„Miłość i nadzieja” – odcinek 272 – szczegółowe streszczenie
Bulent trzyma telefon przy uchu, a w jego głosie wyczuwalna jest narastająca wściekłość.
— Co ty właściwie próbujesz osiągnąć, Gonul? — mówi ostrym tonem. — Rozpowiadasz, że to ja za tobą latałem, że to ja cię pocałowałem. Nie wstyd ci tak kłamać?!
— Kłamać? — prycha pogardliwie Gonul, głosem zimnym jak stal. — To ty zabiegałeś o mnie. Zapomniałeś? Sprzedałeś swój gaj oliwny, żeby wyciągnąć mnie z więzienia. Pozwoliłeś mi zamieszkać w waszym starym mieszkaniu.
— Chciałem ci tylko pomóc, żebyś miała gdzie żyć. To wszystko. Ale dość tego milczenia. Nadszedł czas, by powiedzieć prawdę Zeynep.
— Nie! — jej krzyk przeszywa ciszę. — Zeynep nigdy się nie dowie, że jesteś jej ojcem! Jeśli to wyjdzie na jaw, będę w jej oczach matką, która latami ją okłamywała. Stracę ją… rozumiesz? Stracę własną córkę!
— Przestań mówić te bzdury, Gonul. To nie o ciebie chodzi. Nie chcę, żeby Feraye cierpiała. Zeynep musi poznać całą prawdę.
— Zamknij się! — wrzeszczy, a jej głos drży z napięcia. — Nie obchodzisz mnie ani ty, ani twoja Feraye!
Rozłącza się z impetem i z furią ciska telefon na wersalkę, jakby chciała w ten sposób rozładować gniew. Oddycha szybko, a jej serce wali jak młot.
Nagle z zewnątrz rozlega się głuchy trzask, jakby coś uderzyło w szybę. Gonul zrywa się na równe nogi. Przez moment nasłuchuje, potem porywa szal i wychodzi przed dom.
Na ziemi, tuż przy progu, leży zmięta kartka. Podnosi ją drżącymi palcami. Niebieski, pośpieszny rękopis aż krzyczy z papieru:
Wiem, że Zeynep jest córką Bulenta. Jeśli chcesz, by nigdy się o tym nie dowiedziała, przygotuj milion lir.
***
Melis energicznie wrzuca ubrania do otwartej walizki. Jej ruchy są szybkie, nerwowe, jakby bała się, że ktoś zaraz jej przeszkodzi.
— Ege! — woła głośno.
Po chwili w drzwiach pojawia się jej mąż. Widok walizki sprawia, że marszczy brwi.
— Jadę do taty — oznajmia tonem, w którym pobrzmiewa determinacja.
— Co? Do Anglii? — Ege unosi brwi ze zdumieniem, a na jego twarzy maluje się wyraźny sprzeciw. Mimo to chwyta walizkę i znosi ją po schodach.
— Co mam zrobić, Ege? — tłumaczy pośpiesznie Melis. — Nie mogę przestać o nim myśleć.
— Rozumiem, ale dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałaś?
— Bo dopiero dziś rano zdecydowałam. Od razu kupiłam bilet.
Do salonu, gdzie Belkis przegląda album ze zdjęciami Melodi, dociera odgłos zamykanego zamka walizki. Kobieta podnosi wzrok i podchodzi do swojego syna oraz synowej.
— Melis, dokąd ty się wybierasz? Co to za nagły wyjazd?
Z przedpokoju dobiega odgłos kroków — to Feraye i Seda.
— Melis, co się dzieje, moja córko? — pyta z niepokojem Feraye.
— Jadę do taty, mamo. Nie zniosę już siedzenia tutaj z założonymi rękami.
— Dobrze, ale Ege pojedzie z tobą — wtrąca stanowczo Belkis.
— Nie, nie chcę! — odcina się ostro Melis. — Muszę porozmawiać z tatą sam na sam. To osobiste sprawy.
— Melis, jesteś w ciąży — przypomina jej Feraye, wyraźnie zaniepokojona. — Takie nagłe podróże to ryzyko.
— Zdecydowałam już, mamo — odpowiada chłodno Melis, po czym zwraca się do Sedy: — Ceylan, chcę z tobą o czymś porozmawiać.
Chwyta ją pod ramię i prowadzi do kuchni, gdzie ton jej głosu zmienia się na cichy, konspiracyjny.
— Będziesz moimi oczami i uszami w tym domu. Jeśli Zeynep choć spróbuje zbliżyć się do mojego męża, natychmiast do mnie zadzwoń.
Seda uśmiecha się lekko, skinieniem głowy przyjmując „misję”.
— Możesz być spokojna, pani Melis.
Na twarzy Melis pojawia się cień satysfakcji.
— Wreszcie mam kogoś po mojej stronie.
***
Bahar budzi się w ciepłym świetle poranka. Zanim jeszcze w pełni otworzy oczy, jej wzrok pada na lśniący pierścionek zaręczynowy, połyskujący na jej palcu niczym małe słońce. Wczoraj spełniło się jej największe marzenie — została narzeczoną Kuzeya Bozbeya. Może sama ceremonia nie była dokładnie taka, o jakiej marzyła, bez bajkowej oprawy i romantycznej muzyki, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się tylko jedno — stało się. Naciye, z dumą i powagą, poprosiła o jej rękę dla swojego syna, a potem połączyła ich dłonie, wsunęła na nie złote obrączki zaręczynowe i przecięła czerwoną wstążkę. Symboliczny gest, który przypieczętował ich przyszłość.
Drzwi sypialni otwierają się z cichym skrzypnięciem. W progu staje Cavidan, promieniejąca radością.
— Panna młoda jeszcze w łóżku? Wstawaj, szybciutko! — woła z entuzjazmem.
Bahar przeciąga się leniwie i uśmiecha półprzytomnie.
— Mamo, jest jeszcze tak wcześnie…
— Nie bądź niemądra. To dzień twojego ślubu! — Cavidan klaszcze w dłonie jak podekscytowane dziecko. — Musisz zacząć przygotowania już teraz. No dalej!
Bahar wstaje, podchodzi do matki i mocno ją obejmuje. Potem, z uśmiechem pełnym dumy, unosi rękę, by zaprezentować jej pierścionek.
— To nie sen, mamo. To prawda. Wychodzę za Kuzeya! — Jej oczy błyszczą euforią, a w głosie drży czyste szczęście.
— Oczywiście, że to prawda. Chwała Ci, Panie! — Cavidan ujmuje dłoń córki, przyglądając się obrączce, jakby była najcenniejszym klejnotem. — Wiesz, ile na to pracowałam? Ile przeszkód usunęłam i ile osób musiałam poświęcić, by do tego doszło? Ale udało się. W końcu wychodzisz za mąż za Kuzeya!
Przez euforię na twarzy Bahar nagle przebija się cień zamyślenia.
— Kuzey powiedział, że Sila już dla niego nie istnieje…
— Skoro tak powiedział, to tak jest — odpowiada Cavidan pewnym, stanowczym tonem. — Nie martw się nią. Kuzey zapomniał o Sili. Teraz liczysz się tylko ty.
Bahar znów się uśmiecha, tym razem szeroko, z mieszaniną dumy i ulgi, i ponownie wtula się w ramiona matki.
***
W ogrodzie rezydencji Kuzeya trwa gorączkowy ruch — ogrodnicy rozwieszają girlandy kwiatów, kelnerzy ustawiają stoły, a z kuchni dobiega aromat świeżo pieczonych potraw. W powietrzu unosi się gwar przygotowań do jego ślubu z Bahar. On sam stoi w salonie, z rękami głęboko wsuniętymi w kieszenie, obserwując przez ogromne okno całe zamieszanie. Na jego twarzy trudno odczytać, czy jest to spokój, czy napięcie.
Drzwi uchylają się cicho i wchodzi Murat, jego przyjaciel od lat. Jego spojrzenie jest uważne, niemal przenikliwe.
— Kuzey… — zaczyna powoli, jakby ważył każde słowo. — Czy na pewno chcesz to zrobić?
Kuzey milczy, wciąż patrząc w stronę ogrodu.
— Czy naprawdę całkowicie wyrzuciłeś Silę ze swoich myśli? — dopytuje Murat, tym razem ostrzej. — Zadałem ci pytanie. Naprawdę zamierzasz się ożenić?
Kuzey odwraca się gwałtownie.
— Murat, nie zaczynaj od nowa! — rzuca z irytacją. — Zamierzam poślubić Silę.
Zapada cisza. Murat unosi brew, a jego milczące spojrzenie mówi więcej niż tysiąc słów. Dopiero wtedy Kuzey orientuje się, co właśnie powiedział.
— Bahar — poprawia się szybko, a ton jego głosu jest chłodniejszy, jakby chciał uciszyć nie tylko przyjaciela, ale i samego siebie. — Ożenię się z Bahar.
Odwraca wzrok, po czym rusza w stronę schodów.
— Teraz wybacz, muszę się przygotować.
Murat zostaje sam w salonie, patrząc za nim z niepokojem, jakby przeczuwał, że to, co ma się wydarzyć, wcale nie będzie takie proste.
***
Akcja przenosi się do szpitala. W jasnym, przestronnym gabinecie Leventa panuje cisza, którą przerywa tylko cichy szum klimatyzacji. Sila siedzi naprzeciwko lekarza, dłonie ma splecione, a w oczach błyszczy nagłe olśnienie.
— Przypomniałam sobie — mówi nagle, a na jej twarzy pojawia się ciepły, niemal rozpromieniony uśmiech. — Ma na imię Kuzey.
Levent marszczy brwi.
— Kuzey? Jesteś tego pewna?
— Tak — jej głos drży, ale wypełnia go przekonanie. — Mężczyzna, którego kocham, nazywa się Kuzey.
Lekarz lekko pochyla się w jej stronę.
— Jeden z prawników fundacji nosi to imię. Chciał cię poznać, pamiętasz? Nie mylisz go z nim? Może twój umysł… płata ci figle.
Sila spuszcza wzrok, jakby próbowała poskładać w całość fragmenty rozsypanych wspomnień.
— Ma oczy… błękitne jak morze. — Jej głos staje się miękki, zamyślony. — Widziałam go tutaj, tamtego dnia. Na początku byłam zdezorientowana, nie potrafiłam tego nazwać. Ale teraz wiem… To był on. Kuzey. Mężczyzna, którego kocham. Znasz go, bo przyszedł tu wtedy. Proszę… zaprowadź mnie do niego.
Levent spogląda na nią uważnie, jakby ważył każde jej słowo.
— Sila… czy na pewno tego sobie nie wymyśliłaś? Pan Kuzey rzeczywiście tu był, widziałaś go. Ale być może twój umysł zastąpił nim kogoś innego… tego, którego szukasz.
Na twarzy Sili pojawia się cień wahania. Przez moment jej pewność kruszeje.
— Może… — szepcze. Potem jednak prostuje się, a w jej oczach błyska determinacja. — Niech zatem ten Kuzey mnie zobaczy. Jeśli się mylę… niech mi to powie prosto w oczy.
***
Ege odwozi Melis na lotnisko. Gdy samochód znika za zakrętem, Belkis wychodzi przed dom z metalowym dzbankiem i wylewa wodę na drogę — stary zwyczaj mający przynieść podróżnemu szczęście i pomyślność. Krople rozpryskują się w słońcu, tworząc na chwilę srebrzystą mgiełkę.
Belkis i Feraye wciąż stoją na podwórku, gdy przez bramę wchodzi Gonul. Jej krok jest szybki, a spojrzenie uparte.
— Dzwoniłam do ciebie, Feraye — rzuca, podchodząc bliżej. — Dlaczego nie odbierasz?
Feraye unosi podbródek. W jej głosie pobrzmiewa chłód lodowca:
— Może dlatego, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Mam dość ciebie i twoich kłamstw, Gonul.
— Ja też za tobą nie tęsknię — odbija Gonul z wymuszonym spokojem.
— Więc po co tu przyszłaś? Wynoś się stąd! — wtrąca ostro Belkis.
Gonul sięga do torebki, wyciąga złożoną kartkę i podaje ją Feraye.
— Gdyby to nie było ważne, nie przyszłabym. Znalazłam to wczoraj pod drzwiami. Masz pojęcie, od kogo może pochodzić?
Feraye rozkłada kartkę, Belkis zagląda jej przez ramię. Obie czytają, a na ich twarzach pojawia się nie strach, lecz znużona pogarda.
— To twoja nowa sztuczka? — syczy Belkis. — Chcesz wyciągnąć pieniądze?
— Przysięgam, że to nie ja! — Gonul robi krok w tył, jakby chciała uciec od oskarżenia. — Ktoś naprawdę zostawił to wczoraj pod moimi drzwiami. Kto jeszcze wie, że Zeynep jest córką Bulenta?
— Skąd mamy wiedzieć? — odburkuje Belkis. — Sama to sobie załatw! Chodź, Feraye.
— Ale jak mam to zrobić?! — Gonul niemal krzyczy, a jej głos drży od napięcia. — Zeynep nie chce mnie widzieć. Jeśli to do niej dotrze… stracę ją na zawsze.
Feraye patrzy na nią z chłodnym dystansem.
— Może powinnaś wreszcie przestać budować życie na kłamstwach.
Bez dalszych słów Belkis i Feraye odchodzą w głąb domu. Drzwi zatrzaskują się z głuchym echem. Gonul zostaje sama na podwórku. Opuszcza je powoli, zrezygnowana, lecz kiedy wychodzi na drogę, jej wzrok pada na zaparkowany niedaleko samochód. W środku siedzi mężczyzna, którego obecność wygląda na zbyt celową, by była przypadkiem.
Podchodzi bliżej, mrużąc oczy.
— Kim jesteś? — pyta ostrym tonem.
Alper próbuje uruchomić silnik, ale rozrusznik zawodzi. Gonul uderza dłonią w maskę auta, a potem wymierza w niego palcem.
— To ty! — wyrzuca z siebie. Wyciąga kartkę z pogróżkami. — Ty mi to zostawiłeś!
Alper wysiada powoli, wiedząc, że auto i tak nie ruszy. Jego spojrzenie jest twarde.
— Nieważne, kim jestem. Masz przygotować pieniądze — mówi chłodno. — W przeciwnym razie twoja córka dowie się wszystkiego. Rozumiesz?
***
Feraye nagle orientuje się, że na jej nadgarstku brakuje ulubionej bransoletki. Odwraca się na pięcie i wraca na podwórko. Na schodkach, wśród promieni popołudniowego słońca, błyska znajomy kształt. Pochyla się, by ją podnieść, gdy nagle jej uwagę przykuwa krzyk dochodzący z ulicy.
– Mówiłam ci, żebyś zostawił mnie w spokoju! – wrzeszczy Gonul, a w jej głosie drży panika. – Na pomoc! Puść mnie!
Feraye, czując jak serce uderza jej w gardło, rzuca się biegiem do bramy. Za nią, tuż przy drodze, widzi Alpera, który trzyma Gonul w żelaznym uścisku. W jego dłoni błyska ostrze, które w mgnieniu oka ląduje przy szyi przerażonej kobiety.
– Nie podchodź! – warczy, zaciskając palce na jej ramieniu. – Jeszcze krok, a ją zabiję!
Nie dając Feraye czasu na reakcję, Alper popycha Gonul w stronę domu. Wpycha ją do środka i z impetem rzuca na podłogę, tuż między Feraye i Belkis.
– Złożymy na ciebie skargę! – syczy Feraye, robiąc krok naprzód. – Skończysz w więzieniu, przysięgam! Zapłacisz za to, co zrobiłeś!
– Och, ja? – Alper uśmiecha się lodowato. – To nic w porównaniu z tym, co zrobiła pani Gonul. Ta kobieta latami żyła w kłamstwie i wciągnęła w nie wszystkich.
– Co masz na myśli? – wtrąca Belkis, mrużąc oczy. – Mów!
– Ukryła prawdę o ojcu swojej córki – oznajmia powoli, celując nożem w stronę Feraye. – Ojcem jej dziecka jest… twój mąż.
Feraye czuje, jak krew odpływa jej z twarzy.
– Skąd wiesz takie rzeczy? Kim ty w ogóle jesteś?!
– To nie ma znaczenia – odpowiada chłodno. – Ważne, żebyś zdobyła pieniądze, które chcę. W przeciwnym razie… powiem o wszystkim.
– Idź i powiedz! – prycha Belkis, choć w jej oczach tli się niepokój.
Alper wyprostowuje się i unosi podbródek.
– Wiem, kim jesteś. Jesteś teściową Melis. Przeprowadziłem małe dochodzenie – dodaje z szyderczym uśmiechem. – Melis jest w ciąży, prawda? Wyobraź sobie, co się stanie, jeśli nagle dowie się, że ma siostrę. To mogłoby zaszkodzić jej dziecku… A tego chyba nie chcemy, prawda?
– Nic od nas nie dostaniesz! – wyrzuca z siebie Feraye, starając się brzmieć stanowczo.
Alper przestaje się uśmiechać.
– Chyba nie zrozumiałaś, jak poważne są moje słowa. – Sięga za pasek, wyciąga pistolet i z głośnym klikiem przeładowuje broń. – Od której z was powinienem zacząć?
Powoli przesuwa lufę od jednej do drugiej, licząc półgłosem jak w makabrycznej wyliczance. Powietrze gęstnieje, a każda sekunda zdaje się ciągnąć w nieskończoność.
***
Recepcjonistka przekazuje doktorowi Leventowi informację, że Sila mieszkała wcześniej w domu Kuzeya Bozbeya. Na jego twarzy pojawia się trudny do odczytania wyraz – coś pomiędzy zaskoczeniem a napięciem – ale na pewno nie jest to radość.
Chwilę później podchodzi do niego Sila.
— I co? Udało ci się znaleźć Kuzeya? — pyta z nadzieją w głosie.
Levent odciąga ją kilka kroków od lady, jakby chciał, by nikt nie podsłuchał ich rozmowy.
— Niestety, nie. Ale porozmawiam z nim, gdy tylko przyjedzie, dobrze?
— Proszę… pozwól mi go zobaczyć. Choć raz. Kiedy na mnie spojrzy, na pewno sobie przypomni… — jej głos drży.
— Zrobię, co w mojej mocy — odpowiada, patrząc jej prosto w oczy.
Sila lekko się uśmiecha i odchodzi… a przynajmniej tak mu się wydaje. W rzeczywistości zatrzymuje się tuż za rogiem, w korytarzu przy wejściu do holu, i z ukrycia obserwuje doktora.
— Doktorze, czy to nie jest adres Sili? — pyta zdziwiona recepcjonistka, wskazując na dokument.
Levent podchodzi do lady i spuszcza głos.
— Nie powiedziałem jej, bo nie mogę jej tam zabrać. Kuzey Bozbey żeni się dzisiaj. Ja też jestem zaproszony na ten ślub. Najpierw z nim porozmawiam. Jeśli będzie chciał się z nią spotkać, przyjdzie tutaj, do kliniki. Teraz jadę prosto do niego. Niech Sila o niczym się nie dowie.
Nie wie jednak, że Sila słyszała każde jego słowo. Stała w milczeniu, z szeroko otwartymi oczami, czując, jak serce bije jej coraz szybciej.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 209. Bölüm i Aşk ve Umut 210. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.










