Gonul wbija w Feraye wściekłe spojrzenie i prostuje palce, jakby chciała ją rozszarpać pazurami. Zeynep patrzy na matkę z niedowierzaniem.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 256 – szczegółowe streszczenie

Feraye nerwowo wybiera numer do Gonul. Gdy tamta odbiera, w jej głosie słychać napięcie.

— Czy Zeynep już do ciebie przyszła? — pyta bez zbędnych wstępów.

— Jeszcze nie, ale miała się pojawić. Coś się stało? Czy znowu Melis ją zdenerwowała? — głos Gonul staje się spięty. — Zrobiła coś?

— Nie. Chodzi o coś znacznie poważniejszego… Zeynep dowiedziała się o tobie i Bülencie.

Po drugiej stronie zapada cisza. Twarz Gonul blednie, a usta drżą, zanim zdoła cokolwiek powiedzieć.

— Co? Ale… jak to możliwe?

— Nie wiem, ale jakoś się dowiedziała.

W tym samym momencie do drzwi Gonul rozlega się gwałtowne, natarczywe pukanie. Kobieta zrywa się z miejsca i idzie otworzyć. Na progu stoi Zeynep. Jej oczy są czerwone od płaczu, a twarz napięta jak struna.

— Słyszałam o tobie rzeczy, które wciąż nie mieszczą mi się w głowie, mamo — mówi cicho, ale z wyrzutem. — Powiedz mi jedno… Czy to prawda? Ty i wujek Bülent?

Gonul zamiera, próbując złapać oddech.

— To Yildiz ci powiedziała?

— Nie. Cihan. Usłyszał rozmowę… Yildiz i Egego.

— Egego…? — Gonul mruga zdezorientowana. — I Yildiz?

— Ale czy to naprawdę ma znaczenie, od kogo się dowiedziałam? — Zeynep podnosi głos. — Ważne, co się wydarzyło! Więc powiedz mi prawdę! Co takiego się stało między tobą a wujkiem Bülentem?

— Porozmawiajmy w środku — szepcze Gonul, odsuwając się, by wpuścić córkę do domu.

Zeynep wchodzi, z trudem panując nad emocjami. Gdy są już w pokoju dziennym, bezwładnie rzuca torebkę na wersalkę, jakby sama jej obecność ją przytłaczała.

— Mamo… Myślałaś, że się nie dowiem? Że to nigdy nie wypłynie? — Z jej głosu bije żal i gniew. — Ten człowiek przyjął mnie jak własne dziecko. Przytulił, kiedy nie miałam gdzie pójść. Był mi ojcem, którego nigdy nie znałam!

Gonul spuszcza wzrok. Milczy. Zeynep ciągnie dalej, coraz bardziej wzburzona:

— Sprzedał swój gaj oliwny, żeby cię wyciągnąć z więzienia! Oddał wszystko, co miał! A Feraye? Tak, na początku mnie odrzucała, ale z czasem zrozumiała, że nie przyszłam tu niszczyć tej rodziny. Obdarzyła mnie szacunkiem, a nawet czymś na kształt matczynej troski…

Gonul próbuje wstać, jakby chciała przerwać ten potok wyrzutów, ale Zeynep natychmiast ją powstrzymuje.

— Nie uciekaj! — mówi stanowczo. — Jak mogłaś ich tak zdradzić? Wszystko, co zbudowałam, rozwaliłaś jednym ruchem! Ich zaufanie, ich szacunek… Wiesz, ile mnie to kosztowało?! A ty po prostu przyszłaś i wszystko zniszczyłaś!

W tym momencie rozlega się kolejne pukanie. Zeynep podchodzi do drzwi i otwiera je ostrożnie.

— Ciocia Feraye? — pyta, zaskoczona widokiem kobiety.

Feraye wchodzi powoli, z powagą wypisaną na twarzy.

— Skoro prawda wyszła na jaw, to znaczy, że nadszedł czas, by wszystko wyłożyć na stół — mówi twardo. — Nie przedłużajmy tego, Gonul. To musi się wreszcie skończyć.

***

Feraye, Zeynep i Gonul stoją naprzeciwko siebie w salonie. Powietrze aż gęstnieje od napięcia.

— Bardzo się wstydzę — mówi Zeynep, spuszczając głowę. Jej głos drży. — Nie rozumiem, jak do tego mogło dojść. Tak mi wstyd, pani Feraye… Przyszłam tu tylko po jedno — po prawdę.

Unosi wzrok i wbija go w matkę.
— Dlaczego to zrobiłaś?

— Przyszłaś porozmawiać… czy raczej mnie osądzić? — odpowiada chłodno Gonul.

— Mamo, ci ludzie przyjęli mnie pod swój dach. Dali mi szansę, kiedy sama nie wiedziałam, kim jestem…

— Ci ludzie?! — przerywa Gonul, podnosząc głos. — To właśnie ich córka doprowadziła cię na skraj śmierci!

— To już przeszłość — odzywa się spokojnie Feraye, podchodząc bliżej. — A każda przeszłość ma wiele wersji. Każda kryje sekrety, które rozdzierają duszę. Jedną z takich tajemnic byłaś ty, Gonul.

— Jakich tajemnic? — pyta cicho Zeynep, z niepokojem w oczach.

— Twoja matka doprowadziła moją rodzinę na skraj rozpadu.

— Nie wiem, dlaczego to zrobiła — Zeynep ściska dłonie, jakby próbowała opanować drżenie. — Ale jedno wiem na pewno: bardzo mi przykro. Od jak dawna wiedziałaś?

Feraye przełyka ślinę, jakby te słowa raniły ją bardziej, niż chciała pokazać.

— Zobaczyłam ich zaraz po ślubie Egego i Melis… — Głos jej się łamie. — Całowali się. Bulent i twoja matka. Jakby nic nigdy nie stało im na drodze.

Zeynep z przerażeniem chwyta się za głowę. W oczach pojawiają się łzy.

— Nie mogę w to uwierzyć… Jak mogłaś, mamo?! Wujek Bülent jest żonaty. Ż-O-N-A-T-Y! Wstyd mi na ciebie patrzeć…

— Zeynep, nie martw się — mówi z goryczą Feraye. — W przeciwieństwie do ciebie, inni zdają się być wyjątkowo zrelaksowani. — Rzuca lodowate spojrzenie na Gonul, która stoi z założonymi rękami, niewzruszona.

— Mamo, przynajmniej przeproś! — błaga Zeynep. — To było nie tylko niegodne, to był cios w kobietę, która okazała ci współczucie. Przeproś ją… i samą siebie.

Gonul milczy. Nawet nie drgnie.

— Ona nie śmie przeprosić — stwierdza Feraye z jadowitą nutą. — Myślisz, że wszyscy są tak uczciwi jak ty, Zeynep? Ja już nie jestem zła. Prawdę mówiąc, sądzę, że to więzienie ją zniszczyło. Tam zgubiła resztki sumienia. Chodźmy, Zeynep.

Feraye chce objąć dziewczynę, ale Gonul niespodziewanie odzywa się.

— Masz rację, wycierpiałam tam więcej, niż mogłabyś sobie wyobrazić — mówi, robiąc krok w jej stronę. — Ale to Bülent uleczył moje rany. To on był przy mnie. To on mnie wybrał.

Jej ton przechodzi w szyderczą pewność. Spojrzenie pełne jest dumy i złośliwej satysfakcji.

— Mamo, słyszysz siebie?! — Zeynep patrzy na nią jak na obcą osobę.

— Owszem. Dla mnie i Bülenta to był związek. Prawdziwy.

— Związek?! Nie opowiadaj bzdur! Wujek Bülent nie jest taki!

Feraye opada na wersalkę, jakby ktoś odciął jej siły. Zakrywa twarz dłońmi i wybucha płaczem.

— Chcesz mnie rozzłościć, bo prawda wyszła na jaw, tak? – zwraca się do Gonul.

— Nie chcę cię ranić, ale przez chwilę czułam się, jakby to mnie wszyscy osądzali — mówi Gonul chłodno. — Jakbym to ja była winna wszystkiemu.

— A nie jesteś? — Zeynep podchodzi o krok bliżej. — Mamo, jak mogłaś pocałować żonatego mężczyznę?!

— Bo to nie było jednostronne! — wybucha Gonul. — On też mnie kochał!

Feraye zakrywa uszy, nie mogąc już tego słuchać. Szlocha bezgłośnie, jakby jej serce pękało z każdym słowem.

— Mamo, dość! — krzyczy Zeynep.

— Ty nic nie wiesz, Zeynep! Nic! — odpowiada Gonul, wyraźnie wzburzona.

— To powiedz mi w takim razie. Powiedz, czego nie wiem!

— Może powinnam jej powiedzieć, Feraye? Co ty na to?

Feraye nagle podnosi się z wersalki. Jej oczy błyszczą od łez, ale w głosie słychać stal.

— Powiedz, jeśli masz odwagę! Dość tej gry! Wszyscy mamy już dość!

— Zgoda — mówi Gonul z lodowatym spokojem. — Ale pamiętaj, nie byłam w tej grze sama. Bulent przez cały czas był obok. Zawsze mnie wspierał i trzymał za rękę.

Feraye znów załamuje się i opada na kanapę, przyciskając dłonie do twarzy. Łzy ciekną jej po policzkach, a ciało trzęsie się od szlochu.

Zeynep patrzy na nią z bólem, ale gdy spogląda na matkę… dostrzega tylko chłodną satysfakcję. Gonul nie okazuje ani krzty żalu. Zdaje się, że cierpienie rywalki sprawia jej niemal przyjemność.

***

Gonul nie zamierzała przerywać. Jakby przełamała w sobie ostatnią barierę – teraz mówiła już bez oporu, z determinacją i zimną szczerością.

– Wiesz, jak naprawdę udało mi się wyjść z więzienia? – zapytała, wbijając wzrok w córkę.

Feraye uprzedziła odpowiedź Zeynep. Jej głos drżał.

– Bulent ci pomógł…

– Tak – potwierdziła Gonul bez cienia zawahania. – Ale wiesz, jak to zrobił? Sprzedał swój gaj oliwny. To za te pieniądze Haldun zmienił zeznania. Dzięki temu odzyskałam wolność. Feraye była temu przeciwna. Wiedziała, że te pieniądze zostaną przeznaczone dla mnie. Ale to niczego nie zmieniło. Twój mąż, Feraye, poświęcił wasze zabezpieczenie na przyszłość… dla mnie.

Zeynep spojrzała z niedowierzaniem na swoją ciotkę.

– Ciociu Feraye… to prawda?

Feraye przez chwilę milczała. Potem ledwie zauważalnie skinęła głową.

– To prawda – powiedziała za nią Gonul, nie dając rywalce nawet szansy na wytłumaczenie. – Mało tego. Bulent był moim prawnikiem. Kazał Egemu trzymać się z daleka od tej sprawy. Zajmował się wszystkim sam. Całkowicie sam.

– Mówisz to wszystko z taką dumą… – Zeynep spojrzała na matkę, jakby widziała ją po raz pierwszy. – Naprawdę myślisz, że to powód do chwały?

– Nie mówię tego z dumą, tylko po to, żebyś wreszcie zobaczyła prawdę – odparła Gonul, tonem wyzutym z emocji. – Bulent nie tylko pomógł mi wyjść z więzienia. Po wszystkim… zabrał mnie do ich starego domu. Do miejsca, które należało do niego i Feraye. Tam też mnie chronił.

– Mamo… dość! – krzyknęła Zeynep, z trudem powstrzymując płacz. – Proszę cię, przestań…

– Nie, Zeynep. Właśnie teraz musisz tego wysłuchać. Tej jednej nocy… Bulent nie wrócił do domu. Został przy mnie. Byłam chora. Został, żeby mnie doglądać. Trzymał mnie za rękę. Ugotował mi zupę.

Zeynep wpatrywała się w matkę, oszołomiona.

– I ty… po prostu mu na to pozwoliłaś? – Jej głos był już tylko cieniem dawnego gniewu – teraz dominował zawód. – Nie odepchnęłaś go, gdy trzymał cię za rękę? Nie powiedziałaś mu, żeby wrócił do żony? Pani Feraye… czy pani o tym wszystkim wiedziała?

Feraye nie odpowiedziała. Zamiast tego… pochyliła głowę jeszcze niżej. Jej ramiona zadrżały.

Z jej gardła wydobył się tłumiony szloch.

To była odpowiedź, której Zeynep się obawiała – i jednocześnie ta, której nie chciała usłyszeć.

***

Kuzey przeciera dłonią zmęczoną twarz, jakby chciał zetrzeć z niej niepokój i zawód. Jego spojrzenie staje się ostre, przeszywające. Wbija je w matkę bez litości.

– Mamo, ile pieniędzy zaoferowałaś pani Cavidan? – pyta chłodno. – Policjanci twierdzą, że to były fałszywki.

– Kuzeyu, to nie tak, jak myślisz… – wtrąca się pospiesznie Hulya. – To taksówkarz podmienił pieniądze. Mama tylko na chwilę wysiadła z auta, żeby kupić wodę…

– Wystarczy! – przerywa jej ostro. – To taksówkarz zaproponował pani Cavidan pieniądze, czy zrobiła to moja mama? Mamo, pytam ciebie.

Zanim Naciye zdąży otworzyć usta, odzywa się Cavidan – spokojnym, niemal łagodnym tonem:

– Ja panu powiem, panie Kuzeyu. Nie złość się na swoją mamę bez powodu. Zaoferowała mi pieniądze… na edukację Bahar. Powiedziała, żebym zabrała córkę, wyjechała gdzieś daleko i zaczęła nowe, lepsze życie. Ale ja… jestem dumna. Nie wezmę pieniędzy, na które nie zapracowałam. A twoja mama… nie miała złych zamiarów. Chciała pomóc. Nic więcej.

– Czy naprawdę tak było? – dopytuje Kuzey, a w jego głosie słychać już mniej gniewu, a więcej goryczy.

– Oczywiście. Twoja mama zrobiła to z serca. Nie chciała, żebyśmy z Bahar zostały bez dachu nad głową. Chciała dla nas bezpieczeństwa. Ale ja… nie potrafię przyjąć czegoś, na co nie zasłużyłam.

Kuzey wypuszcza powietrze z ust i bez słowa opuszcza salon.

Cavidan zwraca się w stronę Naciye:

– Widzisz, pani Naciye? Zaufaj mi. Mogłam powiedzieć Kuzeyowi całą prawdę, ale milczałam. Ze względu na ciebie.

– A dlaczego milczałaś? – syczy Naciye, wpatrując się w nią podejrzliwie. – Kto wie, co naprawdę kryje się w twojej diabelskiej głowie.

– Bój się Boga, pani Naciye – odpowiada cicho Cavidan. – Nie jestem kobietą, która wchodzi między matkę a syna. Nie chcę niczego ani od ciebie, ani od Kuzeya. Okej… wolałabym, żeby tamta noc się nie wydarzyła. Ale wydarzyła się. I co mam teraz zrobić?

– Załóżmy, że my o tym zapomnimy – mówi Naciye z zaciśniętymi ustami. – Ale czy twoja córka też potrafi zapomnieć?

– Gdyby tylko to od niej zależało, Bahar już dziś spakowałaby walizki i wyjechała. Ale… jak poradzimy sobie same w tym wielkim mieście? Nie znamy ludzi, nie wiemy, dokąd pójść. Dlatego… niech Bahar odpoczywa, a ja zajmę się wszystkim, czego ona nie może teraz robić. Tylko… proszę, nie wyrzucaj nas stąd. Miej litość. – Te ostatnie słowa Cavidan wypowiada z przymilnym uśmiechem, który ma być niewinny – ale w oczach Naciye budzi nieufność.

***

Kuzey z hukiem otwiera drzwi nocnego klubu należącego do Cihana. Wewnątrz dudni muzyka, światła migają, a w powietrzu unosi się duszący zapach dymu i alkoholu. Jego wzrok przeczesuje salę — aż nagle zamiera.

Przy jednym ze stolików siedzi Sila. Otępiała, z rozszerzonymi źrenicami, uśmiecha się nieobecnie. Obok niej grupka młodych mężczyzn, najwyraźniej świętujących urodziny jednego z nich. Solenizant pochyla się i całuje Silę w policzek, jakby była jego własnością.

Kuzey zrywa się do ataku.
— Zostaw ją, draniu!

W sekundzie przewraca chłopaka na podłogę i wymierza mu cios w twarz. Ochroniarze rzucają się, by ich rozdzielić, ale Kuzey, ogarnięty furią, próbuje jeszcze wyrwać Silę z objęć grupy.

— Sila! Wracamy do domu! — krzyczy, trzymając ją za ramię.

Z tłumu wyłania się menadżer lokalu. Wyciąga broń i celuje prosto w Kuzeya.

— Jeszcze jeden ruch, a strzelam!

***

W tym samym czasie Cavidan odbiera telefon od Alpera.

— Ciociu, mamy problem — słychać spanikowany głos.

— Co się stało, ty durniu?!

— Kuzey… Kuzey wszedł do klubu. Nie wiem, jak to zrobił. Jest tam, przy Sili.

— Co ty wygadujesz?! Gdzie jesteś?!

— Na zewnątrz, ukrywam się. Ciociu, przyjechała policja. Jeśli Kuzey dowie się, że to ja odurzyłem Silę… że ją sprzedałem… że brałem od tych ludzi pieniądze… Oni mnie zabiją.

— I teraz pytasz mnie, co masz robić?! — warknęła Cavidan. — Sam sobie z tym radź, idioto! I lepiej się nie pokazuj, póki to się nie uspokoi!

***

Seda z dzikim uporem wycina swoją twarz z rodzinnych zdjęć. Nożyczki z sykiem tną papier, a wokół niej rośnie stos pociętych wspomnień. W panice stara się zetrzeć wszelki ślad po sobie, jakby mogła wymazać przeszłość i samej zniknąć.

Nagle rozlega się dzwonek do drzwi.

— O Boże… Kto to?! — jęczy cicho, podrywając się na równe nogi. Zaczyna nerwowo krążyć po salonie. — Nie mogą mnie znaleźć… Nie teraz…

Zbliżenie kamery pokazuje sylwetkę stojącą przed drzwiami. To Ege. Z determinacją wciska przycisk dzwonka raz po raz.

Seda, z zaciśniętymi zębami, przylega do ściany. Chce przeczekać. Udawać, że nikogo nie ma. Ale w panice strąca kubek z herbatą, który roztrzaskuje się z hukiem o podłogę.

Dźwięk dociera do Egego.

— Kto jest w środku?! — krzyczy. — Wiem, że tam jesteś! Otwórz te drzwi! Szukam zabójcy mojej siostry! Musimy porozmawiać!

Seda zrywa się, zgarnia porozrzucane zdjęcia i biegnie na górę. Nie zauważa, że jedna fotografia wypada z jej dłoni i zostaje na podłodze.

Ręce jej drżą. W panice sięga po telefon i wykręca numer do Cihana.

— Bracie… Ege tu jest — szepcze z trudem, jakby każdy dźwięk miał ją zdradzić.

— Co?! Gdzie dokładnie?!

— Stoi pod drzwiami, nie przestaje pukać.

— Zachowaj ciszę. Niech myśli, że nikogo nie ma. Zaraz odejdzie.

— Nie odejdzie. Słyszał mnie. Wie, że jestem w środku…

— Cholera jasna! Jakim cudem odnalazł ten dom?!

— Nie wiem, Cihan. Co mam robić?!

— Ukryj się. Natychmiast. I pamiętaj: nie zostawiaj śladów. Miej przy sobie dowód, zabierz torebkę. Nie daj się złapać.

Tymczasem Ege, nie czekając dłużej, siłuje się z zamkiem. Wsuwa kartę, mocuje się chwilę — i drzwi ustępują.

Wbiega do środka, rozgląda się szybko. Słyszy cichy trzask z góry.

Wbiega po schodach. Kieruje się do pokoju… gdzie za łóżkiem, ledwo oddychając, ukrywa się Seda.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 198. Bölüm i Aşk ve Umut 199. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy