1020: Tufan przychodzi do domu Leman. „Co ty tu robisz?” – pyta Alev, która otwiera mu drzwi. „Nie powitasz mnie?” – pyta przybyły. „Powiedz, co masz do powiedzenia, i odejdź”. „Czy ten drań nauczyciel jest tutaj?”. „Do czego jest ci on potrzebny?”. „Dawno się nie widzieliśmy. Chcę ugasić moją tęsknotę. Boże mój, nie potrzebuję go. Przyszedłem porozmawiać z tobą”. „Safak wyszedł, ale my też nie mamy o czym rozmawiać. Dalej, powodzenia.” – Alev chce zamknąć drzwi, ale mężczyzna je blokuje. „Komu zamykasz drzwi przed nosem?” – pyta Tufan. „Czego jeszcze chcesz? Idź stąd!”. Były mąż Julide siłą wchodzi do środka i udaje się na górę.
„Co ty sobie myślisz! Nie możesz wchodzić do cudzego domu w ten sposób!” – krzyczy za nim dziewczyna. Po chwili oprych jest już w pokoju dziennym. „Co się dzieje? To nie jest stodoła!” – mówi oburzona Leman. „Nie mogłam go powstrzymać” – tłumaczy Alev. „Czego chcesz? Dlaczego tu przyszedłeś?”. „Musimy porozmawiać” – oznajmia Tufan. „Ale ja nie zamierzam z tobą rozmawiać. Włamałeś się do mojego domu, prawdopodobnie się zgubiłeś. Dalej, wynocha stąd!”. „Nie utrudniaj tego, musimy porozmawiać”. „Proszę cię, Tufan, idź” – mówi błagalnym tonem Alev. – „Wtargnąłeś tutaj jak włóczęga”.
„Wynoś się z mojego domu, póki jeszcze się nie zdenerwowałam” – wydaje rozkaz Leman. Tufan nic sobie z tego nie robi i wygodnie rozsiada się na kanapie. „Co to ma być? Doniosę na ciebie za wtargnięcie do mojego domu!”. „Nie ruszę się, dopóki nie porozmawiamy. Wysłuchasz mnie, tylko tego chcę.” – Mężczyzna sięga po leżące na stole jabłko, wyciera je o rękaw i mówi dalej: „Wszedłem w tę grę, aby wygrać Julide, a wszystko stało się tylko gorsze. Wcześniej przynajmniej Emirhan ze mną rozmawiał, a teraz nie chce mnie widzieć”. „Nie powinieneś był go porywać. Nic dziwnego, że cię znienawidził” – stwierdza mama Safaka.
„Tobie wszystko poszło dobrze, twój ukochany syn jest tutaj” – mówi Tufan. – „A ja nic nie dostałem. Ani Julide, ani Emirhana! Wszystko stało się znacznie gorsze”. „Boże, daj mi cierpliwość.” – Leman rozkłada ręce. – „Sam jesteś sobie winien. To nie ma z nami nic wspólnego”. „Posłuchaj, pani Leman, umówiliśmy się na coś. Pomożesz mi. Musisz to zrobić”. „Sam wszystko zrujnowałeś, nie ja. I sam musisz to teraz naprawić”. „Jakie z was hieny! Ale tak, to moja wina. Sam się poddałem waszej grze. Wstydźcie się!”. „Uważaj, co mówisz!” – ostrzega Alev. – „I uspokój się”.
„A jeśli się nie uspokoję? To co?” – Drab podnosi się z kanapy. – „Jestem Tufan. Każdy, kto ze mną zadarł, poniósł karę. Nie zapomnę wam tego. Poczekajcie, a same zobaczycie, co się stanie”. „Grozisz nam? Całej dzielnicy na ciebie nagadam!” – oświadcza Leman. Były mąż Julide sięga po wbity w jabłko nóż i jego ostrze kieruje w stronę pani domu. „Dalej, zrób to!” – mówi. – „Na co jeszcze czekasz?”. Mężczyzna odkłada nóż na miejsce. Leman chwyta za narzędzie i zbliża jego ostrze do szyi draba! „Gdzie twoja odwaga?” – pyta kobieta. – „Dopiero co groziłeś mi, a teraz nie możesz wydobyć z siebie dźwięku. Posłuchaj, nikomu nic nie jestem dłużna. Jeśli ty jesteś Tufan, ja jestem Leman”.
Leman dotyka ostrzem noża brody Tufana i rozkazuje: „Teraz wynoś się i zabieraj ze sobą swoje puste groźby!”. „To się tak nie skończy, zapłacisz mi.” – Drab grozi kobiecie palcem i opuszcza jej dom. Gdy tylko wychodzi na drogę, spotyka wracającego Safaka. „Co tutaj robisz?” – pyta nauczyciel, wbijając w rywala groźne spojrzenie. – „Nie wolno ci kręcić się po tej dzielnicy!”. „Bardzo się boję” – mówi były mąż Julide. „Słyszałeś mnie. Nie chcę cię tutaj więcej widzieć!”. „Za kogo ty się uważasz? To ja jestem ojcem Emirhana. Ja!”. „Tak, jesteś ojcem, który porwał go i przestraszył”.
„Ty chcesz nauczyć mnie ojcostwa?” – pyta Tufan. – „Naprawdę jesteś chętny do bycia ojcem cudzych dzieci. To się nie stanie, on jest moim synem!”. „Wynoś się stąd!” – krzyczy wzburzony Safak. Drab odchodzi na kilka kroków, zatrzymuje się i mówi, grożąc nauczycielowi palcem: „Wszyscy zobaczycie. Wszystkim wam pokażę”. W następnej scenie Tufan zatrzymuje wracającego ze szkoły Emirhana. „Zatrzymaj się. Nie bój się mnie” – mówi. – „Porozmawiajmy jak mężczyźni. Mam ci coś do powiedzenia”. „Nie chcę z tobą rozmawiać!” – oznajmia zdecydowanie chłopiec i odwraca się.
„Przestraszyłem cię tamtego dnia, ale nie było to zamierzone” – zapewnia zbir. „Chciałeś mnie uderzyć!” – przypomina Emirhan. „Ale tego nie zrobiłem. Dobrze, zachowałem się głupio, ale ty przecież nie lubisz się złościć. Daj mi jeszcze jedną szansę, wysłuchaj mnie. Mam ci do powiedzenia coś bardzo ważnego”. Akcja przenosi się do rezydencji. Kiymet jest w gabinecie i rozmawia z synem przez telefon. „Jak idzie nasza sprawa?” – pyta. „Mój człowiek umieścił paczki w ciężarówce” – odpowiada Mahir. – „Wszystko idzie dobrze”. „Więc zostało już niewiele, a policja zatrzyma ciężarówkę na granicy. Panowanie Haktanirów dobiegnie końca”.
„Poproszę cię o coś” – kontynuuje Kiymet. – „Wiesz, że długo czekałam na ten moment. Chcę sama to zgłosić na policję. Daj mi znać, kiedy nadejdzie czas. Miłego dnia”. Kobieta rozłącza się i dopiero teraz dostrzega, że w drzwiach gabinetu stoi… jej siostra! „Macide?” – pyta, nagle blednąc. Boi się, że jej siostra wszystko usłyszała. – „Czy coś się stało?”. „Nie, jestem zaskoczona, że zobaczyłam cię tutaj” – mówi pani Haktanir. Wydaje się, że nie słyszała słów mamy Mahira. – „Szukasz tu czegoś?”. „Cóż… Szukałam nożyczek i nagle zadzwonił mój telefon”.
„Rozumiem. Zaczekaj, dam ci je.” – Macide wyciąga nożyczki z szuflady i przekazuje je siostrze. – „Kiymet, na pewno wszystko w porządku?”. „Tak, nic mi nie jest”. W tym momencie do gabinetu wchodzi Elif i to na niej Macide skupia swoją uwagę. Kiymet oddycha z ulgą. Akcja wraca na miejsce spotkania Emirhana i jego ojca. „Przysięgam, nie skrzywdziłbym cię” – zarzeka się Tufan. – „Nie bój się mnie, lwie. Nie jestem nawet ostatnim, który by ci coś zrobił. Wręcz przeciwnie. Ten, który spróbowałby cię skrzywdzić, stanąłby ze mną twarzą w twarz. Gdyby coś ci się stało, dusza by mnie bolała. Moje życie zawaliłoby się. Kocham cię bardziej niż cokolwiek innego. Ponieważ ojcowie kochają swoje dzieci”.
„Co to znaczy?” – pyta zdziwiony Emirhan. „Kiedy się spotkaliśmy, powiedziałem ci, że przyjechałem szukać tu swojego dziecka” – przypomina mężczyzna. – „Tym dzieckiem jesteś ty, Emirhanie. Jestem twoim ojcem”. „Kłamiesz! Nie jesteś moim tatą!”. „Emirhanie, nie kłamię. Jesteś moją krwią, moim synem”. „Nie wierzę ci! Mój tata nie żyje!” – Chłopiec chce uciec, ale Tufan ponownie go zatrzymuje. – „Puść mnie! To kłamstwo! Nie możesz mnie oszukać!”. „Dlaczego miałbym okłamywać własnego syna? To normalne, że jesteś w szoku, skoro tak nagle się o tym dowiedziałeś. Ale to prawda”.
„Nie, mój tata nie żyje!” – upiera się syn Julide. „Ja nie kłamię. W rzeczywistości to twoja matka kłamie” – oznajmia drab. – „To przez nią przez lata żyłem z dala od syna. Przez nią cierpiałem każdego dnia. Ale moje serce nie mogło dłużej znosić tego, że dorastasz jako sierota. Chodź, synu.” – Mężczyzna rozkłada ręce, chcąc objąć syna. „Jesteś zły! Kłamiesz!” – Chłopiec odwraca się i szybkim krokiem zmierza przed siebie. Tufan biegnie za nim i woła: „Emirhan, synu, zatrzymaj się. Zatrzymaj się i mnie posłuchaj”.
„Nie nazywaj mnie synem, nie jestem nim!” – oświadcza Emirhan, stając. „Niechaj umrę, jeśli kłamię. Jeśli ktoś jest tu winien, to tylko twoja matka. To ona nas rozdzieliła”. „Nie wierzę ci!”. „Przysięgam, że mówię prawdę”. „Nie możesz być moim ojcem! Mój tata zginął jako żołnierz!”. „Nie umarłem”. „Ty nie jesteś żołnierzem! Mój tata zginął, chroniąc mnie!”. „To bajka, która mama ci opowiedziała. Nie jestem żadnym żołnierzem. I nie umarłem, stoję przed tobą”. „Mój tata zginął jako żołnierz, teraz jest w Niebie. Umarł, zanim się urodziłem. Bronił naszego kraju i Bóg przyjął go do Nieba!”.
„Dobrze, skoro mi nie ufasz udowodnię ci to. Spójrz na to zdjęcie.” – Tufan wyciąga z kieszeni kurtki fotografię przedstawiającą jego i Julide, która trzyma na rękach niemowlę. W następnej scenie widzimy, jak Emirhan wbiega na podwórko i uderza dłonią w drzwi. „Witaj, synu” – mówi Julide, otwierając. – „Jak było w szkole?”. Chłopiec ignoruje to pytanie, ściąga buty i bez słowa udaje się do swojego pokoju. Z szuflady wyciąga zdjęcie i porównuje je z fotografią, którą dostał od Tufana. Nie ma już żadnych wątpliwości, co do tego, że mężczyzna powiedział mu prawdę. Po policzkach Emirhana spływają łzy.
Akcja przeskakuje do następnego dnia. W rezydencji wszyscy są podekscytowani zbliżającą się rewią mody. Kiymet wchodzi do swojego pokoju, wyciąga z kieszeni telefon i nawiązuje połączenie. „Czy dodzwoniłam się do wydziału przestępczości zorganizowanej?” – pyta. Akcja przenosi się do domu Julide, gdzie właśnie trwa śniadanie. Emirhan nieruchomo wpatruje się w swój talerz. „Synu, dlaczego nie jesz?” – pyta kobieta. „Jem.” – Chłopiec sięga po widelec i niechętnie manewruje nim w talerzu. „Czy coś cię niepokoi?”. „Mamo, dlaczego nie chcesz, bym widział się z wujkiem Tufanem?”. „Kochanie, on cię porwał i był dla ciebie zły”.
„Już wcześniej tego nie chciałaś” – stwierdza Emirhan. – „Dlaczego?”. „Ponieważ go nie znamy. Jest obcy” – odpowiada Julide. „Jest obcy, tak?” – powtarza chłopiec, dając mamie jeszcze jedną szansę na powiedzenie prawdy. „Tak, Emirhanie. Sam widziałeś, jaki jest niewiarygodny. Skrzywdził nas oboje. Dlaczego tak o to pytasz?”. „Mamo, opowiedz mi o tacie”. „Skąd to się wzięło? Wiele razy już ci opowiadałam, przecież wiesz”. „Opowiedz mi raz jeszcze. Jaki był? Dlaczego umarł?”. „Twój tata był bardzo dobry, taktowny. Miał dobre serce. Był zachwycony, kiedy dowiedział się, że zostanie ojcem”.
„Był wtedy w wojsku?” – pyta Emirhan. „Aha…”. „Opowiedz o tym”. „Wystąpił konflikt, a twój tata tam był. Został postrzelony. Ty wtedy…”. „Zmarł, zanim się urodziłem. Nigdy mnie nie widział i teraz jest w Niebie. Spóźnię się do szkoły”. Chłopiec wstaje od stołu, zakłada kurtkę i plecak. Julide chce pocałować syna na pożegnanie, ale ten nie pozwala jej na to i bez słowa opuszcza dom. Czy Emirhan wybaczy mamie to, że przez całe życie go okłamywała? Czy Kerem zostanie oskarżony o przemyt narkotyków?