Hulya jest w szoku, a Naciye, cała blada, wpatruje się w policjantów stojących przed progiem.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 255 – szczegółowe streszczenie

Zeynep, wstrząśnięta tym, czego właśnie się dowiedziała o wujku Bülencie i własnej mamie, natychmiast zjawia się pod jej domem. Puka, dzwoni, nasłuchuje, ale nikt nie otwiera. Gonul musiała gdzieś wyjść. Zeynep stoi na progu, oddycha ciężko, przytłoczona myślami.

Wtedy zza rogu niespodziewanie pojawia się Ege.

— Zeynep? Wszystko w porządku? — pyta z niepokojem, widząc jej roztrzęsioną twarz.

— Nie. W ogóle nie czuję się dobrze — odpowiada drżącym głosem, a w oczach lśnią łzy.

— Co się stało? Ten człowiek… zrobił ci coś?

— Cihan? On nie odważyłby się nawet tknąć mojego włosa.

— Więc jak możesz mu ufać? Znacie się ledwie chwilę.

— A ty? Mam ufać mężczyźnie, który poznał mnie rok temu, obiecał wspólną przyszłość, a potem poślubił inną?!

— Zeynep, wiem, że jesteś na mnie zła, ale…

— Tak, jestem! — wybucha. Jej głos się załamuje, a dłonie zaciskają w pięści. — I nie potrafię się z tego gniewu uwolnić! Próbuję… naprawdę próbuję, ale on mnie po prostu dusi!

— Znasz Melis… Wiesz, jak to wyglądało…

— Znam. Niestety! — zaczyna chodzić nerwowo w kółko. — Ale nie mogę wymazać z głowy obrazu was przy jednym stole… w dniu ślubu! A przecież chwilę wcześniej planowałeś ucieczkę ze mną!

— Czasem życie stawia nas w sytuacjach, których nie chcieliśmy się znaleźć.

— Wiedziałeś, prawda? — zatrzymuje się i wbija w niego spojrzenie. Oczy ma szeroko otwarte, jakby walczyła z niedowierzaniem.

— O czym mówisz?

— O tym, co łączy moją mamę z wujkiem Bülentem.

— Kto ci to powiedział, Zeynep?

— Boże… chcę zniknąć. — Chwyta się za głowę, jej ciało drży. — To wszystko mnie przerasta…

— Zeynep, powiedz mi. Kto ci to powiedział? Co dokładnie usłyszałaś?

— A więc to prawda! — wskazuje go palcem, jakby właśnie wydała na niego wyrok. — Coś ich łączyło! Dlatego się wyprowadził!

— Może… Nie wiem na pewno. Sam dopiero się o tym dowiedziałem.

— Ale wiedziałeś wcześniej! — Głos jej drży z furii. — Kiedy zamierzałeś mi to powiedzieć? Gdy już wszyscy będą o tym gadać?

— Nie. Chciałem porozmawiać z tobą, gdy będę miał pewność…

Zeynep nagle eksploduje. Wpada w histerię. Krzyczy, piszczy, wymachuje rękami. Podskakuje, jakby próbowała wyrzucić z siebie cały ból i złość. Ege próbuje podejść, ale ona się odsuwa.

— Jak ona mogła?! — szlocha, po czym chwyta stojącą doniczkę i z całej siły roztrzaskuje ją o bruk. Kwiaty i ziemia rozsypują się na wszystkie strony. — Jak mogła zniszczyć cudze małżeństwo?!

Ege próbuje ją objąć, ale Zeynep gwałtownie go odpycha.

— Nie dotykaj mnie!

Upada na kolana, cała trzęsąc się od płaczu.

— Jak mogła mi to zrobić? Jak mogła w ogóle o tym pomyśleć… moja własna mama…

***

Cihan wraca do domu, wyraźnie zmęczony, przytłoczony. W progu uderza go znajomy zapach chińszczyzny. W salonie, jak zawsze, siedzi jego siostra — Seda. Z rozluźnioną miną wcina makaron pałeczkami, jakby świat nie miał żadnych zmartwień.

— I co z naszyjnikiem? — rzuca, nie odrywając wzroku od pudełka z jedzeniem.

— Wciąż na szyi tej dziewczyny — odpowiada Cihan, siadając ciężko obok niej. Przeciera twarz dłonią. — Ale to miejsce to jeden wielki labirynt intryg. Z jednej strony „Statek miłości”, z drugiej „Dallas”. Serio, można dostać zawrotu głowy. Ale nie martw się. Przy najbliższej okazji go odzyskam.

— Liczę na to. To przecież najważniejszy dowód mojej winy. Bez niego mam szansę wyjść z tego cało.

— Widzę, że zaczęłaś studiować prawo — uśmiecha się z przekąsem. — Co, planujesz sama się bronić?

— Nie muszę. Mam ciebie, bracie. Ty mnie ochronisz, prawda?

— Oczywiście, że tak. — Trąca ją lekko w nos. — Dopóki oddycham, nic ci nie grozi. Obiecuję.

W tym momencie jego telefon zaczyna dzwonić. Wyciąga go z kieszeni i przykłada do policzka.

— Słucham, panie mecenasie — mówi rzeczowo, ale już po trzech sekundach jego twarz zmienia się diametralnie. — Co?!

Zrywa się na równe nogi. W oczach pojawia się panika, a zaraz potem gniew.

— Niech to szlag! Jak ten kretyn Cenk mógł tego nie dopilnować?!

Seda zastyga, z pałeczką w połowie drogi do ust.
— Bracie… co się stało?

Cihan kończy rozmowę, ale nie odpowiada od razu. Przez chwilę tylko stoi, dysząc ciężko, jakby próbował się nie rozpaść. W końcu patrzy na siostrę — i teraz w jego spojrzeniu jest coś więcej niż wściekłość. Jest lęk.

— Znaleźli włosy — mówi cicho, ale wyraźnie. — Twoje włosy. W samochodzie.

Seda blednie.
— Co…?

— Ten idiota przysięgał, że wszystko wyczyścił. Że nie zostawił żadnych śladów. A teraz? Teraz mogą nas pogrążyć przez kilka pasm twoich włosów! — wali pięścią w stół. — Powierzyłem mu coś tak ważnego… a on wszystko spartolił!

W pokoju zapada gęsta cisza. W powietrzu wisi nie tylko strach, ale i zapowiedź katastrofy.

***

Naciye z pełną premedytacją wylewa keczup na kuchenną podłogę, rozmazując go czubkiem buta.

— No dalej, posprzątaj to — rzuca lodowato do Bahar.

— Oczywiście, posprzątam — odpowiada spokojnie dziewczyna, sięgając po ścierkę. — To dla mnie żadna hańba ani upokorzenie. Dobrze wiem, jakie mam miejsce w tym domu, pani Naciye.

— Gdybyś naprawdę je znała, nie śniłabyś o rzeczach, które nigdy nie będą twoje. Nie weszłabyś do jego łóżka. I nie pytałabyś Hülyi, czy cię zaakceptuję — syczy Naciye z pogardą.

— To, co pani robi, jest haniebne! — wtrąca się oburzona Cavidan. — Posłuchaj… To twój syn popełnił błąd, nie ona.

— Zamilcz! — warknęła Naciye, odwracając się gwałtownie. — Ty ostatnia masz prawo mnie osądzać. Poświęciłaś własne dzieci w imię chorej ambicji! Pomyśl przez chwilę — kim jest twoja córka, a kim mój syn! Przepaść między nimi jest ogromna!

— Ale ja też jestem człowiekiem — odzywa się cicho Bahar, dalej klęcząc na podłodze i ścierając klejącą plamę. — Jaka naprawdę jest między nami różnica?

Naciye pochyla się, jej głos staje się lodowaty:

— Nie wiesz? To ci powiem. Jesteś prostacką, wiejską dziewczyną, która od początku miała jeden cel — usidlić bogatego mężczyznę. Jesteś biedna, bez klasy, bez wykształcenia. I jeszcze głupia na dokładkę! Naprawdę myślisz, że mój syn poślubiłby dziewuchę, która w pierwszym tygodniu wskakuje mu do łóżka?

— Co to za słowa?! — oburza się Cavidan.

— Zostaw ją, mamo. Niech mówi — przerywa Bahar z głosem zmęczonym, ale już nieporuszonym. Wygląda na to, że wszystkie te obelgi spłynęły po niej jak po deszczu. Naciye nie wie jednak, że granica wytrzymałości właśnie została przekroczona.

W jednej chwili Bahar blednie, ścierka wypada jej z dłoni. Zasłania usta dłonią, jakby próbowała coś powiedzieć… i nagle traci przytomność, osuwając się na chłodną, kafelkową podłogę.

***

Następnego ranka w domu Kuzeya rozlega się natarczywe pukanie. Hałas odbija się echem od ścian, budząc wszystkich domowników. Kuzey zbiega na dół i otwiera drzwi.

Na progu stoi dwóch policjantów.

— Czy pani Naciye Bozbey mieszka pod tym adresem? — pyta jeden z funkcjonariuszy.

— To ja… — odpowiada Naciye, wychodząc ostrożnie zza ramienia syna. W jej głosie słychać napięcie.

— Proszę się przygotować. Musi pani z nami pojechać na komisariat.

— Co takiego?! Dlaczego?!

— Została pani oskarżona o obrót fałszywymi pieniędzmi. Skargę złożył bank.

— Co pan wygaduje? Jakie fałszywe pieniądze?!

— Wczoraj wypłaciła pani ze swojego konta dwa miliony lir. Kilka godzin później próbowała pani wpłacić dokładnie tę samą kwotę — tyle że fałszywymi banknotami. Musimy panią zatrzymać na czas postępowania.

Naciye staje jak wryta. Jej twarz robi się kredowobiała, nogi uginają się pod ciężarem informacji. Nie wypowiada już ani słowa.

Z tyłu, oparta o framugę drzwi, stoi Cavidan. Na jej ustach pojawia się cień uśmiechu — ledwie dostrzegalny, ale pełen chłodnej satysfakcji.

***

Naciye niespokojnie krąży po salonie, co chwila zatrzymując się i nerwowo drapiąc w policzek. Jej twarz zdradza zmieszanie i wściekłość, która narasta z każdą chwilą.

— Zastanów się dobrze, mamo — mówi spokojnie, ale z naciskiem Hülya. — Czy ktoś mógł być wtedy w pobliżu? Czy wspomniałaś komukolwiek o tych pieniądzach? Jeśli nie ty… to musiał zrobić to ktoś inny.

— Ale kto, na litość boską?! — wybucha Naciye. — Przecież wypłaciłam te pieniądze osobiście. Wyszłam z banku, wsiadłam do taksówki i pojechałam prosto do domu. Wieczorem znów wyszłam, trafiłam na tego samego kierowcę, wsadziłam pieniądze do torby i zawiozłam je z powrotem do banku. Koniec historii!

— Boże… — Hülya łapie się za głowę. — Więc kto to zrobił, mamo? Kto byłby zdolny do czegoś takiego?

— Kto?! Ten diabeł wcielony — Cavidan! To ona! Zabrała prawdziwe pieniądze i podłożyła fałszywki, jestem tego pewna!

— Naprawdę? — Hülya spogląda na matkę z niedowierzaniem. — Kobieta cały dzień była w domu. Kiedy niby miałaby to zrobić? I skąd miałaby wziąć fałszywe pieniądze?

— Wyszła na chwilę… do sklepu! Wtedy mogła to załatwić!

— Mamo, przecież dałaś jej pieniądze sama, dobrowolnie. A ona ich nie przyjęła! Pamiętasz? Odmówiła, bo nie chciała twojej łaski. Dlaczego miałaby bawić się w jakieś podróbki?

— Bo chciała się pokazać. Pokazać, że ma godność, że niby niczego ode mnie nie potrzebuje!

— To czemu wcześniej niczego nie zrobiła? — ciągnie Hülya, coraz bardziej zniecierpliwiona. — Przecież tyle razy ją upokorzyłaś, ją i jej córkę. Publicznie je zawstydzałaś, a one i tak milczały. Mamo… może jednak to stało się w taksówce?

Naciye przystaje, zaskoczona tą sugestią.
— W taksówce?

— Tak. Przypomnij sobie wszystko jeszcze raz, krok po kroku. Czy coś cię zaniepokoiło? Jakieś dziwne zachowanie kierowcy?

— Cóż… — marszczy czoło. — Raz się zatrzymaliśmy. Poszłam po wodę. Ale to trwało minutę, może dwie.

— Właśnie wtedy! — mówi stanowczo Hülya. — To musiał być ten moment. Kierowca miał czas, żeby otworzyć torbę i podmienić pieniądze. To jedyne logiczne wyjaśnienie! Kiedy Kuzey wróci, powiemy mu o tym.

— Nie tak szybko! — Naciye unosi głos, niemal krzycząc. — Dlaczego mi nie wierzysz, Hulyo?! Mówię ci, że to ta przeklęta Cavidan! To ona stoi za wszystkim!

— Mamo… — wzdycha Hülya. — Ty po prostu nie chcesz dopuścić do siebie innej wersji wydarzeń. Ale logika nie kłamie. Tylko taksówkarz miał czas i możliwość. A ty jesteś zbyt dumna, żeby to przyznać.

W odpowiedzi Naciye zaciska usta i odwraca wzrok. W jej oczach widać upór… i strach.

***

Bahar od kilku dni czuje się coraz gorzej. Leży blada w łóżku, osłabiona, z błyszczącymi od gorączki oczami. Cavidan czuwa przy niej, ostrożnie zmieniając chłodny kompres na jej czole. W ciszy słychać tylko tykanie zegara i płytki oddech dziewczyny.

— Mamo… — Bahar podnosi się lekko, opierając o wezgłowie. — Powiedz mi szczerze. Czy ty miałaś coś wspólnego z tymi fałszywymi pieniędzmi?

Cavidan zamiera. Jej dłoń na chwilę zawisa w powietrzu, zanim znów dotknie czoła córki.

— Boże, broń i strzeż! — mówi z udawanym oburzeniem. — Co mogłoby mnie łączyć z czymś takim, kochanie?

— Nie wiem już, co myśleć — odpowiada cicho Bahar. — Oszukałaś nawet mnie. Przez ciebie wszyscy wierzą, że próbowałam się zabić. A może to też twoje dzieło?

— Co ty wygadujesz?! — Cavidan unosi głos, naprawdę zdenerwowana. — To pani Naciye chciała nas oszukać, podrzucając fałszywe banknoty! Otwórz oczy, dziecko. Ona nas od początku traktowała jak nic niewarte robactwo.

— Nie wierzę, że to zrobiła. — Bahar patrzy matce w oczy. — Pani Naciye jest dumna i bezlitosna, ale nie podstępna. Nie aż tak.

— Aha! Czyli uważasz, że ja jestem zdolna do takich rzeczy, ale ona — nie? — Cavidan śmieje się z goryczą. — Brawo! Jeszcze się z nim nie pobrałaś, a już traktujesz Naciye jak swoją teściową!

— Nie bądź śmieszna, mamo. Jaka teściowa? Jak tylko stanę na nogi, odejdę stąd. Nie mogę tu dłużej zostać. Ta rodzina zniszczyła naszą godność, naszą wartość. I nawet jeśli się nie zgodzisz — odejdę.

— Bahar…

— Pani Naciye powiedziała to wprost. Nigdy nie pozwoli, bym wyszła za Kuzeya. Nigdy. A ja nie będę się już prosić o miejsce, którego dla mnie nie ma.

Cavidan delikatnie odgarnia włosy z czoła córki. Przez chwilę milczy, jakby chciała coś powiedzieć, ale słowa nie przechodzą jej przez gardło.

— A Kuzey? — pyta cicho. — Nie będzie ci go brakować?

— Nie wiem… Może jak będę daleko, będzie łatwiej o nim zapomnieć. Może… — jej głos się łamie. — Mamo, naprawdę chcę, żeby to się wreszcie skończyło. Mam dość bólu, kłamstw, upokorzeń. Proszę… pozwól mi odejść.

Cavidan nie odpowiada. Patrzy na córkę długo, z czymś dziwnym w oczach. Wstaje bez słowa, po czym wychodzi z pokoju.

Na korytarzu przystaje, jakby musiała złapać równowagę. Wciąga głęboko powietrze i szeptem mówi do siebie:

— Powiem Kuzeyowi, że próbowałaś odebrać sobie życie… z jego powodu. Niech się wreszcie dowie, że jego matka zaoferowała nam pieniądze w zamian za milczenie. Zobaczymy, czy pani Naciye tak łatwo przełknie te wielkie słowa, które rzucała jak nóż…

Jej oczy błyszczą. Już nie z troski. Ze złości. I z determinacji.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 197. Bölüm i Aşk ve Umut 198. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy