety.
Ale jego myśli wciąż krążyły tylko wokół jednego. Ten przeklęty list. Dokument, który mógł stać się jego zgubą, wciąż gdzieś tu był — ukryty, czekający, by wydobyć całą prawdę na światło dzienne.
***
Noc była cicha, niemal święta. W pokoju panował półmrok, rozświetlany jedynie ciepłym blaskiem dwóch oliwnych lamp, których płomienie drżały jak serca zakochanych. Na ścianie nad łóżkiem rozciągał się obraz spokojnego wybrzeża — jakby sam świat chciał przypomnieć, że gdzieś tam, poza burzami życia, istnieje miejsce pełne ukojenia.
Zeynep spała głęboko, jej oddech był równy, spokojny. W pewnym momencie, nieświadomie, jej dłoń sięgnęła po kotarę dzielącą łóżko na dwie części — cienką, symboliczną granicę, która miała chronić przed bliskością. Tkanina opadła bezszelestnie, jakby sama poddała się sile nocy. Zeynep, wciąż pogrążona w śnie, wtuliła się w pierś Halila, szukając ciepła, którego tak długo się wypierała.
Halil nie spał. Leżał nieruchomo, czując jej oddech na swojej skórze, jej dłoń w swojej dłoni. Obejmował ją ostrożnie, jakby bał się, że zniknie, jeśli poruszy się zbyt gwałtownie. Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na jej czole — cichy, pełen czci.
— Twoja obecność jest dla mnie największą pociechą — wyszeptał. — Wiecznym spokojem. Mogę umrzeć za ciebie, moja buntownicza miłości.
Zeynep poruszyła się lekko. Jej powieki rozchyliły się, ukazując oczy, w których odbijał się blask lampy.
Prawdopodobnie śnię — pomyślała. Uśmiech rozciągnął jej usta, a ona mocniej wtuliła się w męża, jakby chciała zatrzymać ten sen na zawsze.
***
Poranek przyszedł cicho, z pierwszymi promieniami słońca, które wślizgnęły się przez koronkowe zasłony. Zeynep obudziła się pierwsza. Przez chwilę była zdezorientowana — nie rozpoznawała miejsca, pozycji, ciepła. Ale potem wszystko wróciło. Leżała w ramionach Halila, z głową na jego klatce piersiowej, słysząc bicie jego serca jak najpiękniejszą melodię.
Zaczęła się delikatnie wyślizgiwać, próbując nie obudzić męża. Ale jego ramię tylko mocniej ją objęło.
Nie ma mowy, żebym odsunęła się, nie budząc go — pomyślała. — Muszę się jakoś wydostać z tej pozycji. Nie chcę, żeby się obudził i zobaczył nas w tym stanie.
Zeynep rozluźniła mięśnie, próbując przecisnąć się pod jego ramieniem, ale wtedy Halil otworzył oczy.
— Dzień dobry — powiedział cicho, patrząc jej prosto w twarz. — Spałaś wygodnie?
Zeynep zerwała się z łóżka jak oparzona.
— Jak śmiałeś ściągnąć kotarę?! — wybuchła.
Halil uniósł brwi, zaskoczony.
— Nawet jej nie dotknąłem. Jeśli jest ktoś, kto nie chciał barier między nami, to… byłaś ty.
— Nie ma mowy! Nie mogłam tego zrobić! — zaprzeczyła, choć w głębi duszy wiedziała, że to jej ręka zerwała prześcieradło. — Gdybym mogła, zbudowałabym między nami mur z cegły i żelaza!
Rzuciła w niego poduszką, która wylądowała na jego kolanach. Halil uśmiechnął się lekko.
— Każdą przeszkodę, którą postawisz między nami, zburzę — powiedział spokojnie. — Cokolwiek zrobisz, nie zatrzymasz mnie. Ale w tej sytuacji to ty spałaś na mojej piersi.
Zeynep dotknęła policzków. Były rozpalone, jakby ogień tej nocy wciąż w niej płonął.
***
Wiatr niósł zapach soli i wilgotnej ziemi, a fale uderzały o brzeg z jednostajnym rytmem, jakby morze samo podsłuchiwało rozmowę. Songül stała na skraju ścieżki, ubrana w ciemny płaszcz z połyskującymi guzikami. Jej dłoń zaciskała się na pasku torebki, jakby trzymała się ostatniego bastionu kontroli. Obok niej, nieco niżej, na tle spokojnej tafli wody, stał Metin — mężczyzna o twarzy pooranej zmarszczkami, które nie były wynikiem wieku, lecz lat spędzonych w ciasnych murach więzienia.
Za ich plecami rozciągał się pejzaż: wzgórza porośnięte zielenią, zabudowania w oddali, statek sunący leniwie po wodzie. Ale Songül nie patrzyła na to wszystko. Jej wzrok był skupiony, przenikliwy, jakby chciała prześwietlić duszę rozmówcy.
— Więc byłeś blisko związany z moim szwagrem? — zapytała chłodno, choć jej głos miał w sobie nutę udawanego wzruszenia.
Metin skinął głową, a jego spojrzenie zmiękło.
— Tak. Byliśmy sobie bardzo bliscy. W więzieniu czas płynie inaczej… wolniej, boleśniej. Ludzie dzielą się wszystkim — wspomnieniami, lękami, nadzieją.
Songül przytaknęła, choć w jej oczach nie było współczucia. Była tu po coś — po prawdę, po kontrolę, po potwierdzenie, że tajemnica, którą skrywa, jest bezpieczna.
— Mój biedny szwagier padł ofiarą oszczerstwa — powiedziała teatralnie. — Na pewno opowiadał ci o tym.
— Czy mógłby mi nie opowiedzieć? — westchnął Metin. — Niech Bóg chroni nas przed takimi oszczerstwami. Przez to został rozdzielony ze swoją rodziną. W końcu zachorował i… zmarł.
Songül poczuła ulgę. Dobrze, że nie wie o sprawie z naszyjnikiem, pomyślała. Nie zna prawdziwego powodu, dla którego Halil nigdy nie powinien znać całej historii.
— Moja dusza… tęsknił za nami, a my tęskniliśmy za nim — powiedziała z przesadnym rozczuleniem, które nie pasowało do chłodu w jej oczach. — Ale dlaczego chciałeś zobaczyć Halila od razu po wyjściu z więzienia? Jaki był powód?
Metin spojrzał w dal, jakby szukał odpowiedzi w ruchu fal.
— Zmarły zostawił testament. Poprosił mnie, żebym odnalazł Halila, jeśli coś mu się stanie.
Songül zmarszczyła brwi. Jej serce zabiło szybciej.
— Czy poprosił cię o przekazanie czegoś?
— Tak. Chciał, żeby Halil się ożenił, dbał o rodzinę i nigdy nie rozstał się ze swoją żoną. Zrobił nawet brelok w kształcie domu. Powiedział, że to symbol — że dom to nie tylko miejsce, ale ludzie, których się kocha.
Songül zamarła. Dlatego Halil nie rozstaje się z Zeynep, pomyślała. Nie z miłości, lecz z obowiązku. Z powodu woli ojca.
Jej spojrzenie przesunęło się po wodzie, ale myśli krążyły wokół Zeynep. Czy ona wie? Nie, nie sądzę. Naiwna dziewczyna myśli, że Halil podąża za nią z miłości. Może powinnam szepnąć jej prawdę do ucha…
W tej chwili wiatr poruszył gałęzie pobliskiego drzewa, a liście zaszumiały jak ostrzeżenie. Songül uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że prawda to broń — i że czasem lepiej trzymać ją w zanadrzu, niż wyciągać z pochwy.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Rüzgarlı Tepe 174. Bölüm i Rüzgarlı Tepe 175. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.


















