Miłość i nadzieja odc. 269: Test potwierdza – ciąża!

Hulya trzyma w ręku test ciążowy. Sprawa wrażenie zszokowanej.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 269 – szczegółowe streszczenie

Hulya wraca z apteki, ściskając w dłoni test ciążowy. Wręcza go Bahar bez słowa. Dziewczyna wchodzi do łazienki z niepewnym krokiem. Czas dłuży się niemiłosiernie. W końcu drzwi się otwierają — Bahar wraca blada jak ściana, ledwie trzymając się na nogach.

Hulya natychmiast podbiega i delikatnie odbiera test z jej drżącej dłoni.

– Nic tu nie ma… – mówi, marszcząc brwi.

– Co to znaczy „nic”? – pyta Cavidan zdezorientowana.

– Gdyby były dwie kreski, to oznaczałoby ciążę. Jedna – brak ciąży. Ale tu… nie ma żadnej – wyjaśnia Hulya z niedowierzaniem.

– Może test jest wadliwy – podsuwa Naciye, zerkając na kartonik.

– Trzeba chwilę poczekać… – szepcze Bahar, chwytając się futryny.

Jej ciało chwieje się niebezpiecznie. Cavidan podbiega, obejmuje ją ramieniem i powstrzymuje przed upadkiem.

– Córeczko, oddychaj… Masz lodowate dłonie – mówi zmartwiona.

– Jest całkowicie blada – dodaje z niepokojem Naciye. – Zabierzmy ją do łóżka. Niech chwilę odpocznie.

Cavidan i Naciye pomagają Bahar dojść do sypialni. Dziewczyna zsuwa się pod kołdrę, opiera o wezgłowie, a potem przyciąga kolana do piersi. Nerwowo pociera szyję, jakby próbowała zetrzeć z siebie strach.

Hulya znów spogląda na test.

Jej oczy rozszerzają się w nagłym szoku.

– Są… są dwie kreski! – wykrzykuje, jakby nie wierzyła własnym oczom. – Bahar… ty jesteś w ciąży!

***

Feraye, Kuzey i doktor Levent spacerują powoli po szpitalnym parku, w którym liście delikatnie szeleszczą pod stopami, niosąc ze sobą zapach późnego lata i cichych, niewypowiedzianych spraw. Nagle Feraye zauważa dziewczynę idącą sąsiednią alejką – z pielęgniarzem Tahsinem. Przez ułamek sekundy czas jakby się zatrzymał.

To ona. Dziewczyna ze zdjęcia, które pokazała jej Hulya. Ale to nie tylko obraz – Feraye czuje coś więcej. Dziwne, głębokie, niemal metafizyczne połączenie. Jakby znała tę dziewczynę od zawsze, choć widzi ją po raz pierwszy. Niewyjaśniona bliskość. Intuicja, która odbija się echem w jej sercu.

Kuzey odbiera telefon i odchodzi kilka kroków, zostawiając Feraye z Leventem. W tym samym czasie dziewczyna – Sila – zbliża się do nich niepewnie, zatrzymuje i mówi cicho:

– Wzywał mnie pan, panie doktorze.

Na moment jej spojrzenie spotyka się ze wzrokiem Feraye. Uśmiecha się lekko, nieśmiało, z dziecięcą łagodnością. Feraye instynktownie odwraca wzrok, przytłoczona emocją, której nie potrafi nazwać. Zamiast odpowiedzi rusza w stronę Kuzeya.

– Przepraszam, muszę pilnie wrócić do domu – mówi mężczyzna, chowając telefon do kieszeni. – Coś się wydarzyło.

– Czy coś poważnego? Jeśli chcesz, pojadę z tobą – proponuje Feraye, lekko zaniepokojona.

– Nie trzeba. Poradzę sobie i dam ci znać – zapewnia. – Coś się stało? Wyglądasz… inaczej.

Patrzy na nią z uwagą. Zauważa jej roztargniony wzrok, lekkie napięcie ciała. Jest obecna, ale jakby myślami gdzie indziej.

– Wszystko w porządku – mówi Feraye cicho, choć jej ton zdradza coś zupełnie przeciwnego. – Porozmawiamy później.

Kuzey nie wierzy jej słowom. Widzi, że coś ją trapi, ale nie dopytuje. Teraz musi wracać. Z ciężkim sercem odchodzi.

Kiedy znika z pola widzenia, Feraye bierze głęboki oddech i wraca do Leventa oraz dziewczyny. Lekarz przedstawia je sobie:

– Sila, pani profesor Feraye to teściowa Egego – mojego dawnego kolegi z liceum. Kuzey bardzo chciał cię poznać. Twoja historia go zaintrygowała.

– Niestety, musiał już jechać – odzywa się Feraye, niepewnie spoglądając na Silę. Czuje, że dziewczyna ją czymś poruszyła… choć jeszcze nie rozumie czym.

Sila znowu się uśmiecha. Tym razem uśmiech jest pełen spokoju. Jest pewna siebie. Jakby chciała coś powiedzieć, czego nie można już zatrzymać.

– Wiesz – mówi do Feraye – mam kwiat. Kwiat życia. Dziś go podlałam, żeby nadal mógł kwitnąć…

Nagle jej spojrzenie gaśnie. Twarz pochmurnieje, jakby myślami wpadła w mrok.

– Mówili, że jestem zła. Ale ja… ja nie zrobiłam nic złego – jej głos drży, słowa wypadają z niej jak zacięty strumień. – Nikt mi nie wierzył, ale ja tego nie zrobiłam…

– Spokojnie, Sila – mówi Levent łagodnie. – Wiemy, że nie jesteś zła. Nie mogłaś tego zrobić. Chodź, odpoczniesz trochę w pokoju.

Delikatnie obejmuje ją za ramię i odprowadza w stronę szpitalnego budynku.

Feraye patrzy za nimi, jakby Sila zostawiła w jej duszy niepokojący ślad. Z każdym krokiem oddalającej się dziewczyny, to wrażenie staje się coraz silniejsze. Nie może przestać o niej myśleć.

„Ona… nie mogła zrobić tego, co mówiła Hulya” – myśli. – „Jest czysta. Niewinna. I… tak dziwnie mi bliska.”

Po chwili szepcze do siebie z przekonaniem:

– Muszę powiedzieć Kuzeyowi. Musi wiedzieć, że Sila tu jest.

***

Bahar opada bezwładnie na pufę w salonie. Jej twarz, blada jak kreda, spływa łzami, które nie mają końca. Każda z nich zdaje się wypalać ślad bólu na policzkach. Cavidan siada obok niej z uśmiechem – zbyt spokojnym, zbyt zimnym jak na tę chwilę – i pochyla się ku córce.

– Brawo, kochanie – szepcze. – Zrobiłaś piękne przedstawienie, ale wystarczy już. Otarłaś się o dramat, wszyscy uwierzyli. Kuzey nie będzie miał wyjścia – ożeni się z tobą. Czego chcesz więcej?

Bahar unosi na nią wzrok. Oczy ma zaczerwienione, rozszerzone z rozpaczy.

– Mamo… to nie jest żadna gra – mówi, łamiącym się głosem. – Nie widzisz, co się ze mną dzieje? Jestem rozbita. Rozsypuję się od środka. Moje łzy nie są na pokaz. One są prawdziwe.

Cavidan unosi brwi, jakby nie rozumiała.

– Zwariowałaś? Zamiast tańczyć z radości, płaczesz? Przecież masz to, czego chciałaś.

– A co mi z tego, skoro on mnie nie kocha? – szepcze Bahar. – Te łzy… one są przez Kuzeya. Bo jestem mu obojętna.

Cavidan sięga dłonią i gładzi jej policzek z udawaną czułością. Jakby gest mógł przykryć ciężar jej słów.

– Weźmiecie ślub, a potem… z czasem cię pokocha. Przyzwyczai się do ciebie, Bahar. Miłość może przyjść później. Nie martw się, dobrze?

W tym momencie do salonu wchodzą Hulya i Naciye, niosąc wodę kolońską. Pachnie intensywnie, jakby miała przegonić rozpacz.

– Nie chcę tego! – krzyczy Bahar, zrywając się na równe nogi. – Nie dotykajcie mnie! Wyjdę stąd, zanim Kuzey wróci! Nie chcę go widzieć!

– W takim stanie? – protestuje Naciye, próbując ją uspokoić. – Dokąd pójdziesz, dziecko? Usiądź. Proszę cię.

Ale Bahar nie słucha. Odwraca się do Cavidan z wyrzutem. W jej oczach malują się rozpacz i niedowierzanie.

– Dlaczego mu powiedziałaś? – pyta, dławiąc się łzami. – Dlaczego powiedziałaś mu, że jestem w ciąży?! Nie chcę go do niczego zmuszać! To nie tak miało być…

Głos jej się łamie. Wdech. Łkanie. Słowa ledwo się przez nią przedzierają.

– On mnie już nienawidzi… a teraz będzie mnie jeszcze bardziej. Ożeni się ze mną tylko z litości, z poczucia winy. A ja nie chcę takiego małżeństwa! Nie chcę go w ten sposób! Wolę umrzeć, niż żyć obok niego bez jego miłości!

Odwraca się gwałtownie, chcąc uciec do swojego pokoju. Ale w progu staje Kuzey.

Nikt nie zauważył, kiedy wszedł do domu. Stał cicho, słuchając wszystkiego. W jego oczach miesza się szok, bezradność i coś, czego nie da się jeszcze nazwać. Może cień współczucia. Może cień gniewu.

Bahar zamiera. Z jej twarzy odpływa ostatni ślad koloru. Robi krok… i mdleje, osuwając się prosto w ramiona Kuzeya.

***

Seda krąży nerwowo po gabinecie, z każdym krokiem coraz bardziej sfrustrowana. Wpatruje się w sejf, jakby miała nadzieję, że otworzy się sam pod siłą jej determinacji. Próbowała już kilku kombinacji – daty urodzin Egego, potem Melodi… Bez skutku. Każdy błąd potęguje napięcie. Czas działa przeciwko niej.

Nagle – odgłos kroków. Drzwi się uchylają. To Ege. Seda zamiera, przerażona. Zanim jednak prawda może wyjść na jaw, z pomocą przychodzi jej Cihan. Szybka interwencja, kilka dobrze dobranych słów – i Ege nawet nie zdąży nabrać podejrzeń.

Chwilę później, w salonie, atmosfera gęstnieje. Cihan i Ege stają naprzeciw siebie niczym przeciwnicy na ringu. W powietrzu unosi się napięcie, które można by kroić nożem.

– Czego tu szukasz? Po co przyszedłeś? – warczy Ege, mierząc rywala twardym, nieufnym spojrzeniem.

– Przyszedłem zadać ci jedno pytanie – odpowiada spokojnie Cihan. – Czy nadal zależy ci na Zeynep?

– Co ty pleciesz?! Jak możesz pytać o coś takiego?!

– Spokojnie, Ege. Wiem, co się między wami wydarzyło. Wiem, że odszedłeś od Zeynep, bo zostałeś zmuszony do poślubienia Melis.

– Zamknij się! – syczy Ege. – Nie masz prawa mówić o naszej przeszłości!

– Dla niej już nie istniejesz – odpowiada lodowato Cihan. – Jesteś żonaty. Ale zanim cokolwiek dalej zrobię… chciałem zapytać: czy nadal interesuje cię Zeynep?

Ege odwraca wzrok i zaczyna się nerwowo przechadzać po salonie. Nie odpowiada. Milczenie aż dźwięczy w uszach.

– Nie zadałem ci trudnego pytania, silny człowieku – drąży Cihan. – Więc dlaczego nie odpowiadasz?

– Uważaj, jak do mnie mówisz – rzuca przez zaciśnięte zęby Ege. – Nie prowokuj mnie.

Na twarzy Cihana pojawia się drwiący uśmiech.

– Skoro możesz mnie pouczać, możesz też odpowiedzieć. Czy nadal kochasz Zeynep? Mów!

W tym momencie w salonie pojawia się Zeynep. Jej kroki są zdecydowane, spojrzenie chłodne.

– Co się tu dzieje? – pyta, zbliżając się do Cihana. – Dlaczego zadałeś mu to pytanie?

– Bo chcę wiedzieć – mówi Cihan bez zawahania. – Wiem, co was łączyło. Jestem po prostu ciekawy.

– Ciekawy? – powtarza Zeynep z ironią. – Uważasz, że to twoja sprawa? Czy naprawdę sądzisz, że masz prawo pytać kogokolwiek, czy mnie kocha?

Zanim ktokolwiek zdąży odpowiedzieć, do salonu wchodzi Melis. Słowa Cihana najwyraźniej nie umknęły jej uwadze.

– On może nie ma prawa – mówi chłodno – ale ja mam. Jako żona. – Podchodzi do Egego i staje obok niego. – Odpowiedz mu, Ege. Powiedz Cihanowi, czy nadal kochasz Zeynep.

Ege wciąż milczy. Na jego twarzy widać wewnętrzną walkę. Spogląda raz na Zeynep, raz na Melis, jakby nie wiedział, do której z nich należy jego lojalność.

– Dlaczego zadałeś to pytanie? – drąży Melis, zwracając się do Cihana. – Co się dzieje między nimi, o czym nie wiem?

Cihan patrzy na nią przez moment, jakby rozważał, czy warto odpowiadać.

– Tu nie chodzi o Zeynep i Egego – mówi w końcu. – Tu chodzi o mnie i Zeynep. – Unosi głowę, a jego głos nabiera stanowczości. – I nie zamierzam się tobie tłumaczyć.

Przenosi wzrok na Zeynep. W jego oczach nie ma już chłodu. Jest coś innego – miękkość, nadzieja… może uczucie?

– Jeśli cię zdenerwowałem, przepraszam, Zeynep – mówi cicho.

Odwraca się, by odejść, ale Melis zagradzając mu drogę, stając tuż przed nim.

– Czekaj! – wykrzykuje. – Czyli chodzi o was dwoje, tak? Zakochałeś się w niej? Przyszedłeś się jej oświadczyć? I pytasz Egego o pozwolenie?!

Cihan nawet na nią nie patrzy.

– Melis, mówiłem, nie wtrącaj się. A ty, Ege… porozmawiamy później. Jak mężczyzna z mężczyzną.

Rusza do drzwi, ale wtedy – w końcu – Ege odzywa się cicho, lecz wyraźnie:

– Tak. Kocham ją.

Wypowiada te słowa, jakby wyrwał je sobie z serca. A potem… zapada cisza. Nikt się nie rusza. Nikt nie oddycha. Czas na moment staje w miejscu.

Melis otwiera szeroko oczy, jakby świat nagle przestał mieć sens.

– Co ty mówisz, Ege? – wykrztusza z niedowierzaniem. – Czy ty siebie w ogóle słyszysz? To ja jestem twoją żoną. Noszę twoje dziecko pod sercem. A ty… ty mówisz przy mnie, że kochasz Zeynep?!

Zeynep aż cofa się o krok, jakby te słowa spadły również na nią.

– Ege, błagam… – mówi z napięciem w głosie. – Nie powinieneś tego mówić. Stawiasz mnie w bardzo trudnej sytuacji!

Melis chwyta się za głowę, jej dłonie znikają w burzy ciemnych włosów. Oddycha szybko, nierówno. W jej oczach pojawia się szaleństwo.

– Zwariowałam? Czy może ty oszalałeś?! – krzyczy z furią. – Co to ma znaczyć, Ege?!

Ege stoi spokojnie, choć w jego oczach tli się ból. Nie cofa się ani o krok.

– Nie powiedziałem niczego, co nie byłoby prawdą – mówi cicho, ale stanowczo. – Ty też to wiesz, Melis. Znasz powód, dla którego się pobraliśmy. Można oszukać rozum, można udawać, że się zapomniało. Ale serca nie da się oszukać. Kocham Zeynep. Bo jest jedną z najbardziej szczerych, oddanych i ciepłych osób, jakie kiedykolwiek spotkałem.

– Kochasz ją… jak przyjaciela, prawda? – Melis próbuje się uśmiechnąć, ale głos jej drży. To bardziej błaganie niż pytanie.

Ege spuszcza wzrok, na chwilę milknie, a potem unosi głowę z ciężkim westchnieniem.

– Przestań się łudzić, Melis. Ożeniłem się z tobą, bo jesteś w ciąży. Chciałem być odpowiedzialny. Nie mogłem zostawić dziecka bez ojca. Dlatego odsunąłem Zeynep. Nie dlatego, że przestałem ją kochać.

Twarz Melis blednie, a spojrzenie staje się lodowate. Powoli odwraca głowę w stronę Zeynep.

– Ty… – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – To ty wszystko zaplanowałaś! Celowo sprowadziłaś tu Cihana, żeby wywołać zazdrość w Ege. Chciałaś go sprowokować, żeby wreszcie to powiedział, prawda?!

– Nie mów bzdur, Melis – odpowiada chłodno Zeynep. – Nie wszystko kręci się wokół ciebie.

– Mam cię już po dziurki w nosie! – wrzeszczy Melis. – Przestań udawać tę biedną, niewinną, skrzywdzoną! Doskonale wiesz, co robisz!

W jednej chwili rzuca się na rywalkę, jakby chciała z niej wyrwać całą złość, rozpacz i upokorzenie. Ale zanim zdoła ją dosięgnąć, Yildiz i Ege chwytają ją za ramiona i odciągają, ledwo powstrzymując wybuch agresji.

– Puśćcie mnie! – wrzeszczy, miotając się w ich uścisku. – Nienawidzę cię, Zeynep! Nienawidzę!

Zeynep stoi nieruchomo. Nie płacze. Nie odpowiada. Ale jej serce wali jak oszalałe, a dusza trzęsie się w ciszy, której nikt już nie słyszy.

***

Feraye, zmęczona, z rozwianymi włosami i roztrzęsiona, dociera pieszo do domu Kuzeya. Serce wali jej jak młot, a emocje buzują w każdym kroku. Bez chwili wahania podbiega do drzwi i zaczyna nerwowo pukać — raz, drugi, trzeci, coraz mocniej i natarczywiej.

Po chwili drzwi się uchylają. W progu staje Naciye, zaskoczona i nieco zaniepokojona.

– Kuzey jest w domu? – rzuca Feraye bez powitania, nie potrafiąc ukryć napięcia w głosie.

– Nie, wyszedł. Co się stało? Czemu jesteś taka zdenerwowana?

Feraye bierze głęboki wdech, a potem wyrzuca z siebie słowa z prędkością burzy:

– Znalazłam Silę. Jest niewinna, Naciye. Wszystko, co się wydarzyło, to nieporozumienie! Ona nadal kocha Kuzeya. Bardziej niż cokolwiek na świecie! Teraz jest w szpitalu…

Urwana fraza zawisa w powietrzu, kiedy Feraye zauważa, że twarz Naciye pozostaje niewzruszona. Nie ma w niej ulgi, współczucia ani radości. Jest tylko cisza i chłód, który przecina słowa Feraye jak nóż.

– Słyszysz mnie? – szepcze. – Sila go kocha. Nadal.

Ale Naciye milczy. A to milczenie mówi więcej niż jakakolwiek odpowiedź.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 207. Bölüm i Aşk ve Umut 208. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy