Miłość i nadzieja odc. 308: Kuzey nie wierzy Bahar i Leventowi!

Kuzey stoi twarzą w twarz z Leventem. Obok stoją Bahar, Sila i Yildiz.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 308 – szczegółowe streszczenie

Acelya w obecności Kuzeya i całej rodziny prostuje plecy, a jej twarz nabiera powagi. W jej oczach pojawia się błysk, jakby od dawna czekała na ten moment.

– Levent… – zaczyna powoli, cedząc słowa. – Ten człowiek kiedyś był moim chłopakiem.

W pomieszczeniu zapada cisza. Cavidan i Bahar otwierają szeroko oczy, wymieniając porozumiewawcze, pełne niedowierzania spojrzenia.

– Najpierw byłam jego pacjentką – kontynuuje Acelya, a jej głos drży, choć sama stara się brzmieć pewnie. – Potem sprawił, że zakochałam się w nim po uszy. Faszerował mnie lekami, które miały mnie uspokoić, a tak naprawdę uzależniały. Byłam jego więźniem… niewolnicą.

– Nie, ona kłamie! – Levent robi krok do przodu. W jego głosie słychać desperację. – Nie wierzcie jej! To stek bzdur!

Acelya nie zraża się protestami. Jej ton staje się ostrzejszy, pełen goryczy.

– W końcu zaczął żądać pieniędzy. Ukradł pieniądze z firmy mojego ojca. Zabrał nam dom, ziemię, wszystko, co posiadaliśmy! – krzyczy, a jej oczy szkliwią się od łez.

– To kłamstwa! – Levent unosi głos jeszcze bardziej. – Nigdy czegoś takiego nie zrobiłem!

– Nie zaprzeczaj! – przerywa mu Acelya z wściekłością. – Mój ojciec przez to wszystko zbankrutował, a potem zachorował. – Odwraca się w stronę Sili, niemal błagalnie. – Proszę cię, nie wierz temu człowiekowi. Nie wychodź za niego. On jest przestępcą!

Sila blednie, a jej oczy rozszerzają się ze strachu i wątpliwości. Serce bije jej jak oszalałe.

– Levencie… – głos drży jej tak bardzo, że ledwo wydobywa z siebie słowa. – Czy to, co powiedziała pani Acelya… czy to prawda? Levencie, powiedz coś!

Nagle obraz zatrzymuje się jak w filmie, a potem cofa. Wszystko, co padło z ust Acelyi, okazuje się tylko jej wyobrażeniem – scenariuszem zemsty, który rozgrywała w myślach.

– Słucham cię – mówi Kuzey spokojnym, acz podejrzliwym tonem, stojąc twarzą w twarz z kobietą. – Co chcesz nam powiedzieć?

Levent odchrząkuje, próbując przejąć kontrolę nad sytuacją.

– Chyba nastąpiło jakieś nieporozumienie. Acelyo, jeśli chcesz, możemy porozmawiać na zewnątrz.

– Nie, to nie jest żadne nieporozumienie – odpowiada kobieta ostrym głosem. – To dotyczy pana Kuzeya i pani Sili.

– O co dokładnie chodzi? – dopytuje Kuzey, a jego spojrzenie staje się przenikliwe. – Powiedz wprost.

– Pan Levent… – zaczyna Acelya, ale jej głos nagle się łamie. – Ten słynny doktor… on… podczas leczenia pacjentów… – Każde kolejne słowo wydobywa się z jej gardła z coraz większym trudem.

Nagle chwyta się za szyję, jakby niewidzialna dłoń zacisnęła się na jej gardle. Jej twarz czerwienieje, potem blednie. Acelya upada na podłogę, dławiąc się powietrzem.

– Ma alergię! – woła Kuzey, kucając przy niej. – Na pewno zjadła coś, czego nie powinna. – Zwraca się gwałtownie do Yildiz: – W torebce powinna mieć adrenalinę! Szybko, przynieś ją!

Yildiz pędzi po torebkę, ale gdy otwiera ją przy wszystkich, jej ręce zaczynają drżeć. W środku nie ma ani strzykawek, ani ampułki z adrenaliną. Levent wcześniej pozbył się wszystkiego.

***

Acelya odzyskuje przytomność w jednym z pokoi domu Kuzeya. Leży na łóżku, blada i osłabiona. Nad nią pochylają się Sila, Bahar i Cavidan, spoglądając na nią z mieszaniną niepokoju i nieufności.

– Co się stało? – pyta osłabionym głosem, unosząc lekko głowę.

– Miałaś wstrząs – odpowiada Sila, próbując brzmieć łagodnie. – Lekarz właśnie podał ci zastrzyk.

– Gdzie jest Kuzey? – dopytuje niemal natychmiast, z trudem łapiąc oddech.

– Poszedł odprowadzić lekarza. Czujesz się już lepiej? – Sila pochyla się jeszcze niżej, jakby chciała upewnić się, że Acelya rzeczywiście odzyskuje siły.

– Tak… – Acelya wzdycha ciężko i odwraca wzrok, jakby coś ukrywała. – Już dobrze.

– Dziewczyny – Cavidan odchrząkuje i spogląda znacząco na córki. – Wyjdźmy. Pani Acelya musi odpocząć.

Sila i Bahar bez słowa zgadzają się skinieniem głowy i wychodzą z pokoju razem z matką, zostawiając Acelyę samą.

***

W salonie atmosfera gęstniała z każdą chwilą, jakby ściany przyjmowały na siebie ciężar milczenia. Kuzey wszedł powoli, przecierając dłonią kark, jakby próbował zrzucić z siebie napięcie.

– Co zrobiłeś, synu? – zapytała z troską Naciye, unosząc wzrok znad kanapy. – Odprowadziłeś lekarza?

– Tak – odparł zmęczonym głosem. – Powiedział, że mogło skończyć się znacznie gorzej. Zdążyliśmy w ostatniej chwili.

Sila nie wytrzymała ciszy.

– Na co właściwie pani Acelya jest uczulona?

– Na orzeszki ziemne – odparł Kuzey, marszcząc brwi. – Nie mówiłem wam wczoraj przy obiedzie, że ma alergię?

Wszyscy spojrzeli po sobie z niepokojem.

– Ale ja nie dodałam orzeszków do potraw – broniła się Sila.

– Yildiz… – Kuzey spojrzał na nią podejrzliwie. – Może w deserze coś się znalazło?

– Nie! – obruszyła się pokojówka. – Nawet jeszcze nie podałam deseru.

– Siostro, a ty? – wtrąciła Bahar, starając się zachować spokój. – W lazanii były orzechy włoskie. Może do nich dostały się też ziemne…

Na jej twarzy pojawił się sztuczny wyraz zatroskania, ale w oczach błyszczało napięcie. W rzeczywistości to właśnie ona posypała lazanię zmielonymi orzeszkami włoskimi.

– Nie, to niemożliwe – zaprzeczyła Sila, unosząc brodę z determinacją. – Sama kruszyłam orzechy. Gdyby było tam coś innego, od razu bym zauważyła.

Kuzey odwrócił się gwałtownie i zmierzył Leventa chłodnym, przeszywającym spojrzeniem.

– Zanim dostała ataku, chciała coś powiedzieć. O tobie – zauważył twardym tonem. – To ty zaprosiłeś ją na rozmowę na zewnątrz. Skąd ją znasz, Levencie?

– Nie znam jej – odparł stanowczo doktor, unosząc głowę. – Zobaczyłem ją tutaj po raz pierwszy.

– Doprawdy? – Kuzey zmrużył oczy. – A dziwnym trafem źle się poczuła akurat wtedy, gdy chciała nas ostrzec.

– Kuzey, przesadzasz! – wtrąciła Bahar, oburzona. – Levent jest narzeczonym mojej siostry, a ty traktujesz go jak wroga.

– Tak, Kuzeyu – dodał Levent z mocą. – Dlaczego mnie oskarżasz?

– Nie oskarżam – odpowiedział chłodno. – Tylko pytam.

– Nie pytasz, tylko przesłuchujesz! – głos Leventa drżał od emocji. – Myślisz, że specjalnie skrzywdziłbym kobietę cierpiącą na alergię? Że dodałem jej orzeszków do jedzenia, a potem jeszcze zniszczyłem jej zastrzyki? To brzmi absurdalnie!

– Nieważne, ile razy powiesz, że jej nie znasz – uciął Kuzey. – Jasne jest jedno: ona zna ciebie.

– Nie wiem, co chciała o mnie powiedzieć, ale nie mam się czego bać! – Levent rozłożył ręce. – Chodźmy do niej, niech sama powie!

– Dzieciaki, uspokójcie się – przerwała Naciye, z trudem łapiąc oddech.

Kuzey oparł dłonie na twarzy, jakby próbował zebrać myśli. Wtem przypomniał sobie obraz Bahar pochylonej nad piekarnikiem, gdy sprawdzała lazanię. Jego serce zabiło szybciej.

– Bahar… – odezwał się głucho, wbijał w nią spojrzenie ostre jak nóż. – Ty to zrobiłaś?

Cavidan aż poderwała się z miejsca, patrząc na zięcia z oburzeniem.

– Wiesz, co mówisz?! – wykrzyknęła. – Oskarżasz moją córkę o trucie gościa?

– Wiem dokładnie, co mówię – odparł Kuzey zimnym tonem. – Bahar od początku nie znosiła Acelyi. Była o nią zazdrosna, nie chciała, żebym zajmował się jej sprawami. Bahar, pytam po raz ostatni: zrobiłaś to?

– Kuzey… – Bahar uniosła drżące dłonie. – Przysięgam, że nie! Dlaczego miałabym to zrobić?!

– Yildiz tego nie zrobiła. Sila też nie. Więc kto? – Kuzey ścisnął pięści. – I najważniejsze… co Acelya chciała powiedzieć o Levencie?

***

Levent wchodzi do pokoju powoli, niemal bezszelestnie, jak drapieżnik podchodzący do ofiary. Za zamkniętymi drzwiami atmosfera gęstnieje. Acelya siedzi na łóżku, blada i wyczerpana po ataku alergii, ale jej oczy płoną gniewem i lękiem jednocześnie.

Levent zatrzymuje się przed nią i – zanim zdąży się odsunąć – ujmuje jej dłoń. Patrzy prosto w jej oczy tym samym czarującym spojrzeniem, którym kiedyś omotał jej serce.

– Puść mnie! – wyrzuca z siebie, szarpiąc rękę. – Nie dotykaj mnie! To ty dodałeś orzeszki do jedzenia, prawda? Zrobiłeś to, żebym nie powiedziała Kuzeyowi prawdy!

Levent nachyla się nieco. Jego głos staje się miękki, przechodzi niemal w szept:

– Ciii… Acelyo, myślisz, że mógłbym zrobić ci krzywdę?

– A jednak w przeszłości mnie skrzywdziłeś – rzuca oskarżająco, a jej głos drży z emocji.

Doktor, jakby nie słyszał jej słów, zaczyna delikatnie masować jej dłoń. Ruchy są powolne, znajome, niemal rytualne.

– Pamiętasz? – mówi cicho, z nutą tęsknoty. – Robiłem tak za każdym razem, gdy mnie odwiedzałaś. Acelyo, kiedy cię zobaczyłem po tylu latach, wszystko wróciło. Zrozumiałem, jak bardzo mi ciebie brakowało, jak bardzo cię kocham…

Acelya zamiera. Wie, że Levent zna ją lepiej niż ktokolwiek inny – wie, jak dotknąć jej wspomnień, jak wykorzystać jej słabości. Czuje, że powoli znów wciąga ją w tę samą sieć, z której kiedyś tak trudno było się wydostać.

– Rozstanę się z Silą – kontynuuje miękkim, uspokajającym tonem, jakby mówił do kogoś śniącego. – Ja i ty zaczniemy od nowa. Stworzymy nowe życie, Acelyo. Sprawię, że twój ojciec też mi wybaczy…

– Mam ci w to uwierzyć? – jej głos jest już nieco słabszy, ale w oczach wciąż tli się bunt.

Levent nachyla się bliżej, nie przestając masować jej dłoni.

– Tak, uwierz mi – szepcze niemal czule. – Nigdy nie chciałem cię zranić. Moja była żona to wszystko ukartowała. Ona sprawiła, że na chwilę zapomniałem o mojej miłości do ciebie…

Jego spojrzenie staje się intensywne, niemal hipnotyczne.

– Nikomu nie powiesz, prawda? – dodaje tonem, który jest jednocześnie prośbą i rozkazem. – Jeśli to zrobisz, stracę pracę. A wtedy w ogóle nie będziemy mogli być razem. Poczekaj kilka dni. Rozstanę się z Silą i wrócę do ciebie. Tylko kilka dni.

Palce Leventa zaciskają się mocniej na jej dłoni, jego kciuk rysuje powolne kręgi po jej skórze – gest, który kiedyś koił, teraz przypomina więzy. Acelya oddycha coraz szybciej, rozdarta między dawnym uczuciem a świadomością, że stoi naprzeciw człowieka, który wciąż próbuje nią manipulować.

***

Acelya wchodzi do salonu powoli, z widocznym zmęczeniem na twarzy. W pomieszczeniu panuje napięta cisza, a wszyscy obecni od razu kierują na nią spojrzenia. Kobieta czuje ich wzrok, jakby każdy chciał wyczytać z jej postawy to, czego jeszcze nie powiedziała.

– Czujesz się już lepiej? – pyta Kuzey, wstając z fotela i podchodząc bliżej. Jego głos brzmi troskliwie, ale i podejrzliwie.

– Nic mi nie jest – odpowiada cicho, z wymuszonym spokojem.

Kuzey kiwa głową, lecz w jego spojrzeniu czai się niepokój. Robi krótką pauzę, po czym przechodzi do sedna:

– Zanim zasłabłaś, chciałaś nam coś powiedzieć o Levencie. Wspomniałaś, że dotyczy to mnie i Sili. Co dokładnie miałaś na myśli?

– Kochanie, daj spokój – przerywa mu Bahar, od razu próbując uciąć temat. – Pani Acelya ledwo stanęła na nogach. Dajmy jej chwilę oddechu.

– Racja – wtóruje jej Cavidan. – Chodź, dziecko, nie stój tak. – Podchodzi i bierze Acelyę pod ramię, prowadząc w stronę kanapy.

Acelya siada, ale Kuzey nie daje się zbyć. Siada naprzeciwko niej, nachylając się lekko do przodu, jakby chciał złapać każdy szczegół jej słów i gestów.

– Acelyo – powtarza spokojnie, lecz stanowczo. – O co chodzi z Leventem?

Kobieta bierze głęboki oddech. Przez moment milczy, jakby walczyła sama ze sobą. Jej myśli uciekają do niedawnej sceny – do dłoni Leventa, przesuwającej się po jej skórze. Nieświadomie powtarza tamten ruch własnym kciukiem, zataczając małe kręgi na dłoni.

– Cóż… – zaczyna ostrożnie. – Prawda jest taka, że znam Leventa.

– Znasz? – unosi brwi Kuzey. – Skąd go znasz?

Acelya unika jego wzroku, próbując nadać głosowi zwykły ton.

– To po prostu bardzo dobry lekarz. Często słyszałam jego nazwisko. Myślałam o tym, żeby zapisać się do niego na terapię.

Kuzey nie wydaje się usatysfakcjonowany.

– Rozumiem, ale co to ma wspólnego ze mną i Silą?

Acelya ściska dłonie na kolanach. Czuje, że musi znaleźć wiarygodną odpowiedź – inną niż ta, którą naprawdę chciałaby wypowiedzieć.

– Ty zajmujesz się prawie wszystkimi moimi sprawami sądowymi, a Sila jest jego narzeczoną – mówi powoli, ostrożnie dobierając słowa. – Dlatego… chciałam zapytać was o zgodę. Czy powinnam rozpocząć terapię właśnie u doktora Leventa?

W salonie na chwilę zapada cisza. Bahar spogląda na nią z wyraźnym sceptycyzmem, a Kuzey prostuje się, jakby sam nie wiedział, co o tym myśleć.

– Acelyo – odzywa się w końcu spokojnie, ale stanowczo. – Jeśli chcesz, możesz chodzić na terapię do kogo zechcesz. Ani ja, ani Sila nie mamy prawa ci tego zabronić.

Jego słowa brzmią rozsądnie, lecz w tonie pobrzmiewa cień ostrzeżenia – jakby chciał dodać: ale jeśli coś przed nami ukrywasz, dowiem się o tym.

***

Acelya i Levent zatrzymują się w półmroku korytarza, w miejscu, gdzie nikt nie mógł ich zobaczyć ani podsłuchać. Atmosfera gęstnieje, a w powietrzu czuć drżenie zakazanego sekretu.

– Naprawdę zamierzasz rozstać się z Silą? – pyta Acelya. Jej głos brzmi niepewnie, niemal błagalnie. – Nie oszukujesz mnie, prawda?

Levent uśmiecha się półgębkiem, jakby już wcześniej przygotował odpowiedź.

– Wkrótce z nią porozmawiam i zerwę – zapewnia spokojnym tonem, pewnym siebie.

– A co jej powiesz? – dopytuje Acelya, śledząc każdy ruch jego twarzy.

– Przecież to jasne – odpowiada, ściskając jej dłoń i zaczynając powoli masować kciukiem jej palce, tak jak zawsze. – Kuzey jest nią wyraźnie zainteresowany. Związek między mną a Silą i tak jest niemożliwy. Powiem jej prawdę, a potem… – jego spojrzenie staje się intensywne, niemal hipnotyzujące. – Wyjedziemy. Przeprowadzimy się do Ayvalik, zaczniemy od nowa. Tylko ja i ty.

Levent uśmiecha się szerzej, a jego oczy wwiercają się w Acelyę jak kiedyś, gdy nie potrafiła mu się oprzeć. Jej oddech przyspiesza, a w sercu rozgrywa się ta sama walka co przed laty – rozum krzyczy, by uciekała, a serce zdradziecko poddaje się dawnemu uczuciu.

***

Sila wchodzi do kuchni. Kuzey stoi przy stole i odkłada telefon na blat. Na jego twarzy maluje się niepokój, jakby każda myśl była ciężarem.

– Jak myślisz… kto mógł to zrobić Acelyi? – pyta, odwracając się w stronę dziewczyny.

– Kuzey, przysięgam – Sila mówi szybko, niemal błagalnie – ja nic nie dodałam do jedzenia. Musisz mi zaufać. Sama nie wiem, kto to zrobił.

Kuzey podchodzi bliżej. Jego spojrzenie jest miękkie, ale stanowcze.

– Nie musisz przysięgać. – Kładzie dłonie na jej ramionach. – Wiem, że to nie byłaś ty. Powiedziałabyś mi, gdyby było inaczej. Nie podejrzewam cię. Raz już popełniłem ten błąd i nigdy więcej tego nie powtórzę.

– Bahar też by czegoś takiego nie zrobiła – dodaje Sila, a w jej głosie słychać desperację i ślepą lojalność wobec siostry. – Proszę, nie oskarżaj jej.

Kuzey przyciąga ją delikatnie do siebie, patrząc jej głęboko w oczy, jakby szukał w nich prawdy, której nie może znaleźć nigdzie indziej.

– Sila… – jego głos drży od emocji – dlaczego tak skończyliśmy? Jak do tego doszło? Kim jest Levent? Kim jest Bahar? Kim my w ogóle jesteśmy w tej historii? – Chwyta jej dłoń i zamyka ją w swoich dłoniach, jakby próbował zatrzymać coś, co nieuchronnie wymyka się z rąk. – Przez co przechodzimy, Sila?

Dziewczyna odruchowo cofa rękę, jakby to, co się dzieje, było zakazane. Jej twarz jest pełna bólu i sprzeczności.

– Bahar jest moją siostrą – mówi w końcu, cicho, ale z naciskiem. – A Levent jest moim narzeczonym.

W tej chwili drzwi otwierają się gwałtownie. Do kuchni wchodzi Bahar, zupełnie nieświadoma napięcia, które wisi w powietrzu.

– Pani Acelya odpoczywa na górze – oznajmia spokojnie. Jej słowa brzmią zwyczajnie, lecz w tej ciszy rozbrzmiewają jak uderzenie dzwonu.

Kuzey i Sila milkną, oboje starając się ukryć to, co przed chwilą między nimi się wydarzyło.

***

Akcja przenosi się do domu Feraye. W salonie panuje napięcie tak gęste, że można je niemal dotknąć. Melis stoi naprzeciwko matki, cała drży, a jej oczy wypełniają się łzami, które błyszczą w świetle lampy.

– Wiem wszystko, mamo – mówi z rozpaczą, a jej głos brzmi jak oskarżenie i błaganie jednocześnie. – Wiem, że Zeynep jest moją siostrą.

Feraye blednie, jakby ktoś wyciągnął z niej całą krew. Jej usta drżą, słowa nie chcą się ułożyć w zdanie.

– Co…? Skąd… Skąd to wiesz? Kto ci to powiedział? – pyta zachrypniętym głosem.

– Powiedz mi prawdę! – Melis unosi brodę, a łzy zaczynają spływać po jej policzkach. – Zeynep jest moją siostrą, tak?!

– Melis, posłuchaj mnie… To nie jest takie proste, ja…

– Wiedziałaś! – krzyczy dziewczyna, a w jej głosie pobrzmiewa ból zdradzonego dziecka. – Cały czas wiedziałaś i nic mi nie powiedziałaś! Dlaczego to przede mną ukrywałaś, mamo?!

Feraye osuwa się na kanapę, a z jej oczu również płyną łzy. Łka bezgłośnie, niezdolna do odpowiedzi.

– Kto jeszcze o tym wiedział? – naciska Melis, krocząc w stronę matki. – Powiedz! Mama Belkis wie? Ege wie? Czy wszyscy wiedzieliście, a tylko ja żyłam w ciemności?! Mamo, ja wariuję! – chwyta się za głowę, jakby chciała powstrzymać chaos myśli. – Ty wiedziałaś od miesięcy, a mimo to udawałaś, że nic nie wiesz…

Feraye zasłania uszy dłońmi, jakby chciała odgrodzić się od cierpkich słów córki.

– Kochana Melis, proszę… uspokój się – szepcze, łamiącym się głosem. – Coś jeszcze stanie się twojemu dziecku…

– Moje dziecko?! – Melis uderza pięścią w pierś, a jej ramiona unoszą się gwałtownie. – Martwisz się o moje dziecko, a mnie pozwoliłaś żyć w kłamstwie? Powiedz mi prawdę, mamo, błagam!

Feraye podnosi na nią oczy pełne bólu.

– Moja córko… to nie jest coś, co można tak po prostu powiedzieć…

– Ależ właśnie że było proste! – Melis niemal krzyczy, słowa rwą się z niej jak lawa. – Mogłaś powiedzieć: „Twój ojciec miał romans z Gonul dwadzieścia lat temu. Z tego związku narodziła się Zeynep, twoja siostra”. To było takie proste, mamo! A ty pozwoliłaś, żebym miesiącami kłóciła się z nią, gardziła nią, nienawidziła jej… nie wiedząc, że krzywdzę własną siostrę!

Łzy Melis płyną strumieniami, jej ramiona drżą od tłumionej rozpaczy.

– Wszyscy to ukrywaliście – wyszeptuje z goryczą. Głos łamie się jej w pół zdania. – Wszyscy… przede mną.

***

Akcja przenosi się na pustą drogę przed domem. Powietrze pachnie kurzem i benzyną. Przy samochodzie stoi Cihan, a obok niego nerwowo przechadza się Seda. Ich rozmowę, ukryta za murkiem, podsłuchuje Gonul, której oczy czujnie śledzą każdy gest.

– Nie martw się, wszystko będzie dobrze – mówi Cihan spokojnym, lecz stanowczym tonem. Chwyta siostrę za twarz, jego dłonie muskają jej policzki, jakby chciał dodać jej otuchy.

– A co z Taylanem? – pyta Seda, głosem drżącym ze strachu. – Co jeśli znowu się pojawi?

– Nie wiem – odpowiada chłodno Cihan, a w jego oczach błyska gniew. – Ale wiem jedno: jeśli spróbuje, nie wyjdzie na tym dobrze.

– Co zrobisz? – dopytuje, czując coraz większy niepokój.

– Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Taylana interesują tylko pieniądze. Dla nich zdradził mnie i przeszedł na stronę Egego.

– A ja? Co ja mam robić? – jej dłonie mimowolnie splatają się nerwowo.

– Masz mieć oczy szeroko otwarte. Masz mi mówić o wszystkim, co dzieje się w tym domu. Każdy szczegół jest ważny. Jeśli coś przeoczymy, wszystkie nasze plany runą. I wtedy oboje skończymy w więzieniu.

W tym momencie Gonul wychodzi z ukrycia, jej obcasy stukają głośno o asfalt. Staje przed nimi gwałtownie, z twarzą pełną napięcia.

– Co tu kombinujecie? – jej głos brzmi jak ostrze. – Obserwowałam was od kilku minut. Powiedzcie prawdę: co was łączy?

– Na litość boską, ciociu Gonul, co miałoby nas łączyć? – Cihan próbuje się uśmiechnąć, lecz jego mina zdradza zdenerwowanie.

– Dotknąłeś jej policzka! – wypala kobieta.

– Zadzwonił jej były narzeczony i zaczął ją nękać – wyjaśnia szybko. – Ceylan była roztrzęsiona. Dotknąłem jej twarzy tylko po to, żeby ją uspokoić.

– Na pewno tak właśnie było? – Gonul zawęża oczy. – Czy nie kochasz mojej córki?

Cihan spuszcza wzrok na chwilę, potem mówi cicho, ale zdecydowanie:

– Kochałem ją. Ale ona mnie odrzuciła.

– I dlatego teraz interesujesz się Ceylan, prawda? – naciska Gonul.

– Nie! – oburza się Cihan. – Ceylan jest dla mnie jak siostra, rozumiesz? Jak siostra. Chcę tylko jej pomóc.

– Cóż, ja… – Seda wtrąca nagle, a jej głos łamie się od nerwów. – Jestem w ciąży.

Zapada cisza. Gonul otwiera szeroko oczy, jakby świat przestał się kręcić.

– Co?! – krzyczy. – Jak to możliwe, dziewczyno?!

– To dziecko mojego byłego narzeczonego… – mówi Seda, spuszczając głowę. – Nie wiedziałam, co zrobić, więc poprosiłam Cihana o pomoc.

– Ale przecież nie mieliście ślubu… Skąd dziecko? – Gonul nie może uwierzyć w to, co słyszy.

W tej chwili w jej torebce rozbrzmiewa dzwonek telefonu. Spogląda na ekran – numer jest nieznany. Drżącą ręką odbiera.

– Nie rozłączaj się, proszę – odzywa się znajomy głos po drugiej stronie. To Taylan. – Oboje wpadliśmy w kłopoty.

– Nie rozumiem… co masz na myśli? – pyta Gonul, cofając się kilka kroków, jakby musiała odgrodzić się od reszty.

Kamera zbliża się na twarze Cihana i Sedy.

– Nie jesteś w ciąży, prawda? – szepcze Cihan z powagą.

– Oczywiście, że nie – odpowiada dziewczyna bez wahania. – Z kim niby miałabym zajść w ciążę?

Cihan parska cichym śmiechem, w którym pobrzmiewa podziw i gorycz jednocześnie.

– To było dobre kłamstwo – przyznaje. – Ale teraz muszę iść. Pamiętaj, miej oczy szeroko otwarte.

Odwraca się powoli, zostawiając siostrę w milczeniu, a nad całą sceną zawisa atmosfera strachu i niedopowiedzeń.

***

Gonul wraca do domu późnym wieczorem. Ulica jest cicha, a jedynym dźwiękiem są jej kroki odbijające się echem od murów. Podchodzi do drzwi, wkłada klucz do zamka i zaczyna go obracać. Wtedy nagle czuje czyjąś dłoń na plecach.

Podskakuje przestraszona i odwraca się gwałtownie.

– Nie bój się, to ja – mówi Taylan, wychodząc z cienia. Jego twarz jest napięta, oczy czujne. – Słuchaj, mamy duże kłopoty.

– Jakie kłopoty? – pyta Gonul, oddychając ciężko, wciąż nie mogąc opanować strachu. – Co ty znowu bredzisz?

Zanim zdąży usłyszeć odpowiedź, jej telefon w torebce wibruje. Sięga po niego odruchowo.

– Kto do ciebie napisał? – pyta Taylan, nachylając się nad nią.

– Ceylan – odpowiada szybko, stukając w ekran. – Jest w ciąży. Pisze, że ma kłopoty.

– Co jej odpisujesz?

– Żeby na mnie zaczekała. Na razie Cihan jest z nią i jej pomaga.

Nagle Taylan wyrywa jej telefon z rąk. Gonul aż krzyczy z oburzenia.

– Co ty robisz?! Oddaj mi to natychmiast! – żąda, próbując go dosięgnąć.

– Gonul… – Taylan mówi powoli, jakby chciał, żeby każde słowo wbiło się w jej świadomość. – Ta dziewczyna nie ma na imię Ceylan.

Gonul marszczy brwi, cofając się o krok.

– Nie rozumiem… – szepcze.

– Ona nazywa się Seda. – Jego głos jest twardy i zimny. – Oszukała cię.

– Jaka Seda? – Gonul kręci głową, jakby próbowała odgonić te słowa. – Ceylan uciekła od swojego narzeczonego, a ja jej pomogłam. To niemożliwe…

Taylan robi krok bliżej, chwyta ją za ramiona, zmuszając, by spojrzała mu w oczy.

– Gonul, posłuchaj mnie dobrze. W tym wszystkim tkwi wielkie oszustwo.

Rozgląda się nerwowo na boki, jakby bał się, że ktoś ich obserwuje. Cisza wokół domu nagle wydaje się złowroga. Gonul stoi nieruchomo, z sercem bijącym jak szalone, czekając na dalszą część wyznania.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 236. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy