„Miłość i nadzieja” – odcinek 346 – szczegółowe streszczenie
Pokój Cavidan był cichy, niemal sterylny, wypełniony bladym światłem wpadającym przez dwa niewielkie okna. Błękitna narzuta na łóżku tworzyła wrażenie chłodu, a minimalistyczny wystrój podkreślał surowość przestrzeni. Yildiz, wykorzystując nieobecność lokatorki, cicho przesuwała drzwi szafy.
Jej wzrok zatrzymał się na małym skrawku papieru, który wystawał spomiędzy ręczników. Sięgnęła po fotografię. Na zdjęciu Cavidan obejmowała mężczyznę w średnim wieku — oboje uśmiechali się promiennie, wyglądając jak zakochana para nastolatków.
Yildiz przewróciła zdjęcie. Na odwrocie widniał napis:
„Mała pamiątka z moim Şükrü”.
– A więc jego imię to Şükrü… – szepnęła, marszcząc brwi. – Sprawdźmy, czy pan Şükrü istnieje również w telefonie.
Położyła fotografię dokładnie tam, gdzie ją znalazła, po czym spojrzała na szafkę nocną. Telefon Cavidan leżał na niej niedbale, jakby właścicielka rzuciła go w pośpiechu. Yildiz przesunęła ekran, otworzyła listę kontaktów i od razu zobaczyła:
„Şükrü ❤️”.
Serce w nazwie było wystarczającym dowodem. Nacisnęła przycisk połączenia.
Właśnie wtedy usłyszała czyjeś kroki na korytarzu. Drzwi poruszyły się lekko, jakby ktoś już trzymał klamkę. Yildiz błyskawicznie przerwała połączenie, odłożyła telefon na miejsce i wsunęła się za zasłonę — jedyne miejsce, gdzie mogła zniknąć z pola widzenia.
Do pokoju weszła Cavidan, podtrzymywana przez Kuzeya i Bahar. Jej twarz była jeszcze bledsza niż rano, a ręka drżała, jakby pozbawiono ją całej siły.
– Twoja mama nie wygląda dobrze – ocenił Kuzey, patrząc uważnie. – Powinniśmy zabrać ją do lekarza. Ciągle ma nudności i zawroty głowy. Jakby to ona była w ciąży, a nie ty…
Bahar zacisnęła usta.
– Nie, synu, nie potrzebuję lekarza – powiedziała Cavidan, siląc się na uśmiech, lecz głos jej drżał. – Może się przeziębiłam… albo zjadłam coś nieświeżego…
W tym momencie telefon na szafce zaczął głośno wibrować, przesuwając się po blacie.
– Twój telefon dzwoni – zauważył Kuzey.
Bahar od razu rzuciła się do aparatu. Zatrzymała połączenie, widząc wyraźnie imię: „Şükrü ❤️”.
– Kto to był? – zapytała Cavidan, oddychając ciężko.
– Ciocia… – skłamała Bahar bez wahania. – Zadzwonisz do niej później.
Ledwo skończyła mówić, Cavidan pochyliła się, obejmując brzuch, jakby zbierało jej się na wymioty.
– Chodź, mamo! – Bahar natychmiast podtrzymała ją i poprowadziła do łazienki.
Gdy drzwi się zamknęły, Yildiz wysunęła się zza zasłony jak cień. Kuzey spojrzał na nią ostro, pytająco.
– Znalazłaś coś?
Yildiz uniosła brew z triumfem.
– Oczywiście, że znalazłam. Cavidan ma kochanka. Nazywa się Şükrü. I to on jest ojcem dziecka.
Kuzey aż wyprostował się z szoku.
– Skąd o tym wiesz?
– Znalazłam zdjęcie w szafie. – Yildiz skrzywiła się, jakby sama myśl ją obrzydzała. – Przytulają się na nim jak gołąbeczki. Znalazłam jego numer w telefonie i zadzwoniłam, ale weszliście, zanim odebrał.
Kuzey zacisnął szczękę.
– Dobrze. Weź telefon Cavidan. Zabierz też śmieci.
– Po co śmieci? – zdziwiła się Yildiz.
– Wyjaśnię ci później. Zabierz je.
Yildiz skinęła głową, schowała telefon i kilka papierów w kieszeń fartucha, po czym wyszła z pokoju razem z Kuzeyem.
***
W wąskiej, kamiennej alejce przed skromnym domem Gonul słychać stanowcze pukanie. Drzwi drżą lekko w ościeżnicach. Cihan, zirytowany, odkłada na bok narzędzia i idzie otworzyć. Gdy tylko uchyla drzwi, jego twarz twardnieje.
Na progu stoi starszy mężczyzna — siwy, o surowym spojrzeniu, z dłonią uniesioną do kolejnego pukania. Ubrany skromnie, ale schludnie. Widać po nim, że to ktoś, kto całe życie pracował własnymi rękami.
– Pokój z tobą, młodzieńcze – mówi spokojnie, lecz z pewną nutą urzędowej surowości.
Cihan przymruża oczy.
– Czego chcesz, wujku?
– Czy pani Gonul i jej córka mieszkają tutaj? – pyta starszy pan, zerkając do wnętrza domu, jakby próbował dostrzec choć cień znajomej twarzy.
– Tak. – Cihan opiera się o framugę. – A co to ma do rzeczy?
– A ty kim jesteś? I co się z nimi stało? – pada kolejne pytanie, tym razem bardziej natarczywie.
Cihan prycha pod nosem, odwracając głowę tak, by mężczyzna nie zobaczył rosnącej złości.
– Słuchaj mnie uważnie – podnosi głos. – Płacimy czynsz terminowo. Nie sprawiamy problemów. Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy.
Starszy pan prostuje plecy, jakby dotknęła go osobista zniewaga.
– To przyzwoita okolica, chłopcze. I ktoś taki jak ty… – urywa, ważąc słowa. – Nie chcesz, żeby wyjaśniono ci to wprost.
Cihan zaciska zęby.
– Czy okazujemy ci brak szacunku?! Ty będziesz mnie uczył honoru?! Zjeżdżaj stąd, póki grzecznie proszę!
Mężczyzna marszczy brwi, oburzony, ale bardziej z żalu niż ze strachu.
– Co za ludzie… żadnych obyczajów, żadnego honoru – rzuca, odchodząc ze wzburzeniem.
W tej samej chwili na końcu alejki pojawiają się Bulent i Ege. Starszy pan mija ich, machając ręką, jakby chciał ich ostrzec.
Bulent obserwuje sytuację z powagą. Ege z przekąsem patrzy na Cihana.
Cihan, udając spokój, odwraca się do nich.
– Co się stało, panie Bulencie? – pyta uprzejmiej niż zwykle.
– Muszę z tobą chwilę porozmawiać – odpowiada Bulent tonem, który nie pozwala na odmowę.
– Oczywiście. Proszę wejść.
Bulent wchodzi do środka. Cihan zatrzymuje się w progu i patrzy na Egego.
– A ty nie wejdziesz? – rzuca z lekkim wyzwaniem.
Ege unosi brodę.
– Nie. Zaczekam tutaj. Nie chcę ci przeszkadzać w rozmowie z przyszłym teściem.
Cihan uśmiecha się gorzko, podnosząc dłoń, na której połyskuje zaręczynowy pierścień.
– Zeynep jest teraz moją narzeczoną. Lepiej to zaakceptuj.
Na twarzy Egego pojawia się zimny, krótki uśmiech.
– Uważaj. Odkryję twoją prawdziwą twarz. I wcale nie będziesz na to długo czekał.
– O czym ty mówisz? – Cihan mruży oczy.
– Nie wiem jeszcze, co kombinowałeś wczoraj z Ceylan – syczy Ege. – Melis ją ochroniła. Ale nie myśl, że nie dostrzegam układu, który między wami istnieje. Wcześniej czy później poczujesz mój oddech na karku.
Cihan nie odpowiada. Odwraca się bez słowa i znika w domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Ege zostaje na zewnątrz, wpatrzony w nie jak w cel, który prędzej czy później zamierza osiągnąć.
***
Bulent i Cihan stoją naprzeciwko siebie w niewielkim pokoju dziennym. Mimo popołudniowego światła wpadającego przez okno, atmosfera jest gęsta. Na stoliku, który zwykle służył za przestrzeń do rodzinnych posiłków, stoi już nakrycie na romantyczną kolację: świeczniki, dwa kieliszki, elegancko ułożone talerze. Wszystko przygotowane z myślą o zaręczynowym wieczorze Cihana i Zeynep.
Bulent przesuwa wzrokiem po stole, jakby w tym obrazie próbował odnaleźć coś, co go uwiera.
– Czy spędzisz tu wieczór z Zeynep przy świecach? – pyta spokojnie, choć ton ma twardy.
Cihan unosi głowę.
– Tak. Skąd wiesz?
– Słyszałem dziś rano rozmowę Melis i Feraye. – Bulent obejmuje pomieszczenie spojrzeniem, jakby oceniał każdy centymetr korytarza, w którym jego córka od kilku miesięcy znajdowała schronienie.
Cihan marszczy brwi.
– Dlaczego to cię aż tak interesuje? Jesteśmy zaręczeni. To naturalne, że chcemy świętować.
– Masz rację. Macie prawo się cieszyć – przyznaje Bulent. – Pytanie tylko… co stanie się później.
Cihan prostuje się.
– To znaczy?
Bulent robi krok w jego stronę.
– Świece zgasną. Kolacja się skończy. Będzie późna noc. – Patrzy mu prosto w oczy. – Co będzie dalej, Cihan?
W głębi Cihan aż się napina, ale kontroluje swój gniew. Bierze powolny oddech, zanim odpowie.
– To, co dzieje się między mną a Zeynep, to nasza prywatna sprawa, panie Bulencie.
– Owszem, jest prywatna – mówi ciszej, ale z większą mocą. – Ale Zeynep jest moją córką. Została porwana, a ty ją znalazłeś. Jestem ci za to wdzięczny. Sprawiłeś, że nasza relacja zaczęła się odbudowywać. I kiedy mnie nie było… opiekowałeś się nią. – Kładzie mu dłoń na ramieniu. – Ale teraz ja tu jestem. I myślę, że rozumiesz, co chcę powiedzieć.
Cihan cofa się o krok, zaskoczony chłodem ukrytym pod pozorną serdecznością.
– Nie rozumiem.
– Znajdziesz pracę, staniesz na nogi, uporządkujesz życie – wylicza Bulent, jakby mówił o elementach układanki. – A Zeynep też musi uporządkować swoje: dom i szkołę.
– Nie jestem przeszkodą w jej edukacji – odpowiada Cihan z irytacją, której już nie ukrywa.
– Może nie jesteś – Bulent wzrusza ramionami – ale ten dom i ten standard życia nie są dla niej odpowiednie. I dopóki nie weźmiecie ślubu, uważam, że powinna wrócić do mnie.
W tej chwili do pokoju wchodzi Zeynep. Zatrzymuje się w progu, patrząc raz na ojca, raz na Cihana.
– Co to znaczy, tato? – pyta, zszokowana.
Bulent odwraca się do niej powoli, jakby czekał na właściwy moment.
– Chcę, żebyś wróciła ze mną do domu. – jego głos brzmi łagodnie, ale stanowczo. – To dla twojego dobra.
Cihan wstrzymuje oddech. Zeynep cofa się o pół kroku, jakby ziemia pod jej stopami na chwilę przestała istnieć.
***
W piwnicy panuje półmrok, rozpraszany jedynie przez żółte światło małej lampki stojącej na pudle. W powietrzu unosi się zapach kurzu i starego drewna. Sila i Kuzey stoją obok siebie, blisko, ale napięcie między nimi jest wyczuwalne. Yildiz, z telefonem Cavidan przy uchu, próbuje połączyć się z Şükrü. Jej mimika — skupiona, a zarazem nieco nerwowa — odbija się w matowym ekranie.
– Proszę, powiedzcie mi, co się dzieje – mówi Sila, patrząc raz na Kuzeya, raz na Yildiz. Jej oczy są szeroko otwarte, wypełnione mieszaniną niepokoju i nadziei.
Kuzey przeciera dłonią czoło, jakby zbierał myśli, po czym spogląda na Silę poważnie.
– Şükrü to najważniejszy mężczyzna w życiu twojej matki.
Sila aż drga.
– Co? Jaki Şükrü?!
– Właściciel sklepu papierniczego – odpowiada Yildiz, nie przerywając wybierania numeru.
– Pan Şükrü?! – Sila robi duże oczy. – Znam go.
Kuzey momentalnie się prostuje.
– Skąd go znasz?
– To on ostatnio powiedział mi, dokąd poszła Bahar – wyjaśnia dziewczyna, a jej głos zaczyna drżeć. – Kiedy… kiedy chciała zrobić aborcję. Mama kazała mi ją znaleźć. Spotkałam pana Şükrü po drodze. To on pokierował mnie tam… do tego podejrzanego miejsca. – Sila spuszcza głowę. – Dotarłam w ostatniej chwili.
Kuzey uderza pięścią w bok szafy, aż mebel lekko drży.
– Widzisz?! – grzmi. – To wszystko było zaplanowane! Bahar nie jest w żadnej ciąży. Zrobili to, żebyś myślała, że jest.
W tym momencie w telefonie rozlega się kliknięcie połączenia. Yildiz prostuje się jak struna i natychmiast zmienia głos – robi się niższy, cieplejszy, nienaturalnie zalotny.
– Cześć, Şükrü… jak się masz, kochanie? Tak bardzo tęskniłam za twoim głosem…
Po drugiej stronie słyszą miękki, rozczulony ton starszego mężczyzny.
– Cavidan, kochana, ja też za tobą tęskniłem. Kiedy Kuzey wyjdzie z domu, powiedz mi. Przyjdę do ogrodu. Chcę cię zobaczyć.
Sila otwiera usta ze zdumienia. Kuzey mruży oczy, jak drapieżnik wyczuwający trop.
– To właśnie zamierzam zrobić… – odpowiada Yildiz słodko, naśladując głos Cavidan.
– Czy jesteś chora? Twój głos wydaje się głębszy.
– Tak… mam grypę – Yildiz teatralnie kaszle. – Zaraz wezmę jakieś tabletki i mi przejdzie.
– Tabletki?! Różo moja, lekarz zabronił ci brać cokolwiek! – głos Şükrü staje się pełen troski. – Nie możesz brać leków, kiedy jesteś… dwiema istotami w jednym ciele.
Sila zasłania usta dłonią. Kuzey odwraca wzrok od Yildiz, patrząc teraz tylko na Silę – intensywnie, jakby chciał przekazać jej całą prawdę jednym spojrzeniem.
– Masz rację, ukochany – mruczy Yildiz. – Zapomniałam. W ciąży nie można brać tabletek. O Boże, jak mogłam…
– Naszym synem trzeba się zajmować od pierwszego dnia – brzmi dumny ton Şükrü. – To będzie chłopiec. Będzie wyglądał tak jak ja.
– Tak, mam taką nadzieję… Dobrze, pójdę odpocząć. Pa, kochanie.
Yildiz rozłącza. Cisza opada na piwnicę jak ciężka zasłona. Kuzey pierwszy przerywa milczenie, jego głos jest głęboki i pewny.
– Masz teraz dowód, Sila. Twoja matka jest w ciąży.
Sila robi krok w tył, jakby jej własne nogi odmówiły posłuszeństwa.
– Więc… obie są w ciąży? Mama i Bahar?
– Nie – odpowiada Yildiz stanowczo. – Bahar nie jest w żadnej ciąży. Tylko twoja matka.
– Ale lekarz… powiedział, że Bahar… – Sila marszczy brwi, próbując połączyć fakty, które wzajemnie się wykluczają.
– Twoja matka była z nią na badaniu – przypomina Yildiz. – Nietrudno zgadnąć, co zrobiły.
Kuzey kiwa głową, zaciskając zęby.
– Ich plan jest prosty. Bahar udaje ciążę. Gdy twoja matka urodzi, odda jej dziecko. Wszystko po to, żeby mnie zatrzymać.
Sila zasłania twarz dłońmi.
– Nie mogę w to uwierzyć… to za dużo.
– Uwierz, Sila – mówi Kuzey spokojniej, zbliżając się o krok. – Bo to jedyna prawda, jaka istnieje.
Dziewczyna podnosi wzrok, a w jej oczach odbija się strach – ale i ulga.
– Co teraz? – pyta cicho.
Kuzey uśmiecha się, ale to uśmiech niebezpieczny, pełen determinacji.
– Teraz? – odpowiada. – Teraz zacznie się właściwa część tej historii. A prawda… prawda już stoi pod drzwiami.
***
Gokhan — mężczyzna, którego Melis najchętniej wymazałaby ze swojego życia — znów nie daje jej spokoju. Telefon wibruje uporczywie na stoliku, po raz kolejny wyświetlając jego imię. Melis zaciska szczęki. Serce zaczyna bić jej szybciej, ale nie z emocji… z wściekłości.
Ignorowała go przez cały dzień. Wysłała mu krótkie, ostre wiadomości, błagając, grożąc, żądając, by wreszcie ją zostawił. Ale on, jak zawsze, nie rozumie granic.
Telefon dzwoni po raz piąty. I wtedy Melis traci cierpliwość. Zrywa aparat ze stolika i wciska zieloną ikonę.
– Czego znowu chcesz?! – wybucha, jeszcze zanim on zdąży się odezwać.
W słuchawce słychać jego cichy, łamiący się głos:
– Chciałem tylko zapytać… jak czuje się nasze dziecko?
– Nasze? – Melis prycha z pogardą. – Co cię obchodzi, jak ono się czuje? Nie chciałeś tego dziecka, pamiętasz?!
Po drugiej stronie zapada cisza. Tylko jego przyspieszony oddech zdradza, że wciąż tam jest.
– Melis, ja…
– Nie! – przerywa mu ostro. – To dziecko należy do Egego. Nie do ciebie.
Jej głos zaczyna drżeć, ale nie traci ostrości.
– Jestem mężatką. Tysiąc razy powtarzałam ci, żebyś się ode mnie odczepił.
Uderza dłonią w stół.
– Powiem to po raz ostatni: nie dzwoń do mnie więcej. Nigdy.
Rozłącza się tak gwałtownie, że telefon omal nie wypada jej z dłoni. Odwraca się, chcąc odejść, ochłonąć, złapać oddech… i w tym momencie jej twarz nagle blednie jak papier.
Zastyga.
Za nią, ukryta w cieniu, stoi jakaś postać. Słuchała jej rozmowy.
Melis otwiera usta, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk.
Nie wiemy, kim jest świadek. Nie wiemy, ile usłyszał. I co zrobi z tą wiedzą.
Jedno jest pewne — odpowiedź poznamy dopiero w następnym odcinku.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 263. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.














