1164: Akcja odcinka rozpoczyna się w firmie. W sali konferencyjnej zbierają się udziałowcy i najważniejsi pracownicy. „Wszyscy wiecie, dlaczego zebraliśmy się dziś tutaj” – zabiera głos Kerem. – „Myślę, że doszły już do was złe wieści”. „Mówisz o tym, że z powodu twojej bezmyślności zrujnowana została duża firma?” – pyta zaczepnie Rana. – „Ciągle cię ostrzegałem i podkreślałam, że nie podoba mi się to partnerstwo. Oczywiście w tej firmie nigdy nie szanowano mojej opinii”. „Masz rację, pani Rano” – przyznaje Mahir. – „Powinniśmy byli cię posłuchać. W końcu stałaś się współwłaścicielką w drodze oszustwa, przywłaszczając część udziałów. Nie wzięliśmy pod uwagę, że nikt tak dobrze nie pozna złodzieja, jak drugi złodziej. Oczywiście to był nasz błąd”.
„Tak czy inaczej, wróćmy do sedna” – mówi Kerem. – „O ile wszystko wydaje się być przegrane, batalia prawnicza trwa. Chcę, żebyście wiedzieli, że ponad siebie, ponad swoją rodzinę i swój majątek, stawiam pracowników, którzy są prawdziwymi właścicielami tej firmy. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by odzyskać wasze prawo. I wierzę, że nam się uda”. Po spotkaniu w firmie Kerem i Mahir udają się na wybrzeże, by zaczerpnąć świeżego powietrza.
„Tyle doświadczyliśmy i wciąż doświadczamy” – mówi ciężko syn Macide. – „Przez cały czas byłeś dla nas wielkim wsparciem. Bardzo ci dziękuję. Cała rodzina czuje twoje wsparcie”. „To nic. Nie zawstydzaj mnie” – mówi Mahir. – „Właściwie to ja dziękuję, że zawsze postrzegaliście mnie jako część rodziny. Od teraz zawsze będę się starał być z wami”. „W rzeczywistości chciałem o tym porozmawiać. Nie mogę przewidzieć, co będzie działo się od teraz. Obiecałem tobie i pracownikom, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, że będę walczył. Ale nie wiem, co będzie. Jeśli chcesz odejść z powodu zaistniałej sytuacji…”.
„Nie” – zaprzecza natychmiast syn Kiymet. – „Nigdy nie myślałem o odejściu. Wiedz, że będę starał się być z tobą i z panią Humeyrą. Ze swoimi materialnymi możliwościami i doświadczeniem. Nie miej wątpliwości w tej kwestii”. „Zebraliśmy wokół siebie dobrych ludzi. Mam szczęście, że jesteś tutaj. Ale wielkie zmiany muszą zacząć się od małych rzeczy”. „Co masz na myśli?”. „Przejdźmy na ty”. „Dobrze, jak uważasz”. „Mam jeszcze jedną prośbę. Jeśli pozwolisz… Od teraz będę nazywał cię bratem”. „Mówisz poważnie?”. „Tak. Po stracie ojca poczułem na sobie wielki ciężar. Mama i siostra oczywiście były wsparciem, ale był okres, kiedy czułem się bardzo samotny”.
„Zawsze mówiłem, że bardzo chciałbym mieć brata” – kontynuuje Kerem. – „Byłby moim wsparciem, dawałby mi siłę. Gdybym miał brata, chciałbym, żeby był taki jak ty, wiesz? Uczciwy, odważny, szczery. Ale w końcu go znalazłem. Braterstwo to nie tylko więzy krwi. Teraz mam brata, czyż nie?”. Mahir odwraca wzrok z wyraźnym zakłopotaniem. „Powiedziałem coś nie tak?” – pyta brat Humeyry. „W rzeczywistości mam ci coś ważnego do powiedzenia. Usiądźmy”. Mężczyźni siadają na odwróconej do góry dnem łódce.
Akcja przenosi się do dzielnicy. Julide wchodzi do sklepu. Staje przed mężem i z torebki wyciąga woreczek ze złotymi monetami. „To złoto, które dostałam podczas ślubu” – oznajmia. „Więc przyjęłaś ofertę? To jest najbardziej poprawne” – chwali zadowolony Tufan. Wyciąga rękę po woreczek, ale była żona nie przekazuje mu go. – „Co jest? Bawimy się w jakąś grę?”. „Dam ci to złoto, ale najpierw musisz mi coś obiecać”. „Co takiego?”. „Po tym, jak ci to dam, sprzedasz sklep i wyjedziesz z tej dzielnicy. Nigdy więcej nie pojawisz się przede mną. Chcę po prostu, żebyś się wyniósł i nigdy więcej nie był zagrożeniem da Emirhana i Safaka”.
„Przysięgam, że stąd odejdę” – zarzeka się drab. – „I ja chcę jak najszybciej się stąd wydostać. Z jednej strony długi hazardowe, z drugiej strach przed mafią. Moja noga więcej nie stanie w Stambule, przysięgam”. Julide wyciąga rękę z woreczkiem, ale nagle ją cofa, przypominając sobie, że obiecała Safakowi, że więcej nie będzie między nimi tajemnic. „Daj mi to!” – rozkazuje Tufan. „Nie, zrezygnowałam. Nie dam ci tego złota.” – Kobieta opuszcza sklep. „Pluję na twój plan, pani Leman!” – grzmi mężczyzna.
Akcja wraca na wybrzeże. „Interesuje mnie, o czym chcesz ze mną porozmawiać” – mówi Kerem. „Jestem trochę spięty, wybacz. Ale nie jest łatwo o tym powiedzieć” – oznajmia Mahir. – „To, co powiem, będzie dla ciebie trudne do zaakceptowania. Nie tylko dla ciebie, ale również dla twojej rodziny. Muszę jednak zburzyć ten mur kłamstw, by móc zacząć wszystko od nowa”. „O czym ty mówisz? Jakie kłamstwa? Jaki nowy początek? To, co mówisz, że będzie trudne dla mojej rodziny, jest związane z pracą?”. „Nie, to nie jest związane z pracą. Proszę tylko, żebyś do końca wysłuchał tego, co chcę powiedzieć. Potem podejmiesz decyzję”.
„Nie wiedziałem, że dojdzie do tego” – mówi dalej Mahir. – „Kiedy cię poznałam, mroczna historia…”. „Proszę, przejdź do rzeczy. Obiecuję, że ci nie przerwę” – zapewnia Kerem. „Syn, którego twoja ciocia Kiymet ukryła, to znaczy nieślubny syn twojego ojca… Ten tajemniczy mężczyzna, którego tożsamość próbowałeś poznać… To ja”. „Co? Co ty mówisz?” – Kerem robi wielkie oczy. „Słyszałeś. Jestem synem, którego twoja ciocia Kiymet ukryła przed wami. Jesteśmy braćmi”.
Wstrząśnięty Kerem podnosi się. „Żartujesz? Żartujesz sobie, prawda?” – pyta, nie mogąc przyjąć do wiadomości tego, co właśnie usłyszał. – „Powiedz mi, że żartujesz”. „To nie żart, dobrze słyszałeś. Ja jestem nieślubnym synem Sevkiego Haktanira, jesteśmy braćmi. Teraz pozwól mi wyjaśnić wszystko od początku.” – Mahir chce położyć rękę na ramieniu przyrodniego brata. „Nie dotykaj mnie! Nie dotykaj mnie nawet przez przypadek! Co chcesz wyjaśnić?! Co?! Co to za diabelska praca? Jak się dostałeś do naszego życia? Od roku nas zdradzasz!”
„W porządku, rozumiem twój gniew…” – odzywa się Mahir, ale brat nie pozwala mu dojść do zdania. „Co próbujesz zrobić? Co jest twoim problemem? Co to za mistyfikacja?”. „Kerem, uspokój się najpierw. Jeśli powiem ci wszystko od początku…”. „Co zamierzasz mi powiedzieć? Jak razem z ciocią działaliście za naszymi plecami? Jak kpiliście sobie z naszej naiwności? Otworzyliśmy przed ciocią nasze drzwi, daliśmy jej dom! Wszystko było po prostu ogromnym oszustwem! Dlaczego po trzydziestu latach wszedłeś w nasze życie?! Jaki był twój cel?!”. „Zemsta, ale później…”.
„Zemsta, tak? Zemsta za co?” – pyta brat Humeyry. – „Za grzechy mojej ciotki? Za to, że zdradziła mamę z jej mężem? Teraz rozumiem! Tak wiele rzeczy, które nam się przydarzyły, aresztowanie Melek, trucie mojej mamy… Wszystko to wasze intrygi? Odpowiedz mi!” – Kerem chwyta brata za marynarkę. – „To wy stoicie za tymi obrzydliwościami?!”. „Posłuchaj, próbowałem powstrzymać mamę, ale w żaden sposób…”. „Niech cię diabli! Jak człowiek może zrobić to wszystko swoim krewnym?! Jak może?! A mama nadal nazywa tę kobietę swoją siostrą… Nie zostanę jej dłużny!”.
Kerem rusza gwałtownie w stronę samochodu. Mahir chce go zatrzymać, ale wtedy pięść brata ląduje na jego szczęce. W następnej scenie widzimy jadących samochodem Humeyrę i Leventa. Kobieta odbiera telefon od brata. „Siostro, gdzie jesteś?” – pyta Kerem. „Jadę do sądu z Leventem. Sprawdzimy sprawę firmy oraz zapisy o synu, którego ciocia ukryła”. „Nie ma takiej potrzeby, ponieważ dowiedziałem się, kto jest synem Kiymet”. „Co?! Jak się dowiedziałeś?”. „Wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz. Musimy natychmiast skontaktować się z mamą. Jestem już w drodze. Zostaw wszystkie sprawy i przyjedź”. „Odpowiedz mi jak trzeba!”. „Wszystko ci wyjaśnię, siostro. Do zobaczenia w domu”.
Kamera przenosi się do samochodu Mahira. Mężczyzna nawiązuje połączenie z Kiymet. „Mamo, gdzie jesteś?” – pyta pełnym paniki głosem. „Co się stało? Dlaczego pytasz?”. „Nie mam czasu do stracenia! Gdzie jesteś? W domu? Jeśli tak, natychmiast stamtąd uciekaj!”. „Mahir, co to za bzdury?”. „Zrób, co ci powiedziałem. Kerem dowiedział się wszystkiego! Wie, że jestem twoim synem!”. „Co?!”. „Tak! Teraz jedzie do rezydencji zmierzyć się z tobą!”. „Jak się dowiedział? W jaki sposób? Ty mu powiedziałeś?!”. „Zostaw to teraz. Jedzie tam, jest bardzo wkurzony. Boję się, że stanie się coś złego”.
Kamera pokazuje Kiymet. Kobieta jest w swoim pokoju. Rozłącza się i mówi do siebie: „Niech przyjedzie! Nikogo się nie boję! Nie ma więcej uciekania. Dziś jest dzień na wyrównanie rachunków!”. Tymczasem jej syn dzwoni na policję. „Halo? Czy to posterunek w Daricy?” – pyta. – „Proszę pilnie wysłać ekipę do rezydencji Haktanirów. Sytuacja jest bardzo niebezpieczna, mogą się zdarzyć złe rzeczy. Adres to…”. W następnej scenie widzimy siedzącą w samochodzie Ranę. Do pojazdu wsiada ubrany w garnitur mężczyzna.
„Co zrobiłeś? Jak wygląda sytuacja?” – pyta Rana. „Fałszywe paszporty są gotowe” – pada odpowiedź. – „Wieczorem prywatnym samolotem polecisz za granicę. Jesteś gotowa?”. „Oczywiście. Najpierw jednak chcę pożegnać się ze starą przyjaciółką”. „Kim jest ta przyjaciółka, jeśli mogę wiedzieć? Nie sprawi nam kłopotów?”. „Nie martw się. To Humeyra Haktanir. Pożegnam się z nią krótko, a później opuścimy kraj”. Akcja przenosi się do dzielnicy. Mama Safaka wchodzi do sklepu. „Pani Leman, twój plan nie powiódł się” – oznajmia Tufan. – „Niczego nie rozwiązałaś. Do diabła z twoją pracą!”.
„Zamknij się i mnie posłuchaj!” – rozkazuje Leman i spod bluzki wyciąga woreczek ze złotem. – „Weź to”. „Jak to ci się udało?” – pyta drab. „Nie myślałeś chyba, że usiądę i pogodzę się z niepowodzeniem? Leman Yildirim zawsze ma plan B”. „Słuchaj, jest wiele rzeczy, których muszę się od ciebie nauczyć”. „Ja wykonałam swoją część, teraz kolej na ciebie”. „Nie martw się wcale, zrobię wszystko, co trzeba”. Akcja przenosi się do rezydencji. Kiymet wparowuje do gabinetu. Z pomocą śrubokrętu otwiera zamkniętą szufladę w biurku. Wyciąga z niej drewniane pudełko, w którym znajduje się… pistolet!
Kobieta chwyta za rękojeść broni, unosi ją na wysokość swoich oczu i mówi: „Więc nadchodzisz wyrównać rachunki, Keremie Haktanirze? Ty jeszcze nie znasz swojej ciotki. Zanim przyjedziesz, zabawię się trochę z twoją mamą, a moją ukochaną siostrą Macide!” – W tym momencie rozlega się dzwonek do drzwi. – „Pięknie. Przybyłeś w samą porę”. Akcja przenosi się do dzielnicy. Safak wraca do domu. Stojący przed sklepem Tufan rzuca w niego złotymi monetami.
„Złoto spada z nieba!” – zakrzykuje Tufan. – „To twój szczęśliwy dzień, nauczycielu!”. „Zajmij się swoją pracą, nie denerwuj mnie” – mówi Safak, ignorując zaczepki rywala. „Jeśli nie chcesz się pochylić, tu jest cały woreczek. Przyniosła mi go twoja żona, mogę się przebranżowić. Złoto, które zebraliście na ślubie”. „O czym ty mówisz?”. „Może zostanę złotnikiem? Zarobki byłyby na pewno dobre. Jeśli Julide przyniesie mi więcej takich woreczków, wszystko jest możliwe”. „Co to za bzdury? Gdzie to znalazłeś?”. „Mówię ci, że dała mi to twoja żona”.
„Nie doprowadzaj mnie do szału! Odpowiedz mi!” – rozkazuje Safak, stając oko w oko z rywalem. „No mówię, że dostałem to od twojej żony. Przyniosła mi to, żebym cię nie zabił. Pomyśl, jak bardzo cię kocha”. „Nie kłam, złodzieju!”. „Dlaczego miałbym kłamać? Mówię ci, jak było. Słuchaj, nauczycielu, ze mną nie ma żartów”. „Nie opowiadaj mi bajek!” – Syn Leman chwyta Tufana za koszulę. – „Jakbym cię nie znał, ty draniu!”. „Zabierz ręce ode mnie!” – Drab odpycha przeciwnika. – „Sam wiesz, że to prawda, ale nie potrafisz jej zaakceptować. Zamiast rzucać się na mnie, idź porozmawiać z żoną”.
Rozjuszony Safak rzuca się z pięściami na rywala. Nie przestaje wyprowadzać ciosów, nawet gdy ten upada na ziemię. Akcja wraca do rezydencji. Kiymet odciąga kurek pistoletu, chowa broń za plecami i otwiera drzwi. Po drugiej stronie nie stoi Kerem, jak przypuszczała, a Rana. „Kogo ja tu widzę? I ty mieszkasz tutaj?” – pyta przybyła. „Dzisiaj będzie bardziej owocny dzień niż myślałam” – oświadcza Kiymet. – „Dzisiaj wszyscy zostaną ukarani. Ani jeden rachunek nie zostanie pominięty”. „Nie mam czasu na twoje puste groźby, spieszę się. Muszę zobaczyć się z Humeyrą”.
Rana chce minąć Kiymet, ale ta staje jej na drodze i przykłada lufę pistoletu do jej czoła! „Zostaw mnie. Proszę, pozwól mi odejść” – błaga Rana, a w jej oczach jest przerażenie, jakiego nigdy wcześniej nie było. „Nic z tego. Nie pozwolę żadnemu z was odejść! Wszyscy zapłacicie za to, co mi zrobiliście!”. „Dam ci tyle pieniędzy, ile tylko chcesz. Nawet wszystkie moje udziały w firmie będą twoje. Tylko mnie zostaw”. Kiymet opuszcza broń i przykłada ją do klatki piersiowej Rany. „To wszystko jest nic niewarte” – stwierdza z żądnym krwi spojrzeniem. – „Dałaś mi udziały, ale nie powiedziałaś, że Haktanirowie tego dnia zbankrutowali. Zrobiłaś ze mnie głupca!”.
„Teraz myślisz, że zrobisz to znowu?” – kontynuuje Kiymet. – „Wszystkich was ukarzę, jednego po drugim! Zrujnuję życie wam wszystkim!”. Rana gwałtownym ruchem chwyta za broń i próbuje ją wyrwać przeciwniczce. Nagle pada strzał! Kiymet upada na podłogę. Rana pochyla się nad nią, dotyka jej boku, a jej dłonie pokrywają się krwią. Odruchowo wyciera je o swoją białą koszulę, wybiega z rezydencji, wsiada do samochodu i odjeżdża. Czy Kiymet przeżyje? Czy Julide zdoła wytłumaczyć mężowi, że nie przekazała złotych monet Tufanowi? Jakie wydarzenia rozegrają się w rezydencji Haktanirów?