„Miłość i nadzieja” – odcinek 259 – szczegółowe streszczenie
Cihan zaprasza Zeynep na kolację do eleganckiej włoskiej restauracji. Gdy dziewczyna wychodzi z domu, drogę zastępuje jej Feraye.
– Mówią, że tylko diament potrafi oszlifować diament – rzuca enigmatycznie pani profesor.
– Przepraszam…? Nie rozumiem.
– Jesteś jeszcze młoda – uśmiecha się kobieta. – Uwierz mi, ludzie nie zakochują się tylko raz w życiu.
– Pani Feraye, przysięgam, że między mną a Cihanem nic się nie dzieje.
– Może jeszcze nie. Ale to nie znaczy, że tak zostanie. Nie zamykaj serca, Zeynep. Życie potrafi zaskakiwać – i czasem przynosi największe szczęścia wtedy, gdy najmniej się ich spodziewamy.
– Czy pani też kiedyś…?
– Cóż… Bulent nie był moją pierwszą miłością – odpowiada spokojnie Feraye, a w jej oczach pojawia się cień wspomnień. – Kiedyś kochałam kogoś innego. Myślałam, że nie przeżyję rozstania, że nie będę umiała oddychać bez niego. A potem przyszedł Bulent. Wszystko się zmieniło. Byłam szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Dlatego ci powtarzam – nie zamykaj się. Miłość potrafi być bliżej, niż sądzisz.
– Zawsze myślałam, że wujek Bulent był pani pierwszą miłością…
– Ani on nie był moją pierwszą, ani ja jego. Ale jedno mogę ci powiedzieć: pierwszej miłości nigdy się nie zapomina.
Zeynep wzdycha cicho, dziękuje za rozmowę i odchodzi do czekającego przed domem samochodu, w którym siedzi Cihan.
Zaraz po jej odejściu na werandzie pojawia się Belkis. Wpatruje się w Feraye z chłodnym uśmiechem.
– Czy właśnie postanowiłaś zostać nową matką Zeynep? Doradzasz jej w sprawach miłosnych, dzielisz się historiami, o których mnie nigdy nie wspomniałaś.
– Zrobiłam to dla Melis – odpowiada bez cienia wahania Feraye. – Bo tylko jedno może na dobre rozdzielić Zeynep i Egego.
– Co dokładnie masz na myśli?
– Miłość Zeynep do kogoś innego – odpowiada spokojnie, lecz stanowczo.
***
Sila, załamana po rozmowie z Kuzeyem, idzie bez celu środkiem jezdni. Jej twarz jest blada, oczy puste – wygląda, jakby nie widziała świata wokół.
Nie zauważa nadjeżdżającego auta.
Pisk opon. Uderzenie.
Słychać krzyki, ktoś dzwoni po karetkę.
Sila leży nieruchomo na asfalcie. Wokół niej gromadzą się przechodnie. Jedna z kobiet pochyla się nad nią, szukając pulsu.
– Dziewczyno, słyszysz mnie? Halo?!
Nie ma odpowiedzi. Sila nie rusza się ani o milimetr.
***
Cavidan zbliża się do polany w lesie, gdzie w półmroku między drzewami czeka już Alper. Jego sylwetka zlewa się z cieniami, ale spojrzenie ma zimne i natarczywe.
– Masz tu dwa miliony – mówi kobieta chłodno, podając mu skórzaną torbę wypchaną gotówką.
Kamera przesuwa się na Naciye. Od samego domu szła za Cavidan, tropiąc ją z determinacją. Teraz ukryta w gęstych zaroślach, zaledwie dziesięć metrów dalej, patrzy z niedowierzaniem.
– Alper… i te pieniądze… To moje pieniądze! – szepcze, z trudem panując nad emocjami. Widząc, jak Alper przelicza banknoty, w oczach pojawia jej się gniew. – Co za bezczelność… – wyciąga telefon i zaczyna nagrywać wszystko z ukrycia.
Tymczasem Alper kończy liczyć pieniądze. Uśmiecha się złowrogo.
– To wszystko. Czy teraz wreszcie zostawisz nas w spokoju? – pyta Cavidan z napięciem w głosie.
W ciszy rozlega się trzask łamanej gałęzi.
Alper natychmiast się odwraca.
– Słyszałaś to? Ktoś tu jest. Mówiłem ci, żebyś przyszła sama!
– Przyszłam sama! – odpowiada Cavidan nerwowo. – Nikogo ze mną nie było, przysięgam.
Alper nie wierzy. Ostrożnie rusza w stronę hałasu. Po kilku krokach odgarnia gałęzie – i dostrzega Naciye, trzymającą telefon.
W jego oczach pojawia się błysk wściekłości. Wyciąga z kieszeni nóż.
– A więc mamy podglądaczkę… – mówi lodowato. – Wiesz, kiedy jesteś zbyt ciekawska, możesz się wpakować w bardzo poważne kłopoty.
Naciye cofa się o krok, z trudem powstrzymując drżenie rąk.
– Alperze, zostaw ją – mówi ostro Cavidan. – Nie bądź idiotą.
– Pokaż mi, co masz w torebce – rzuca Alper do Naciye.
– Zostaw mnie w spokoju! – protestuje kobieta.
– Odpowiedz mi! Dlaczego tu przyszłaś?! – wtrąca się Cavidan.
– Co tu się wyprawia?! Co knujecie?! – wybucha Naciye. – Nagrywam wszystko! Zaraz wezwę policję!
– Nic nie knujemy! – krzyczy Cavidan. – On mnie szantażował! Groził, że zabije Kuzeya i Bahar. Dlatego mu zapłaciłam!
Naciye sięga do torebki po telefon.
– Zadzwonię teraz na policję i powiem im, co tu się dzieje.
– NIE WAŻ SIĘ! – wrzeszczy Alper, unosząc nóż. – Bo cię zabiję!
– POMOCY! RATUNKU! – krzyczy Naciye, próbując uciec.
– ALPER, OPAMIĘTAJ SIĘ! – krzyczy Cavidan, podbiegając do niego.
Ale mężczyzna jest już poza kontrolą. Odpycha Cavidan tak mocno, że ta upada na ziemię.
Zwraca obłąkane spojrzenie na Naciye, która trzęsie się ze strachu.
– Zacznę od ciebie – syczy. – A potem przyjdzie Kuzey. Zobaczy cię całą we krwi. I jego też zabiję!
Alper unosi nóż, gotów zadać cios. Naciye krzyczy, próbując się zasłonić. Ostrze zbliża się niebezpiecznie, ale kobieta w ostatniej chwili chwyta jego nadgarstek. Szamocą się, walcząc o każdy ruch, każde tchnienie. Krzyk, ciężki oddech, napięcie narasta…
W pewnym momencie Naciye wykonuje gwałtowny ruch – ostrze odwraca się w ich splecionych dłoniach i wbija się prosto w pierś Alpera.
Mężczyzna zamiera. Na jego twarzy pojawia się zaskoczenie, a potem grymas bólu. Z ust wydobywa mu się charkot, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie zdąża. Osuwa się na ziemię jak przecięta nić.
Cavidan zamarła. Podchodzi, drżącymi rękami przykłada dwa palce do jego szyi. Cisza.
– On… nie żyje – mówi cicho, blada jak płótno. – Nie żyje…
– O Boże… O BOŻE! – wybucha Naciye. – To nie ja! To nie tak! To był wypadek! – łapie się za głowę, wpadając w histerię. – Zadzwońmy po pogotowie! Może jeszcze żyje! ZRÓB COŚ!
– Zamknij się! – syczy Cavidan, chwytając ją za ramiona i potrząsając. – Nie krzycz tak! Chcesz, żeby cały świat usłyszał?! Chcesz trafić do więzienia?!
– Do więzienia?! – szlocha Naciye. – Ale przecież to nie było celowe… Widziałaś, broniłam się! Nie jestem morderczynią!
– Prawda nie ma znaczenia! – Cavidan wbija w nią spojrzenie. – Policja nie będzie ci wierzyć! A jeśli to wyjdzie na jaw… ludzie będą mówić, że matka Kuzeya Bozbeya jest morderczynią!
– NIE JESTEM MORDERCZYNIĄ! – protestuje Naciye rozpaczliwie. – Karetka! Policja! Trzeba coś zrobić!
– Pani Naciye, proszę… – głos Cavidan staje się błagalny, ale twardy. – Opanuj się. Nikt nie musi się o tym dowiedzieć. Nic się nie stało. Rozumiesz? NIC. NIE. STAŁO. SIĘ.
– Ale on… on tam leży… – Naciye drży na całym ciele.
– Już mu nie pomożemy. Ale ty możesz sobie jeszcze pomóc. Chodź. Odszedł. My żyjemy. I tylko to się teraz liczy.
Cavidan obejmuje ją mocno, jakby siłą chciała powstrzymać świat przed rozsypaniem. Powoli prowadzi Naciye przez gęsty las, z dala od miejsca zbrodni. Za nimi, wśród liści, leży nieruchome ciało Alpera. Jego dłoń wciąż kurczowo ściska nóż.
Tajemnica, którą właśnie pochłonął las, może nigdy nie ujrzeć światła dziennego.
***
Kuzey, wezwany pilnym telefonem od Bahar, wbiega do domu zdyszany. W progu zatrzymuje się nagle, widząc ją stojącą z walizką przy drzwiach. Jej twarz jest blada, oczy mokre, ale spojrzenie zdeterminowane.
– Odchodzę – mówi cicho, składając krótki, niemal bezdźwięczny pocałunek na jego policzku. – Nie chcę więcej przeszkadzać ani tobie, ani twojej mamie. Żegnaj, Kuzey. Bądź szczęśliwy.
– Bahar, co ty wygadujesz? – patrzy na nią z niedowierzaniem. – Co to ma wspólnego z moją mamą?
– Ona wie… o tamtej nocy. O wszystkim, co się między nami wydarzyło.
Kuzey odwraca wzrok, przeczesując dłonią włosy i masując kark.
– Szlag by to… Jak się dowiedziała?
– Przeczytała list, który zostawiłam w dniu, kiedy… kiedy połknęłam tabletki.
– Czekaj chwilę – jego brwi się marszczą. – Przecież mówiłaś, że to nie było samobójstwo…
– Powiedziałam tak, bo chciałam cię oszczędzić. Nie chciałam, żebyś się martwił. Ale twoja mama mnie nie chce. Boi się, że mnie poślubisz. I… zaproponowała nam pieniądze. Mnie i mamie. W zamian za moje odejście.
Kuzey wpatruje się w nią zszokowany.
– Co takiego?! Dała wam PIENIĄDZE?
– Tak. Ale odmówiłyśmy. Ja nigdy bym tego nie przyjęła. Dlatego teraz… odchodzę. Dla wszystkich tak będzie lepiej.
– Bahar, nigdzie nie pójdziesz – chwyta walizkę i odsuwa ją na bok. – Nie pozwolę na to. Nie pozwolę ci zniknąć z mojego życia.
– Nie mam wyboru, Kuzey. Rozumiesz? Moja mama też już wie o wszystkim. Powiedziała, że zrujnowałam sobie życie i… że wolałaby umrzeć, niż to usłyszeć. Jeśli nie weźmiemy ślubu, nie da ci spokoju. A twoja mama mnie nienawidzi. Ciocia Naciye patrzy na mnie jak na kogoś nieczystego. Nikt mnie tu nie chce. Moje odejście to jedyny sposób, żebyście wszyscy zaznali spokoju.
Kuzey zbliża się do niej i patrzy prosto w oczy.
– Bahar… nie zostawię cię. Znajdziemy sposób. Twoja mama odzyska spokój, moja też. W końcu się przyzwyczai. Damy sobie radę.
– Kuzey… – szepcze, a w jej oczach pojawia się cień nadziei. – To znaczy, że… weźmiemy ślub?
Zapada ciężka cisza. Bahar patrzy na niego z napięciem, jakby całe jej życie miało się właśnie rozstrzygnąć w jednej chwili, w jednym słowie.
Kuzey ujmuje jej dłoń. A w głowie Bahar – jak sen na jawie – rozbrzmiewają słowa, które tak bardzo chciałaby usłyszeć. Słowa, o których śniła nocami, które nosiła w sercu, które dawały jej nadzieję:
„Po tamtej nocy nie mogłem o tobie zapomnieć. Zakochałem się w tobie, Bahar. Jesteś w moich myślach, w moim sercu. Widzę cię wszędzie. Kocham cię. Wyjdź za mnie. Bądź moją żoną.”
Ale to tylko wyobrażenie. Prawdziwy Kuzey, stojący tuż obok, nie wypowiada żadnego z tych słów. Jego głos, kiedy w końcu się odzywa, jest chłodny i beznamiętny:
– Oczywiście, że nie weźmiemy ślubu, Bahar. Nie możemy. Coś takiego… nigdy się nie wydarzy.
Cisza, która po tym zapada, boli bardziej niż najgorsze krzyki. Bahar opuszcza głowę, zaciska usta, a potem sięga po walizkę z niemal rytualną powolnością. Jej milczenie mówi więcej niż jakiekolwiek łzy.
***
Ege stoi nieco na uboczu i rozmawia przez telefon z Muratem. W tym samym czasie Melis opiera się o samochód i również prowadzi rozmowę, jej głos jest napięty, a oczy nerwowo śledzą każdy ruch Egego.
– Mamo, powiedz mi prawdę – mówi do słuchawki z niepokojem. – Ege cały czas rozmawia przez telefon. To Zeynep, prawda? To z nią się kontaktuje?
– Nie, kochanie. Zeynep była ze mną przez cały czas. Nie słyszałam, żeby z kimkolwiek rozmawiała – odpowiada spokojnie matka po drugiej stronie.
– Mamo, jeśli próbujesz mnie tylko uspokoić…
– Na Boga, mówię prawdę! Zeynep pojechała z Cihanem do nowej włoskiej restauracji. Sama im to zaproponowałam.
Na twarzy Melis pojawia się chytry uśmiech, ledwie zauważalny, ale pełen zadowolenia. Odkłada telefon i od razu, jakby nigdy nic, przybiera swój najbardziej promienny uśmiech. Gdy Ege wraca do samochodu, rzuca radośnie:
– Kochanie, nagle zgłodniałam. Mam taką ochotę na spaghetti! Słyszałam, że niedaleko naszego domu otworzyli nową włoską restaurację. Może tam pojedziemy?
Ege spogląda na nią z zaskoczeniem.
– Przecież mówiłaś, że unikasz węglowodanów jak ognia. Że są dla ciebie szkodliwe.
– Och, kochanie, organizm czasem potrzebuje „ładowania węglami”, nie wiedziałeś? – śmieje się lekko, głaszcząc brzuch. – Zresztą… kiedy tylko powiedziałam „spaghetti”, dziecko się poruszyło! Myślę, że ona też ma na nie ochotę.
Patrzy mu prosto w oczy, jakby rzucała wyzwanie. A w jej uśmiechu jest coś więcej niż tylko apetyt – jest zapowiedź gry, w którą zamierza grać do końca.
***
Cihan i Zeynep przyjeżdżają do eleganckiej restauracji. Jeszcze nie zdążyli wejść, gdy podchodzi do nich uprzejmy kelner i z uśmiechem kłania się Cihanowi.
– Witamy ponownie, panie Cihanie. Czeka na pana ulubiony stolik.
Zeynep unosi brwi, wyraźnie zaskoczona.
– Więc to nie jest twoja pierwsza wizyta tutaj?
– Często przyjeżdżam z szefem – odpowiada swobodnie Cihan, ale jego wzrok ucieka gdzieś w bok.
– Odniosłam wrażenie, że to ty jesteś tu szefem – zauważa z lekkim uśmiechem. – Z takim powitaniem…
– Może dlatego, że zawsze to ja zostawiam napiwki. Szef nie zawraca sobie głowy takimi drobiazgami. Dlatego jestem tu bardziej… doceniany.
Siadają przy kameralnym stoliku. Cihan ukradkiem zerka na szyję Zeynep. Zawieszony na jej dekolcie naszyjnik błyszczy w świetle lampy. Musi go zdobyć. W kieszeni marynarki czeka już identyczna kopia. Musi tylko znaleźć odpowiedni moment na zamianę.
– Zeynep, zaczekaj… Twój naszyjnik się zsunął. Zaraz spadnie.
Wstaje, podchodzi od tyłu i delikatnie kładzie dłonie na jej ramionach, sięgając do zapięcia naszyjnika. Próbuje zachować spokój, choć serce bije mu coraz szybciej.
W tym właśnie momencie drzwi restauracji otwierają się i do środka wchodzą Ege i Melis. Dziewczyna uśmiecha się triumfalnie – nie mogli pojawić się w lepszej chwili. Ege zamiera w miejscu. Widok Cihana stojącego tak blisko Zeynep, dotykającego jej szyi, wywołuje w nim falę zazdrości i gniewu.
Naszyjnik zsuwa się i upada na ziemię. Cihan już sięga po niego, ale uprzedza go Ege. Podnosi go szybko i ściska w dłoni.
– Naszyjnik zostaje u mnie – mówi ostro, nie spuszczając wzroku z Cihana.
– Co? Dlaczego? – pyta zaskoczona Zeynep, podnosząc się z krzesła.
Ege sięga do kieszeni i wyciąga zdjęcie, które wcześniej zabrał z domu Cihana. Kładzie je na stole, przed Zeynep.
– Bo miałaś rację – mówi spokojnie, ale jego głos drży od napięcia. – To naszyjnik dziewczyny, która zabiła Melodi.
Zeynep pochyla się nad fotografią. Przedstawia blondynkę, której twarz została starannie wycięta. Na szyi ma identyczny naszyjnik jak ten, który nosiła Zeynep.
– To… to ten sam! – szepcze Zeynep zszokowana. – Ale dlaczego ktoś wyciął jej twarz?
– Nie wiem – odpowiada Ege, patrząc jej prosto w oczy. – Ale wiem jedno: ta kobieta była w samochodzie, kiedy zginęła moja siostra. I ktoś chce za wszelką cenę ukryć jej tożsamość.
Zapanowuje cisza, która ciąży nad nimi jak burzowa chmura. Cihan milczy, lecz jego twarz zdradza niepokój. A Zeynep wpatruje się w zdjęcie, próbując zrozumieć, w co właśnie została wciągnięta.
***
Sila powoli odzyskuje przytomność w szpitalnym łóżku. W świetle jarzeniówek mruży oczy. Pochyla się nad nią lekarz, który delikatnie rozchyla jej powieki i świeci latarką w źrenice.
– Jak masz na imię, córko? – pyta spokojnie, ale z wyraźnym napięciem w głosie.
Sila rozgląda się dookoła. Jej wzrok błądzi po sali, jakby widziała ją po raz pierwszy.
– Ja… nie wiem – odpowiada zdezorientowana, coraz szybciej oddychając. – Gdzie ja jestem?
– Jaki mamy dzisiaj dzień? – dopytuje lekarz.
Sila marszczy brwi, zamyka oczy, jakby próbowała przypomnieć sobie coś ważnego.
– Wtorek…? Nie, czekaj… może niedziela? – Siedzi już wyprostowana. – O Boże! Muszę iść na targ! Moja siostra na pewno wróciła już ze szkoły i jest głodna. Proszę, pozwólcie mi wyjść! Muszę zdążyć przed zmierzchem!
Zrywa się, próbując wstać, ale lekarz i pielęgniarka szybko ją przytrzymują, delikatnie, lecz stanowczo przyciskając z powrotem do łóżka.
– Spokojnie, jesteś bezpieczna. – Lekarz stara się mówić łagodnym tonem. – Powiedz mi, jaki mamy rok?
– Rok? – Sila próbuje odpowiedzieć, ale jej twarz wykrzywia się w bólu i panice. – Dwa tysiące dwudziesty? Nie… dwa tysiące dziewiętnasty? Boże, nie pamiętam! – Chwyta się za głowę, łzy napływają jej do oczu. – Nic nie pamiętam! Ale wiem, że muszę wrócić do wioski. Muszę zebrać grzyby. Mama i siostra czekają na mnie… One są głodne. Puśćcie mnie, błagam!
Jej głos łamie się, a w oczach pojawia się rozpacz. Lekarz rzuca krótkie spojrzenie pielęgniarce, po czym mówi cicho:
– Skontaktuję się z profesorem Selçukiem z oddziału psychiatrycznego. Musimy natychmiast zająć się jej stanem.
– Tak jest, doktorze – odpowiada pielęgniarka. – Podam jej środek uspokajający.
– Tylko delikatnie – dodaje lekarz, obserwując Silę z troską. – Ona nie udaje. Jest zagubiona. I bardzo przestraszona.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 200. Bölüm i Aşk ve Umut 201. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.








