„Miłość i nadzieja” – odcinek 258 – szczegółowe streszczenie
Seda wbiega do biura Cihana z wyraźną paniką w oczach.
– Bracie, co się dzieje? – pyta drżącym głosem. – Dlaczego chcesz mnie gdzieś wysłać? Czy Ege mnie zgłosił? Powiedz mi prawdę… Złapią mnie, prawda? Trafię do więzienia?!
Cihan podchodzi do niej spokojnie i delikatnie dotyka jej policzka, próbując ją uspokoić.
– Seda, opanuj się. Ile razy mam ci powtarzać? To tylko środki ostrożności. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.
– Ale tym razem byli znacznie bliżej niż wcześniej… – szepcze z lękiem.
– I nikt nie będzie bliżej. Jeśli ktoś spróbuje, zapłaci za to – mówi zimno. – Każdy, kto się zbliży, spłonie.
– Ege przyszedł do naszego domu… Bracie, przecież coś się stało, prawda? Czuję to… Oni mnie znajdą…
– Uspokój się – powtarza stanowczo Cihan. – Panika to twój największy wróg. Jeden błąd i wszystko runie. A my nie możemy sobie na to pozwolić. Będziemy działać z chłodną głową. Jak zawsze.
Seda nerwowo przeczesuje włosy palcami, próbując się opanować. Jej wzrok pada na eleganckie pudełeczko leżące na biurku.
– Co to? – pyta z nieufnością.
– Jeden z elementów planu zabezpieczającego – odpowiada lakonicznie.
– Kupiłeś to dla Zeynep? – unosi brwi.
– Dokładnie tak.
– Ty się bawisz, a ja tu umieram ze strachu? Z dziewczyną, która jest jedynym świadkiem wypadku?!
– To strategia, Seda. Najlepszym sposobem na kontrolowanie wroga jest trzymanie go blisko.
– Nie sądzę, żeby Zeynep była twoim wrogiem – mówi z goryczą. – Nie wygląda na to, jakbyś traktował ją jak zagrożenie.
Cihan uśmiecha się chłodno.
– To znaczy, że dobrze gram swoją rolę.
***
Od chwili bolesnej konfrontacji z Gonul Feraye prawie się nie odzywa. Siedzi na werandzie, skulona pod kocem, wpatrzona w przestrzeń. Obok niej czuwa Belkis, próbując delikatnie przerwać ciszę.
– Może zaparzyć ci herbaty? – pyta, starając się brzmieć pogodnie. – Albo zrobić coś słodkiego, co?
Feraye nie odpowiada. Jej twarz jest nieruchoma, a oczy puste. W powietrzu unosi się ciężar emocji, których nie da się wypowiedzieć.
Nagle rozlega się dźwięk telefonu. Na ekranie – imię: Bulent. Feraye rzuca krótkie spojrzenie, po czym z wyraźną niechęcią odrzuca połączenie.
– Feraye… wszystko w porządku? – pyta Belkis z rosnącym niepokojem.
– Oczywiście. Czuję się wspaniale. – Ton głosu Feraye jest chłodny, niemal cyniczny. – Nic mi nie jest.
– Możesz oszukiwać innych, ale nie mnie – mówi stanowczo Belkis. – Znam cię od czterdziestu lat. Wiem, kiedy coś cię boli. Co się dzieje? Dlaczego nie odbierasz od Bulenta? Wczoraj też mówiłaś, że wszystko gra, ale ja ci nie wierzę. Na Boga, Feraye… co się naprawdę dzieje?
Feraye zaciska dłonie na kocu. Milczy chwilę, walcząc ze sobą. Wreszcie spuszcza wzrok i szepcze:
– Nie mogę ci tego powiedzieć, Belkis. Nie mogę. Nie powinnam mówić ci o romansie Gonul i Bulenta… Nie teraz, kiedy opłakujesz śmierć swojej córki.
Belkis wstrzymuje oddech.
– Co powiedziałaś? Jaki romans?! – pyta, a w jej głosie pojawia się gniew.
Feraye unosi głowę. W oczach ma łzy.
– Nic nie było tak, jak twierdził Bulent. To nie była jednostronna historia. Gonul go nie uwiodła. On też tego chciał. Pragnął jej.
Belkis patrzy na przyjaciółkę, jakby pierwszy raz ją widziała. W ciszy, która zapada, słychać jedynie tykanie zegara i ciężki oddech obu kobiet.
***
Yildiz zamiata podwórko, kiedy do bramy wpada zdyszana Zeynep. Ma roztrzęsioną minę, w dłoni ściska telefon.
– Widziałaś Egego? – rzuca od razu. – Wysłał mi wiadomość, że musimy pilnie porozmawiać.
– Melis miała zły sen – odpowiada spokojnie Yildiz. – Martwiła się o dziecko. Ona i Ege pojechali na USG.
Zeynep zaciska usta i przewraca oczami. Doskonale wie, co to za “zły sen”. To kolejna wymówka Melis, by znów rozdzielić ją i Egego. Typowe.
– Kochanie… – odzywa się łagodnie Yildiz, widząc, że coś ją gryzie. – Jak się czujesz?
– Okropnie – odpowiada Zeynep drżącym głosem. – Nie mogę nawet spojrzeć cioci Feraye w oczy. Wstydzę się. Mama i wujek Bulent… Wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda.
– Ale to przecież nie twoja wina – Yildiz zbliża się do niej i otula ramieniem. – Chodź, usiądź na chwilę.
W tym momencie na podwórku pojawia się nieoczekiwany gość. Yildiz natychmiast sztywnieje. Zeynep odwraca się i jej twarz momentalnie się zmienia – zaskoczenie miesza się z gniewem.
– Jak śmiesz tu przychodzić?! – wykrzykuje w stronę Gonul. – Co ty tu robisz?!
– Martwiłam się o ciebie, córeczko – mówi cicho Gonul, robiąc krok naprzód.
– Nie martw się o mnie! Wynoś się!
– Jestem twoją matką, Zeynep. Dlaczego rozmawiasz ze mną, jakbym była kimś obcym?
– Bo jesteś kimś obcym! – krzyczy dziewczyna z rozpaczą. – Po tym, co wczoraj usłyszałam, nie jesteś już moją mamą! Moja mama nie mogłaby czegoś takiego zrobić! Nie zbliżyłaby się do żonatego mężczyzny, któremu powierzyła opiekę nad własną córką! Nie pozwoliłaby mu się pocałować!
Krzyki ściągają na podwórko Feraye i Belkis. Obie wychodzą z domu zaniepokojone.
– Zeynep, kochanie… wróć do domu – mówi łagodnie Gonul. – Porozmawiamy w spokoju. Twój pobyt tutaj nas od siebie oddala.
– Nie wrócę – odpowiada stanowczo Zeynep, nawet nie patrząc w jej stronę. – Zostanę tutaj. Po tym, co się wydarzyło, wiem, po czyjej stronie stoję. Nawet jeśli jesteś moją matką, ja wybieram stronę sprawiedliwości. Wybieram ciocię Feraye.
– To, co wydarzyło się między mną a Bulentem… to nie była tylko moja wina – rzuca Gonul zdesperowanym głosem.
– Nie obchodzi mnie, co zrobił wujek Bulent! – odpiera Zeynep. – To ty powinnaś się była wycofać! To ty miałaś wiedzieć, że to złe!
– Nie powinnaś zbliżać się do żonatego mężczyzny – dodaje chłodno Belkis.
– Wszystko działo się z obopólnej woli – broni się Gonul. – To nie była jednostronna relacja.
– Dość! – wybucha Feraye, stając przed Zeynep jak tarcza. – Nie waż się więcej tu przychodzić, Gonul! Trzymaj się z dala od tego domu i od nas!
– Zeynep, chodź – mówi cicho, wyciągając do niej rękę. – Chodźmy do naszego domu.
Zeynep rusza za nią bez słowa. Gonul próbuje iść za nimi, ale Belkis zatrzymuje ją w pół kroku, z twarzą zimną jak kamień.
– Zjeżdżaj stąd – mówi lodowato. – Twoja córka też się od ciebie odwróciła. Zostałaś sama. Odejdź.
Gonul osuwa się na kolana, łzy spływają jej po policzkach.
– Zeynep… Odeszła… Zabraliście mi ją…
Yildiz podchodzi powoli i przykuca obok.
– Ona potrzebuje czasu – mówi cicho, z łagodnością w głosie. – Daj jej ten czas.
***
Naciye i Hulya jedzą śniadanie w milczeniu, gdy do jadalni wchodzi Cavidan. Jej ton jest uprzejmy, ale chłodny.
– Pani Naciye, muszę załatwić kilka spraw w mieście. Nie będzie mnie przez jakieś dwie godziny – oznajmia, po czym bez czekania na odpowiedź wychodzi z domu.
Drzwi zamykają się z cichym trzaskiem. Hulya odkłada widelec i sięga po serwetkę, zerkając na matkę z ukosa.
– Mamo… myślisz, że poszła spotkać się z Alperem?
– Bardzo możliwe – odpowiada Naciye z goryczą w głosie. – Może właśnie dzielą się pieniędzmi, które mi ukradli. Hulyo… jeśli naprawdę trzymają się razem, to sytuacja jest znacznie poważniejsza, niż myślałyśmy.
Robi pauzę, po czym spogląda przed siebie zamyślona.
– Sila mieszkała z nami przez tyle miesięcy. Czy choć raz była nieposłuszna jak Bahar? Czy okazała choćby cień braku szacunku? Czy zrobiła cokolwiek złego? Nie mogę pojąć, co się zmieniło, że nagle zaczęła współpracować z Alperem.
Hulya unosi brwi, zaskoczona tonem matki.
– Mamo… czy ty właśnie sugerujesz, że Sila może być niewinna?
– Nie wiem. Może to wszystko to perfidna gra tej żmii Cavidan. Może próbuje nas zmanipulować, wmówić nam, że Sila jest zła, a tak naprawdę to ona pociąga za wszystkie sznurki.
– Ale mamo, przecież Kuzey był u Alpera. Widział to na własne oczy. Czy on też miałby się mylić?
Naciye spogląda córce w oczy i mówi głosem twardym, ale cichym:
– Cavidan jest tak przebiegła, że potrafiłaby nawet oszukać Kuzeya. Nie lekceważ jej. Ona nie gra uczciwie.
***
Zeynep siedzi na łóżku i cicho szlocha, wtulona w poduszkę. Jej ramiona drżą, a łzy spływają bezgłośnie po policzkach. Nagle do jej uszu dociera ciche pukanie. Po chwili drzwi uchylają się i do pokoju wchodzi Feraye. Bez słowa siada obok i delikatnie kładzie dłoń na jej ramieniu.
– Przepraszam… – szepcze Zeynep, spuszczając wzrok, jakby obwiniała się za wszystko.
Feraye delikatnie unosi jej podbródek, zmuszając ją, by spojrzała jej w oczy.
– Dlaczego przepraszasz, kochanie? Przecież to nie twoja wina. Od chwili, gdy przekroczyłaś próg tego domu, żyjesz według zasad, które ustalili inni. Twoja mama zostawiła cię pod opieką Bulenta, on przyprowadził cię tutaj. Daliśmy ci pokój, schronienie – a ty od pierwszego dnia bez słowa podporządkowałaś się temu życiu.
– Jestem pani wdzięczna. Naprawdę się starałam. Robiłam wszystko, co mogłam, ale… – Zeynep zawiesza głos, dusząc w sobie emocje.
– Ale nigdy nie pozwolono ci być sobą – kończy za nią Feraye. – Zakochałaś się w Ege, ale nie mogłaś tej miłości przeżyć. Nie mogłaś jej wypowiedzieć. Nawet kiedy próbowałaś odejść, by iść własną drogą, coś ciągnęło cię z powrotem. I znów jesteś tu, rozdarta między uczuciem a lojalnością.
Zeynep unosi głowę z niepokojem.
– Jeśli pani chce, żebym odeszła…
– Nie, Zeynep – przerywa jej łagodnie Feraye, ujmując jej dłoń. – Właśnie dlatego, że zrozumiałaś, co się liczy. Odwróciłaś się od matki, bo zobaczyłaś prawdę. Wiem, że Melis wystawiła twoją cierpliwość na ciężką próbę. Ale ona też cierpi. Jest żoną mężczyzny, który nie kocha jej tak, jak powinna być kochana.
– Pani Feraye, ja… – zaczyna Zeynep, ale znów nie umie znaleźć słów.
– Wiem. Miłość nie poddaje się rozkazom. Nie słucha rozsądku. Pojawia się wtedy, kiedy najmniej się jej spodziewamy i nie pyta, czy może. Ale… w tej całej historii jest ktoś, kto o niczym nie wie. Kto jest najbardziej bezbronny i zupełnie niewinny. Dziecko Melis.
Zeynep zamyka oczy, powoli kiwając głową. Jej głos jest stłumiony, ale stanowczy:
– Nie chcę, żeby to dziecko cierpiało. Nigdy.
Feraye głęboko oddycha, a jej głos staje się miękki i matczyny:
– Wiesz, Zeynep… jesteś dzieckiem, którego mogłaby pragnąć każda matka. I jako matka… błagam cię – spraw, by twoje serce posłuchało rozumu. Połóż kres tej miłości, zanim ona zniszczy wszystko dookoła. Wyznacz własną drogę, ale nie pozwól, żeby Ege był jej częścią. To wszystko, o co cię proszę. Nie dla mnie. Dla tego dziecka.
Feraye urywa. Jej głos łamie się, a oczy napełniają się łzami.
– Moje małżeństwo się rozpadło. Straciłam tak wiele. Ale to maleństwo… ono jest moją ostatnią nadzieją. Nie chcę, żeby jego matka popadła w rozpacz, a ojciec je opuścił. Zeynep… pomóż mi. Błagam.
Zeynep unosi wzrok, a w jej oczach lśni determinacja.
– Może nie mogłam zapobiec temu, co zrobiła moja mama, ale przysięgam, nigdy nie pójdę jej śladem. Nie pozwolę, by ta rodzina się rozpadła z mojego powodu. Obiecuję.
Feraye nie wytrzymuje. Pochyla się i obejmuje ją mocno, z wdzięcznością i wzruszeniem. Przez chwilę trwają w tym uścisku – dwie kobiety, złączone bólem, lojalnością i poczuciem odpowiedzialności.
***
Wracając z biegania, spocony i rozdygotany, Kuzey dostrzega przed swoim domem znajomą sylwetkę. To Sila. Stoi niepewnie, jakby chciała uciec, a jednocześnie nie mogła się ruszyć.
– Kuzey… – zaczyna, ledwie słyszalnie. – Przyszłam do ciebie. Musisz mnie wysłuchać. Przyszłam ci wszystko wyjaśnić.
Kuzey zastyga w pół kroku. Jej głos brzmi jak echo dawnych wspomnień, które próbował pogrzebać.
– Nie zrobiłam tego z własnej woli – mówi Sila drżącym głosem. – Chciałam ci powiedzieć, żebyś mógł mnie uratować, ale nie mogłam. Bałam się. A mimo to przyszedłeś. Byłeś tam. Chwyciłeś mnie za rękę.
– Bo chciałem w ciebie wierzyć – odpowiada cicho, ale twardo. – Wierzyłem, że jesteś inna. Że tego nie zrobisz.
– Kuzey, ja niczego nie zrobiłam! – protestuje z determinacją. – To wszystko, co mówią, to kłamstwo. Nie popełniłam żadnego grzechu. W całym swoim życiu zrobiłam tylko jedną rzecz – pokochałam ciebie. Tylko ciebie…
– Dość! – wybucha. Jego twarz napina gniew. – Nie znoszę już twoich słów. Nie wierzę w twoje łzy. Już mnie nie oszukasz. Odejdź!
– Kuzey, proszę, nie rób tego… Wysłuchaj mnie chociaż raz do końca – błaga, krok po kroku zbliżając się do niego, jakby każdy centymetr skracał dystans nie tylko fizyczny, ale i emocjonalny.
– Przyszedłem do ciebie, pamiętasz? Stałem pod twoimi drzwiami. A ty co zrobiłaś? Odwróciłaś się. Uciekłaś przede mną jakbyś się mnie wstydziła. – Jego głos staje się bardziej bolesny niż zły. – Nie poddałem się. Znów przyszedłem. Znowu i znowu. A w zamian widziałem, jak się śmiejesz z tamtym mężczyzną. Widziałem, jak z nim tańczysz. Słyszałem, jak mówiłaś, że jestem głupi. Teraz stoisz tutaj i płaczesz? Nie mam już siły. Zniknij. Nie chcę cię więcej widzieć!
– To nie tak! To wszystko było…
– Skończ! – przerywa jej brutalnie. – To już koniec, rozumiesz? Kuzey, którego znałaś – on umarł.
Zastyga. Widzi, jak Sila zaczyna drżeć. Czuje coś w piersi, co jeszcze nie chce się dać zagłuszyć, ale mówi dalej – teraz chłodno, niemal obojętnie:
– I tak… jest już ktoś inny. Kocham inną kobietę. To przez ciebie. To wszystko, co między nami było, doprowadziło mnie właśnie tutaj. Więc nie przychodź już więcej. Nie próbuj się tłumaczyć. To nie ma znaczenia.
Odwraca się. Zamyka za sobą drzwi z takim hukiem, jakby odcinał się od przeszłości. Sila zostaje sama. Jej kolana uginają się pod ciężarem bólu, upada na ziemię i wybucha rozpaczliwym płaczem, który przetacza się przez cichą ulicę.
***
Retrospekcja.
Godzinę wcześniej w parku, spoczywając na ławce po treningu, Kuzey odebrał telefon od Murata – znajomego policjanta.
– Kuzey… muszę ci coś powiedzieć – mówił Murat, głosem pełnym wahania. – Ta dziewczyna, Sila… ona pracuje w tym klubie jako eskortka.
– Co ty mówisz?! To niemożliwe! – głos Kuzeya zadrżał. – To jakieś nieporozumienie.
– Przykro mi. Nie mam powodów, żeby cię okłamywać. Przyjechała tam z Alperem. Sama powiedziała, że chce pracować.
– Nie wierzę w to! – rzucił przez zaciśnięte zęby.
– Wiem, że masz do niej słabość, a Sila może ją wykorzystać. Alperowi skończyły się pieniądze, to jasne. On i Sila to prawdziwa szajka. Wplątują ludzi, udają ofiary, a potem wyciągają pieniądze. Nie daj się w to wciągnąć. Obiecałem cioci Naciye, że cię ochronię, i jako przyjaciel mam obowiązek cię ostrzec. Jeśli Sila do ciebie przyjdzie – nie wierz jej. Bracie, ona gra.
Kuzey długo milczał. Potem rozłączył się bez słowa. A teraz – te słowa dźwięczą w jego głowie głośniej niż kiedykolwiek.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 200. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.






