„Miłość i nadzieja” – odcinek 247 – szczegółowe streszczenie
Cihan wpada do domu jak burza, rozszalały jak sztorm.
— Seda! — krzyczy już od progu, jego głos przeszywa ciszę.
Siostra, siedząca w kuchni z hot-dogiem w dłoni, podnosi na niego zdziwione spojrzenie.
— Co się dzieje, bracie? — pyta ostrożnie.
Cihan podchodzi do niej gwałtownie, wyrywa jej kanapkę i odkłada ją na talerz, aż talerz z brzękiem przesuwa się po blacie.
— Powiedziałaś mi, że to był wypadek! — wyrzuca przez zaciśnięte zęby. — Że ona wyskoczyła ci przed maskę! Dlaczego mnie okłamałaś? Dlaczego to przede mną ukryłaś?!
Seda spuszcza wzrok, jej dłonie zaczynają się trząść.
— Właśnie dlatego… — odpowiada cicho. — Bałam się, że będziesz tak krzyczał. Bałam się, że wkurzysz się jak tata. Wiesz, co powiedziała mi Melodi…
— Nie wiem. — Jego oczy błyszczą gniewem.
— Ale Cenk wie. Zadzwoń do niego, zapytaj… — wydusza z siebie, jakby to był jedyny sposób na obronę.
— Zostaw Cenka w spokoju. — Jego głos staje się jeszcze bardziej lodowaty. — Słowa Melodi mnie nie obchodzą. Dlaczego mnie okłamałaś, Seda?!
Dziewczyna nagle wybucha. Rzuca się na nogi, zaczyna krzyczeć, skakać i wymachiwać rękami w dzikim amoku.
— Ty też mnie zostawisz, prawda?! Zostawisz mnie?! — wrzeszczy, a jej głos załamuje się od rozpaczy. — Już mnie nie wspierasz! Już mnie nie ochronisz!
Cihan podchodzi do niej, chwyta ją za ramiona i przyciąga mocno do siebie.
— Dość, koniec tego — mówi stanowczo, a jego głos łagodnieje. — Nie bądź głupia. Nigdy cię nie zostawię.
Seda wtula się w niego, jej ciało drży od szlochu.
— Bracie, przysięgam… ja nie chciałam, żeby tak się stało… — łka, łzy zalewają jej policzki.
Cihan kładzie dłoń na jej głowie, przyciągając ją jeszcze bliżej.
— Oddam za ciebie życie, jeśli będzie trzeba — szepcze, jego głos jest cichy, ale pewny. — Ale cię nie opuszczę. Będę cię chronić za wszelką cenę.
***
Ege wprowadza Zeynep do jej nowego pokoju w domu Bülenta.
— To tutaj — mówi cicho, stawiając jej walizkę na podłodze. — Jeśli wolisz ten pokój, który miałaś wcześniej…
Zeynep kręci głową i przerywa mu łagodnie, choć w jej oczach czai się cień smutku.
— Nie ma potrzeby. Tamten pokój… mam z nim za dużo wspomnień. Dobrych, złych, bolesnych i pięknych. Tutaj będzie mi lepiej. — Jej głos drży, ale zaraz się prostuje. — Poza tym nie zostanę tu długo. Jak tylko proces się zakończy… odejdę.
Ege patrzy na nią bez słowa, jego wzrok jest ciężki od emocji.
— Zeynep… wiem, że i tobie jest ciężko, ale… zaakceptuj to. Dla mnie.
Zeynep unosi głowę i spogląda mu prosto w oczy.
— Nie dla ciebie, Ege. — Jej ton jest stanowczy. — Dla Melodi.
Chłopak milknie, opuszcza wzrok.
— Tak… wiem… — przyznaje szeptem, jakby właśnie połknął gorzką prawdę.
Zeynep bierze głęboki oddech i odwraca się do niego plecami, żeby ukryć łzy w oczach.
— Poza tym, Ege… nic już nas nie łączy. — Jej głos łamie się, lecz nie odwraca się, by spojrzeć na niego. — Masz żonę. Może nasza historia się skończyła, ale Melodi wciąż trwa. — Na chwilę zamyka oczy i dodaje cicho: — Dano nam napisać ostatnią stronę tej historii. Tylko to nam zostało.
***
Bahar i Kuzey leżą w łóżku do późnego wieczora. Mężczyzna już zasnął, przytłumiony alkoholem, a ona wciąż wtula się w niego, jakby chciała zatrzymać go tylko dla siebie.
Nagle na szafce nocnej rozbłyska ekran jego telefonu — dzwoni Naciye, która przebywa w domu Bülenta razem z Hülyą.
Bahar spogląda na wyświetlacz, jej serce bije szybciej. Chwyta telefon, waha się przez chwilę, po czym odbiera.
— Kuzey już śpi — mówi miękko do słuchawki. — Był zmęczony, trochę wypił. — Na jej ustach pojawia się cień uśmiechu. — Cóż, zostawił telefon na dole, więc odebrałam. Nie wrócisz dziś na noc do domu? Dobrze… przekażę mu, jak się obudzi.
Kończy rozmowę, odkłada telefon na szafkę i przez moment patrzy na niego triumfująco. Potem znowu przytula się do jego ramienia, zadowolona, że ma go dziś tylko dla siebie. Jej oczy błyszczą, a na ustach igra zmysłowy, pełen satysfakcji uśmiech.
***
Sila błąka się bez celu po opustoszałym parku, zagubiona w rozpaczy. Wciąż ma przed oczami tamtą scenę — jej własna siostra w ramionach Kuzeya, spleceni w łóżku niczym kochankowie. Obraz, który rozdziera jej serce na strzępy, którego nie potrafi wyrzucić z pamięci.
Łzy ciekną jej po policzkach, a każdy krok wydaje się coraz cięższy. W końcu zatrzymuje się pod starym parkanem, opiera o niego drżące dłonie i szepcze przez zaciśnięte gardło:
— Wcale cię nie oszukałam, Kuzeyu… — Jej głos łamie się, a kolejne łzy spływają bez końca. — To dla ciebie zrobiłam te spinki do mankietów. Tylko dla ciebie. Myślałam, że i ty mnie kochasz. Że w twoim sercu jest dla mnie miejsce…
Jej ramiona opadają, jakby cała siła nagle ją opuściła.
— Ale wygląda na to, że dla ciebie nigdy nie istniałam… — wyszeptała. — Może zawsze byłam nikim. A bez ciebie… życie nie ma już sensu.
Opada na ziemię, skulona, ze wzrokiem wbitym w ciemność, a jej szloch niesie się cicho po pustym parku.
Tymczasem Cavidan i Alper krążą w pobliżu, przeszukując okolice. Kroczą zdeterminowani, rozglądają się w każdą stronę, ich głosy niesie wiatr. Przechodzą tuż obok niej, tak blisko, że Sila niemal czuje ich obecność. Jednak ani jedno z nich jej nie dostrzega.
Dziewczyna zamyka oczy, jakby chciała zniknąć z tego świata, a jej szept ginie wśród szelestu liści:
— Kuzeyu… kocham cię… choć ty już o mnie zapomniałeś…
***
Akcja przeskakuje do następnego dnia.
Kuzey, już trzeźwy, budzi się w miękkiej pościeli. Gdy odwraca głowę, dostrzega obok siebie Bahar. Zmarszczki zdziwienia pojawiają się na jego czole — nie pamięta niczego.
— Co… co się stało wczoraj w nocy? — pyta zdezorientowany, przecierając oczy. — Mam kompletną pustkę w głowie.
Bahar podnosi się na łokciu, patrząc na niego z lekkim niedowierzaniem.
— Jak to… nie pamiętasz?
Kuzey zamyka oczy i próbuje sobie przypomnieć. W jego pamięci powoli wyłania się obraz, ale nie Bahar. Widział Silę. To ją widział w swoich ramionach, nie dziewczynę obok.
Z zamyślenia wyrywają go nagle donośne głosy z dołu:
— Synu, gdzie jesteś?! — woła Naciye.
— Kuzey? Bracie, słyszysz mnie? — dodaje Hulya.
Bahar zrywa się z łóżka, blada jak ściana.
— O Boże… ciocia Naciye… — szepcze przerażona.
Kuzey próbuje ją uspokoić.
— Dobrze… zachowaj spokój.
— Jak mam być spokojna?! — syczy Bahar, owinięta już w prześcieradło. — Jesteśmy w łóżku, a oni zaraz tu wejdą!
— Wytłumaczę im to jakoś… — próbuje, ale Bahar rzuca mu karcące spojrzenie.
— Nawet się nie waż. Jeśli mnie tu zobaczą… zniszczą mnie.
Chwyta ręcznik, owija się nim i w pośpiechu chowa do łazienki, ledwie zamykając drzwi, gdy w progu stają Naciye i Hulya.
— Nadal w łóżku? — dziwi się Naciye, mierząc syna surowym spojrzeniem.
— Czy ty masz gorączkę? — dopytuje Hulya, podchodząc bliżej.
Kuzey siada na łóżku i rozkłada ręce.
— Czuję się dobrze. Nic mi nie jest.
— Kuzey… kto był tu wczoraj wieczorem? — naciska matka. — Widziałam na stole dwie szklanki.
— Siostro, mamo… wyjdźcie na chwilę. Pozwólcie mi się przebrać — mówi cierpko, z ledwo skrywanym zmęczeniem.
— Boże… tylko tego brakowało… — jęczy dramatycznie Naciye, przykładając dłoń do piersi. — Mój idealny syn, ten bez żadnych nałogów, ma kaca. I co więcej, nie był sam. Kuzey, kto tu z tobą był? To nie kościół, żeby każdy mógł przyjść, kiedy chce!
— Mamo, nie przesadzaj — wtrąca Hulya, uśmiechając się półgębkiem.
— Przesadzam?! — oburza się Naciye. — Ktoś, kto włóczy się po nocach, pije i zostaje na noc u porządnego mężczyzny, nie może być grzeczną dziewczyną! Takiej synowej nie chcę. W żadnym wypadku!
— Mamo, bądź trochę bardziej nowoczesna — mówi lekko rozbawiona Hulya. — Widać, że Kuzey miał piękną noc…
— Wystarczy! — podnosi głos Kuzey. — Proszę, wyjdźcie obie, muszę się przebrać.
Naciye jeszcze przez chwilę mruczy pod nosem, nim wraz z córką opuszcza pokój.
Gdy tylko drzwi się zamykają, z łazienki niepewnie wychodzi Bahar. Jej wzrok jest pełen wyrzutów i strachu.
— Bahar… — zaczyna Kuzey, chcąc coś wyjaśnić.
— Nie — ucina, potrząsając głową. — Nie mów nic.
Chwyta swoje ubrania i wymyka się z pokoju, zanim zdąży ją zatrzymać. Kuzey zostaje sam — ze swoją pustką w sercu i rosnącym poczuciem winy.
***
Zeynep budzi się gwałtownie, jak wyrwana ze złego snu. Jej serce bije jak oszalałe — nagle wrócił do niej obraz z tamtej nocy. Ważny szczegół, którego wcześniej nie potrafiła sobie przypomnieć.
W tym momencie do pokoju wchodzi Yildiz z delikatnym uśmiechem na twarzy.
— Dzień dobry, kochanie — mówi ciepło i siada obok niej na łóżku, obejmując ją ramieniem. — Dobrze cię znowu tu widzieć, Zeynep. Tak bardzo za tobą tęskniłam.
Ale szybko dostrzega w oczach dziewczyny niepokój i przerażenie.
— Co się stało? — pyta z troską.
— Yildiz… — Zeynep zaciska dłonie na kołdrze i bierze głęboki wdech. — Przypomniałam sobie coś.
— Chodzi o wypadek? — Yildiz od razu prostuje się i patrzy jej w oczy.
— Tak… — głos Zeynep drży. — Ta kobieta… ta, która potrąciła Melodi… ona zgubiła naszyjnik.
— Naszyjnik? — Yildiz marszczy brwi, zaskoczona.
— Tak… — Zeynep zamyka oczy, próbując uporządkować wspomnienie. — Wysiadła z samochodu, chwiała się na nogach, jakby była pijana. I wtedy… zobaczyłam błysk. Do tej pory myślałam, że to tylko światła reflektorów albo latarni, ale nie… To był naszyjnik. Spadł jej z szyi, kiedy się pochyliła nad Melodi.
Yildiz milknie na chwilę, a potem pyta szeptem:
— Myślisz, że policja już go znalazła?
— Gdyby tak było, wiedzielibyśmy — odpowiada Zeynep stanowczo. — On wciąż tam jest. Gdzieś na miejscu wypadku. Jeśli go znajdziemy, może uda nam się ustalić, kim była ta kobieta.
Przez moment w pokoju panuje cisza, a potem Yildiz przyciska ją mocno do siebie.
— Niech Bóg cię błogosławi, Zeynep. Dobra robota, dziewczyno. — W jej głosie brzmi wzruszenie i nadzieja.
Zeynep wtula się w nią, czując, że jej serce bije odrobinę spokojniej.
***
Seda budzi się z uczuciem niepokoju, jakby ktoś właśnie wyrwał ją ze złego snu. Serce wali jej jak młot. Niemal biegnie po schodach na dół, gdzie w salonie siedzi jej brat.
— Bracie… — wyrzuca z siebie drżącym głosem. — Nie mogę znaleźć mojego naszyjnika… — W jej oczach widać panikę.
Cihan spogląda na nią z lekkim zniecierpliwieniem.
— Tego z twoimi włosami? — upewnia się. — Sprawdziłaś w łazience?
— Tak, od razu. Szukałam wszędzie… Nie ma go tam.
Brat wstaje z kanapy i poprawia mankiety koszuli, jakby nie rozumiał, skąd w niej taki dramatyzm.
— Seda… spokojnie. To normalne, że gdzieś go zawieruszyłaś. Twojej biżuterii jest tu pełno, od kiedy tylko się wprowadziłaś. Jesteś tu ledwie trzy miesiące, a już zajęłaś całą komodę i pół łazienki. Ten naszyjnik musi gdzieś tu być. W końcu się znajdzie.
Gdy mija ją, zmierzając do drzwi, chwyta go za rękaw.
— Dokąd idziesz? — pyta z napięciem.
— Do klubu. — Jego głos jest chłodny, niemal obojętny. — Ci idioci znowu narobili zamieszania.
Seda przygryza wargę, a w jej oczach czai się strach.
— Dowiedziałeś się, co dokładnie zeznała Zeynep? — pyta cicho.
Cihan zawiesza na niej spojrzenie.
— Powiedziała tylko, że widziała kobietę. Nic więcej.
Seda blednie, przełykając ślinę.
— Myślisz… myślisz, że rozpoznałaby mnie, gdyby mnie zobaczyła?
Przez chwilę w pokoju panuje napięta cisza. Cihan w końcu wzrusza ramionami, jakby chciał zbyć jej lęki.
— Może tak. Ale bez dowodów jej słowa nic nie znaczą. Nie nakręcaj się. Zostań tu, przeszukaj dom i znajdź swój naszyjnik.
Jego ton jest stanowczy, choć w oczach na moment błyska cień irytacji. Wychodzi, a ona zostaje w pustym salonie, przyciskając dłoń do serca, jakby chciała uciszyć narastający w niej strach.
***
Przechodnie zauważają leżącą na trawie Silę. Blada, z przymkniętymi powiekami, wygląda jak porzucona lalka.
— Jak się nazywasz? — pyta z troską kobieta, klękając przy niej i delikatnie klepiąc ją po policzku.
— S… Sila… — odpowiada dziewczyna cicho, zdezorientowana, jakby wciąż była w innym świecie.
— Jesteś chora? Potrzebujesz lekarza? Mamy cię zabrać do szpitala? — dopytuje mężczyzna, który również przystanął, pochylając się nad nią.
— Wspomniałaś Kuzeya. To twój mąż? Chcesz, żebyśmy do niego zadzwonili?
Na dźwięk tego imienia Sila otwiera szerzej oczy i potrząsa głową, niemal błagalnie.
— Nie… Nie dzwońcie do niego…
— Kochana, nie wyglądasz dobrze. Pozwól sobie pomóc — mówi cicho kobieta, wyraźnie zaniepokojona.
Nie czekając dłużej, sięga po torebkę Sili, wyciąga telefon i przeszukuje kontakty. Zatrzymuje wzrok na imieniu „Kuzey” i wybiera numer, przekonana, że to najbliższa jej osoba.
Po chwili w słuchawce rozlega się głęboki męski głos:
— Kuzey Bozbey, słucham.
— Dzień dobry. Jest tu dziewczyna… Sila. Zemdlała w parku, pod drzewem. Mamrocze tylko pańskie imię.
W głosie Kuzeya pojawia się nagły, ostry niepokój.
— Sila? Zemdlała? Gdzie jest?
— Przy głównej alei, niedaleko fontanny.
— Znam to miejsce. Jadę już.
***
Kilkanaście minut później Kuzey wbija się biegiem w park, serce wali mu jak młot. Rozgląda się nerwowo, przeczesując wzrokiem każdy zakątek. Ale trawa jest pusta. Nie ma śladu po Sili.
Zaciska pięści, a w oczach pojawia się gniew. Zdaje sobie sprawę, że ktoś go ubiegł. Gdzieś, z dala od głównej alejki, Alper już odciąga osłabioną Silę w ustronne, niewidoczne miejsce.
***
Zeynep po raz kolejny spotyka na swojej drodze Cihana.
— Co ty tu robisz? — pyta zaskoczona, zatrzymując się gwałtownie.
— Przecież mówiłem ci, że mój szef ma w okolicy interesy — odpowiada spokojnie, opierając się o samochód i przyglądając jej uważnie.
— A właściwie… na czym dokładnie polega jego praca? — dopytuje, mrużąc oczy.
Cihan wzrusza ramionami z lekkim uśmiechem.
— Nie wiem do końca. Jeśli chcesz, pójdziemy razem i zapytamy. A jeśli mnie za to zwolni, pomożesz mi znaleźć nową robotę, dobra?
Zeynep parska cicho.
— Pomogę ci, ale później. Teraz naprawdę się śpieszę.
— Dokąd? — w jego głosie słychać ciekawość. — Mogę cię podrzucić.
— Na miejsce wypadku — rzuca od niechcenia.
Cihan marszczy brwi.
— Po co? Coś sobie przypomniałaś?
Zeynep tylko rozkłada ręce, zniecierpliwiona.
— Sama już nie wiem, po co w ogóle z tobą o tym rozmawiam.
Na to Cihan uśmiecha się szeroko.
— Wiem dlaczego. Bo wzbudzam zaufanie i jestem całkiem sympatyczny. — Otwiera drzwi auta i gestem zaprasza ją do środka. — Wsiadaj, zabiorę cię.
— Nie chcę, żebyś przez to miał kłopoty u swojego szefa.
— Już się umówiliśmy — odpowiada lekko. — Jak mnie zwolni, to znajdziesz mi nową pracę. Tak czy inaczej, już mnie ta robota nudzi.
— Dlaczego?
— Bo mój szef jest… trochę szalony. „Zastrzel tego, pobij tamtego”… — mówi żartobliwie, robiąc teatralny gest ręką.
Zeynep patrzy na niego chłodno.
— Proszę cię, nie żartuj tak. To naprawdę nieśmieszne.
Cihan podnosi ręce w geście kapitulacji.
— Dobrze, przepraszam. Rzeczywiście, kiepski żart. Mój szef nie zajmuje się takimi rzeczami. Wszystko odbywa się zgodnie z prawem, a broń służy mu wyłącznie do obrony.
Uśmiecha się łobuzersko.
— Jeśli chcesz, możesz sama prowadzić. W razie gdybyś miała podejrzenia, że chcę cię porwać.
Zeynep mruży oczy, a na jej ustach pojawia się ledwie widoczny uśmiech.
— Jeśli spróbujesz, uderzę cię dwoma palcami w tętnicę szyjną, sprawię, że zemdlejesz, zaciągnę ręczny i zatrzymam auto. Jak widzisz, ja też mam bujną wyobraźnię.
Cihan wybucha śmiechem i szeroko otwiera przed nią drzwi pasażera.
— No to w drogę, nieustraszona wojowniczko.
Zeynep kręci głową, ale wsiada, zajmując miejsce obok niego.
***
Kwadrans później docierają na miejsce wypadku. Słońce świeci jasno, ale w oczach Zeynep to miejsce wciąż wydaje się ponure, jakby tkwił tu ślad tragedii.
— Kiedy tamta kobieta wysiadła z samochodu… — zaczyna Zeynep, a jej wzrok błądzi po asfalcie i trawie przy krawężniku — coś błysnęło. Dzisiaj rano… nagle mi się to przypomniało.
Cihan mruży oczy, śledząc jej spojrzenie.
— Co tak zabłysło? — dopytuje spokojnie, choć w środku aż kipi z niepokoju.
— Myślę… że to był naszyjnik — mówi w końcu Zeynep, jej głos jest pewniejszy, choć drży ze zdenerwowania.
W głowie Cihana natychmiast wracają słowa Sedy z poranka — jej panika, jej pełne lęku spojrzenie, gdy odkryła, że zgubiła naszyjnik. Czuje, jak ogarnia go chłód.
Zeynep pochyla się przy krawężniku, dokładnie przeszukując trawę i szczeliny w betonie.
— Ta kobieta musiała coś tutaj zgubić — mówi z determinacją. — Wierzę, że znajdę dowód, który do niej prowadzi.
— Powiedziałaś o tym policji? — dopytuje Cihan.
— Nie — odpowiada szybko. — Chciałam najpierw sama tu przyjść. Nie mogę tak po prostu siedzieć i czekać. To mnie uspokaja. Muszę wiedzieć, kim ona jest. Muszę ją znaleźć.
— Dlaczego to dla ciebie takie ważne? Przecież już zrobiłaś swoje, złożyłaś zeznania — próbuje ją przekonać, jego głos brzmi łagodniej niż zwykle.
Zeynep prostuje się i spogląda na niego ze łzami w oczach.
— Kochałam Melodi jak siostrę. Czuję, że jestem jej to winna. A ludzie, którzy stoją za tą kobietą, wciąż mnie śledzą. Włamali się nawet do mojego domu. Nie mogę spokojnie zasnąć. Dlatego muszę ją odnaleźć. Nie chcę już dłużej żyć w strachu.
Cihan odwraca wzrok, próbując ukryć nerwowość.
— Może się mylisz — mówi ostrożnie. — Może to, co wtedy błysnęło, wcale nie było naszyjnikiem. Może to był kawałek szkła albo odbite światło reflektora…
Zeynep kręci głową z uporem.
— Nie. To był naszyjnik. Wiem to. — Jej głos jest mocny i stanowczy.
I znów wraca do przeszukiwania pobocza, pochylona nad trawą, jakby od tej jednej chwili zależał cały jej świat. Cihan stoi obok, zaciskając dłonie w kieszeniach i w milczeniu próbując ukryć rosnący w nim strach.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 191. Bölüm i Aşk ve Umut 192. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.





