„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 185: Streszczenie
– Hakanie, proszę, uwierz mi – powiedziała Feriha cicho, z bólem w oczach. – Nie chciałam cię skrzywdzić. Ale… moje serce nie potrafi kłamać. To nie ty jesteś w nim. I choć boli mnie twoje cierpienie, nie mogę udawać czegoś, czego nie czuję.
Jej głos zadrżał.
– Nie obwiniaj mnie za to, co czuję. To nie wybór. To prawda.
Hakan opuścił wzrok, jego twarz stężała. Przez dłuższą chwilę milczał, jakby słowa ugrzęzły mu w gardle.
– Rozumiem – wydusił w końcu, ale jego głos brzmiał pusto. – Nie mogę cię zmusić, żebyś mnie pokochała.
Westchnął ciężko.
– Chciałem tylko, żebyś wiedziała, co noszę w sercu. Nawet jeśli to serce właśnie się rozpada.
W cieniu drzwi, niepostrzeżenie, stała Fatma. Obserwowała rozmowę z wnętrza domu, ukryta za firanką. W jej oczach błysnęła satysfakcja.
– Dobra robota, moja córko – szepnęła do siebie z uśmiechem pełnym samozadowolenia. – Pięknie go sprowadziłaś na ziemię. Teraz moja dusza zazna spokoju.
***
Wieczór.
Feriha siedzi samotnie na łóżku, owinięta w kołdrę, jakby szukała w niej schronienia przed ciężarem dnia. Pokój spowija półmrok, tylko lampka na stoliku rzuca ciepłe światło.
– Dlaczego tak się stało…? – szepcze do siebie, wpatrzona w pustkę. Jej głos ledwo przebija się przez ciszę. – Czy zrobiłam coś, co mogło wzbudzić w nim nadzieję?
Dotyka opuszkami palców zegarka leżącego na szafce, jakby szukała odpowiedzi w drobnych, znajomych gestach.
– Zawsze traktowałam go jak przyjaciela. Czasem się złościłam, czasem śmiałam. Ale… nigdy nie było czegoś więcej. Nigdy.
Przesuwa dłonią po włosach, jakby chciała zetrzeć z siebie ciężar myśli.
– A przecież… on przyszedł tu z zamiarem, żeby mnie zabić – mówi z nutą niedowierzania. – Jak to możliwe, że teraz mówi, że mnie kocha? Przecież to się nie dzieje w prawdziwym życiu. To scenariusz z taniego filmu…
Zamyka oczy, a w kącikach zbierają się łzy. Milknie. Tylko jej twarz zdradza burzę emocji, która rozgrywa się w niej bez słów.
***
Tymczasem Hakan…
Siedzi na sofie w półmroku swojego mieszkania. Wokół panuje cisza, która boli bardziej niż krzyk.
– Głupcze – szepcze sam do siebie, z bólem w głosie. – Po co to powiedziałeś? Trzeba było milczeć. Trzeba było zachować to dla siebie.
Pochyla się, ukrywając twarz w dłoniach.
– Moje serce… już nie istnieje. Rozpadło się, roztrzaskało na tysiące kawałków – mówi, przykładając rękę do piersi. – I wiem, że to moja wina. Miłość nie jest dla mnie. Nie w tym życiu.
Podnosi głowę i patrzy przed siebie, na pustą ścianę.
– Kim ja jestem, a kim ona? – pyta gorzko. – Jestem tylko cieniem obok jej światła.
W nagłym przypływie rozpaczy wstaje, chwyta bukiet, który wcześniej przygotował dla Ferihy, i z całej siły rzuca nim o ścianę. Kwiaty rozsypują się po podłodze, a płatki wirują w powietrzu niczym rozsypane nadzieje.
Opada z powrotem na sofę. Oczy ma szkliste, ale łzy nie spływają. Jeszcze nie.
Siedzi tak w bezruchu, z twarzą zgaszoną, jakby właśnie stracił coś, czego nawet do końca nie zdążył posiąść.
***
Choć znajdują się w tym samym domu, Alper nie idzie do niej osobiście. Woli zadzwonić. Może dlatego, że łatwiej ukryć prawdziwe intencje, gdy nie patrzy się komuś w oczy.
– Jutro wyjeżdżasz na wieś, prawda? – pyta spokojnie, niemal bez emocji. – Uprzedziłem już wszystkich, że się pojawisz. Czekają na ciebie.
– Jeszcze nie rozmawiałam z panem Halilem, ale zajmę się tym jutro – odpowiada Zeynep. W jej głosie słychać wyraźne zmęczenie. Jakby dźwigała coś więcej niż tylko obowiązki.
Alper nie daje za wygraną.
– Zeynep, weź urlop. Należy ci się. Po prostu pojedź tam i zrób to, co trzeba. Ci ludzie cię potrzebują.
– Nie martw się. Pojadę. Obiecałam sobie i im, że się pojawię – mówi łagodnie, kończąc rozmowę.
Gdy po drugiej stronie słuchawki zapada cisza, Alper odkłada telefon na stół. Na jego twarzy pojawia się cień czegoś… niepokojącego.
– Pojedziesz tam. A ja zaraz za tobą. – Szepcze do siebie z zadowoleniem. – W końcu będziemy sami. Bez Halila, bez przeszkód.
Uśmiecha się chłodno, jakby już widział, jak jego plan się spełnia. Jakby właśnie rozgrywał partię, w której tylko on zna zasady.
***
Nazajutrz.
Zeynep zaskoczona przyjmuje wiadomość, że Halil bez żadnych oporów zgadza się na jej urlop. Nie pyta o szczegóły, nie stawia warunków.
***
Alper pędzi samochodem przez opustoszałą drogę, gdy nagle rozbrzmiewa dźwięk telefonu. Odbiera.
– Panie Alperze, tu adwokat. Dzwonili z komisariatu. Chodzi o zaginięcie Ayşe Demir. Chcą pana przesłuchać.
– Przesłuchać? – Alper marszczy brwi, a jego dłonie mocniej zaciskają się na kierownicy. – Co ja mam z tym wspólnego?
– Nie podali szczegółów. Ale wygląda na to, że śledztwo zostało wznowione.
W kabinie zapada grobowa cisza. Tylko silnik pracuje jednostajnie, jak echo narastającego napięcia.
– I co z tego? – warczy Alper. – Nie mam czasu na ich gry. Jestem w Yeşilpınar i nie zamierzam wracać. Załatw to za mnie. Jeśli trzeba, mogę złożyć zeznania zdalnie.
Rozłącza się bez pożegnania. Przez chwilę patrzy sztywno przed siebie, jakby świat się zawęził do jednego punktu – jednej osoby.
– Nie teraz. Nie pozwolę, by przeszłość wszystko zepsuła. – mówi do siebie ostro. – Teraz liczy się tylko Zeynep.
Dodaje gazu. Silnik ryczy jak dzikie zwierzę, a droga przed nim staje się symbolem czegoś więcej – walki o to, czego nie powinien chcieć, ale czego pragnie bardziej, niż chciałby przyznać.
„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 186: Streszczenie
Pomimo natłoku obowiązków zawodowych, Halil nie potrafi siedzieć bezczynnie w biurze. Coś — a może ktoś — ciągnie go do Zeynep. Bez zapowiedzi rusza jej śladem i zjawia się w wiosce, zaskakując ją na placu budowy świetlicy dla dzieci i młodzieży.
Pojawia się nagle, niosąc materiały, jakby jego obecność była czymś oczywistym. Ale dla Zeynep nic w tym spotkaniu nie jest naturalne.
Jej serce przyspiesza, ale twarz pozostaje chłodna.
– Co on tu robi? – myśli, ukradkiem zerkając w jego stronę. – Przecież miał zostać w mieście. Kiedy w końcu byłam sama, mogłam odetchnąć. A teraz znowu… znowu wszystko się miesza.
Zeynep stara się udawać, że jego obecność jej nie rusza, ale nie potrafi ukryć napięcia. Odmawia pomocy, zbywa go zdawkowymi odpowiedziami, unika spojrzeń.
Halil czuje to. Nie rozumie jej chłodu, ale nie zamierza się wycofać bez walki.
Zeynep na chwilę zostaje sama, z dala od placu. Przysiada na murku, chowając twarz w dłoniach.
– Przyjechałam tu, żeby uciec. Od wszystkich. Zwłaszcza od niego. – mówi w myślach. – A teraz? Im bardziej próbuję się oddalić, tym bardziej on jest obok. Jak mam wyrzucić go z głowy, jeśli nie potrafię uciec od jego obecności?
Nagle obok niej pojawia się Halil, trzymając w rękach kolejne materiały. Kładzie je obok, po czym niespodziewanie chwyta ją lekko za ramię. Zatrzymuje ją spojrzeniem, jego oczy szukają odpowiedzi.
– Dlaczego przede mną uciekasz, Zeynep? – pyta cicho, ale stanowczo. – Nie chcesz, żebym tu był. Nie możesz ze mną wytrzymać nawet chwili. Może… może to dlatego, że czujesz coś, czego nie chcesz sobie uświadomić?
Podnosi jej podbródek, zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy.
– Czy to możliwe, że… mam rację?
Zeynep milczy. Jej serce bije zbyt głośno, by mogła zebrać myśli.
– Co on sobie wyobraża? – pyta w myślach. – A może… to ja nie wiem, co czuję? Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby go tu nie było. Gdyby nie patrzył na mnie w ten sposób.
– Zeynep… – Halil nie odpuszcza. – Czy naprawdę się mylę? Bo za każdym razem, gdy próbuję się zbliżyć, uciekasz. Jakbyś się mnie bała. Jakby moja obecność cię raniła.
– To nieprawda! – odpowiada nagle, niemal zbyt gwałtownie. – Dlaczego miałabym cię unikać? – Rozgląda się nerwowo, jakby szukała drogi ucieczki. Jej ciało mówi jedno, serce drugie.
Halil robi krok w tył, zraniony, ale spokojny.
– Myślałem, że się ucieszysz. Że razem stworzymy coś dobrego dla tych dzieci. Ale chyba się pomyliłem.
– Nie o to chodzi – zaczyna Zeynep, a potem ścisza głos. – Dobrze, że chcesz pomagać, naprawdę. Ale… po prostu… wszystko mi się miesza. Twoja obecność wszystko komplikuje.
– Czyli chcesz, żebym odszedł? – pyta cicho.
– Tak. Znaczy… tak, potrzebuję chwili samotności. Chciałam uciec z farmy, od wszystkich tam. A teraz, gdy się tu pojawiłeś, to wszystko wróciło. Tak, jakby nigdy mnie nie opuściło.
– Rozumiem – mówi Halil i uśmiecha się smutno. – Chcesz ciszy. Masz do tego prawo. Zostawię cię.
Powoli odwraca się i odchodzi. Zeynep patrzy za nim, ale nie zatrzymuje go. Choć część jej duszy krzyczy, by to zrobiła.
Halil jednak nie odchodzi daleko. Zamiast wracać, zostaje na placu i zabiera się za usuwanie gruzu. Pracuje w milczeniu. Nie dlatego, że musi. Ale dlatego, że chce być blisko, nawet jeśli z daleka.
W ciszy tej budowy nie było już tylko betonu i kurzu. Były słowa, których nie wypowiedziano. Uczucia, których jeszcze nie nazwano.
***
Selma i Eren spotykają się w ogrodzie rezydencji, skryci w cieniu rozłożystego drzewa. To ich mała, ukryta przestrzeń – daleko od świata, blisko siebie.
– Kiedy dziś rano się obudziłem, moje serce było ciche. – Eren ujmuje delikatnie dłonie Selmy, jakby bał się, że zniknie. – Dopiero gdy cię zobaczyłem, znów zaczęło bić.
Selma uśmiecha się nieśmiało, a w jej oczach pojawia się cień wzruszenia.
– Moje też… – przyznaje cicho, spuszczając wzrok. Jej głos drży, jakby wypowiadała zaklęcie, którego nie wolno złamać.
– W takim razie musimy uczcić ten cud. Pójdziemy na spacer, napijemy się kawy… a potem przeczytam ci kilka wierszy.
– To brzmi jak bajka, ale niestety… Zeynep dziś nie ma, a Merve jeszcze nie wróciła.
Eren marszczy brwi, ale nie traci ducha.
– Miłość nie zna terminarza. Zadzwoń do niej – teraz.
– Teraz? – Selma waha się, lekko zaskoczona jego nagłą stanowczością.
– Tak, teraz. Co może być ważniejsze niż nasz spacer?
Selma sięga po telefon. Właśnie wtedy na ekranie pojawia się wiadomość od Feyyaza. Zmieszanie przebiega przez jej twarz jak cień chmury w słoneczny dzień. Odruchowo opuszcza rękę.
– Co się stało? – Eren zauważa zmianę w jej spojrzeniu. – Twoja twarz… nagle zrobiła się blada.
– Ach, to tylko kolejna reklama… – mówi wymijająco, próbując ukryć wewnętrzne poruszenie. – Codziennie dostaję ich dziesiątki. Mam już tego dość.
– O, mamy kolejną wspólną cechę. Reklamy też mnie doprowadzają do szału. Ale wracając – miałaś zadzwonić do Merve.
– Pewnie jest jeszcze w szkole – kłamie, choć doskonale wie, że lekcje dawno się skończyły. – Nie chcę jej przeszkadzać. Zapytam, gdy tylko wróci.
– Dobrze, będę czekał – mówi Eren z uśmiechem, ale w jego oczach czai się cień rozczarowania.
– Muszę wracać do babci. Nie powinna zostawać sama.
***
W pokoju babci Selma siedzi przy oknie, przytulona do koca, i ponownie spogląda na telefon. Na ekranie nadal widnieje wiadomość od Feyyaza:
„Musimy się pilnie spotkać. Nie zawracałbym ci głowy, gdyby to nie była kwestia zdrowia.”
– Kwestia zdrowia…? – powtarza cicho, czując niepokój zaciskający się w piersi. – Czy coś się stało…?
Wychodzi na balkon, by zadzwonić z dala od babci. Po kilku sygnałach słyszy znajomy głos.
– Dzwonię tylko dlatego, że napisałeś o zdrowiu – mówi twardo. – Ale jeśli spróbujesz wrócić do przeszłości, rozłączę się bez wahania.
– Nie chcę rozdrapywać starych ran, Selmo. Już nie. Nasze drogi się rozeszły i… dopiero teraz to naprawdę zrozumiałem.
– Więc o co chodzi? Komuś coś się stało?
– Pamiętasz, jak kiedyś spotkaliśmy się przypadkiem w szpitalu? Powiedziałem wtedy, że to chodziło o mojego ojca… Ale to nie była prawda. Chodziło o mnie.
Selma milknie. Jej gardło się zaciska.
– Co ci jest? – pyta z trudem, a w jej głosie pojawia się echo strachu.
– Po naszym rozstaniu… zachorowałem. Poważnie. Wiele z tego, co wtedy zrobiłem… było skutkiem tego, co działo się ze mną. Wiem, że to nie usprawiedliwia wszystkiego. Ale nie chcę o tym rozmawiać przez telefon.
– To coś poważnego? – Selma wstrzymuje oddech, słuchając z bijącym sercem.
– Tak. Niestety tak. Potrzebuję rozmowy. Kogoś, kto mnie wysłucha, nawet jeśli tylko na chwilę. To moja ostatnia prośba. Zgódź się na jedno spotkanie.
– Nie wiem… Feyyazie… Pomyślę. – Jej głos jest cichy, niepewny, pełen wewnętrznej walki.
Po rozłączeniu się, Feyyaz przez chwilę wpatruje się w czarny ekran telefonu. Jego usta wyginają się w zadowolonym półuśmiechu.
– Wiem, że przyjdziesz, Selmo. – mówi do siebie szeptem. – Twoje dobre serce ci na to nie pozwoli. Przyjdziesz. Może nawet zapłaczesz… z mojego powodu.
***
Alper opiera się o maskę samochodu, wpatrując się w linię horyzontu. Słońce chyli się ku zachodowi, a wiatr rozwiewa mu kosmyki włosów. Jego twarz zdradza napięcie, ale w oczach lśni determinacja.
– Muszę wykorzystać ten moment, zanim będzie za późno – mówi cicho do siebie, jakby próbował przekonać własne sumienie. – Ich relacja się kruszy. To moja szansa. Jeśli dobrze odegram swoją rolę… Zeynep już nigdy we mnie nie zwątpi.
Sięga do kieszeni i zerka na zegarek. Wskazówki przesuwają się nieubłaganie – czas działa na jego korzyść, ale nie będzie czekać wiecznie.
Bez słowa otwiera drzwi samochodu. Na siedzeniu pasażera leży starannie ułożony bukiet — świeże kwiaty, pachnące obietnicą i fałszywą czułością. Alper unosi go z ostrożnością, jakby trzymał w dłoniach klucz do serca Zeynep.
– Czekaj na mnie, Zeynep – szepcze z naciskiem, niemal teatralnie. – Jadę po ciebie. I tym razem nie pozwolę ci odejść.
Zapina pas, odpala silnik i rusza z piskiem opon. W jego oczach odbija się zachodzące słońce – ciepłe, złudne, zupełnie jak jego uśmiech.
Kiedy i gdzie zostaną wyemitowane odcinki 185. i 186. serialu „Wichrowe Wzgórze”?
Odcinek 185. zadebiutuje na antenie TVP1 we wtorek, 3 czerwca, o godzinie 14:00. Odcinek 186. będzie emitowany w środę, 4 czerwca, o tej samej porze. Aby zobaczyć więcej streszczeń tego serialu, kliknij tutaj: Wichrowe Wzgórze streszczenia.









