„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 237: Streszczenie
Zeynep całą noc przewracała się w łóżku, nie mogąc zasnąć. Obraz roztrzaskanej gabloty ze sztyletami Halila wciąż wracał jak koszmar, dławiąc ją poczuciem winy. W końcu cicho, żeby go nie obudzić, zsunęła się z łóżka, zarzuciła szlafrok i boso zeszła do pracowni.
Stanęła w progu, wstrzymując oddech na widok zniszczeń. Kawałki szkła lśniły w księżycowym świetle, a między nimi leżały sztylety – pamiątki po jego ojcu.
Zacisnęła dłonie w pięści, próbując powstrzymać łzy.
— Jak mogłam… — wyszeptała do siebie drżącym głosem. — To było szaleństwo. Co teraz? Jak mam odkupić swoje winy? Przecież te sztylety… to jego wspomnienia. Jego serce.
Powoli uklękła i zaczęła zbierać odłamki szkła, delikatnie odkładając sztylety na bok. Już miała sięgnąć po miotłę, gdy nagle poczuła na ramieniu twardy, silny uścisk.
Zerwała się przestraszona i spojrzała w lodowate oczy Halila.
— Co tu robisz? — zapytał twardo, jego głos kipiał gniewem.
— To… nie ma znaczenia — odparła słabo, odwracając wzrok. — Puść mnie.
Jego palce jeszcze mocniej wbiły się w jej ramię.
— Nie da się skleić stłuczonej filiżanki, Zeynep — powiedział cicho, ale jego ton brzmiał jak wyrok. — Tego już nie naprawisz.
Zeynep odsunęła się o krok, jej oczy zalśniły od łez.
— Masz rację… — wyszeptała. — Tu już nic nie da się naprawić. Wszystko zostało zniszczone. Na zawsze. Nasze życie… nigdy już nie będzie takie samo.
Halil powoli podszedł do rozbitej gabloty. Spośród odłamków szkła podniósł ciężkie polano, to samo, którym jego żona zdemolowała pokój. Obracał je w dłoniach, jakby ważył, co zrobić.
— Skoro już zaczęłaś — odezwał się w końcu, a jego głos stwardniał — to doprowadźmy to do końca.
I nagle z furią zamachnął się polanem i rozbił kolejną witrynę, która dotąd ocalała.
Zeynep cofnęła się wstrząśnięta, patrząc, jak ze spokojną determinacją niszczy wszystko, co jeszcze zostało całe.
— Nie odwracaj wzroku! — warknął nagle, obracając się do niej. — To tego właśnie chciałaś, prawda? Zdemolować to miejsce. Zniszczyć mnie. Więc patrz! Patrz, Zeynep!
Dziewczyna w panice cofnęła się pod ścianę, a potem odwróciła się i wybiegła z pracowni, uciekając od jego gniewu i od własnych wyrzutów sumienia.
Polano z łoskotem upadło na ziemię, a Halil stał pośród gruzów, oddychając ciężko, z chłodnym ogniem w oczach.
***
Podczas rodzinnego śniadania nad stołem unosi się ciężka, niewypowiedziana cisza. Zeynep i Halil siedzą obok siebie, ale nawet na siebie nie patrzą. Każde z nich wbija wzrok w swój talerz, jakby tam mogło znaleźć odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Gulhan nerwowo zerka to na brata, to na bratową, próbując przerwać tę nieznośną atmosferę.
— Zeynep… wszystko w porządku? — odzywa się w końcu łagodnie. — Nic nie jesz, nawet nie spojrzałaś na jedzenie.
Zeynep prostuje się powoli i zmusza do uśmiechu, ale w jej oczach widać przygnębienie.
— Wszystko w porządku, Gulhan — zaczyna cicho, po czym nagle urywa. W jej głosie pojawia się nuta goryczy. — Chociaż… nie, nie jest. Ktoś zatruł moje pole. Opryskał je pestycydami, specjalnie. Teraz ziemia jest bezużyteczna. Nic już na niej nie urośnie.
— Co za horror! — wyrywa się Zumrut, której widelczyk z brzękiem opada na talerz. — Kim trzeba być, żeby zrobić coś tak okrutnego? Nie martw się, kochanie, poradzisz sobie. Ty zawsze sobie radzisz.
— Naprawdę mi przykro, Zeynep — mówi Gulhan ze współczuciem. — Masz jakieś podejrzenia?
Zeynep unosi wzrok, jakby chciała odpowiedzieć „nie”, ale jej spojrzenie mimowolnie przesuwa się w stronę Halila.
— Nie… — odpowiada jednak spokojnie. — Nie mam. Kogo miałabym podejrzewać?
Kamera robi zbliżenie na Songul, która obserwuje całą scenę z cieniem kpiącego uśmiechu.
— No proszę… — myśli z satysfakcją. — Nie tylko ja im źle życzę. Cudownie.
Tymczasem Merve dyskretnie nachyla się do Zeynep i szepcze jej do ucha:
— Musimy porozmawiać. Proszę…
***
W następnej scenie Zeynep wychodzi do ogrodu. W cieniu drzew czeka na nią Merve — blada, roztrzęsiona, z oczyma pełnymi łez. W dłoniach nerwowo gniecie rąbek sukienki, jakby nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
— Merve! Co się dzieje? — Zeynep natychmiast podchodzi bliżej. — Powiedz mi, proszę. Masz jakieś kłopoty? Jestem twoją siostrą, możesz mi wszystko powiedzieć.
Merve odwraca wzrok i w końcu wyszeptuje:
— Pamiętasz, jak opowiadałam ci kiedyś o Tanerze? O moim przyjacielu? Poprosił mnie niedawno o przysługę. Miał pierścionek od cioci, mówił, że nie ma serca sam go sprzedać, ale bardzo potrzebuje pieniędzy… Na początku odmówiłam, ale on tak prosił… żal mi go było.
Przełyka ślinę i spuszcza głowę jeszcze niżej.
— Zgodziłam się. Sprzedałam ten pierścionek, oddałam mu pieniądze… A on… przestał się odzywać. Spakował rzeczy i wyjechał. Dopiero później dowiedziałam się od jego znajomego, że uciekł do Grecji.
— I…? — Zeynep czuje, jak w sercu narasta jej niepokój. — Co stało się potem?
— Potem… pojawiła się kobieta. Przedstawiła się jako Nevra. Powiedziała, że pierścionek był jej… że Taner jej go ukradł. Pokazała nagrania ze sklepu jubilerskiego, na których widać mnie… Jak oddaję pierścionek i biorę pieniądze…
Merve chwyta siostrę za rękę, jej palce są lodowate od strachu.
— Powiedziała, że jeśli w ciągu dwóch dni nie oddam jej pieniędzy, pójdzie z tym na policję. Powiedziała, że mnie zniszczy, że cała rodzina się dowie. Co mam zrobić, siostro?
Zeynep zamyka oczy, próbując opanować złość i rozpacz.
— Ach, Merve… Jak mogłaś się na to zgodzić? Dlaczego byłaś tak… naiwna?
— To nie… — Merve pociąga nosem. — To nie kwestia naiwności. On… wydawał się moim przyjacielem. Myślałam, że mogę mu zaufać. A teraz… teraz nie mam już nic. Nawet odwagi, żeby spojrzeć mamie w oczy. Jeśli Selma się dowie, od razu wszystko jej powie.
Zeynep przyciąga ją do siebie i obejmuje mocno.
— Ciii… spokojnie, mała. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Poradzimy sobie z tym. Razem.
Merve drży w jej ramionach.
— Może… może powinniśmy powiedzieć Halilowi? On wiedziałby, co robić…
— Nie! — Zeynep odsuwa się i patrzy jej w oczy z determinacją. — Nie, Merve. Halil zrobiłby z tego sprawę honoru. Pobiłby Tanera i zrobił jeszcze większy skandal. Poradzimy sobie bez niego. Obiecuję.
Merve przytula się do niej jeszcze mocniej, z ulgą i wdzięcznością.
Żadna z nich nie zauważa, że za rogiem, ukryty w cieniu altany, stoi Cemil.
***
Halil szedł powoli alejką prowadzącą przez ogród. W dłoni trzymał telefon, który właśnie przystawił do ucha. Wybrał numer Erena, któremu wcześniej zlecił zbadanie sprawy chemikaliów wylanych na pola Zeynep.
— Udało ci się czegoś dowiedzieć? — zapytał bez zbędnych powitań.
W słuchawce odezwał się znużony głos Erena:
— Jeszcze nie… Rozmawiałem z kilkoma pracownikami, ale nikt nic nie widział. I co najdziwniejsze… tylko ziemia Zeynep została opryskana.
Halil zacisnął szczękę.
— Ktoś zrobił to specjalnie. Chciał ją skrzywdzić, to jasne.
— Halilu… — Eren zawahał się. — Jest coś jeszcze. Coś, o czym lepiej porozmawiać twarzą w twarz. Nie przez telefon.
— Dobrze. Idę do ciebie — odparł stanowczo Halil i rozłączył się, chowając aparat do kieszeni.
Odwrócił się w stronę domu, ale kątem oka dostrzegł coś, co przykuło jego uwagę. Pod jednym z drzew stały Zeynep i Merve. Obie wyglądały na spięte. Zeynep ściskała telefon przy uchu, jej twarz była blada i napięta. Coś w jej postawie zaintrygowało go do tego stopnia, że zwolnił kroku i podszedł bliżej, starając się nie zdradzić swojej obecności.
— Proszę, daj nam jeszcze kilka dni — mówiła Zeynep do słuchawki, jej głos drżał. — Obiecuję, że zwrócimy pieniądze. To nieporozumienie… Moja siostra popełniła błąd, ale wszystko da się naprawić, uwierz mi…
W tym momencie Zeynep odwróciła głowę i dostrzegła stojącego obok Halila. Telefon niemal wypadł jej z ręki, ale mężczyzna zdążył go chwycić w ostatniej chwili. Jego spojrzenie było przenikliwe, twarde.
— Macie jakieś problemy? — zapytał spokojnie, ale w jego głosie brzmiała niepokojąca nuta.
Zeynep szybko opanowała się i odpowiedziała tonem, który miał zabrzmieć pewnie:
— Nie, wszystko w porządku. Po prostu… rozmawiałyśmy.
Halil zmrużył oczy, jakby chciał ją przejrzeć, ale po chwili skinął głową.
— Dobrze. Nie będę wam przeszkadzał — rzucił sucho i odszedł, nie oglądając się za siebie.
Kiedy zniknął za zakrętem alejki, Zeynep wypuściła powietrze z płuc i opadła plecami na pień drzewa.
— Na szczęście nie zorientował się — wyszeptała.
— Co powiedziała ta kobieta? — spytała niepewnie Merve, ocierając łzy dłonią.
Zeynep spojrzała na nią z troską, ale w jej oczach krył się niepokój.
— Nie udało mi się jej przekonać. Powiedziała, że pójdzie na policję, jeśli w ciągu dwóch dni nie oddamy jej całej kwoty.
Oczy Merve zaszkliły się łzami.
— Boże… co za koszmar — wyszeptała, zanosząc się cichym szlochem.
Zeynep natychmiast przyciągnęła ją do siebie i objęła mocno, głaszcząc po włosach.
— Ciii… nie płacz. Znajdziemy te pieniądze. Obiecuję ci, Merve. Nie pozwolę, żeby ta kobieta zniszczyła twoje życie. Będzie dobrze. Zaufaj mi.
Merve wtuliła się w siostrę jeszcze mocniej, szukając w jej ramionach choć odrobiny spokoju. A Zeynep, choć próbowała brzmieć pewnie, w głębi duszy sama nie wiedziała jeszcze, jak dotrzyma tej obietnicy.
***
Zeynep siedziała przy stole, z telefonem przy uchu. Właśnie kończyła kolejną rozmowę z bankiem.
— Rozumiem… — szepnęła po chwili, a w jej głosie zabrzmiał cień rezygnacji. — Dziękuję za informację.
Odłożyła telefon na blat i na moment ukryła twarz w dłoniach. Jej serce biło szybciej, jakby próbowało zagłuszyć ciężar myśli. Bez stałego zatrudnienia nie miała szans na pożyczkę. W głowie wciąż powtarzały się te same słowa konsultanta: „Niestety, pani zdolność kredytowa jest niewystarczająca”.
Powoli podeszła do klatki z kanarkiem. Oparła dłonie o krawędź i spojrzała na małego, śnieżnobiałego ptaszka, który ćwierkał cicho, jakby próbował ją pocieszyć.
— Cicek… — wyszeptała smutno. — Jestem kompletnie zdezorientowana. Naprawdę mam sprzedać ten kawałek ziemi? Prezent od babci?
Kanarek przechylił główkę i spojrzał na nią swoimi paciorkowatymi oczami.
— Naprawdę nie ma innego wyjścia? — spytała bardziej siebie niż jego.
Wzięła głęboki oddech i zamknęła na moment powieki. Gdy znów je otworzyła, jej spojrzenie stało się twarde, zdecydowane.
— Dobrze, jeśli trzeba… sprzedam to pole. Siostra jest dla mnie ważniejsza. — Wypowiedziała to niemal ze wzgardą dla samej siebie, jakby chciała zabić w zarodku każdą wątpliwość.
***
Późnym popołudniem Zeynep siedziała z Selmą na sofie w salonie. Obie wtulone w miękkie poduszki, z kubkami herbaty, które już dawno wystygły.
— Nie mogłam stracić Erena tylko dlatego, że mama tak powiedziała… — wyznała cicho Selma, patrząc przed siebie. — Po prostu nie mogłam. Zawsze wierzyłam, że szczęście nie ma nic wspólnego z pieniędzmi czy tym, co ludzie myślą. Najważniejsze jest to, żeby kochać i być kochaną. Zgadzasz się ze mną?
Zeynep uśmiechnęła się delikatnie i pokiwała głową.
— Oczywiście, że tak. Szczęścia nie da się zmierzyć w jednostkach konwencjonalnych, a już na pewno nie w pieniądzach.
Selma spojrzała na nią z wdzięcznością i lekko się rozpromieniła.
— Ty i Halil… przeszliście przez tyle trudnych chwil, a jednak potraficie być szczęśliwi razem. Wierzę, że ze mną i Erenem będzie tak samo. Dlatego postanowiliśmy nie zwlekać. Jutro bierzemy ślub.
Zeynep aż uniosła brwi, zaskoczona.
— Co?! Jutro?
Selma skinęła głową i na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec.
— Tak. Chcemy, żeby uroczystość odbyła się tutaj, w ogrodzie. Eren porozmawia jeszcze z Halilem. To będzie kameralne, skromne… ale nasze. Babcia będzie taka szczęśliwa… Oczywiście to już nie jest nasz dom, ale przecież dorastałyśmy tu. Każdy kąt jest pełen wspomnień.
Zeynep westchnęła, a w jej oczach błysnęły łzy wzruszenia.
— Gdyby tata żył, też byłby dumny i szczęśliwy…
Selma nagle spochmurniała. Wzięła głęboki wdech i ciężko wypuściła powietrze.
— Czego jednak nie można powiedzieć o naszej mamie… — dodała gorzko. — Strach pomyśleć, jak zareaguje. Nie wiem, czy w ogóle przyjdzie.
Zeynep ścisnęła jej dłoń, dodając otuchy.
— To prawda, sytuacja jest trudna. Mama nigdy nie akceptowała waszego związku, ale… mimo wszystko powinna się pojawić.
Selma spojrzała na nią z cieniem uśmiechu, choć w jej oczach nadal widać było ból.
— Wiem. Ale nic już z tym nie zrobię, Zeynep. Nie zamierzam wycofać się ze swojej decyzji. Będzie musiała się z tym pogodzić.
Zeynep przyciągnęła siostrę do siebie i objęła ją ramieniem. W tej chwili obie czuły w sercu to samo — strach przed tym, co przyniesie jutro, ale i cichą nadzieję, że miłość naprawdę wszystko przezwycięży.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 139. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.







