„Miłość i nadzieja” – odcinek 347 – szczegółowe streszczenie
W kuchni panuje napięcie tak gęste, że można by je kroić nożem. W powietrzu unosi się zapach kawy, która dawno wystygła, i świeżego chleba, którego nikt nie ma ochoty tknąć. Yildiz opiera się o blat, wpatrzona w Kuzeya i Silę, którzy stoją naprzeciw siebie — blisko, a jednak jakby na granicy dwóch światów.
Sila zaciska palce na kubku, którego w ogóle nie zauważa.
– Kuzey… czy to naprawdę możliwe? – jej głos drży tak mocno, że prawie nie przypomina jej własnego. – Jesteś tego pewien? Naprawdę pewien?
Kuzey pochyla się lekko do przodu, jakby chciał skrócić dystans między nimi.
– Jestem przekonany. – Jego oczy błyszczą determinacją. – Wiem, że Bahar nie jest w ciąży. Poza tamtą jedną… nieszczęsną nocą, nie miałem z nią żadnego kontaktu. I chociaż nie pamiętam wszystkiego, jednego jestem pewien. Między mną a Bahar nic się nie wydarzyło. Nic.
Robi krok bliżej.
– Zaufaj mi, Sila.
Ale Sila potrząsa głową, jakby jej myśli były splątane jak nici wełny.
– Kuzey, widziałam, jak Bahar poszła usunąć ciążę. Sama ją stamtąd zabrałam. To się działo naprawdę.
Kuzey odwraca się na chwilę, przeczesuje włosy ręką, potem znów patrzy jej prosto w oczy — z łagodnością, której Sila bardzo potrzebuje, ale boi się w nią uwierzyć.
– Silo, moja droga… – jego głos łagodnieje. – To jest niemożliwe. Nie ma żadnego dziecka. Ani jednego. Twoja matka i Bahar od początku bawią się twoim sumieniem. Zaplanowały to perfekcyjnie. Nawet Şükrü został w to wmieszany. To on powiedział ci, gdzie Bahar pojechała taksówką. Wszystko to było po to, żebyś odeszła z domu.
Sila cofa się o krok, jakby każde zdanie było ciosem, który odbiera jej dech. Yildiz wchodzi w rozmowę zdecydowanym tonem, opierając dłonie na biodrach.
– Ich plan od początku się nie trzymał kupy. – Jej oczy błyszczą triumfem. – To Cavidan miała wszystkie objawy: nudności, zawroty głowy, osłabienie. A Bahar była w idealnym stanie! Ani razu nie wyglądała na ciężarną.
Kuzey kiwa głową i od razu przejmuje kontrolę nad rozmową.
– I wkrótce to udowodnimy. Nie Bahar, ale Cavidan jest w ciąży. To ich sekret — i ich koniec.
Sila unosi wzrok, niepewna, zraniona i jednocześnie spragniona nadziei.
– Ale… jak to zrobimy, Kuzeyu? Jak ujawnimy prawdę?
Mężczyzna podchodzi do niej, powoli, tak jak podchodzi się do kogoś, kto stoi na krawędzi. Delikatnie odgarnia kosmyk włosów z jej twarzy.
– Nie martw się, kochanie. – Jego głos jest ciepły, pewny. – Prawda już zaczęła wychodzić na jaw. A kiedy wszystko stanie się jasne, Cavidan i Bahar znikną z naszego życia na zawsze. Obiecuję.
Kładzie dłoń na jej policzku.
– Zaufaj mi jeszcze trochę. Dobrze?
Sila w końcu zamyka oczy, jakby jego słowa były pierwszym oddechem po długim tonącym milczeniu.
***
Melis zamarła w pół kroku. Serce zaczęło bić jej jak oszalałe, a dłoń ze ściśniętym telefonem lekko drżała. Ledwie przed chwilą w panice przerwała rozmowę z Gokhanem — tym Gokhanem — i obróciła się, przekonana, że jest sama.
Ale nie była.
W progu stała Seda, oparta o futrynę, z rękami skrzyżowanymi na piersi. W jej spojrzeniu nie było strachu. Tylko ciekawość. I coś jeszcze — przebłysk triumfu.
Melis pobladła.
– Ceylan? – wydusiła w końcu. Głos miała cienki, napięty jak drut. – Podsłuchiwałaś mnie? Co… co słyszałaś?
Seda wzruszyła ramionami, jakby pytanie dotyczyło pogody.
– Ja? – zapytała niewinnie. – Stoisz pośrodku salonu i krzyczysz do telefonu. Trudno było nie usłyszeć.
Melis zacisnęła szczękę. Żyła na skroni zaczęła jej pulsować.
– Czy ty właśnie… odpowiadasz mi pytaniem?! – podniosła głos, udając pewność siebie, choć desperacja w tonie całkowicie ją zdradzała. – Nie myśl, że mnie to przeraża!
Seda uniosła brew. Ani drgnęła.
– Usłyszałam tylko, że rozmawiałaś z jakimś Gokhanem. – powiedziała spokojnie, przeciągając imię tak, jakby kosztowała je na języku.
Melis poczuła, jak grunt usuwa jej się spod nóg. Zrobiła krok w stronę Sedy i złapała ją za ramię, boleśnie, aż paznokcie wbiły się w skórę.
– Zapomnisz o tym, rozumiesz?! O wszystkim! – syknęła. – Nie słyszałaś niczego. Nie widziałaś niczego.
Seda spojrzała na jej dłoń, potem na twarz Melis. I strząsnęła ją jednym, ostrym ruchem.
– Dobrze. Zapomniałam – odparła tonem tak gładkim, że aż niepokojąco pustym. – Ale powiedz… to ktoś dla ciebie ważny?
Melis zesztywniała.
– Ceylan, masz zapomnieć o tym imieniu! – krzyknęła. – Wymazać je ze swojej pamięci! Raz na zawsze!
Seda uśmiechnęła się szeroko. Zbyt szeroko.
– W porządku – odparła, jakby Melis właśnie poprosiła ją o podanie soli, a nie o milczenie w sprawie, która mogła zrujnować jej życie.
Melis odwróciła się gwałtownie i odeszła, próbując zachować resztki godności. Kiedy zniknęła za rogiem, Seda uniosła rękę, zastanawiając się przez chwilę, po czym wyszeptała do siebie z tajemniczym uśmiechem:
– Kim jest ten Gokhan?
I było jasne, że nie zamierza o tym zapomnieć ani przez sekundę.
***
Naciye schodzi do piwnicy, słysząc dobiegający stamtąd hałas. Gdy widzi Silę skuloną w rogu, zatrzymuje się jak wryta.
– Sila? Dziecko, co ty tu robisz? – pyta, zbliżając się z niepokojem.
Dziewczyna unosi głowę. Jej oczy są zaczerwienione, a twarz zmęczona, jakby ostatnie godziny kosztowały ją więcej, niż potrafi udźwignąć.
– Ciociu Naciye… – zaczyna drżącym głosem. – Muszę ci coś powiedzieć.
I opowiada. O podejrzeniach Kuzeya. O odkryciu Yildiz. O rozmowie ze Şükrü. O planie Cavidan i Bahar, który brzmi tak nieprawdopodobnie, że trudno go wypowiedzieć na głos.
Gdy kończy, w piwnicy zapada cisza tak ciężka, że aż brzęczy w uszach.
– Tak właśnie sytuacja się przedstawia, ciociu Naciye.
Naciye opiera się o stolik, jakby nagle zabrakło jej oddechu. W końcu osuwa się na krzesło, przyciskając dłoń do serca.
– Dobry Boże… – wyszeptuje, patrząc w jeden punkt, jakby próbowała zrozumieć to szaleństwo. – Więc one obie są w ciąży?
Sila kręci głową.
– Nie. Też tak myślałam na początku. Ale to nieprawda. – Zaciska dłonie na własnych kolanach. – Tylko mama jest w ciąży. Gdy urodzi… odda dziecko Bahar. Tak, jakby to ona je urodziła.
Naciye podrywa wzrok, a jej twarz wyraża niedowierzanie graniczące z obrzydzeniem.
– Boże… – mówi z trudem. – Nawet diabeł by czegoś takiego nie wymyślił. Jak można wpaść na tak potworny plan?
Po chwili dodaje:
– Sila… ile twoja matka ma lat?
– Czterdzieści sześć.
Naciye zamyka oczy na moment, jakby chciała zebrać myśli, które rozsypały się w chaos.
– A więc kobieta w tym wieku naprawdę… będzie miała dziecko? – szepcze. – Ale Kuzey… przecież on urządza przyjęcie na cześć Bahar. Czy to część jego planu?
Sila spogląda przed siebie, jakby widziała Kuzeya stojącego po drugiej stronie pomieszczenia.
– Tak. Kuzey ma plan. – Jej głos nabiera pewności, której wcześniej brakowało. – I zrobi wszystko, żeby prawda wyszła na jaw.
***
Salon wyglądał jak pastelowy wybuch radości: błękitne i różowe balony stały w rogach niczym strażnicy wielkiej tajemnicy, girlandy zwisały z kinkietów, a na środku, dumnie jak tron, stało masywne pudełko przewiązane białą wstęgą. Goście krzątali się wokół stołu zastawionego przekąskami, ale to właśnie karton przyciągał spojrzenia wszystkich niczym magnes.
Kuzey, z tajemniczym uśmiechem, prowadził Bahar z zasłoniętymi oczami.
– Już mogę zobaczyć? – zapytała, prawie podskakując z ekscytacji.
Cavidan krążyła wokół pudełka jak kot wokół miski mleka.
– Kuzey, kochanie, powiedz nam, co tam jest! – błagała, nie mogąc ustać w miejscu. – Samochód to nie jest, za mały… Dom też by się nie zmieścił, ale akt własności już tak! No, ale wtedy nie byłoby tak wielkiego pudełka… Ach, umieram z ciekawości!
– Najpierw niech wszyscy goście przyjdą – odparł Kuzey spokojnie, jakby ta ciekawość sprawiała mu satysfakcję.
– Prezent jest dla mnie? – dopytywała Bahar z szerokim uśmiechem.
– Dla osoby, która nosi dziecko – odpowiedział miękko Kuzey, co natychmiast wywołało dumne spojrzenie Cavidan.
Do salonu weszła Yildiz, pchając wózek z Hulyą. Kuzey zerknął na zegarek.
– Myślę, że mój wujek się spóźni – stwierdził.
– Tak, on i pani Feraye będą później – potwierdziła Yildiz.
– W takim razie zaczniemy od pierwszej niespodzianki – oznajmił Kuzey.
– Otwórzmy już to pudełko! – Cavidan zatarła ręce jak dziecko wyczekujące prezentów pod choinką.
– Nie. To pudełko otworzymy wtedy, gdy będą wszyscy.
– Ale przecież już są – zdziwiła się Bahar.
Kuzey uśmiechnął się tajemniczo.
– Nie sądzę. Brakuje jednej osoby.
W tym momencie w drzwiach pojawiła się Sila. Jej obecność była jak nagła zmiana powietrza – jedni odetchnęli z ulgą, inni zesztywnieli.
– Dopiero teraz jesteśmy w komplecie – oznajmił Kuzey.
Cavidan aż się cofnęła.
– Sila?! Co ty tu robisz? Przecież miałaś odejść!
– Dlaczego miałaby odejść? – Kuzey skrzyżował ramiona. – Sila ma takie samo prawo być tutaj jak wszyscy. To jej rodzina. Jej siostrzeniec albo siostrzenica. Mamy matkę, mamy dziecko w jej łonie… ale wciąż brakuje jednej bardzo ważnej rzeczy.
Bahar spojrzała na niego zdezorientowana.
– Czego brakuje?
Kuzey uniósł dłonie.
– Gotowi na niespodziankę?
– Na Boga, otwórzcie to pudełko! – wrzasnęła Cavidan, prawie podskakując. – Zwariuję z ciekawości!
– W takim razie… – Kuzey uśmiechnął się szeroko – zaczynamy!
W jednej chwili pokrywa kartonu wystrzeliła w górę, a z jego wnętrza wyskoczył… Şükrü. W czerwonej koszulce, z szerokim uśmiechem i delikatnym machnięciem dłoni, wyglądał, jakby wchodził na scenę urodzinowego przyjęcia.
Kuzey, Sila i Yildiz zaczęli klaskać, a ich twarze promieniały triumfem.
Cavidan znieruchomiała. Jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a usta otworzyły w niemym przerażeniu. Wyglądała, jakby miała upuścić przyłapane na gorącym uczynku sumienie na podłogę.
Bahar także stała osłupiała – jakby świat nagle przestał się zgadzać z jej wyobrażeniami.
Şükrü rozejrzał się wesoło po pokoju.
– Niespodzianka! – zakrzyknął z entuzjazmem.
Nikt poza Kuzeyem, Silą i Yildiz nie był w stanie nawet mrugnąć.
A to dopiero początek.
***
Şükrü z trudem wydostaje się z pudełka. Zgięty wpół, sapie ciężko, po czym prostuje się i rozciąga plecy.
– Cavidan, kochanie… – mówi z czułością i dumą, ocierając pot z czoła. – Podobała ci się niespodzianka?
Cavidan cofa się o krok, jakby widziała ducha. Jej twarz tężeje, a oczy biegają po obecnych, jakby szukała ratunku.
Bahar odzyskuje głos jako pierwsza.
– Kuzey… – w jej głosie pobrzmiewa narastająca panika – co się tutaj dzieje? Co to ma znaczyć?!
Kuzey opiera dłonie na biodrach i uśmiecha się chłodno, niemal z teatralną uprzejmością.
– Czego nie rozumiesz, Bahar? To przecież cudowna niespodzianka. – Odwraca lekko głowę w stronę Cavidan. – Jeśli jednak ty nie rozumiesz… może pani Cavidan zechce wszystko wyjaśnić?
Cavidan milczy, wbita w ziemię jak przestraszona uczennica przy tablicy. Şükrü, nieświadomy tragedii rozgrywającej się wokół, ochoczo unosi palec.
– Pan Kuzey poprosił mnie, żebym przygotował niespodziankę dla twojej mamy – oznajmia z dumą.
– Jaką niespodziankę? – Bahar mruży oczy, jakby z każdym słowem próbowała dopasować elementy układanki, które nie chcą do siebie pasować.
– Dobrze więc – mówi Kuzey, unosząc brew. – Skoro twoja mama nie chce się odezwać, pozwólmy panu Şükrü kontynuować.
Şükrü prostuje się, sięga do kieszeni i wyciąga zmiętą kartkę. Delikatnie ją rozkłada, jakby trzymał arcydzieło.
– Napisałem coś specjalnego dla mojej królowej. – Oczyszcza gardło. – Posłuchajcie.
Czyta donośnie, z patosem:
Co dzień ukrywałaś tajemnicę, która miała odmienić twoje życie.
Ale prawda, jak zawsze, wypłynęła na powierzchnię.
Vszystko miałaś zaplanowane: kłamstwo, rolę, nowe życie dla córki.
Ich intryga miała zostać sekretem – aż do narodzin dziecka.
Dziś jednak maski opadły, a ty stoisz tu zdemaskowana.
A teraz każdy już wie, kto naprawdę nosi to dziecko.
Nie da się uciec przed prawdą, moja królowo.
W salonie zapada absolutna cisza, którą po sekundzie rozbija entuzjastyczne klaskanie Yildiz, Sili i Kuzeya. Udają zachwyt tak przesadnie, że aż staje się to karykaturalne.
– Panie Şükrü! – woła Kuzey. – Chyba jeszcze nigdy nie słyszałem piękniejszego wiersza!
Şükrü promienieje.
– To akrostych – wyjaśnia, podchodząc bliżej Cavidan i podsuwając jej kartkę. – Jeśli odczytasz pierwsze litery każdego wersu, otrzymasz słowo „Cavidan”. Wszystko dla ciebie, moja droga.
Cavidan otwiera usta, ale żaden dźwięk z nich nie wychodzi.
Bahar wybucha jako pierwsza.
– Co to za nonsens?! – krzyczy, zaczerwieniona ze wstydu i złości.
Kuzey jednak nie daje jej odetchnąć. Jego głos jest idealnie spokojny, co tylko potęguje grozę momentu.
– Bahar, wygląda na to, że mimo wszystko nadal nie zrozumiałaś tej historii. – Podchodzi bliżej, patrząc jej prosto w oczy. – Wyjaśnię ci to więc szczegółowo. Tak, żebyś już nie miała wątpliwości.
Wskazuje na Şükrü.
– Ten człowiek jest ojcem dziecka. Ale nie twojego dziecka. Bo ty nie jesteś w żadnej ciąży.
Bahar blednie. Cavidan zamyka oczy, jakby dostała cios w brzuch.
Kuzey kontynuuje:
– W ciąży jest twoja matka. A plan był prosty: ty udajesz ciążę, czekasz, aż Cavidan urodzi, a potem bierzesz jej dziecko jako własne. – Unosi dłoń, jakby tłumaczył dziecku prostą matematykę. – Wspaniały pomysł, naprawdę. Gdyby nie to, że wpadliście we własne sidła.
Cavidan i Bahar stoją jak skamieniałe posągi – upokorzone, obnażone, pokonane.
Kamera zbliża się na Hulyę siedzącą w wózku. Jej twarz jaśnieje triumfem, a w oczach błyszczy ciężka, długo tłumiona satysfakcja. Wreszcie prawda o Bahar wyszła na jaw. Wreszcie sprawiedliwość choć na chwilę zajrzała do tego domu.
A w tym salonie – pełnym balonów, prezentów i ułudy radości – rozpadła się największa iluzja Bahar i Cavidan.
I nic już nie będzie takie jak przedtem.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 264. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.


















