66: Levent wchodzi do kuchni. „Widziałaś Omera, Asli?” – pyta. – „Nie ma go w pokoju”. „Widziałam go, ale nic nie jest dla mnie jasne” – odpowiada dziewczyna. – „Przed chwilą całą koszulkę napełnił jedzeniem i poszedł do ogrodu”. „Lepiej pójdę to sprawdzić.” – Levent wychodzi na zewnątrz. W zaroślach przy ogrodzeniu znajduje Omera i jego przyjaciół. Akcja przenosi się do myjni. Neriman wychodzi ze swojego kantorka i rozgląda się po podwórku. „Mój Boże, wszystkie kości bolą mnie ze zmęczenia, a ich nadal nie widać” – mówi do siebie kobieta. W tym momencie na teren myjni wjeżdża czarny sedan, z którego wysiada dwóch brodatych mężczyzn. „Czego potrzebujecie?” – pyta niepewnie kobieta.
„Tekin jest tutaj?” – pyta jeden z drabów. „Nie ma go” – odpowiada siostra Durmusa. „A gdzie jest? Mamy kilka spraw do niego”. „Nie wiem. Nie wiem nawet, czy przyjdzie”. „Trudno, poczekamy na niego”. Przy bramie pojawia się Meryem. Na widok drabów szybko się wycofuje. „Przyszli po dzieci, na szczęście ich tu nie ma” – mówi do siebie dziewczyna. Nagle rozbrzmiewa dzwonek jej telefonu. To Levent. „Gdzie jesteś?” – pyta mężczyzna. „W baraku. Dlaczego pytasz?”. „Natychmiast przyjdź do rezydencji”. „Nie mogę, nie znaleźliśmy jeszcze dzieci”. „Znaleźliśmy, są tutaj”.
„W porządku, już idę.” – Meryem rozłącza się, ale nie odchodzi od razu. – „Jak mam zostawić ciocię samą z tymi ludźmi?” – Zastanawia się przez chwilę, po czym nawiązuje połączenie. – „Halo? Chcę coś zgłosić”. Akcja wraca do rezydencji. Ustawione w rządku dzieci stoją przed Leventem. „Czy zadzwoniłeś na policję?” – pyta Omer. – „Bracie Levencie, oni nie wiedzą, że moi przyjaciele są niewinni!”. „Wiem. Nie zadzwoniłem na policję, tylko po twoją siostrę, nie martw się. Wy też się nie bójcie, jesteście tutaj bezpieczni. A teraz niech podniesie rękę ten, kto jest głodny”. Wszystkie dzieci momentalnie unoszą ręce do góry.
Dogan i Durmus spotykają się na drodze. „Szukasz dzieci?” – pyta ojciec Meryem. „Zupełnie, jakby zapadły się pod ziemię!” – grzmi Dogan. „Mnie też nogi odpadają do chodzenia. Nie ma ulicy, na której bym ich nie szukał”. „Meryem właśnie przyjęła ofertę Tekina i byłoby dobrze, gdybyśmy je znaleźli”. „Jaką ofertę?” – Durmus robi duże oczy. „O niczym nie wiesz? Meryem powiedziała Tekinowi, że zgodzi się pracować dla niego, jeśli on przyprowadzi dzieci z powrotem do baraku”. „Dobrze więc, poszukajmy ich jeszcze trochę.” – W Durmusa wstępują nowe siły. – „Kiedy będziemy razem, powinno być łatwiej”.
Nagle telefon Dogana zaczyna dzwonić. „Dogan, przyjdź tutaj!” – krzyczy Neriman po drugiej stronie. „Co się stało?” – pyta mężczyzna. „Brat Tekin został zabrany przez policję! Pospiesz się!”. Akcja przenosi się do rezydencji. Levent urządza grilla dla dzieci i rodziny. Przy wspólnym stole siedzi także Meryem. „Kochana, przynieś mi wodę z lodem” – wydaje polecenie Melis. Córka Durmusa od razu podnosi się, by je wykonać, ale Levent zatrzymuje ją, mówiąc: „Usiądź. Nie pracujesz już tutaj. Wodę możesz przynieś sobie sama, Melis”. „Przepraszam. Zapomniałam, że Meryem nie pracuje już u nas jako służąca” – mówi siostra Hulyi, siląc się na uśmiech.
Po skończonym posiłku Meryem pomaga Asli w sprzątaniu. Odbiera telefon od przyjaciółki. „Dzieciaki uciekły i przyszły tutaj” – oznajmia. – „Mają się dobrze, nie masz czym się martwić”. „Zatem nie jesteś zmuszona pracować dla Tekina” – stwierdza Ayse. – „Masz świadomość, że nie musisz dotrzymać tej obietnicy, prawda?”. „Co jeśli ponownie spróbuje skrzywdzić dzieci? Jak go wtedy powstrzymam?”. „Jeśli dzieci są w bezpiecznym miejscu, nic nie może im zrobić”. „Mam taką nadzieję, Ayse”.
W następnej scenie Meryem przynosi kawę do stolika przy basie, gdzie siedzą Ulviye, Levent i Melis. „Usiądź trochę, porozmawiamy” – prosi pani Metehanoglu. „Dobrze.” – Meryem zajmuje miejsce obok mężczyzny. „Levent, synu, mówiłeś o edukacji”. „Tak. Te dzieci są dobrymi przyjaciółmi i były razem w najcięższych chwilach” – stwierdza brat Bahadira. – „Nie możemy ich rozdzielić. Musimy zapewnić im dobrą edukację, którą dostaną w domu dziecka”. „Stypendia zapewni im nasza fundacja”. „Tak będzie najlepiej, mamo”. „Zgadza się, ale czy nie będzie to dla was problem?” – pyta Meryem. – „Mam na myśli ludzi, którzy szukają tych dzieci”.
„Nie martw się o to. Nie mogą nic zrobić ani nam, ani dzieciom” – zapewnia Levent. „Te dzieciaki spędziły swoje życie na ulicy, stawiając czoła wielu problemom” – oznajmia Meryem. – „Miło wiedzieć, że teraz będą w bezpiecznym i przyjaznym miejscu. Bardzo ci dziękuję”. „Nie dziękuj, córko” – mówi Ulviye. – „Po prostu spełniamy swój obowiązek. Mam nadzieję, że będziemy mogli zrobić nawet lepsze rzeczy dla nich”. „Zatem dobrze, od razu wezmę się za to i będę was informował” – oznajmia Levent i kieruje wzrok na Meryem. – „Twoja pomoc jest bardzo ważna, bo najlepiej znasz te dzieci”. „Oczywiście, uczynię wszystko, co w mojej mocy” – potwierdza dziewczyna.
Znudzona Melis podnosi się i nagle zakrzykuje z bólu. Udaje, że skręciła kostkę, chcąc zwrócić na siebie uwagę Leventa. „Wszystko dobrze?” – pyta mężczyzna. „Nie wiem. Czy nie jest złamana?” – pyta siostra Hulyi. „Nie ma na co czekać, córko” – uważa Ulviye. – „Przygotuj się i jedź do lekarza”. „Poczekajmy jeszcze trochę. Jeśli nie przejdzie, wtedy pojedziemy”. „Pójdę do dzieci” – oznajmia Meryem, odchodzi od stolika i obserwuje bawiące się dzieci. „Są tak niewinne” – mówi w myślach. – „Jak mogę je zostawić i wysłać do domu dziecka? Moja dusza tak bardzo mnie boli. Omerowi też będzie ciężko”.
Do Meryem podchodzi Levent, który najwyraźniej mało przejął się stanem Melis. „Wiem, że jest ci ciężko oddzielić się od nich” – mówi. – „Ja sam dopiero ich poznałem, a już jest to dla mnie trudne”. „To nieważne, że jestem smutna. Robimy dla nich dobrą rzecz, ich życie będzie bezpieczne”. „Myślisz, że powinniśmy zrobić coś jeszcze dla nich?”. „Co takiego?”. „Kupmy im ubrania, piżamy, trampki, zabawki, książki, zeszyty i wszystko to, czego potrzebują”.
„Świetny pomysł” – mówi Melis, która właśnie pojawiła się za plecami Leventa. – „Zróbmy to teraz. W nowo otwartej galerii jest super sklep dla dzieci, mają oryginalne zabawki. Chodźmy, mnie też to dobrze zrobi”. „Czy ciebie nie boli noga?” – pyta zdziwiony Levent. „Nie, już czuję się dobrze. Widzisz, że mogę normalnie chodzić”. „Myślę, że nie powinnaś się przemęczać. Meryem może mi doradzić, ona dobrze zna te dzieci”. „A ja myślę, że powinna tu zostać. I tak niedługo jej nie będzie, prawda, Meryem? Chodź, Levent.” – Melis bierze mężczyznę za rękę i ciągnie go w stronę stolika przy basenie.
„Idziemy na zakupy, ciociu Ulviye” – informuje siostra Hulyi. „Jakie zakupy? Jeśli czegoś potrzeba, zamówimy to” – oznajmia pani Metehanoglu. – „Z twoją nogą też jeszcze nie jest dobrze”. „Nie, teraz jest już w porządku. Levent i ja chcemy kupić trochę rzeczy dla dzieci. Są takie urocze. Chcę coś dla nich zrobić, żebym też poczuła się szczęśliwa”. „Chodźmy więc. Do zobaczenia, mamo” – mówi Levent i odchodzi razem z Melis.
Po chwili obok Ulviye pojawia się Bahadir. „Gdzie idą?” – pyta, patrząc na odchodzących szwagierkę i brata. „Melis chce kupić jakieś rzeczy dla dzieci” – odpowiada Ulviye. „W rzeczywistości Melis ukrywa swoje prawdziwe intencje za chęcią pomocy dzieciom”. „Co masz na myśli?”. „Odkąd znam Melis, zawsze była zakochana w Levencie. Latami oczekiwała, że odwzajemni jej miłość, a on nie jest nawet tego świadomy”. „Naprawdę?”. „Oczywiście. Myślisz, że dlaczego wyjechała do Ameryki?”. „Nie z powodu Leventa, prawda?”. „Z powodu beznadziejnej miłości. To było dla niej bardzo trudne, kiedy ożenił się z Raną. Bardzo cierpiała”.
„Ale tego nie pokazywała, co oznacza, że szanowała małżeństwo Leventa” – zauważa Ulviye. – „Inaczej próbowałaby się wtrącić”. „Dokładnie tak, mamo” – potwierdza Bahadir. „Tak sobie myślę o tym, co powiedziałeś. Melisa to naprawdę dobry wybór dla naszego Leventa”. W tym momencie obok basenu przechodzi Meryem. Jest zaskoczona i wyraźnie przejęta tym, co właśnie usłyszała. Szybko odchodzi do kuchni i nalewa sobie wody. „Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale oni mają rację” – mówi do siebie. – „Pani Melis jest najlepszym wyborem dla pana Leventa”.
W następnej scenie Melis i Levent są już z powrotem w rezydencji. Dzieci są bardzo szczęśliwe z prezentów, jakie dostały. Tylko Ciszka jest z jakiegoś powodu zasmucona. Meryem bierze ją na bok i pyta, co się stało. „Zdjęcie mojej mamy zostało w baraku. Nie mam innego” – odpowiada dziewczynka. „Nie bądź smutna.” – Meryem przytula Ciszkę. – „Zaraz tam pójdę i przyniosę ci zdjęcie”. „Naprawdę to zrobisz?”. „Oczywiście, kochanie. Idź teraz i baw się z przyjaciółmi”.