„Dziedzictwo” Odc. 781 – streszczenie
Ayse wyrusza na misję samotnie, choć wie, że to ryzykowne. Po ostatnich wydarzeniach kontakt z Feritem jest utrudniony — nie ma czasu na czekanie, nie chce narażać innych. Szuka tropu w opuszczonym magazynie, serce bije jej jak młot, a każdy krok wydaje się głośniejszy niż jest w rzeczywistości. Ściany pachną wilgocią i kurzem, światło latarki tnie mrok, a w uszach dudni adrenalina.
Nagle przypomina sobie, że zapasowy magazynek jest pusty. Przeklina pod nosem, przeczesuje kolejne kąty, ale zanim zdąży się przygotować — czuje twardy dotyk lufy na karku. Ktoś podszedł ją od tyłu. Lufa przyciska skórę; chłód metalu przeszywa ją na wylot. Ayse zamyka oczy i przygotowuje się na to, co nieuniknione — myśli o Dodze, o tym, że zostawia ją w niewiedzy, kto jest jej prawdziwym ojcem.
Nagle rozlega się strzał. Serce jej na moment przestaje bić. Ktoś pada na ziemię — to nie ona. Ktoś inny krzyczy. Ujmuje ją zaskoczenie, gdy zza cienia wyłania się Ferit, trzymający w drżącej dłoni pistolet. Jego sylwetka jest rozmyta, ale w oczach błyszczy tęsknota i ulga. Zanim zdążą ochłonąć, słychać kolejny huk — Ferit pada, kula przeszywa mu ramię. Ból wyrywa z niego krzyk; jego koszula czerwienieje.
Ayse pada na kolana przy nim, ręce drżą jej jak osika. Wokół panuje chaos: gangsterów obezwładniono, dwóch leży nieprzytomnych, echo kroków odbija się od ścian. Ale dla niej liczy się tylko on — jego oddech, ciepło krwi, spojrzenie, które próbuje się do niej przedrzeć pomimo cierpienia.
***
Szpital jest zimny i jasno oświetlony. Ferit leży na łóżku, z ramieniem w temblaku i napięciem na twarzy, które miesza się z bezsilnością. Po opatrzeniu lekarze pozwalają mu zostać sam na sam z Ayse — musi z nią porozmawiać, choć w głosie słychać gniew i troskę.
— Czy ty jesteś szalona? — pyta ostro, ale pod słowami kryje się lęk. — Jak mogłaś znaleźć się sama wśród tylu bandytów? Wiesz, że mogłaś nie wrócić. A ja… ja prawie cię straciłem. Wszystko przez to, że wziąłem włosy Dogi i kazałem zrobić test DNA? Nie mogłaś wyładować złości gdzie indziej? — Ton mu rośnie, a słowa tną jak nóż. — Jesteś lekkomyślna, Ayse. Nigdy więcej tego nie rób.
Ayse spuszcza wzrok. Jej dłoń bezwiednie gładzi opatrunek na jego ramieniu, jakby chciała zatrzeć ból, którego jest przyczyną. Głos ma niski, łamiący się.
— Tak. Jestem winna — przyznaje cicho. — Powinnam cię powiadomić. Powinnam była… nie zostawiać cię bez wsparcia. Przepraszam. Dlatego zostałam przy tobie. Muszę się tobą zająć. Muszę to naprawić.
Ferit wydaje z siebie gorzki śmiech, który nie brzmi wesoło.
— Nie potrzebuję twojej opieki — mówi. — Poradzę sobie. Chcę, żebyś wróciła do domu, do Dogi i do Nese. Nie możesz ciągle łamać zasad i narażać siebie. — Robi pauzę. — Ale… — jego głos mięknie nieoczekiwanie — nie chcę, żebyś odchodziła. Przy tobie tracę głowę. Twoja obecność mnie rani i koi jednocześnie. To choroba, Ayse.
Ayse patrzy na niego przez chwilę zaskoczona szczerością i bólem, które wystają spod złości. W głębi serca chce powiedzieć mu prawdę, wyznać wszystko, ale strach przed konsekwencjami ściska jej gardło. Zamiast tego odpowiada chłodno, by ukryć drżące wnętrze:
— Dobrze. Jeśli czegoś potrzebujesz, powiedz mi. Zostanę tak długo, jak będzie trzeba.
Ferit uśmiecha się słabo, jakby ten cień uśmiechu miał go uratować przed tym, co czuje naprawdę. Ayse siada obok niego, bierze jego dłoń i trzyma ją mocno. W tej ciszy, na tym szpitalnym łóżku, oboje czują skaleczenie — i wiedzą, że leczenie dopiero się rozpoczyna.
***
Yaman tej nocy nie wraca do domu. Jego telefon milczy, a Nana, siedząc na łóżku, co chwilę sięga po komórkę, by spróbować zadzwonić jeszcze raz. Bezskutecznie. Każda minuta w ciszy zdaje się ciągnąć bez końca. Leży w ciemności, wpatrując się w sufit, a w głowie wirują najczarniejsze scenariusze. Serce bije jej szybciej, gdy przypomina sobie jego wcześniejsze słowa i spojrzenia — jakby przeczuwał, że coś może mu się stać.
***
Nazajutrz Ferit zostaje wypisany ze szpitala. Ayse osobiście odbiera go i zabiera do swojego domu, chcąc mieć pewność, że będzie pod dobrą opieką. Tymczasem Aynur siada przy stole w salonie, przed sobą kładzie torbę z rzeczami Cengera, które odebrała ze szpitala. Każdy przedmiot traktuje jak relikwię — zegarek, notatnik, klucze. Wreszcie odblokowuje jego telefon i zaczyna przeglądać zdjęcia, zatrzymując się na fotografiach, które zrobili razem. Odtwarza wiadomości głosowe — tylko po to, by jeszcze raz usłyszeć znajomy ton jego głosu.
Nagle natrafia na nagranie z dnia śmierci. Jej dłoń drży, gdy uruchamia plik.
— Panie Yamanie, zostawiam panu tę wiadomość… — rozbrzmiewa głos Cengera.
Aynur gwałtownie naciska „stop”, jakby nie była gotowa na więcej. Zakrywa usta dłonią, a potem szeptem mówi do siebie:
— Brat zawsze powtarzał, że wtrącam się w nie swoje sprawy… Nie słuchałam go, gdy żył. Ale teraz… teraz go posłucham.
Chwilę później do rezydencji wchodzi Nedim. Jego krok jest pewny, ale w oczach kryje się niepokój. W korytarzu mija Aynur, która właśnie wychodzi z pokoju, ściskając w dłoni telefon.
— Co się stało, córko? — pyta łagodnie Adalet, zerkając na nią z troską.
— To rzeczy mojego brata. Znalazłam nagranie… wiadomość, którą zostawił dla pana Yamana — odpowiada cicho Aynur. — Muszę przekazać mu ten telefon. Może to coś ważnego.
— Pan Yaman teraz nie wrócił do domu. Oddasz mu później — sugeruje Adalet.
Nedim blednie. Czuje, jak serce przyspiesza mu do granic możliwości. W głowie pulsuje mu tylko jedna myśl: Muszę zniszczyć ten telefon, zanim Yaman usłyszy wiadomość.
— Daj mi go, jeśli chcesz — mówi gładko, z udawaną troską. — Przekażę go Yamanowi, oszczędzisz sobie zachodu.
Aynur cofa dłoń i spogląda mu w oczy z nieufnością.
— Przepraszam, ale nie mogę. Muszę to zrobić osobiście. Wiem, że brat by tego chciał. — Mijając Nedima, kieruje się w stronę bramy. — Pojadę do starej dzielnicy. Tam, gdzie byliśmy razem ostatni raz.
Nedim zaciska szczękę, śledząc ją wzrokiem.
– Nie mogę do tego dopuścić.
***
Ayse pomaga Feritowi usiąść na kanapie w swoim domu. Podsuwa mu poduszkę pod nogi, poprawia koc, a on obserwuje ją z półuśmiechem.
— Czy teraz będę traktowany jak książę? — pyta z lekką ironią. — Za wszystkie moje poświęcenia wreszcie zostaję nagrodzony. To naprawdę urocze.
— Nie przesadzaj — odpowiada, poprawiając mu poduszkę. — Nawet poczucie winy ma swoje granice.
— Nie jestem przyzwyczajony do takiej troski — mówi Ferit, przymykając oczy. — Boję się, że jeśli się do niej przyzwyczaję, stracę równowagę.
Ayse uśmiecha się kątem ust.
— Nie martw się. Nie możesz stracić czegoś, czego nigdy nie miałeś.
Ferit patrzy na nią z uznaniem.
— Proszę, jaka riposta. Ale naprawdę, Ayse, nie przejmuj się mną. Zajmij się swoją pracą, poradzę sobie.
— Nie mogę. Ty też się mną opiekowałeś, choć prosiłeś, żebym odeszła. A jednak zostałeś.
— Wtedy było inaczej — mówi, spoglądając w bok. — Wtedy wierzyłem, że idziemy nową drogą, jasną, pełną nadziei. Teraz… teraz ta droga się skończyła. Daj mi tylko chleb i wodę na iftar, a będę wdzięczny.
— Przestań mówić bzdury — ucina Ayse. — Ludzkość się nie skończyła. Przyniosę ci koc.
Wychodzi na korytarz. Ferit zostaje sam, spogląda na opatrzone ramię, a potem w pustkę przed sobą. Jego głos jest ledwie słyszalnym szeptem, skierowanym bardziej do własnych myśli niż do świata:
— Nie dotykaj mojej rany, doktorze. Nie możesz mnie wyleczyć. Ty jesteś moim lekarstwem… ale nie możesz mi go dać.
Kamera przesuwa się na korytarz. Okazuje się, że Ayse wcale nie poszła po koc. Zatrzymała się tuż za drzwiami i słyszała każde jego słowo. Jej oczy zachodzą łzami, ale wciąż stoi w ciszy, jakby nie wiedziała, czy wejść z powrotem, czy uciec, zanim on zauważy, jak bardzo ją poruszył.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Emanet. Inspiracją do jego stworzenia był film Emanet 565. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.














