„Miłość i nadzieja” – odcinek 307 – szczegółowe streszczenie
Cihan wpada do domu Feraye jak burza, z twarzą czerwoną od gniewu i przyspieszonym oddechem.
– Ege! – jego głos odbija się echem po ścianach. – Ege, wyjdź natychmiast!
Tuż za nim wpada zdyszana Zeynep.
– Cihan, błagam, przestań! – chwyta go za ramię, próbując zatrzymać. – Nie rób sceny!
– Nie mogę przestać! – wyrywa się gwałtownie. – Ege! Słyszysz mnie?!
Do przedpokoju szybko wchodzi Feraye, zaniepokojona hałasem.
– Cihan? Co się stało? – pyta, szukając odpowiedzi w jego rozpalonych oczach. – Wszystko w porządku?
– Przepraszam, ciociu Feraye – wtrąca Zeynep, spuszczając głowę. Potem jednak rzuca na towarzysza pełne wyrzutu spojrzenie. – Cihan, nie zmuszaj mnie, żebym żałowała, że ci to powiedziałam.
– Nie ty powinnaś żałować – odburkuje ostro. – Żałować powinni ci, którzy to zrobili!
– Dzieci, ja nic nie rozumiem – Feraye rozkłada bezradnie ręce.
W tej samej chwili z góry schodzi Ege. W jego postawie czuć chłód i dystans.
– Co tu się dzieje? – pyta szorstkim tonem.
Cihan robi krok w jego stronę, niemal wyzywająco.
– Wyciągnij telefon.
– Słucham? – Ege mruży oczy.
– Telefon! – powtarza Cihan, z głosem na granicy krzyku. – Wczoraj ktoś wysłał ci zdjęcie mnie i Zeynep. Zrobione z bliska, z ukrycia. Chcę je zobaczyć.
Na twarzy Egego pojawia się cień irytacji.
– A niby dlaczego miałbym ci je pokazywać?
– Dlaczego? – Cihan unosi głos, aż w powietrzu czuć napięcie. – Ktoś nas śledzi, ktoś robi nam zdjęcia, a ty to ukrywasz! Dlaczego nic nie powiedziałeś?!
– Bo nie mam takiego obowiązku – odpowiada twardo Ege, krzyżując ramiona na piersi.
– Dość! – wtrąca stanowczo Feraye, wchodząc między nich. – Wystarczy tego. Dzieciaki, co wy wyprawiacie?
Przenosi spojrzenie z jednego na drugiego. Jej twarz staje się surowa.
– Ege, nie wiesz, przez co Melis wczoraj przeszła? Powinieneś się wstydzić, że jeszcze dolewasz oliwy do ognia! – rzuca ostro, a potem odwraca się do Cihana. – A ty? Co chcesz osiągnąć tym wybuchem? Rozwiązać problem czy jeszcze bardziej go podsycić?
W przedpokoju zapada ciężka cisza, przerywana jedynie oddechami trójki młodych ludzi, którzy stoją naprzeciw siebie jak przeciwnicy przed pojedynkiem.
***
Sila dostrzega na podwórku Cavidan, Leventa i Bahar. Kroki przyspieszają, a serce bije jej szybciej – czuje, że rozmowa, którą przerwała, nie była zwyczajna.
– Co tu się dzieje? – pyta ostro, kierując spojrzenie w stronę narzeczonego.
– To ja zadzwoniłam do Leventa – odpowiada szybko Cavidan, unosząc ręce, jakby chciała uprzedzić wszelkie pytania. – Potrzebuję pożyczyć pieniądze.
– Pożyczyć? – Sila marszczy brwi, zdziwiona i podejrzliwa zarazem. – Ale dlaczego?
– Znasz Mine, przyjaciółkę Bahar – mówi tonem pełnym dramatyzmu. – Ciężko zachorowała. Musi lecieć do Ameryki na leczenie. Inaczej… – jej głos łamie się, a oczy napełniają łzami – nie daj Boże, dziewczyna umrze. Rodzina nie ma pieniędzy i szuka pomocy, gdzie tylko może.
– To prawda – potwierdza Bahar, wchodząc w rolę sojuszniczki. – Sytuacja jest naprawdę poważna.
– Kiedy o tym usłyszałem, byłem wstrząśnięty – dodaje Levent, starając się nadać swoim słowom szlachetności. – Kwota jest ogromna, ale postaram się coś zdziałać. W końcu tu chodzi o życie człowieka.
– Chciałam zwrócić się do Kuzeya – ciągnie Cavidan, ściskając dłonie – ale po tym, jak ukryłam ich złoto, by nikt go nie ukradł, oskarżyli mnie o kradzież. Nazwali złodziejką! – jej głos drży, a spojrzenie pełne jest wyrzutu i fałszywej skruchy. – Jak mogę teraz prosić o dwa miliony? Sila, on ciebie posłucha. Porozmawiaj z nim, błagam.
Sila zakłopotana drapie się po szyi. – Dobrze… spróbuję.
– Nie, Sila – wtrąca stanowczo Levent, prostując się i unosząc głos. – Nie będziesz nikogo prosić o pieniądze, kiedy ja jestem. Rozwiążę ten problem.
– Levencie, naprawdę nie musisz. – Sila potrząsa głową. – Nie możesz wydawać tak ogromnych sum. Sama zajmę się tym.
Odwraca się i wraca do domu, zostawiając ich w nerwowym milczeniu.
– Patrzcie ją! – prycha Bahar, zaciskając pięści. – Nie przyjmie pieniędzy od własnego narzeczonego, ale poleci do Kuzeya, bo zawsze był dla niej ważniejszy.
– Zamknij się, na litość boską – ucina Cavidan. – Nie widzisz? Wyszło lepiej, niż się spodziewaliśmy.
– Przygotuję jeszcze milion – oznajmia Levent, wbijając wzrok w ziemię. – Gdy tylko Sila wyciągnie dwa miliony od Kuzeya, dodamy resztę i przekażemy Acelyi. Wtedy uciszymy ją raz na zawsze.
Bahar krzyżuje ręce na piersi i robi krok w stronę mężczyzny. Jej spojrzenie jest twarde i przenikliwe.
– Powiedz mi prawdę, doktorze… – głos jej drży, ale brzmi jak ostrze. – Naprawdę szprycowałeś tę dziewczynę narkotykami i ukradłeś jej pieniądze?
Levent napina się jak struna.
– Nie bądź głupia! Nigdy czegoś takiego nie zrobiłem!
– Nie kłam – syczy Bahar. – Słyszałam wszystko. Wczoraj, kiedy Kuzey na mnie nakrzyczał, wyszłam do ogrodu. Acelya mówiła wprost – oskarżyła cię o wszystko.
– To zemsta – warczy Levent, spoglądając na nią groźnie. – Chce mnie pogrążyć. Jeśli Kuzey uwierzy w jej kłamstwa, ty stracisz go na zawsze, a ja Silę. Dlatego potrzebujemy tych pieniędzy. Rozumiesz?
– Chodźmy do środka – przerywa Cavidan, łapiąc córkę za ramię. – Im mniej osób to usłyszy, tym lepiej.
Trójka spiskowców wraca do domu, zostawiając za sobą ciężką, duszną atmosferę.
***
Sila nie jest na tyle naiwna, by uwierzyć matce i siostrze na słowo. Zbyt dobrze zna ich sztuczki i kłamstwa, by dać się oszukać. Gdy tylko zamyka za sobą drzwi pokoju, sięga po telefon. Drżącymi palcami wybiera numer Mine, przyjaciółki Bahar.
– Mine? – odzywa się miękkim, zatroskanym głosem. – Słyszałam, że jesteś bardzo chora…
Na jej twarzy pojawia się grymas zdziwienia, gdy słucha odpowiedzi.
– Co? – Sila marszczy czoło, wstaje z łóżka i zaczyna nerwowo krążyć po pokoju. – Wszystko z tobą w porządku? Ale… powiedz mi wprost, nic ci nie jest?
Przez chwilę słucha w milczeniu, coraz mocniej zaciskając dłoń na telefonie. W końcu na jej twarzy pojawia się cień ulgi.
– Rozumiem. Cieszę się, że jesteś zdrowa. – Uśmiecha się krótko, choć w jej oczach wciąż czai się niepokój. – Och, naprawdę? Wychodzisz za mąż? To cudowna wiadomość! Oczywiście, jeśli Bóg pozwoli, będę na twoim ślubie.
Rozłącza się powoli, wciąż wpatrzona w ekran telefonu. Przez moment w pokoju panuje cisza, aż wreszcie Sila mruży oczy i szepcze z goryczą:
– Co wy znowu knujecie, mamo, Bahar? Jaką grę tym razem prowadzicie?
Jej serce bije mocniej, a w myślach rodzi się coraz ciemniejsze podejrzenie.
***
Melis w końcu poznała prawdę – ona i Zeynep są siostrami. Szok, jaki ją ogarnął, nie pozwalał przyjąć tej informacji od razu. Miała wrażenie, że jej świat stanął na głowie. Potrzebowała dowodu, czegoś więcej niż słów, by w to uwierzyć.
Leżała skulona na łóżku, z łokciem podłożonym pod głowę, jakby nawet poduszka nie mogła dać jej ukojenia. Jej oczy były czerwone od łez, a w powietrzu unosił się ciężar niepokoju. Ciche pukanie wyrwało ją z zamyślenia. Do pokoju weszła Zeynep. Bez słowa usiadła obok siostry. Ich relacje przez ostatnie dni zaczęły się ocieplać – albo raczej stawały się normalniejsze, mniej napięte.
– Przepraszam – zaczęła cicho Zeynep. – Cihan trochę się zdenerwował. Wiesz, jak on ma… czasem nagle wybucha, jakby nie mógł się powstrzymać.
– Ege nie różni się od niego zbytnio – mruknęła Melis z goryczą. – Mężczyźni w naszym życiu są jak ogień i proch. Wystarczy iskra i… bum.
– W każdym razie… – Zeynep zawahała się, patrząc na nią badawczo. – Czy wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś dźwigała coś więcej niż tylko jego gniew.
Melis milczała, zagryzając wargę. W końcu wydusiła:
– Sama już nie wiem…
– To pewnie przez ciążę. Hormony robią swoje – próbowała pocieszyć ją Zeynep. – Pamiętasz książkę, którą ci dałam? Tam wszystko było napisane.
– Nie o hormony chodzi – przerwała Melis, a w jej oczach zalśniły łzy. – To coś poważniejszego. Moja córka… – urwała i odwróciła wzrok. – Zapomnij o tym.
– Melis… – Zeynep ścisnęła jej dłoń. – Powiedz mi, proszę. Czy coś się stało? Z dzieckiem?
– Obiecaj, że nikomu nie powiesz.
– Masz moje słowo.
– Wczoraj… – zaczęła drżącym głosem. – Wczoraj, po tym jak byłam w parku, poszłam do lekarza. Byłam przybita, pewnie zauważyłaś. Powiedział, że moje dziecko może mieć wadę genetyczną.
– Ale przecież wcześniej też byłaś przestraszona, a później okazało się, że nic mu nie grozi…
– Tym razem to coś innego. Każdy lekarz mówi co innego, a ja zaczynam wariować. Powiedzieli, że trzeba zrobić badania genetyczne, sprawdzić mnie i Egego. Z Egem jest wszystko w porządku, więc… może to moja wina.
– I co teraz? Co możemy zrobić? – spytała Zeynep z troską.
– Trzeba przebadać rodzinę. Ale… jak mam to powiedzieć mamie? Ona pęknie z bólu. Tata nie jest w Turcji, Yigita też nie ma. A ja… – Melis ukryła twarz w dłoniach. – Jestem przerażona. Nie wiem, jak z tego wybrnąć, żeby nie wywołać paniki. Wszyscy już wystarczająco cierpią przez Hulyę. I błagam cię, nic nie mów Egemu.
Głos Melis załamał się i po chwili dodała, drżącym szeptem:
– Sama nie wiem, co robię. Jednego dnia się śmieję, drugiego płaczę. Jestem jak na karuzeli, która nie chce się zatrzymać.
Zeynep próbowała się uśmiechnąć.
– Już się przyzwyczaiłam do twojej huśtawki nastrojów. Naprawdę, nie martw się.
– Ale to nie tylko teraz. Całe życie taka byłam – Melis podniosła na nią wzrok. – Nigdy nie potrafiłam być taka jak ty. Spokojna, mądra, uczciwa…
– Melis, nie mów tak… – Zeynep chciała zaprzeczyć, kładąc jej rękę na ramieniu.
– Prawda jest taka – przerwała gwałtownie. – Czasem, gdy ojciec patrzył na ciebie, miałam wrażenie, że w myślach mówi: „Chciałbym mieć taką córkę jak ona”. I wiesz co? Nawet ja czasem się z nim zgadzałam. Bo ja… ja tylko sprawiam problemy. Każdego dnia.
– Melis… – szepnęła Zeynep, chcąc ją objąć.
– Czy kłamię, siostro? – spytała Melis drżącym, lecz stanowczym głosem.
Na te słowa Zeynep zamarła. Jej oczy rozszerzyły się w osłupieniu, a twarz pobladła. Czuła, jakby ziemia usunęła się spod nóg.
***
Sila stoi pośrodku kuchni, a jej głos rozdziera ciszę jak ostrze.
– Naprawdę nie mogę w to uwierzyć! – grzmi, patrząc na siostrę z gniewem. – Dwa miliony! Chciałaś, żebym poprosiła Kuzeya o dwa miliony na coś, co w ogóle nie istnieje!
Bierze głęboki oddech, walcząc z własnym oburzeniem.
– Chciałam poprosić go o pożyczkę – ciągnie już nieco ciszej, ale z drżeniem w głosie – i spłacić ją, pracując w tym domu. Ale wy… wy wplątałyście mnie w kłamstwo. Cel, dla którego miałabym to zrobić, okazał się fikcją!
Sila przenosi spojrzenie z Bahar na matkę.
– Mamo… na litość boską. – Jej głos mięknie, ale wciąż brzmi z wyrzutem. – Co chciałaś zrobić z tymi pieniędzmi?
– Dość! – ucina ostro Cavidan. – Były mi po prostu potrzebne.
– „Potrzebne”? – Sila unosi brwi i robi krok bliżej. – Dlaczego więc kłamiesz? Powiedz wprost, na czym polega twój problem!
Cavidan odwraca wzrok, a na jej twarzy pojawia się cień wstydu.
– Powiedziałam już, że były mi potrzebne. Nie drąż. – Jej głos jednak zaczyna drżeć. – Małżeństwo Bahar było zagrożone, a ja… ja mam długi hazardowe. – Na chwilę milknie, jakby nie mogła przełknąć własnych słów. – Gram w pokera od jakiegoś czasu. Przegrywałam, stawki rosły… Moje długi urosły do ogromnych kwot. Co się stanie, jeśli Kuzey się o tym dowie? Bahar… Bahar zrobi z siebie idiotkę przed swoim mężem.
Zapada krótka, ciężka cisza, przerywana tylko stukotem zegara na ścianie. Wtedy w drzwiach kuchni pojawia się Acelya.
– Przepraszam… – mówi nieśmiało. – Czy mogę prosić o szklankę wody?
– Oczywiście, poczekaj chwilę – odpowiada Sila, odwracając się do blatu.
– Siostro, stój! – syczy Bahar, chwytając ją za ramię. Jej oczy błyszczą gniewem, a spojrzenie przeszywa Acelyę niczym nóż. – Przepraszam bardzo… czy my jesteśmy twoimi służącymi? – mówi lodowatym tonem. – Sama sobie weź wodę. I wyjdź.
W kuchni zapada cisza gęsta jak dym, a spojrzenia czterech kobiet krzyżują się niczym ostrza w bitwie.
Acelya jednak nie zamierza ustąpić. Krzyżuje ręce na piersi, podnosi podbródek i robi krok w stronę Bahar, jakby chciała zdominować przestrzeń.
– Nie rozumiem, dlaczego krzyczysz – mówi chłodnym, prowokującym tonem.
– To mój dom – odpowiada ostro Bahar. – Będę tu robić, co zechcę. Jestem żoną Kuzeya. Żoną mężczyzny, w obecności którego ślinisz się bez wstydu.
– O czym ty bredzisz? Opamiętaj się!
– A jeśli się nie opamiętam? – Bahar robi krok bliżej, a jej oczy błyszczą złością. – Co mi zrobisz, Acelyo? Sama dobrze wiesz, że próbujesz dopaść Kuzeya. Wystarczy spojrzeć na ciebie – wyglądasz nieprzyzwoicie. Twierdzisz, że przychodzisz, by konsultować sprawy prawne, a wpatrujesz się w niego jak zakochana nastolatka. Powinnaś się wstydzić!
Acelya gwałtownie unosi rękę, gotowa wymierzyć Bahar policzek.
– Uważaj… – syczy.
Ale Sila natychmiast chwyta ją za nadgarstek i mocno ściska, zatrzymując gest.
– Dosyć tego! – mówi stanowczo, nie odrywając wzroku od Acelyi. – Proszę, opanuj się.
– Czy ty widzisz, co się dzieje?! – Acelya wskazuje drżącym palcem na Bahar. – Ta dziewucha mnie obraża!
– Pani Acelyo, nie podnoś głosu – odpowiada Sila spokojnie, ale twardo. – Krzyk nie rozwiąże sytuacji.
Acelya wybucha śmiechem pozbawionym radości, jej twarz nabiera wyrazu pogardy.
– A ty za kogo się uważasz? – cedzi, mierząc Silę spojrzeniem pełnym gniewu. – Myślisz, że jesteś mądra? Że jesteś piękna? Że możesz mnie pouczać?
Nagle do kuchni wchodzi Kuzey. Atmosfera gęstnieje, a wszystkie spojrzenia kierują się ku niemu.
– Co tu się dzieje? – pyta z wyraźnym zaskoczeniem, unosząc brew.
– Wydaje mi się, że te kobiety mnie nie lubią – mówi Acelya, błyskawicznie zmieniając ton na słodki i bezbronny. – Przyszłam tylko po szklankę wody, a one natychmiast mnie zaatakowały. Szczerze, myślę, że więcej tu nie przyjdę.
– Dobrze – odpowiada Kuzey bez zastanowienia. – Jeśli wolisz, od teraz będziemy spotykać się w moim biurze.
Na twarzy Bahar pojawia się gniewny grymas – jej brwi ściągają się mocno, a dłonie zaciskają w pięści. Tymczasem usta Acelyi wyginają się w pełnym triumfu uśmiechu.
***
Levent stał przy oknie, wpatrując się w ogród, jakby w milczeniu próbował znaleźć rozwiązanie. Gdy Bahar podeszła do niego, jej szelest sukienki przerwał ciszę.
– Dokąd się wybierasz? – spytał bez odwracania wzroku.
– Nigdzie – odpowiedziała, poprawiając włosy i prostując się dumnie. – Po prostu się przebrałam.
Levent westchnął ciężko, po czym w końcu spojrzał jej prosto w oczy.
– Acelya gra z nami ostro. Najgorsze jest to, że chce pieniędzy jeszcze przed kolacją.
Bahar zmarszczyła brwi, a w jej głosie zabrzmiała panika.
– Co możemy zrobić? Nie zdobędziemy takiej sumy w tak krótkim czasie.
Na twarzy Leveta pojawił się chłodny, niepokojący uśmiech.
– Dlatego musimy ją uciszyć.
Bahar cofnęła się o krok, jakby chciała upewnić się, że dobrze usłyszała.
– Uciszyć…? Ale jak?
Levent nie odpowiedział od razu. Wyszedł z pokoju, a po chwili wrócił, trzymając w dłoni dużą paczkę orzeszków ziemnych.
Bahar wybuchnęła krótkim śmiechem, z początku pełnym niedowierzania.
– Co to ma być? Chcesz uciszyć Acelyę orzechami? – urwała nagle, a na jej twarzy pojawił się błysk zrozumienia, zmieszany z przerażeniem. – No tak… ona ma alergię.
Levent skinął głową powoli. Jego spojrzenie było zimne jak stal.
– Zrób cokolwiek i wmieszaj je do jedzenia. A ja w tym czasie zajmę się jej zastrzykami z adrenaliną. Bez nich nie będzie miała ratunku.
Bahar, choć wciąż drżała, nie potrafiła ukryć satysfakcji. Kąciki jej ust uniosły się w niebezpiecznym uśmiechu.
– Rozumiem… – wyszeptała, po czym odwróciła się i ruszyła do kuchni, gotowa wprowadzić plan w życie.
***
Seda wyszła na pustą, cichą drogę, gdzie w cieniu drzew czekał już na nią Cihan. Nerwowo rozejrzała się na boki, jakby bała się, że ktoś ich śledzi.
– Czy coś zmieniło się w sprawie Melodi? – zapytała od razu, z napięciem w głosie.
Cihan skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na siostrę poważnym wzrokiem.
– Nie. Ale znalazło się coś, co może odwrócić uwagę od Melodi.
– Co takiego? – uniosła brwi Seda, niecierpliwie czekając na wyjaśnienia.
– Myślę, że Melis wie, że Zeynep jest jej siostrą – odparł cicho. – Ale z jakiegoś powodu to ukrywa.
– Ukrywa? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Ale po co miałaby to robić?
– Tego właśnie masz się dowiedzieć – rzucił stanowczo. – Ja natomiast muszę odkryć, z kim wczoraj się spotkała.
– Podejrzewasz kogoś? – zapytała z wahaniem.
– Taylana – odpowiedział bez chwili zawahania. – Ale zanim zrobię ruch, muszę mieć pewność.
Seda przez moment milczała, po czym ściszyła głos.
– Bracie… a co z sejfem? Nadal jest w nim naszyjnik.
Cihan przymrużył oczy, jakby rozważał różne scenariusze.
– Spokojnie. Z tym też sobie poradzimy.
Nagle, w oddali, między murkiem a krzakami, pojawiła się Gonul. Ostrożnie, niemal na palcach, podeszła bliżej i ukryła się za kamiennym ogrodzeniem. Z zapartym tchem obserwowała każde ich słowo, każde spojrzenie.
– Utknęliśmy, bracie – wyszeptała Seda, zaciskając dłonie. – Czy naprawdę uda nam się z tego wyplątać?
Cihan położył jej rękę na ramieniu i przyciągnął do siebie.
– Nie martw się. Poradzimy sobie ze wszystkim. Twój brat zawsze stoi po twojej stronie.
Seda oparła głowę na jego ramieniu, a Gonul zza murka zmrużyła oczy. Widok tej bliskości zalał ją falą podejrzeń – coś w ich relacji nie dawało jej spokoju.
***
Feraye chodziła nerwowo po salonie, ściskając w dłoni telefon. Po raz kolejny próbowała dodzwonić się do męża, ale w słuchawce znów rozległ się tylko głuchy, bezduszny sygnał. Westchnęła ciężko i odłożyła aparat na stolik.
W tym momencie do pokoju weszła Melis. Stanęła przy oknie, opierając się o framugę, jakby chciała uniknąć spojrzenia matki.
– Wszystko w porządku, kochanie? – spytała cicho Feraye, podchodząc do niej.
– Tak, nic mi nie jest – odparła Melis chłodnym tonem.
– Myślałam, że to napięcie nigdy nie opadnie… – Feraye odetchnęła z ulgą. – Ale dobrze, że Zeynep przyszła i uspokoiła Cihana.
– Ege mi powiedział. Jest na górze. Mam nadzieję, że i on w końcu ochłonie – stwierdziła dziewczyna, choć w jej głosie brzmiała nuta rozdrażnienia.
– Tyle cierpienia przez ludzi… – westchnęła Feraye, siadając ciężko na sofie.
Melis odwróciła się do niej gwałtownie. Jej twarz wykrzywił grymas złości.
– Ty cierpiałaś najbardziej, prawda, mamo?
Feraye zmrużyła oczy.
– Co masz na myśli?
– Sprawę z Gonul. – Melis ściszyła głos, ale w jej oczach pojawił się błysk gniewu. – Nie boli cię dusza, mamo? Gdyby Ege pocałował Zeynep, będąc moim mężem, skrzywdziłabym ją. A ty? Ty nic nie zrobiłaś. Naprawdę nigdy nie chciałaś skrzywdzić Gonul?
Feraye zadrżała.
– Tak… przeszło mi to przez myśl – przyznała w końcu drżącym głosem. – Ale wiedziałam, że to zniszczyłoby nas wszystkich. Dlatego powstrzymałam się.
– A jak Zeynep sobie z tym poradziła? – spytała Melis z goryczą.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – Feraye nie kryła zdziwienia.
– Gonul jest jej matką. Pocałowała tatę, a ona mimo to nadal z nią mieszka. Jak jej dusza może nie cierpieć wśród tylu kłamstw i niesprawiedliwości? Jak może dzielić dom z taką matką?
– Córko, posłuchaj mnie…
– Zeynep jest trochę jak tata, prawda? – Melis przerwała, siadając na kanapie i bawiąc się rąbkiem sukienki.
Feraye usiadła obok, coraz bardziej zaniepokojona.
– Co masz na myśli?
– Jest jak on. Nie miesza emocji. Nawet gdy jest wściekła czy zraniona, potrafi się uśmiechnąć, przejść nad wszystkim do porządku dziennego. To nie obłuda, tylko jej spokój.
Feraye przełknęła ślinę.
– Tak… masz rację.
– Ale ja nie jestem taka, mamo. – Głos Melis zadrżał. – Ja mieszam emocje. Jeśli jestem zła, nie potrafię tego ukrywać. Powiedz, mamo… do kogo według ciebie jestem podobna?
– Do swojej cioci – odparła szybko Feraye, uciekając spojrzeniem. – Jej emocje też bywają rozchwiane… zwłaszcza po tym, co stało się Hulyi.
– A jak myślisz… tata wolałby mieć taką córkę jak ja czy jak Zeynep? – zapytała nagle Melis, a jej oczy błysnęły prowokacyjnie.
Feraye zamarła. Serce ścisnęło jej się boleśnie.
– Co się stało, mamo? – Melis podniosła się powoli. – Czy zadałam zbyt trudne pytanie?
– Melis, skąd ci to przyszło do głowy? – spytała Feraye, próbując zachować spokój.
– Skąd? – Melis uśmiechnęła się krzywo. – Nie udawaj, mamo. Czy tata nigdy nie pomyślał, że chciałby mieć córkę taką jak Zeynep?
– Oczywiście, że nie – odparła Feraye, ale w jej głosie słychać było pęknięcie. – Rodzice kochają dzieci takimi, jakie są. Mają marzenia, by zdobywały wykształcenie, dobrą pracę… ale to nie jest najważniejsze. Twój ojciec też tak uważa. Nie wątp w to.
Melis uśmiechnęła się z satysfakcją, jakby od dawna czekała na tę rozmowę.
– Tak czy inaczej, tata nie musi się nad tym zastanawiać. Bo ma dwie córki.
W oczach Feraye pojawiły się łzy, jej dłonie zadrżały.
– C-co? – wydusiła z siebie.
Melis spojrzała jej prosto w oczy, z lodowatą pewnością.
– Mamo… wiem wszystko. Wiem, że Zeynep jest moją siostrą.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 235. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.









