Miłość i nadzieja odc. 267: Yildiz poznaje szokującą prawdę!

Yildiz podsłuchuje rozmowę Feraye i Belkis na werandzie.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 267 – szczegółowe streszczenie

Hulya, Naciye i Cavidan stoją naprzeciwko siebie w salonie, jak trzy aktorki na scenie, tworząc napięty, niewidzialny trójkąt. Atmosfera gęstnieje z każdą sekundą.

— Chcesz mi powiedzieć, że tak jak Alper oszukał mnie, tak Kuzey oszukał Bahar? — pyta Hulya, mrużąc oczy i wbijając w Cavidan twarde, zirytowane spojrzenie.

— Nie wiem tego na pewno — odpowiada chłodno Cavidan. — Wiem tylko, że moja córka kocha twojego brata. Myślę o jej honorze, o jej przyszłości. A co słyszę w zamian? Same oskarżenia.

— Słuchaj, Cavidan, nie mam nic przeciwko Bahar. Ale o tobie nie mogę powiedzieć tego samego — rzuca ostro Hulya.

— I co niby masz do mnie? — Cavidan unosi brodę, gotowa do ataku.

— Może to, że powiedziałaś mojej mamie, że to ona zabiła Alpera? — Hulya robi krok w jej stronę. — Od tamtej chwili mama nie może spać. Dręczą ją koszmary, płakała, przekonana, że spędzi resztę życia w więzieniu. Co się wtedy stało, Cavidan? Byłyście razem. Potem nagle… nie ma ciała, nie ma krwi. Powiedz sama — co byś pomyślała, gdybyś była na moim miejscu?

— A więc kłamię, tak? — głos Cavidan drży od gniewu, ale spojrzenie ma lodowate. — Nie będę dłużej znosić tego upokorzenia! Zabiorę Bahar i odejdę. I wtedy wreszcie będziecie miały spokój!

***

Cavidan z hukiem schodzi po schodach, ciągnąc za sobą dwie ciężkie walizki. Jej twarz jest kamienna, a każdy krok dudni gniewem.

— Cavidan, oszalałaś?! — Naciye patrzy na nią z niedowierzaniem. — Dokąd ty pójdziesz, na litość boską?

— Jakoś sobie poradzimy — odpowiada chłodno Cavidan, nie zwalniając kroku.

Naciye wbija w Hulyę srogie spojrzenie.
— Natychmiast przeproś Cavidan.

— Mamo… — zaczyna Hulya, ale nawet nie myśli spełnić tego żądania.

— Powiedziałam: teraz! — głos Naciye staje się twardy jak stal. — Masz ją przeprosić!

— Nie ma takiej potrzeby — ucina Cavidan. — Są rany, których żadne „przepraszam” nie uleczy. Ale nie martw się, Naciye… cokolwiek się wydarzyło, zostanie między nami. Twój sekret jest u mnie bezpieczny. — Jej spojrzenie na moment zatrzymuje się na twarzy kobiety, jak ostrzeżenie.

— Jaki sekret? — wtrąca podejrzliwie Hulya.

— Żaden — odpowiada szybko Naciye. — Po prostu… kłótnie, krzyki. Takie rzeczy zostają w czterech ścianach. A Cavidan dobrze wie, że nie wolno ich wynosić na zewnątrz.

W tej chwili drzwi wejściowe otwierają się z trzaskiem. Do środka wchodzą Kuzey i Bahar.

— Mamo, co to za walizki? — pyta zaskoczona Bahar.

— Wracamy do wioski. Przygotuj się — mówi zimno Cavidan.

Bahar rzuca torebkę na pufę.
— Mamo, co ty mówisz? Przecież nasz dom spłonął! Gdzie niby zamieszkamy? I w ogóle… ja nie chcę wyjeżdżać.

— Znajdziemy miejsce na nocleg. Nie martw się.

— Mamo, proszę…

— Cavidan, opanuj się — wtrąca Naciye.

— Opanować się? — Cavidan odwraca się gwałtownie. — Czy ty wiesz, przez co przechodzę? Milczałam do tej pory, bo wierzyłam w Kuzeya. Nie spodziewałam się po nim takiego zachowania.

— Chwila, chwila — odzywa się Kuzey, marszcząc brwi. — Czego niby się po mnie nie spodziewałaś?

— Twoja siostra mi nie ufa, nie chce mnie w tym domu. Jej mogę to wybaczyć. Ale tobie… nigdy!

— Dlaczego?

— Bo złamałeś serce mojej córce! — głos Cavidan drży z gniewu. — Tej nocy odebrałeś jej dumę, nadzieję, przyszłość i honor. Zabrałeś jej wszystko! A ja wciąż łudziłam się, że jesteś mężczyzną, któremu można zaufać. Myślałam, że się nią zaopiekujesz. Moja córka ma godność kobiety, a ja — godność matki. I nie będę dłużej trzymać jej w tym domu! Bahar, zbieraj się!

Bahar nagle osuwa się na podłogę. Trudno stwierdzić, czy rzeczywiście straciła przytomność, czy to kolejna z jej gierek. Pewne jest jedno — zrobi wszystko, by zostać w tym domu. I przy Kuzeyu.

***

Melis podchodzi do Sedy wolnym, zdecydowanym krokiem, aż staje z nią twarzą w twarz. Jej spojrzenie jest ostre, a głos lodowaty.

— Zapytałam cię, kim jesteś — powtarza, unosząc lekko brodę w geście wyższości.

— Ja… — Seda lekko się cofa, wyraźnie zaskoczona. — Jestem Ceylan. Przyszłam pomóc Yildiz w sprzątaniu.

— Co masz na myśli mówiąc „pomóc”?

— No… sprzątać. Wycierać kurze, odkurzać…

— Chwileczkę. — Melis mruży oczy. — Zatrudniliśmy Yildiz jako pokojówkę, a ona nagle ma swoją osobistą asystentkę?

— Bolą ją plecy, ale pani Feraye o wszystkim wie.

— O, proszę… — Melis prycha ironicznie. — Ostatnio wszystkie kobiety kręcące się wokół mojej rodziny cierpią na tajemnicze bóle pleców…

Robi krok w przód, patrząc Sedzie prosto w oczy, jakby chciała zajrzeć w głąb jej duszy.

— Na pewno jesteś tu tylko po to, żeby sprzątać?

— Oczywiście. A po co innego miałabym przyjść?

— Bóg jeden wie… — Melis uśmiecha się kąśliwie. — Może za chwilę i tobie przypadnie w udziale własny pokój.

— Co to ma znaczyć?

— Była tu kiedyś dziewczyna o imieniu Zeynep. Przeszła dokładnie tę samą drogę co ty. Wyrzucałam ją drzwiami, a ona wracała oknem. Ale ty nawet nie próbuj, rozumiemy się? Przychodzisz, sprzątasz i wracasz do siebie. Jasne?

***

Na podwórku przed domem Feraye, Seda stoi z Cihanem. Mężczyzna mówi szybko, z wyczuwalną w głosie irytacją.

— Dziewczyno, zwariowałaś? Musisz natychmiast zakończyć ten cyrk! — jego ton nie znosi sprzeciwu. — No już, zabieram cię stąd.

Sięga, by chwycić ją za ramię, ale Seda gwałtownie się cofa.

— Nigdzie się nie ruszam, bracie!

— Nie doprowadzaj mnie do szału! — Cihan unosi głos. — Ege szuka zabójcy swojej siostry. Ty zamiast uciekać, ładujesz się w samo serce niebezpieczeństwa! Posłuchaj… jeśli Belkis dowie się, kim jesteś, udusi cię gołymi rękami.

Seda spogląda na niego poważnie, po czym pochyla się lekko i ścisza głos.

— Bracie, wiem, gdzie jest naszyjnik. W gabinecie… w sejfie.

Cihan otwiera usta, by odpowiedzieć, lecz w tym momencie z domu wychodzi Yildiz.

— Ceylan! — woła, szybkim krokiem podchodząc do dziewczyny. — Co ty tu robisz?

— Cihan akurat wychodził, więc pomyślałam, że go odprowadzę…

— Jakie odprowadzanie? W środku jest jeszcze masa roboty!

— Tak… oczywiście.

Seda, spuszczając wzrok, wraca razem z Yildiz do domu, a Cihan zostaje na podwórku, zaciskając pięści z bezsilności.

***

Sila, dostrzegając w przyszpitalnym parku Kuzeya, traci panowanie nad sobą. Strach miesza się z paniką — odwraca się i rzuca do ucieczki, biegnąc na oślep, nie zważając na ludzi ani przeszkody.

Doktor Levent, widząc jej reakcję, natychmiast rusza za nią.

Dziewczyna wpada na teren pobliskiej budowy. Wbiega do bloku w stanie surowym, stopy uderzają o betonowe schody, a echo jej kroków niesie się po pustych korytarzach. W końcu znajduje się na trzecim piętrze i wychodzi na niezabezpieczony balkon.

Levent, obawiając się najgorszego, pędzi za nią. Gdy staje w progu, widzi, jak Sila stoi przy samej krawędzi, nad pustką. Ramiona jej drżą, a z oczu płyną łzy.

— Widok stąd jest piękny — odzywa się miękkim, uspokajającym tonem. — Chodź do mnie, porozmawiamy.

Sila jednak robi krok bliżej przepaści. Levent czuje, jak serce podchodzi mu do gardła.

— Proszę… Zakręci ci się w głowie, coś może ci się stać…

— Nie… To koniec… Straciłam wszystko… — szepcze przez łzy.

W słuchawce, którą Levent ma włożoną w ucho, rozbrzmiewa głos pielęgniarki:

— Doktorze, Sila ma poważną traumę. Szuka swojej siostry Bahar. W klinice wciąż powtarzała jej imię.

Levent natychmiast postanawia to wykorzystać.

— Sila, nie szukaj tego, co straciłaś. Szukaj tego, co możesz jeszcze odzyskać. — Ostrożnie wyciąga w jej stronę dłoń. — Złap mnie za rękę. Porozmawiajmy.

Ale Sila kręci głową. Nadal stoi przy samej krawędzi, gotowa skoczyć.

— Nie mamy o czym rozmawiać. Kwiat nadziei zwiędł. Uschły jego liście, a korzenie zostały wyrwane z ziemi.

— To nieprawda. Możemy go zasadzić od nowa. Sprawić, że znów zakwitnie.

— Nie… — jej głos jest pusty, pozbawiony życia. — On już nigdy nie będzie zielony. Nigdy nie zakwitnie. Nigdy nie nadejdzie wiosna. Już nigdy nie przyjdzie poranek… Tak bardzo go kochałam. Nigdy nie zrobiłam mu nic złego. A on… on widzi we mnie złego człowieka. Nie wierzy mi. A ja… ja tak bardzo go kochałam…

— Chcesz, żeby ten ktoś tu przyszedł? Zadzwońmy do niego. Pamiętasz jego imię?

Sila wpada w jeszcze większą panikę. Zakrywa dłonie uszami.

— Słyszę głosy… ktoś mówi… miał niebieskie oczy…

Nagle unosi jedną nogę i przesuwa ją poza krawędź balkonu. Przechyla się do przodu…

Levent reaguje w ułamku sekundy. Chwyta ją mocno i przyciąga do siebie.

— Już dobrze… — szepcze, obejmując ją i tuląc jej głowę do swojej piersi.

***

Feraye siedzi na werandzie, wspierając brodę na zaciśniętej dłoni. Nerwowo przygryza knykcie, wpatrzona w dal, jakby próbowała w myślach znaleźć odpowiedź na dręczące ją pytania. Dołącza do niej Belkis, siadając w fotelu obok. Ciężko wzdycha, jakby już sam jej oddech miał przynieść ulgę atmosferze pełnej napięcia.

— Melis w końcu trochę się uspokoiła — mówi cicho. — W domu jest ciszej, więc już się nie martw.

Feraye odwraca wzrok, a w jej spojrzeniu widać zmęczenie.

— Myślałam, że od kilku dni mamy spokój, a dziś znowu zaczęła szaleć. Tym razem przez Yildiz.

— To normalne, Feraye. My też kiedyś przez to przechodziłyśmy. Hormony robią swoje.

— Ale ona atakuje Zeynep za każdą drobnostkę, Belkis. A przecież są siostrami. Myślisz, że trzymam Zeynep w tym domu bez powodu? Ten konflikt musi się skończyć, zanim prawda wyjdzie na jaw. One muszą nauczyć się siebie kochać, inaczej… — urywa, jakby bała się dokończyć. — Bulent nie odbiera telefonu, Melis jest w amoku, a Ege nadal nie odpuścił sobie Zeynep.

Belkis milczy, pozwalając jej mówić dalej.

— Na początku nie chciałam, żeby Zeynep została w tym domu. Ale potem… dużo myślałam. Są prawdy, których nie można zmienić. Rodzeństwo to skarb, nawet jeśli na początku go nie widać. Nie wiem tylko, jak mam to wszystko poukładać.

Z kuchni w stronę werandy zmierza Yildiz z kawą na tacy. Gdy słyszy łamiący się głos Feraye, zatrzymuje się tuż przed progiem. Zamiast wejść, nasłuchuje.

— Szkoda, że Bulent nie powiedział Zeynep, że jest jej ojcem, zanim odszedł — mówi Feraye, wpatrzona w horyzont. — Wtedy wszystko nie byłoby tak skomplikowane. Muszę znaleźć rozwiązanie, zanim dwie siostry doprowadzą się nawzajem do zguby.

Yildiz otwiera szeroko oczy, a jej twarz blednie.
— Zeynep… córka Bulenta? — szepcze pod nosem, jakby bała się, że ktoś usłyszy. Z bijącym sercem odwraca się na pięcie i w pośpiechu wraca do kuchni.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 206. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy