935: Kontynuacja sceny kończącej poprzedni odcinek. „Weź to, pani Melek” – mówi Sedat, wskazując na siatki z zakupami. – „Wszystko jest świeże, z naszej okolicy”. „Nie trzeba, panie Sedacie. Dlaczego to przyniosłeś?”. „Mówiłem już. Dla mnie to za dużo, więc chcę się podzielić. Szkoda, żeby się zmarnowało”. „Rozumiem, ale dlaczego akurat do nas to przyniosłeś, a nie do kogoś innego?”. „Proszę posłuchać, nie mam złych zamiarów. Chciałem tylko wyciągnąć pomocną dłoń. W imię sąsiedzkiej solidarności. Pani mąż nie wydaje się przebywać tu często. Możesz być w trudnej sytuacji. Masz tutaj wszystko. Niech dziewczynka nie będzie głodna”.
„Panie Sedacie, to jedzenie stanie nam w gardle!” – oświadcza Melek, stając naprzeciwko mężczyzny. Zamyka drzwi, by Elif nie usłyszała ich rozmowy. – „Mojej córce niczego nie brakuje. I nie przypominam sobie, żebym prosiła cię o pomoc. Co to za odwaga? Myślisz, że wszystko ci wolno, ponieważ jesteś właścicielem domu?”. „Broń Boże, pani Melek. Wykonuję tylko obowiązki sąsiedzkie”. „Wiem doskonale, że Bóg nakazał pomagać sąsiadom, ale to nie jest pańska okolica. Najpierw mi coś dasz, żeby potem obciążyć mnie po dziesięciokroć!”. „Spokojnie. Nie zapominaj, że rozmawiasz z właścicielem domu, w którym mieszkasz”.
„Dopiero co byłeś sąsiadem, a teraz już jesteś właścicielem” – stwierdza Melek. – „Chcesz nas wyrzucić?”. „Całkowicie źle mnie zrozumiałaś albo ja źle się wyraziłem. Jeśli tak, najmocniej przepraszam. Jak mógłbym chcieć zostać bez takiego lokatora, jak ty? Uwierz, ten dom nigdy nie miał bardziej przyzwoitego najemcy. Dlatego zapewniam, mam dobre intencje”. „Skończył pan już? W takim razie do widzenia. I proszę to zabrać ze sobą”. Sedat podnosi siatki z zakupami i odchodzi.
Akcja przenosi się przed sklep, gdzie na schodkach rozmawiają Safak i Emirhan. „Czyli mama ma rację?” – pyta chłopiec. „Zgadza się. Jak powiedziałem, jesteś bardzo bystrym dzieckiem, ale musisz uważać na obcych. Mama właśnie to chciała ci powiedzieć. Rozumiesz mnie, prawda?” – Chłopiec potakuje głową. – „Czy pamiętasz, co masz powiedzieć, kiedy zobaczysz mamę?”. „Tak”. „Brawo. Zabiorę cię teraz do domu. Kto wie, jak bardzo twoja mama się o ciebie martwi”. „Kiedy dowie się, że uciekłem z domu, czy nie będzie jeszcze bardziej zła?”. „To możliwe, ale nie zapominaj, że mamy bardzo kochają swoje dzieci. Poza tym ja porozmawiam z twoją mamą i uspokoję ją. Dalej, weź mnie za rękę i chodźmy do twojego domu”. Safak i Emirhan odchodzą spod sklepu.
Kamera przenosi się do pokoju dziennego w domu Leman. „Off, jeszcze złapał za rękę tego bachora!” – złości się Alev. „Zupełnie jakby był jego, a nie cudzy” – mówi Leman. „W ogóle to dziecko jest odrażające”. „I to jeszcze jak! Te wielki oczy i ten krzywy uśmiech. Kiedy go widzę, przechodzą mnie dreszcze. Nic dziwnego, że pochodzi od tej paskudnej kobiety”. „Ciekawe dokąd teraz poszli?”. „To jasne. Zabrał małego węża do dużego. To już rok, jak próbuję przepędzić tę kobietę. Im bardziej z nią walczyłam, tym ona bardziej lepiła się do Safaka. Jak guma do żucia! Jak ja się jej pozbędę? Safak ma klapki na oczach i nie widzi prawdy”.
Julide idzie przez dzielnicę, poszukując syna. „Gdzie jesteś, synu? Boże, miej w opiece moje dziecko” – wznosi modły kobieta. Nagle dostrzega nadchodzących z naprzeciwka Emirhana i Safaka. Od razu do nich podbiega. Klęka przed synem i obejmuje go. „Gdzie byleś? Oszalałam myśląc, że coś ci się stało” – mówi kobieta. „Przyszedł do mnie” – odpowiada Safak. – „Nie ma powodu do zmartwień”. „Wyszedłeś nic nie mówiąc. Dlaczego mnie nie słuchasz, synu?”. „Emirhan, co miałeś powiedzieć mamie? Pamiętasz?”. „Źle to wszystko zrozumiałem, mamo” – tłumaczy chłopiec. – „Byłaś na mnie zła, ponieważ miałaś na uwadze moje dobro, i bałaś się, żeby nie stało mi się nic złego. Przepraszam, że cię przestraszyłem. To się więcej nie powtórzy, obiecuję”.
„Kochanie, po prostu bądź dobry i bądź przy mnie. To mi wystarczy” – oznajmia Julide. „Rozmawiałem z Emirhanem i wyjaśniłem mu sytuację” – mówi Safak. – „Zrozumiałem, dlaczego tak bardzo się o niego martwisz. Masz rację. Julide? Dobrze się czujesz?”. „Synu, spójrz, tam są koty. Idź się z nimi pobawić”. „Co się stało?” – pyta mężczyzna, gdy zostaje sam z Julide. „Ja…” – Kobieta zastanawia się, czy powinna opowiedzieć o swojej sytuacji. Ostatecznie jednak rezygnuje. – „Bardzo ci dziękuję. Nigdy nas nie zostawiłeś. Zawsze byłeś naszym wsparciem”. „Mówiłem to już wcześniej, ale powiem raz jeszcze. Zawsze będę z wami, z tobą i Emirhanem. Do końca mojego życia”.
Akcja przeskakuje do wieczora. Parla pogania służącą, która znosi z góry jej walizki. „Pospiesz się! Co się tak lenisz?!” – krzyczy dziewczyna. – „Dwie godziny już na ciebie czekam! I uważaj trochę na te walizki!”. „Przepraszam, panno Parlo”. „Posłuchaj, mama Macide przyjęła cię z powrotem do pracy, ale ja w każdej chwili mogę cię odesłać, rozumiesz?!”. W tym momencie do domu wraca Kerem. „Dobry wieczór, panie Keremie” – mówi pracownica. „Przynieś mi pozostałe walizki” – wydaje polecenie Parla, już o wiele spokojniejszym tonem. „Co się tu dzieje? Co tu robią te walizki?” – pyta zdziwiony mężczyzna.
„Wracam do domu” – oświadcza Parla. „Do domu? Dlaczego?”. „Tyle razy do ciebie dzwoniłam, chcąc wyjaśnić, ale nie odbierałeś”. „Byłem na spotkaniu. Co się stało?”. „Mama Macide pouczyła mnie w niektórych sprawach. I ma rację. Zdecydowałam się wrócić do domu, że tak powiem”. „Co takiego powiedziała ci mama?”. „Że niezamężna dziewczyna nie powinna mieszkać w jednym domu ze swoim narzeczonym. Milczała przez tak długi czas, żeby nie sprawić mi przykrości, ale ma zupełną rację”. „Naprawdę myślisz tak jak moja mama?” – Kerem robi duże oczy. „Oczywiście, że myślimy tak samo. Pokazała mi właściwą drogę. Nie jesteśmy sami, Keremie. Mamy własne rodziny i obowiązki. Dlatego wszystko będzie tak, jak powinno. Szkoda, że mama Macide nie powiedziała mi o tym wcześniej. Teraz czuję wstyd”.
„Nie ma powodu do wstydu, duszo” – zapewnia Kerem. – „Dziękuję ci, że wzięłaś pod uwagę opinię mojej mamy. Mogłaś się zdenerwować i…”. „Ależ skąd, kochanie. Cokolwiek mówią nam starsi, myślą tylko o naszym dobru. W ogóle nie byłam zła. Cóż, pójdę pożegnać się z twoją mamą i ciocią. Ale nie ciesz się, że jadę. Będę tu jutro na śniadaniu”. „Oczywiście, że przyjedziesz. Ale dlaczego się tak spieszysz? Możesz wyjechać dopiero jutro”. „Nie, mój drogi, muszę iść teraz. Zabiorę tylko ostatnie rzeczy”. „Porozmawiajmy trochę, zanim wyjdziesz, dobrze?”. „O czym?”. „Jest to związane z tematem, o którym mama wspominała. Chodzi o nasz ślub”. „Naprawdę? Dobrze”. „Przejdźmy do salonu”.
Akcja przenosi się do domu Melek. Kobieta ponownie zagląda do lodówki, ale ta niezmiennie świeci pustkami. „Boże, co mam teraz zrobić? Jak nakarmię Elif?” – zachodzi w głowę kobieta. Po chwili do kuchni wchodzi jej córka i mówi: „Mamo, jestem bardzo głodna. Kiedy będziemy jeść? Mamo, wszystko w porządku? Co się dzieje?”. „Moje jagnię, usiądź tutaj. Posłuchaj, ostatnio…” – W tym momencie rozlega się dzwonek do drzwi. – „Kochanie, zaczekaj tutaj. Pójdę otworzyć”.
Melek opuszcza kuchnię. „Ten człowiek już naprawdę przesadza” – mówi oburzona i otwiera drzwi. Przed wejściem nie stoi jednak Sedat, a Asli. „Dobry wieczór” – mówi przybyła, trzymając w rękach naczynie. – „Zrobiłam borek. Może zjemy razem? Chyba, że przyszłam nie w porę…”. „Nie, wręcz przeciwnie. Proszę, wejdź”. Nauczycielka wchodzi do środka. Akcja wraca do rezydencji. Parla i Kerem siedzą w salonie. „Wiem, że długo czekałaś, i dziękuję ci za zrozumienie” – mówi mężczyzna. – „Kiedy przechodziliśmy z rodziną przez ten trudny okres, zaniedbałaś siebie. Byłaś dla nas wsparciem. To naprawdę wiele dla mnie znaczy”.
„To nic, Kerem. Twoja rodzina jest też moją rodziną” – zapewnia Parla. – „Oczywiście, że będę dla was wsparciem, i będę czekać”. „Nie, Parla. Nie będziesz musiała dłużej czekać. Pobierzemy się jak najszybciej”. „Co?! Naprawdę?!” – Dziewczyna aż podrywa się na równe nogi. – „Nie wierzę! To najlepsza wiadomość w moim życiu! Jestem przeszczęśliwa! Kiedy bierzemy ślub?”. „Ustalimy datę na jak najwcześniejszą”. „Ach, Kerem!” – Parla przytula się do narzeczonego. – „Jestem taka szczęśliwa, że nie mogę tego opisać! Chcę wyjść i krzyczeć do ludzi: Wychodzę za mąż! Zobaczysz, tym razem wszystko będzie cudownie! Cały Stambuł będzie mówił o tym ślubie!”.
Do pomieszczenia wchodzi Humeyra. „O czyim ślubie będzie mówił cały Stambuł?” – pyta. „Bierzemy ślub, Humi!” – zakrzykuje Parla. „Naprawdę?”. „Tak, siostro” – potwierdza Kerem. – „Myślę, że nie ma co dłużej z tym zwlekać. Ustalimy datę jak najszybciej”. „Od razu powiem mamie Macide i cioci Kiymet” – oznajmia podekscytowana Parla. – „Muszą o tym wiedzieć. Potem pojadę do mojego domu”. „W porządku, ja cię odwiozę”. Szczęśliwa Parla daje buziaka Humeyrze i opuszcza salon.
„Kerem, mylisz się” – mówi Humeyra. „Nie mylę się, siostro. To właściwa decyzja. Parla wraca do domu, jej walizki stoją przed drzwiami. Odwiozę ją samochodem”. „To pierwszy raz, kiedy podjęła mądrą decyzję”. Kerem także odchodzi. Po chwili zaczyna dzwonić jego komórka, którą zostawił w salonie. Humeyra woła brata, ale ten jej nie słyszy. Postanawia więc sama odebrać połączenie. „Dobry wieczór, dzwonię z firmy ochroniarskiej” – mówi mężczyzna po drugiej stronie. – „Miałem skontaktować się z panem Keremem”. „Nie jest w tej chwili dostępny. Czy mogę ci pomóc?”. „Pan Kerem rozmawiał z jednym z moich pracowników w związku z prywatną ochroną. Pracownik zgodził się przyjąć tę pracę. O tym właśnie chciałem poinformować”.
„Nie rozumiem. Co to za ochrona?” – pyta zdziwiona Humeyra. „Ochrona dla siostry pana Kerema” – pada odpowiedź, na co córka Macide przewraca oczami. – „Halo? Jest tam pani?”. „Tak, jestem…”. „Chciałem przekazać tę informację panu Keremowi osobiście, gdyż bardzo zależało mu na czasie”. „W porządku, przekażę mu ją. Dziękuję za informację.” – Humeyra rozłącza się i ciężko wzdycha. Minę ma nietęgą. Tymczasem Parla jest w pokoju Kiymet. „Zostało tylko ustalić datę” – oznajmia podekscytowana dziewczyna. – „Nie mogę w to uwierzyć!”. „A nie mówiłam, że tak będzie?”. „To wszystko dzięki tobie, ciociu. Gdyby nie ty, kwestia małżeństwa zajęłaby nam znacznie więcej czasu. Od teraz będę słuchać tylko ciebie!”.
„Zawsze będę cię wspierać, piękna” – zapewnia Kiymet. – „Widzisz, wszystko się ułożyło”. „Bardzo ci dziękuję, naprawdę! Ciociu Kiymet, Kerem jest na dole. Nie chcę by czekał na mnie zbyt długo. Porozmawiamy później, dobrze?”. „Oczywiście, nie pozwól czekać swojemu przyszłemu mężowi”. „Ach, zapomniałabym. Powiedziałam Keremowi, że porozmawiam z tobą i mamą Macide, ale już sama nie wiem, czy powinnam to zrobić. Może niech lepiej Kerem z nią porozmawia? Powiem Keremowi, że nie mogłam powiedzieć jego mamie, bo właśnie odmawiała modlitwę”. „Dobra decyzja, dziewczyno. Nie mieszaj się w sprawy matki i syna. Pozwól synowi przekazać mamie dobrą nowinę”.
Akcja przeskakuje do następnego dnia. Macide, Kerem, Humeyra i Kiymet siedzą przy stole. „Zaprosiłem do nas pana Mahira, żebyście mogły go poznać” – oznajmia mężczyzna. – „Jest w końcu nowym dyrektorem firmy”. „Oczywiście, Keremie. Niech przyjdzie, kiedy tylko zechce” – mówi Macide i kieruje wzrok na córkę, który wygląda dziś bardzo markotnie. – „Prawda, Humeyro?”. „Róbcie jak chcecie. Dlaczego pytacie mnie o zdanie? Przecież i tak traktujecie mnie jak dziecko. Podjęliście już decyzję, więc po prostu to zróbcie”. „Dlaczego tak mówisz? Dlaczego mielibyśmy traktować cię jak dziecko?”. „Bo nie wiedziałam na przykład o ochroniarzu, którego dla mnie zatrudniliście! Myślałam, że jestem już dorosła i wypadałoby mnie o to zapytać!”.
Akcja przenosi się przed dom Melek. Elif bawi się lalkami w ogrodzie, gdy na podwórko wchodzi sąsiadka. „Ciocia Gonul!” – mówi Elif na widok sąsiadki. „Twoja mama pięknie urządziła ogród” – chwali kobieta. – „Masz świetne miejsce do zabawy. Zawołaj mamę, kochanie”. „Ciociu Gonul, mama już wyszła do pracy”. „Do jakiej pracy? Znalazła już nową pracę? Tak szybko?”. „Nową pracę?” – pyta zdziwiona Elif. „Oczywiście. Przecież ze starej została zwolniona”.
Akcja wraca do rezydencji. „Nie pamiętacie już, jak Tarik mnie traktował?” – pyta Humeyra. – „Jak uważał mnie za dziecko i jak spiskował za moimi plecami? Dlaczego więc zachowujecie się tak samo?! Jakim prawem?!”. „Siostro, my tylko…” – odzywa się Kerem. „Czy wy nigdy nie zaczniecie mnie traktować, jak osoby dorosłej?! Podjęliście decyzję za mnie, bez konsultacji ze mną! Co to za brak szacunku?!”. „Córko, to nie tak” – tłumaczy Macide. – „Wiedzieliśmy, że się na to nie zgodzisz, i…”. „Tak, Humeyra się nie zgodzi, więc nic jej nie powiemy!” – krzyczy była żona Tarika. – „Zawsze robimy tak, jak chcemy! Nie obchodzi nas jej zdanie!”.
„Posłuchaj, chcieliśmy ci powiedzieć” – zapewnia Macide. „Tu jest problem!” – Humeyra wstaje od stołu. – „Nie pytacie mnie, nie bierzecie mojej opinii pod uwagę!”. „Córko, chcieliśmy cię zapytać, ale nam się nie udało. Nie wiedzieliśmy, jak przekonać cię do ochrony”. „Nie potrzebuję żadnej ochrony! Nie potrzebuję tego ochroniarza, którego wynajęliście! Był zaszczycony i przyjął waszą ofertę. Teraz zadzwońcie do niego i powiedzcie, że nie ma potrzeby! Mam dość waszego działania za moimi plecami!”. „Zrobiliśmy to tylko dla twojego dobra”. „Niech nikt już nic nie robi dla mojego dobra! Chcę przynajmniej raz podjąć decyzję sama za siebie! Pozwólcie mi decydować za siebie!”.
„Błagam was, jeśli mnie kochacie, jeśli mnie choć trochę szanujecie, nie działajcie za moimi plecami. Proszę! Pozwólcie mi decydować o samej sobie!” – Wzburzona Humeyra opuszcza jadalnię. Akcja wraca przed dom Melek. „Jesteś pewna, ciociu Gonul?” – pyta Elif. – „Jak długo jest bez pracy?”. „Córko, ty o niczym nie wiesz? Całkiem długo. Bardzo się martwi. Mówiłam jej, żeby się nie martwiła, ale… Mama nie powiedziała ci, że została zwolniona z pracy?”. „Nie, nic nie powiedziała”. „Ach, niepotrzebnie ci o tym powiedziałam. Ale nie smuć się, znalazłam pracę dla twojej mamy”. „Naprawdę?” – Na twarzy Elif momentalnie pojawia się uśmiech. „Tak, dlatego tutaj przyszłam. Jedna z naszych sąsiadek szuka sprzątaczki do swojego domu”.
„Sprzątaczki?” – Elif nie jest już tak zachwycona. „Tak. W rzeczywistości mnie o to poprosiła, ale powiedziałam, że nie mam czasu. Od razu pomyślałam jednak o twojej mamie i powiedziałam, że się zgłosi. Opowiesz o wszystkim swojej mamie, a ja przez telefon podam jej adres”. „Dobrze, ciociu Gonul”. Tymczasem Tufan, ojciec Emirhana, pojawia się przed sklepem. Alev trzepie właśnie koc przez okno. „Boże, kim on jest? Czy to czasem nie jakiś złodziej?” – zachodzi w głowę dziewczyna, po czym głośno woła: „Przepraszam! Kogo szukasz?! Mówię do ciebie! Głuchy jesteś?!”. „Tak, jestem głuchy” – potwierdza mężczyzna. – „Doglądasz swojego biznesu, piękności z okna?”.
„Co za bezwstydnik! Jak śmiesz tak ze mną rozmawiać?!” – oburza się Alev. – „Co za brak kultury i wychowania!”. Tufan zanosi się śmiechem i odchodzi, upewniwszy się, że Julide nie ma w sklepie. Po chwili wpada na Leman, która właśnie wracała z zakupów. „Uważaj trochę, jak łazisz!” – krzyczy kobieta, patrząc jak zakupione przez nią brzoskwinie toczą się po ulicy. – „Prawdziwy mężczyzna by przynajmniej przeprosił! I co się tak gapisz oszołomiony?! Wszystko się zmieniło, odkąd pojawili się tu tacy, jak ty! Kiedyś byli życzliwi i kulturalni mężczyźni! A teraz?! Zwykłe bydło! Rozumiesz, co do ciebie mówię? Rozumiesz nasz język? Boże, sami wariaci mnie otaczają!”.
„Pozbieraj to chociaż!” – Leman wskazuje na owoce. – „Dalej, w tej chwili!”. Tufan podnosi jedną z brzoskwiń, wyciera ją o rękaw i ze smakiem wgryza się w słodki miąższ. „Niech Bóg cię ukarze! Co za grubiaństwo?!” – krzyczy jeszcze bardziej wzburzona Leman. – „To moja brzoskwinia!”. „Jest bardzo soczysta” – oznajmia mężczyzna i bierze następnego gryza. „Bóg cię ukarze, ty niewychowany człowieku! Idź stąd! Precz! Jeśli znowu się tu pojawisz, rozbiję ci głowę!”. Tufan odchodzi, będąc w wybornym humorze.
Obowiązuje całkowity zakaz kopiowania streszczeń na inne strony! Za łamanie praw autorskich grozi odpowiedzialność karna.