„Dziedzictwo” – Odcinek 601 – Streszczenie
Duygu wchodzi na komisariat, ale Aliego nigdzie nie ma. Sięga po telefon i wybiera jego numer.
– Gdzie jesteś? – pyta od razu, gdy odbiera. – Musimy porozmawiać. Możesz przyjść na komisariat?
– Powiedz przez telefon.
– To nie jest rozmowa na telefon. Musimy spotkać się twarzą w twarz. Gdzie jesteś? Przyjdę do ciebie.
– Nie musisz. Będę na komisariacie za dwie godziny.
Ali rozłącza się bez słowa więcej. Duygu zaciska palce na telefonie. Czuje, jak serce bije jej mocniej.
– To musi się skończyć – mówi do siebie. – Ta paskudna gra nie może trwać dłużej. Uwierzy mi czy nie, ale muszę mu powiedzieć prawdę.
Nagle jej telefon wibruje. Wiadomość od Yagmur.
„Powiedziałam ci, że nie potrafię żyć bez Aliego, ale mi nie uwierzyłaś. Nie mogłam być szczęśliwa. Mam nadzieję, że chociaż ty będziesz. Odchodzę na zawsze. Żegnaj.”
Serce Duygu zamiera. Chwyta kluczyki i bez chwili namysłu pędzi do domu Yagmur.
***
Gdy dociera na miejsce, drzwi są uchylone. Wbiega do środka i znajduje Yagmur na podłodze, bliską utraty przytomności. Nie zastanawiając się, wciąga ją do łazienki, zmuszając do zwymiotowania połkniętych tabletek. Kiedy zagrożenie mija, prowadzi ją do salonu i podaje szklankę wody.
– Jak mogłaś to zrobić?! – Jej głos drży od emocji. – Jak mogłaś chcieć się zabić?! Myślisz, że to takie proste?! Co by było, gdybym nie zdążyła?!
Yagmur ukrywa twarz w dłoniach. Jej ramiona drżą od tłumionego płaczu.
– Byłam przerażona – szepcze w końcu. – Bałam się, że go stracę. Odkąd wróciłaś, Ali się zmienił. Oddalił się ode mnie… Bałam się, że do ciebie wróci. Patrzyłam, jak coraz bardziej się do ciebie zbliża i nie mogłam nic zrobić. Duygu… dorastałam bez rodziców. Ali był jedyną osobą, którą mogłam nazwać rodziną. Jest całym moim światem. Kocham go bardziej, niż potrafię to wyrazić.
Jej dłoń zaciska się na ręce Duygu. W oczach Yagmur błyszczy desperacja.
– Moja miłość jest wystarczająco wielka dla nas obojga. Jeśli trzeba, zaryzykuję wszystko, nawet własne życie. Nie jestem w ciąży, ale mogę mu dać rodzinę, której pragnie. Proszę… pozwól mi na to. Daj nam szansę.
***
Tymczasem Yaman wręcza Nanie nowy telefon.
– Nie mogę go przyjąć – odpowiada dziewczyna, oddając urządzenie.
Yaman zaciska szczękę.
– Jesteś dla mnie nikim – mówi chłodno. – Kiedy odejdziesz, nawet nie będę pamiętał twojego imienia. Jedyną osobą, która mnie interesuje, jest Yusuf. Dlatego będziesz korzystać z tego telefonu. On musi mieć z tobą kontakt, kiedy tylko zechce. To twój obowiązek wobec niego.
Podaje jej urządzenie.
– Teraz weź to i idź.
***
Duygu idzie do stołówki, gdzie czeka na nią Ali. Siedzi przy stole, krzyżując ramiona.
– Nie mam dużo czasu, więc mów szybko – rzuca oschle.
Duygu bierze głęboki oddech.
– Powiedziałam ci, że Yagmur udawała włamanie do swojego domu i że przez nią zniknęła moja mama. To nie była prawda. Skłamałam, bo byłam o ciebie zazdrosna. Miałeś rację, że mi nie uwierzyłeś.
Ali mruży oczy, a na jego twarzy maluje się niedowierzanie.
– Nie chciałam cię do siebie przekonać – kontynuuje Duygu. – Ale kiedy widziałam was razem… po prostu nie myślałam trzeźwo.
Ali kręci głową z politowaniem.
– Dlaczego ja się jeszcze dziwię każdemu twojemu absurdowi? – wzdycha. – Taka już jesteś, prawda? Powinienem się przyzwyczaić.
***
Później Duygu rozmawia z Karą.
– Jak mogłaś to zrobić?! – Kara patrzy na nią, jakby nie rozumiała, kogo ma przed sobą. – Bronisz Yagmur przed Alim?! Ona kłamie na każdym kroku! Jak możesz jej ufać?!
Duygu opuszcza wzrok.
– Ona naprawdę kocha Aliego. Może przeze mnie zbłądziła… Może to ja popchnęłam ją w złym kierunku. Muszę dać jej szansę. Żałuje wszystkiego, co zrobiła. Jest jej wstyd.
Kara unosi brew.
– Wstyd?! Duygu, ona jest chora! To, co robi, nie jest normalne! A ty zamiast zobaczyć prawdę, wmawiasz sobie poczucie winy!
Duygu wzdycha ciężko.
– Wolałaby umrzeć, niż żyć bez niego.
Kara zaciska usta w wąską linię.
– W takim razie ja mu wszystko powiem.
Podnosi się, gotowa spełnić swoją groźbę, ale Duygu chwyta ją za rękę.
– Nie! Nie zrobisz tego! – Jej głos brzmi błagalnie. – Będę miała ją na oku. Jeśli tylko popełni błąd, sama powiem Aliemu. Ale teraz… zasługuje na jeszcze jedną szansę.
Kara patrzy jej w oczy przez dłuższą chwilę. W końcu wzdycha i kręci głową.
– Myślę, że się mylisz, ale to twoja decyzja.
Odwraca się i rusza do drzwi.
– Idę zaczerpnąć świeżego powietrza – rzuca na odchodne.
Duygu zostaje sama, czując, że właśnie podjęła decyzję, która może mieć nieodwracalne skutki.
***
Nana delikatnie, ale stanowczo sugeruje Yamanowi, że Yusuf potrzebuje pomocy psychologa. Jego niekontrolowane napady agresji wpływają na chłopca bardziej, niż mężczyzna chce przyznać. Jednak Yaman nie zamierza o tym słuchać. Jego twarz twardnieje, a spojrzenie staje się lodowate.
– Nie będę oddawał go w ręce obcych – ucina krótko i wychodzi, zostawiając Nanę w poczuciu bezsilności.
***
Tymczasem Yagmur przychodzi na komisariat. Jej oczy są wilgotne, a głos drży, gdy zwraca się do Aliego:
– Dziś rocznica śmierci moich rodziców. Czy mógłbyś pójść ze mną na cmentarz?
Ali zawiesza na niej wzrok. Waha się, ale w końcu kiwnięciem głowy daje jej ciche przyzwolenie.
***
Kara przechodzi korytarzem komisariatu, kiedy nagle zatrzymuje ją znajomy głos. Dochodzi zza drzwi gabinetu Yagmur. Kobieta rozmawia przez telefon. Kara mimowolnie przystaje i nasłuchuje.
– Wróciłam znad krawędzi – słyszy. W tonie Yagmur nie ma ani krzty żalu, tylko złośliwa satysfakcja. – Duygu prawie powiedziała mu całą prawdę. Ale kiedy zobaczyła moje łzy, nie mogła tego zrobić. Trochę emocjonalnej presji i było po sprawie. Jest taka naiwna. Wierzy we wszystko, co jej powiem.
Kara zaciska pięści.
***
Kilka minut później wpada do gabinetu Duygu.
– Musisz to usłyszeć – mówi, ledwo hamując złość. – Yagmur cię oszukała. To wszystko było kolejnym jej kłamstwem!
Duygu marszczy brwi.
– Co masz na myśli? Przecież sama ją uratowałam! Była w strasznym stanie. Połknęła tabletki!
– Tak, ale one były fałszywe. Nic jej nie groziło. Wszystko było zaplanowane.
Duygu blednie.
– Jesteś tego pewna?
– Słyszałam ją na własne uszy! – Kara robi krok do przodu, patrząc Duygu prosto w oczy. – Ta dziewczyna jest chora. I dość już tych jej gierek. Nadszedł czas, żeby Ali poznał prawdę.
Duygu przeczesuje palcami włosy, próbując zebrać myśli.
– Nie uwierzy mi. Pomyśli, że ją oczerniam.
Kara uśmiecha się tajemniczo.
– Nie bądź tego taka pewna.
***
Sekretarka z kliniki Aziza wysyła Yamanowi dokumentację medyczną jego żony. Mężczyzna bierze plik do rąk, przegląda zapiski lekarza… aż nagle jego twarz wykrzywia wściekłość. Oczy błyszczą gniewem. Dokumenty lądują na biurku z głośnym plaskiem.
***
Akcja wraca na komisariat.
Yagmur wchodzi do biura Aliego i posyła mu łagodny uśmiech.
– Możemy już iść na cmentarz – mówi cicho.
Nagle na ich drodze staje Duygu.
– Chciałaś coś powiedzieć, kochana? – pyta słodkim tonem Yagmur. – Spieszymy się, może zrobisz to później?
– Spieszycie się? Dlaczego? – pyta Duygu, nie spuszczając z niej wzroku.
– Dziś rocznica śmierci moich rodziców – odpowiada Yagmur, ściskając dłoń Aliego.
Duygu krzyżuje ramiona.
– Dziś nie jest rocznica ich śmierci.
Ali unosi brwi.
– O czym ty mówisz?
– Duygu, wszystko z tobą dobrze? – wtrąca Yagmur, udając troskę.
Ale Duygu nie zamierza się już cofnąć.
– Mnie nic nie jest – odpowiada spokojnie. – Ale ty jesteś chora. I nie będę dłużej milczeć. W zasadzie… to ty sama powiesz prawdę. Nie ja.
Z kieszeni wyciąga telefon i odtwarza nagranie.
„Zwieńczyłam ciążę próbą samobójczą” – rozbrzmiewa głos Yagmur. – „Nałykałam się fałszywych tabletek. Biedna Duygu tak bardzo się przestraszyła. Dołożyła wszelkich starań, żeby mnie uratować. Zadanie zostało wykonane, Cigdem. O wszystkim, co zrobiłam, żeby nie stracić Aliego, można by nakręcić film. Skłamałam nawet, że dzisiaj jest rocznica śmierci moich rodziców.”
Zapada cisza.
Ali wbija w Yagmur spojrzenie pełne furii.
– Ty…
Yagmur blednie.
***
Tymczasem Nana uruchamia aplikację dyktafonu na nowym telefonie. Wchodzi do gabinetu Yamana i staje naprzeciwko niego.
– Powiedz mi prawdę – mówi cicho, ale stanowczo. – Czy to ty zabiłeś Aziza Yahyaoğlu?
Yaman mruży oczy, a potem odrzuca głowę do tyłu i prycha.
– Tak – mówi w końcu zimnym tonem. – Jestem mordercą.
Nana z trudem powstrzymuje dreszcz.
– Zabiłem swoją żonę – kontynuuje. – Umarła, bo nie mogłem ochronić jej przed tym psychopatą! Każdego dnia przeklinam się za to. Każdego dnia nienawidzę siebie za to, że nie zabiłem tego drania Aziza Yahyaoğlu, zanim on odebrał mi wszystko!
Jego słowa niosą się echem po pomieszczeniu, burząc to, w co Nana dotąd święcie wierzyła.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Emanet. Inspiracją do jego stworzenia był film Emanet 442. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.







