500: Cavidan wchodzi do pokoju dziecięcego. Zastaje tam bawiącą się z Yigitem Oyę. „Czy nie ma zielonookiej dziewczyny?” – pyta, mając na myśli Feride. „Nie ma” – odpowiada siostra Kemala. „Boże, dokąd poszła? Powiedziała, że nigdzie się nie wybiera. Czyje to dziecko? Jest bardzo piękne. Jest twoje?”. „Nie, nie moje”. „Nieważne, pójdę poszukać tej pięknej dziewczyny o zielonych oczach”. Akcja przenosi się do kawiarni, do której Umit przywiózł Feride. Oboje siedzą przy stoliku na zewnątrz. Z nieba spadają pojedyncze płatki śniegu. „Miło tu, prawda?” – zagaduje mężczyzna. – „A i nie jesteśmy daleko od domu, jak sobie życzyłaś. Nie musieliśmy nawet przyjeżdżać samochodem, mogliśmy przyjść pieszo”.
Kelnerka przynosi herbatę. „Ja nie chcę, dziękuję” – mówi Feride. „Jeżeli ci się tu nie podoba, możemy pojechać gdzie indziej” – proponuje Umit. „W rzeczywistości chciałabym już wrócić”. „Dlaczego jesteś taka spięta? Czy zrobiłem coś, co cię zdenerwowało?”. „Źle mnie zrozumiałeś. To nie ma związku z tobą. Nawet cię nie znam”. „Jesteśmy w identycznym położeniu, ja ciebie też nie znam. Jesteśmy tutaj, aby się poznać”. „No właśnie, nie znasz mnie. Nie wiesz na przykład, że byłam w więzieniu. Nie jestem taka, jaką ci się wydaję”. „Nie znam cię, ale cię poznaję. Ludzie mogą się poznać, tylko jeśli są otwarci i uczciwi. Co teraz robisz? Masz pracę?”.
„Tak. Opiekuję się najsłodszym dzieckiem na świecie” – odpowiada Feride. „Naprawdę? To praca, która wymaga cierpliwości i odpowiedzialności” – stwierdza z uznaniem mężczyzna. – „To znaczy, że kochasz dzieci”. „Czy można nie kochać dzieci? Ich miłość jest najszczersza. Czas spędzony z Yigitem mija mi bardzo szybko. Zapominam o tym, co mnie dręczy i uciska. To jak terapia. Dziecko jest największą łaską, którą Bóg obdarza człowieka. Bycie mamą, tatą… Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał. Przyszłam tutaj tylko po to, żeby nie skrzywdzić osoby, którą kocham i szanuję. Nie chcę wychodzić za mąż”.
„Dziękuję za szczerość” – mówi Umit. – „Spadł ze mnie wielki ciężar”. „Co to znaczy?” – nie rozumie Feride. „Ja też nie chcę się żenić”. „Naprawdę?”. „Tak jak ty, zaakceptowałem to tylko dlatego, że mama mnie poprosiła. Wiesz, ona jest już starsza. Cukrzyca, ciśnienie i te sprawy. Nie chcę, żeby dłużej była smutna. Jej największym marzeniem jest zobaczyć mój ślub. Muszę sobie jakoś radzić, żeby jej nie skrzywdzić. Teraz spokojnie możemy napić się herbaty”.
Songul przynosi obiad do pokoju Cavidan. „Masz, jedz” – mówi pani domu, kładąc tacę przed swoją poprzedniczką. „Kim jest ten przystojny młody człowiek? Znasz go?” – pyta była żona Hikmeta, która zapisuje na kartce imiona domowników, by nawiązać z nimi bliższy kontakt. „To syn pana Hikmeta”. „A ty kim jesteś?”. „Jestem Songul, żona pana Hikmeta i pani tego domu. A ty? Ty kim jesteś? Zapytałam cię o coś. Nie wiesz, kim jesteś?”. „Jestem Cavidan.” – Kobieta odczytuje z kartki swoje imię. „I ile masz lat, Cavidan? Gdzie mieszkałaś, zanim tu trafiłaś? Co jest? Nie pamiętasz niczego? Powiem ci. Jesteś nikim!”.
Songul zabiera tacę z jedzeniem. „Ale jeszcze nie zjadłam” – zauważa mama Emira. „Jak to możliwe? Jadłaś przecież” – mówi Songul. – „Nie jedz za dużo, to szkodliwe”. „A moje leki?”. „Przyjęłaś je. Tego też nie pamiętasz?” – Songul zabiera buteleczkę z tabletkami. – „Posłuchaj, te leki są bardzo silne. Będziesz zapominała i przez to cały czas je przyjmowała. Możesz dostać zawału serca. Nie mogę na to pozwolić. Teraz dobrze odpoczywaj. I nigdzie nie chodź, jasne?”. Żona Hikmeta opuszcza pokój. Cavidan zapisuje na karteczce: „Zła Songul”.
Kamera przenosi się do kuchni, gdzie właśnie weszła Songul. „Trafiłaś w najgorsze miejsce, by wyzdrowieć, pani Cavidan” – mówi kobieta, patrząc na buteleczkę z lekarstwami. Otwiera ją i wszystkie tabletki wysypuje do kosza! Akcja wraca do kawiarni. „Wspomniałaś o Yigicie. Ile ma lat?” – pyta Umit. „Niecały rok” – odpowiada Feride. „Naprawdę? Jest jeszcze bardzo mały. Myślałem, że jest większy”. „Ale bardzo szybko rośnie. Każdego dnia mnie zaskakuje, robiąc coś innego. Tworzy różne sylaby, dosłownie próbuje mówić. Te dźwięki są takie komiczne”. „Czy to nie trudne? Wychowywać tak małe dziecko”.
„Są okresy, kiedy jest mi ciężko” – przyznaje dziewczyna. – „Teraz wyrastają mu zęby. Jego ręce są przywiązane do mnie, kiedy go boli. Bycie bezsilnym, kiedy boli go tak bardzo…”. „Yigit jest szczęściarzem, że może dorastać przy kimś takim jak ty”. „A ty co robisz?”. „Jestem psychiatrą, w pobliżu mam klinikę”. „Twój zawód także wymaga zaangażowania. Słuchanie różnych problemów i znajdowanie rozwiązań również musi być trudne”. „Chcesz wypić jeszcze jedną herbatę?”. „Dziękuję. Właściwie byłoby lepiej, gdybym wróciła już do domu. Nie mogę się spóźnić, by dać Yigitowi szczęście”. „W porządku, nie spóźnijmy się zatem”. Randkowicze wstają od stolika.
W następnej scenie Feride jest już w rezydencji. Rozmawia z Cavidan w jej pokoju. „Myślałam, że już nie przyjdziesz” – oznajmia mama Emira. – „I on był na podwórku. Przez cały dzień patrzył w kierunku drzwi, czekając na ciebie”. „Kto taki?” – pyta Feride. „On. Ten przystojny młody człowiek. Ojciec tego małego dziecka”. „Dobrze, nie martw się, nie będę już zostawać tak długo na zewnątrz. Jadłaś obiad? Czy jesteś głodna? Przyniosę ci coś do jedzenia”.
Feride udaje się do kuchni. Tam rozmawia przez telefon z Emine. „Nie, ciociu, on nie chce się żenić” – mówi do słuchawki. – „Masz rację, taki los. Do zobaczenia”. Dziewczyna rozłącza się. „I ja chciałam zapytać o to samo” – oznajmia stojąca obok niej Melike. „Umit jest dobrą osobą. Przyszedł, żeby nie robić przykrości swojej mamie. On też nie chce małżeństwa”. „Te rzeczy dzieją się same. Nie można nikogo zmusić do małżeństwa”. „Masz rację, siostro.” – przyznaje Feride i zaraz kicha. „Na zdrowie, córko. Nie jest ci zimno? Może przeziębiłaś się?”. „Nie, nic mi nie jest. Zakręciło mi się tylko w nosie”. Czy Umit odegra większą rolę w życiu Feride? Czy faktycznie jest dobrym człowiekiem?