936: Kerem dosiada się do stolika w ogrodzie, przy którym siedzi Humeyra. „Naprawdę cię przepraszam, siostro” – mówi mężczyzna. – „Ale zrozum, zrobiłem to dla twojego bezpieczeństwa”. „Wiem, że nie miałeś złych intencji, ale jestem już zmęczona tym, jak mnie traktujecie. Jesteście moimi rękami i nogami. Czuję się, jak ptak bez skrzydeł. Chcę podejmować decyzje sama, dobre lub złe”. „Nie chciałem po prostu, żebyś cierpiała”. „Wiem, czego chciałeś, ale nie staraj się więcej mnie chronić. Daj mi szansę nauczyć się samej radzić sobie z trudnościami”. „Czyli jesteśmy pogodzeni?” – Kerem wyciąga rękę do siostry. Humeyra odpowiada tym samym gestem na znak zgody. – „Obiecuję ci, że od teraz wszystko będzie tak, jak ty tego chcesz”.

Akcja przenosi się do środka rezydencji. Pokojówka wchodzi do pokoju Macide. „Znalazłam ten list w skrzynce pocztowej” – oznajmia, pokazując trzymaną w ręku kopertę. – „Zaadresowany jest do pani Humeyry”. „Kto go przysłał?”. „Nadawca nie jest podany”. „Dziwne”. „Chciałam go przekazać pani Humeyrze, ale nie ma jej w pokoju. Przyniosłam go więc do ciebie”. „Dobrze zrobiłaś. Połóż to tutaj, później jej zaniosę”. Służąca zostawia list na stoliku i odchodzi.

Melek nadal poszukuje pracy. Dzwoni pod wszystkie zapisane w notatniku numery, ale bez skutku. Ma zawroty głowy i jest bardzo słaba, gdyż od dawna nic nie jadła. „Nie mogę się teraz poddać” – mówi, próbując dodać sobie sił. – „Może znajdę coś, jeśli poszukam w innych miejscach. Obiecałam mojej córce, że już nigdy więcej nie będziemy od nikogo zależne”. Kobieta z trudem podnosi się z ławki. Przechodzi kilka kroków, po czym mdleje i upada na drogę! Po chwili obok niej pojawia się Asli, która właśnie tędy przechodziła. „Siostro Melek, słyszysz mnie?” – pyta nauczycielka. Gdy mama Elif nie odpowiada, wyciąga z torebki buteleczkę z wodą kolońską i naciera jej ręce oraz szyję.

Melek otwiera oczy. „Asli?” – pyta słabym głosem. „Co ci się stało?”. „Już dobrze. Zakręciło mi się trochę w głowie i zemdlałam”. „Jak się teraz czujesz? Czy wezwać pomoc?”. „Nie, nie ma powodu do paniki”. „Możesz wstać? Daj mi rękę”. Asli pomaga Melek się podnieść i prowadzi ją na ławkę. Akcja wraca do rezydencji. Ciekawość Macide bierze górę i kobieta otwiera zaadresowaną do córki kopertę. W środku znajduje się jej wspólne zdjęcie z Keremem i Humeyrą. Fotografia w miejscu, gdzie znajdują się sylwetki Macide i Kerema, posiada liczne rysy, jakby ktoś celowo ją uszkodził. Oddech pani Haktanir wyraźnie przyspiesza.

„Mój Boże, to niemożliwe!” – przeraża się Macide i z kopertą w rękach opuszcza pokój. Na korytarzu natyka się na swoje dzieci. „Chcieliśmy właśnie przyjść do ciebie, mamo” – oznajmia mężczyzna. – „Siostra i ja trochę porozmawialiśmy. Humeyra nam wybaczyła”. „Naprawdę?” – pyta Macide, próbując ukryć swój niepokój. „Wszystko dobrze, mamo? Strasznie pobladłaś” – zauważa Humeyra. Jej wzrok przykuwa trzymana przez matkę koperta. Nie widzi jednak, że jest zaadresowana do niej. „Jest jakiś problem?” – pyta Kerem. „Nie, nie ma żadnego problemu…”. „Co trzymasz w ręku?” – docieka Humeyra.

Asli przynosi Melek butelkę z wodą. „Wzięłam ci także drożdżówkę” – oznajmia. – „Prawdopodobnie cukier ci spadł. Zjedz trochę, a zrobi ci się lepiej”. „Niech Bóg ci błogosławi, Asli. Dziękuję”. „Nie ma za co, siostro. Bardzo się przestraszyłam, kiedy zobaczyłam cię na drodze. Jak do tego doszło?”. „Szukam pracy. Od samego rana jestem w ciągłym biegu. Musiałam się przemęczyć, zawróciło mi się w głowie i upadłam”. „Wydawało mi się, że pracujesz”. „Tak było, ale mnie zwolnili. Pracownica, na miejsce której przyszłam, wróciła z urlopu macierzyńskiego. Potrzebuje pieniędzy na utrzymanie dziecka”. „Nie martw się, na pewno coś znajdziesz”. „Chwilę odpocznę i będę szukać dalej. I ciebie zatrzymałam, przepraszam. Wróć już do swoich obowiązków”.

„Nie mogę cię zostawić w takim stanie” – oznajmia Asli. „Czuję się już dobrze, nie martw się. Jeszcze raz dziękuję za pomoc”. „Może jednak w czymś ci pomóc?”. „Naprawdę nie musisz”. „W porządku, w takim razie do zobaczenia. Uważaj na siebie i nie przejmuj się za dużo”. Akcja wraca do rezydencji. „To jest… lista” – odpowiada Macide. „Jaka lista?” – pyta Humeyra. „Lista studentów, którzy otrzymają nasze stypendium. Chciałam na nią spojrzeć”. „Dobrze, ale na pewno nie ma żadnego problemu?” – dopytuje Kerem. „Nie, synu, nie ma żadnego problemu”. „No nic, idę do siebie trochę odpocząć” – oznajmia Humeyra i odchodzi.

„Mamo, nie chciałem tego mówić przy siostrze, ale widzę, że coś jest nie tak” – oznajmia mężczyzna. „Kerem, musimy porozmawiać”. „W porządku, rozmawiajmy”. „Ale nie tutaj. Chodźmy do mojego pokoju”. Matka i syn przechodzą do pokoju. „Mamo, co się dzieje? Zaczynam się niepokoić” – mówi brat Humeyry. „Nie chcę, by usłyszał to ktokolwiek poza tobą, synu”. „Co takiego usłyszał?”. Macide podaje synowi kopertę. Ten otwiera ją i wyciąga fotografię. „Skąd się to wzięło?”. „Ktoś zostawił w skrzynce pocztowej. Pokojówka dopiero co mi przyniosła”. „To przyszło dla siostry” – Kerem zauważa napis na kopercie. – „No jasne, Tarik. To dzieło Tarika!”.

„On jest bardzo niebezpieczny” – stwierdza Macide. – „Chce doprowadzić Humeyrę do szaleństwa. Nie dość mu tego wszystkiego, co już zrobił!”. „Temu łajdakowi zawsze będzie mało. Nawet będąc w więzieniu nie da nam spokoju”. „Co to znaczy, Kerem? Co ten człowiek próbuje zrobić?!”. „Mamo, proszę, uspokój się. Z największym problemem już się uporaliśmy. Nie damy się zastraszyć. A to co?” – Kerem zagląda głębiej do koperty i wyciąga złożoną karteczkę. Rozkłada ją i milczy. „Co tam jest napisane, Kerem?”. „Niech to zostanie u mnie, mamo.” – Mężczyzna chowa szybko kartkę z powrotem do koperty.

„Co tam jest napisane, Kerem?!” – domaga się odpowiedzi Macide. Kerem milczy jeszcze przez chwilę, po czym odpowiada: „Dasz mi wszystko, o co proszę, inaczej pozbędę się tych, których kochasz…”. Tymczasem Elif sprzedaje wszystkie swoje lalki i za uzyskane pieniądze kupuje mąkę, mleko, cukier i jajka. Ma pomysł, jak może pomóc mamie. „Kiedy mama to wszystko zobaczy, będzie się zastanawiała, skąd to wszystko się wzięło” – mówi dziewczynka, wypakowując zakupy. – „Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam. A nawet gdyby, to dokupimy. Zostało mi jeszcze trochę pieniędzy. Kiedy sprzedamy ciasteczka, będziemy miały pieniądze, a mama nie będzie musiała sprzątać domów”.

Akcja przenosi się do rezydencji. Macide chowa kopertę ze zdjęciem i wiadomością do szuflady. „Nie możemy tak tego zostawić!” – oświadcza wzburzony Kerem. – „Zadzwonię na policję i oskarżę tego łajdaka Tarika! Poproszę o jak najszybsze wysłanie zespołu do ochrony domu”. „W porządku, synu, ale Humeyra nie może się o niczym dowiedzieć. Ani o zdjęciu, ani o liście. Jeszcze nie doszła do siebie. Byłoby bardzo źle, gdyby zobaczyła policję przed domem”. „Jedynym wyjściem jest zatrudnienie prywatnej ochrony”. „Słyszałeś sam, co powiedziała. Nie przekonamy jej do tego”.

„Mamo, sytuacja jest poważna” – przekonuje mężczyzna. – „Nic nie jest ważniejsze od jej bezpieczeństwa”. „Boże, co jeszcze musimy przeżyć? Błagam, miej w opiece moje dzieci. Czuwaj nad Humeyrą, proszę cię”. „Mamo, uspokój się. Ja się tym zajmę, porozmawiam z siostrą. Przekonam ją o konieczności zatrudnienia ochrony. Idę, nie będę tracił czasu”. „Nie, nigdzie nie idź. Poczekaj, aż poranne napięcie minie. Porozmawiasz z nią wieczorem”.

Akcja przeskakuje do wieczora. Melek wraca do domu. „Mamo, mam dla ciebie niespodziankę” – oznajmia Elif przy samych drzwiach i zaciąga mamę do kuchni. „Co to jest?” – pyta zaskoczona kobieta, patrząc na znajdujące się na stoliku produkty. „Składniki do ciasteczek”. „Do ciasteczek?”. „Tak, upieczemy je i sprzedamy w cukierniach. W ten sposób będziemy miały pieniądze”. „Nic z tego nie rozumiem, kochanie. Skąd się to wzięło?”. „Cóż… Ciocia Gonul przyszła dzisiaj. Dowiedziałam się, że straciłaś pracę i chciałam ci pomóc”. „Moja owieczko, co ci mam powiedzieć?” – Melek obejmuje córkę. – „Ale skąd wzięły się te wszystkie produkty?”.

„Sprzedałam swoje zabawki” – oznajmia Elif. – „Za zarobione pieniądze kupiłam to”. „Sprzedałaś zabawki?”. „Tak. Kupiły je ode mnie dzieci z naszej ulicy”. „Elif, co ci mówiłam? Prosiłam cię, żebyś nie wychodziła na zewnątrz, a ty na ulicy sprzedawałaś zabawki. Co gdyby coś ci się stało? I dlaczego to zrobiłaś? Bardzo przecież kochałaś swoje zabawki”. „To nieważne. Już wyrosłam z zabawek. Poza tym zaraz zacznie się szkoła i nie będę miała czasu na zabawę”. „Jestem z ciebie bardzo dumna, owieczko, ale wolałabym, żebyś tego nie zrobiła. Prędzej czy później znajdę pracę”. „Nie jestem już mała, mamo. Dorosłam. A ty zawsze mówisz, że razem możemy przezwyciężyć wszystko, każdy problem. Dlatego teraz zrobimy razem ciasteczka, dobrze?”.

„W porządku, duża dziewczyno” – zgadza się Melek. – „Niech będzie tak, jak mówisz. Ale mama jest zmęczona. Odpocznę trochę i później upieczemy ciasteczka, dobrze?”. „Oczywiście, mamo. Zrobimy to jutro. Musisz dobrze wypocząć”. Akcja przenosi się do rezydencji. Kerem rozmawia z siostrą w jej pokoju. „Masz rację we wszystkim, co powiedziałaś dziś rano” – oznajmia mężczyzna. „Jak długo będziesz to ciągnął? Rozmawialiśmy już o tym”. „Tak, ale musimy spojrzeć na to z innej strony. W ogóle nie jestem spokojny. Tarik, dopóki żyje, nie da nam spokoju. Może posunąć się do wszystkiego. Przez lata mieszkaliśmy z nim pod jednym dachem. Wariuję, kiedy o tym myślę. Nie każ mi się bardziej martwić”.

„To już przeszłość” – przekonuje Humeyra. – „Wiesz, co tylko mnie uspokaja? To, że najgorsze już się stało. Co jeszcze gorszego może nas spotkać? Nie musisz się martwić”. „Co byś zrobiła na moim miejscu? Nie martwiłabyś się o mnie?”. „Oczywiście, że tak”. „Dlatego nie pozwól mi się martwić. Jesteś jak źrenica w moim oku. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Przemyśl raz jeszcze kwestię ochrony, proszę. Nic nie powiesz, siostro?”. „Co mam powiedzieć, Kerem?” – Humeyra wstaje i podchodzi do okna.

„Powiedz, że przynajmniej to przemyślisz” – Kerem staje naprzeciwko siostry. „Wyraziłam się jasno, co myślę o ochronie. To, co robisz, jest niesprawiedliwe. Próbujesz mną manipulować, używając emocji. Czy można wykorzystać miłość osoby do robienia tego, czego się chce? Czy wiesz, kto robił tak ostatnio?”. „Porównujesz mnie do Tarika?”. „Nie, nie to chciałam powiedzieć. Powiedziałam to w afekcie”. „W porządku, siostro. Nie będziemy kontynuować tej rozmowy.” – Urażony mężczyzna odwraca się w kierunku drzwi. „Poczekaj. Powiedziałam to lekkomyślnie. Wiesz, ile dla mnie znaczysz. Zawsze czułam się szczęśliwa, że mam takiego brata jak ty. Wiesz, że miałam dzisiaj ciężki dzień. Wybacz mi”.

„Nie chcę cię chronić wbrew twojej woli” – oświadcza Kerem. – „Mam tylko ciebie i mamę. Kogo jeszcze mam? Tata powierzył mi ciebie. Jak mógłbym sobie wybaczyć, gdyby coś ci się stało? Nie musisz teraz odpowiadać, przemyśl to. A teraz odpocznij, porozmawiamy później”. Akcja przeskakuje do następnego dnia. Julide decyduje się wreszcie na otwarcie sklepu. Emirhan jest razem z nią. Chłopiec bardzo chce pójść pobawić się z przyjaciółmi, ale kobieta nie pozwala mu się nigdzie oddalać.

„O proszę, któż to się pojawił” – mówi wracająca z zakupów Alev. – „Byliście na wakacjach?”. „Jakich wakacjach?” – nie rozumie Julide. „Od wielu dni sklep był zamknięty. Szkoła też jeszcze się nie zaczęła, więc myślałam, że gdzieś wyjechaliście. Bo kto inny zamyka sklep bez powodu?”. „Nie byliśmy na żadnych wakacjach. Do widzenia.” – Mama Emirhana odwraca się, nie chcąc dłużej rozmawiać z Alev. „Poczekaj, wczoraj przed sklepem był jakiś nieznajomy mężczyzna”. „Nieznajomy mężczyzna?” – pyta Julide, choć doskonale wie, o kogo chodzi.

Akcja przenosi się do rezydencji. Domownicy jedzą wspólnie śniadanie. „Przez całe śniadanie będziesz mnie obserwować?” – Humeyra zwraca się do matki. „Wiesz, na co czekamy, siostro” – zabiera głos Kerem. – „Czy rozważyłaś sprawę ochrony?”. „Tak”. „I jaką decyzję podjęłaś?”. „Zgadzam się, ale robię to tylko dlatego, byście się nie martwili. I jeśli mi się to nie spodoba, od razu go odprawię”. „W ogóle się nie martw, siostro. Ten człowiek jest profesjonalistą. Na pewno będziesz zadowolona. Do tej pory pracował tylko ze znanymi osobami”. „To dlaczego zdecydował się ochraniać akurat mnie?”. „Też tego nie wiem, ale mamy szczęście, że znaleźliśmy kogoś tak wykwalifikowanego”.

Akcja wraca przed sklep. „Jak ten człowiek wyglądał?” – pyta Julide. „Jak typowy nieokrzesany typ” – odpowiada Alev. – „To jasne, że miał złe intencje. Napierał na drzwi tak mocno, że myślałam, że chce je wyważyć. Nie wiem, może chciał okraść kasę lub podpalić sklep. Taki szaleniec do wszystkiego jest zdolny”. „Zapytałaś go, czego chciał?”. „Oczywiście, że zapytałam, ale nic mi nie powiedział. Mówiłam ci, że to nieokrzesany typ. Prawdziwe bydle! Naprawdę się go bałam. Nie nagadałam mu tak, jak należało, bo jeszcze by mi coś zrobił. Co za horror! Och, co się z tobą dzieje? Wyglądasz, jakbyś miała za chwilę zemdleć. A może ty znasz tego człowieka?”.

„Ach, powiedziałam o nim paskudne rzeczy” – kontynuuje Alev. – „Przepraszam, jeśli niechcący cię uraziłam…”. „Nie, nie znam nikogo takiego. Po prostu bardzo się przestraszyłam, kiedy powiedziałaś, że napierał na drzwi. Dobrze, wracam już do sklepu. Zebrało się dużo kurzu pod moją nieobecność i muszę to posprzątać”. „Rozumiem, też chciałam już iść. Ja też mam pracę. Zrobię baklawę dla Safaka. Uwielbia, kiedy ją dla niego przygotowuję. Jest taka chrupiąca…”. Alev odwraca się i odchodzi do domu.

Obowiązuje całkowity zakaz kopiowania streszczeń na inne strony! Za łamanie praw autorskich grozi odpowiedzialność karna.

Podobne wpisy