Wichrowe Wzgórze odc. 251: Tulay zna prawdę! Kiymet ukarana grzywną!

Halil dotyka policzka Zeynep. Ich twarze są bardzo blisko.

„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 251: Streszczenie

Lekarz spogląda na Zeynep z łagodnym uśmiechem, jakby chciał ukoić napięcie wiszące w powietrzu.

– Wszystko jest w porządku – oznajmia spokojnie. – Wyniki są stabilne, nie ma powodów do niepokoju.

Kamera zatrzymuje się na twarzy Songul. Jej wzrok tężeje, a oczy rozszerzają się z niedowierzania. Za fasadą spokoju buzują w niej gniew i konsternacja.

– Jak to możliwe? – cedzi w myślach z trudem. – Ta trucizna była silna. Starannie przygotowana. Miała zadziałać bezbłędnie. Ona powinna była stracić dziecko…

– Dzięki Bogu – wzdycha Tulay, ujmując dłoń córki. – Teraz musisz już tylko bardziej na siebie uważać, moje dziecko.

– Gdy kroplówka się skończy, będzie można panią wypisać – dodaje lekarz. – Proszę jednak, by poza małżonkiem nikt nie przebywał w sali. Zeynep potrzebuje odpoczynku.

Zebrani w milczeniu kiwają głowami. Lekarz odchodzi.

– Może to wszystko przez ten dym z grilla? – podsuwa Gulhan niepewnie. – Wiesz, czasem wystarczy chwila, by się czymś zatruć.

– Może… – odpowiada cicho Zeynep, choć w jej głosie brzmi wyraźna rezerwa.

– Siostro, wracajcie do rezydencji. Ja zostanę z Zeynep – mówi Halil, zerkając na żonę.

– Dobrze. Nabieraj sił, kochanie – dodaje Gulhan ciepło, posyłając jej pokrzepiający uśmiech.

Kobiety wychodzą. Songul rzuca ostatnie spojrzenie w stronę Zeynep – chłodne, pełne napięcia – i opuszcza salę jako ostatnia.

Gdy drzwi się zamykają, Zeynep odwraca głowę w stronę męża. Jej spojrzenie jest twarde, gniewne.

– Przekupiłeś lekarza, tak? Żeby wszystkich przekonał, że ciąża istnieje? Brawo, Halil. To naprawdę w twoim stylu. Ile jeszcze osób wmieszasz w to kłamstwo? Cały świat ma ci wtórować?!

– Słyszałaś, co powiedział lekarz – odpowiada chłodno. – Najpierw musi spłynąć cała kroplówka. Potem możemy rozmawiać.

– Nie chcę tu z tobą być! – wybucha Zeynep. – Nie zniosę ani jednej minuty więcej!

Zrywa się, próbując wyrwać wenflon z ręki, ale Halil błyskawicznie łapie ją za nadgarstek i przytrzymuje.

– Zostajesz tu – mówi cicho, lecz stanowczo.

– Nie udawaj, że się o mnie troszczysz – cedzi przez zęby Zeynep. – Nie jesteś opiekunem. Jesteś tyranem. I dobrze wiesz, że to prawda.

***

Akcja przenosi się na komisariat. W półmroku surowego pokoju przesłuchań Eren siedzi po jednej stronie metalowego stołu, naprzeciwko funkcjonariusza o kamiennej twarzy i zimnym, oskarżycielskim spojrzeniu. Lampa zawieszona nad głowami rzuca ostre światło tylko na nich, potęgując napięcie.

– Od jak dawna znęcasz się nad swoją żoną? – pyta policjant, celowo powoli i z naciskiem na każde słowo.

Eren prostuje się w krześle, wstrząśnięty.

– Co takiego?! – protestuje gwałtownie. – Nigdy jej nie skrzywdziłem! Nawet przez myśl mi to nie przeszło!

– A jednak to właśnie ona zgłosiła, że padła ofiarą przemocy. – Głos policjanta staje się lodowaty. – Złożyła oficjalne zawiadomienie. Zadzwoniła na numer alarmowy. I podała twoje imię.

– To niemożliwe… – Eren przeciera twarz dłonią, z trudem łapiąc oddech. – Kocham ją. Jesteśmy małżeństwem od zaledwie kilku tygodni. Nie ma mowy o żadnej przemocy. Przysięgam, oddałbym za nią życie.

Funkcjonariusz uderza nagle pięścią w stół, sprawiając, że Eren aż drga.

– Dość tych banałów! – ryczy. – Widziałem już dziesiątki takich jak ty! Miły uśmiech na zewnątrz, a w domu piekło!

– Nie, nie! – Eren kręci głową, jego głos łamie się ze zdenerwowania. – Nie wie pan, co się naprawdę wydarzyło! To jakieś nieporozumienie… Ktoś musiał to zaaranżować! Może to była pomyłka, prowokacja… Błagam, proszę mi uwierzyć!

– Twoja żona zadzwoniła. Zgłosiła, że się nad nią znęcasz. Twierdzi, że boi się wracać do własnego domu. Myślisz, że to był żart?

– Nie… – Eren spuszcza wzrok. W jego oczach pojawia się cień rozpaczy. – Nie wiem, dlaczego to zrobiła. Ale wiem jedno: nigdy, nigdy jej nie skrzywdziłem.

W pomieszczeniu zapada ciężka cisza, przerywana jedynie tykaniem zegara zawieszonego na ścianie. Policjant wciąż patrzy na Erena z nieufnością, lecz teraz w jego oczach widać także cień niepewności. Jakby próbował rozstrzygnąć, czy ma przed sobą winnego, czy ofiarę manipulacji.

***

Główne biuro komisariatu. Chłodne światło jarzeniówek odbija się od metalowych szafek i surowych ścian. Selma siedzi spięta przy biurku, naprzeciwko dwójki funkcjonariuszy. Policjantka – o łagodnym spojrzeniu, ale stanowczej postawie – otwiera notes.

– Od jak dawna doświadcza pani przemocy, pani Selmo? – pyta spokojnie, pochylając się nieco do przodu.

Selma marszczy brwi, wyraźnie zaskoczona.

– Przemocy? Ja… Nie doświadczam żadnej przemocy – odpowiada cicho, zdezorientowana.

Policjantka wymienia krótkie spojrzenie z kolegą.

– A jednak to pani złożyła skargę przez oficjalną aplikację – mówi. – Poinformowała nas pani, że potrzebuje pomocy. Że boi się pani męża.

– Nie… To niemożliwe – Selma kręci głową. – Nigdy czegoś takiego nie zrobiłam. Mój mąż to dobry człowiek. Nigdy nie podniósł na mnie ręki. Nigdy mnie nie skrzywdził.

– Jesteś tego pewna? – wtrąca mężczyzna. – Czasami ofiary bronią swoich oprawców. Ze strachu albo z lojalności.

– Mówię prawdę – upiera się Selma. – Kochamy się. Bardzo. To musi być jakaś pomyłka… albo ktoś się pod mnie podszył.

Policjantka pochyla się jeszcze bardziej.

– A twoja dłoń? – wskazuje na oparzenie. – Skąd to poparzenie?

Selma spuszcza wzrok, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z widocznej rany.

– To… Chciałam zrobić niespodziankę Erenowi. Pieczeń. Oparzyłam się przy wyciąganiu blachy. Przysięgam, to tylko wypadek.

– A jednak w twoim telefonie są wiadomości, które przeczą temu obrazowi szczęśliwego małżeństwa – odpowiada policjantka i naciska przycisk. Z głośnika rozlega się zarejestrowany, wściekły głos Erena:

– Znikniesz z jej życia, Feyyazie! Jeśli nie, zabiję cię!

Selma blednie. Na moment zaciska powieki, jakby chciała uciec od tamtych słów.

– Powiedz mi, Selmo – odzywa się drugi policjant. – Czy twój mąż często bywa tak agresywny? Tobie też groził? Dlatego teraz go bronisz?

– Nie… to nie tak – szepcze dziewczyna. – To było dawno, jeszcze zanim się pobraliśmy. Eren próbował mnie wtedy chronić przed kimś, kto mnie oszukał. To długa historia…

– Mamy czas – przerywa jej policjantka. – Możesz opowiedzieć ją nam. Albo zadzwonimy do twojej rodziny. Może oni rzucą na to więcej światła.

– Nie! – Selma niemal wstaje z krzesła. – Proszę, nie dzwońcie do nich. Moja mama… ona już i tak była przeciwna naszemu małżeństwu. Wzięliśmy ślub w tajemnicy. Dowiedziała się dopiero po wszystkim. Gdyby usłyszała o tej sytuacji, byłaby zdruzgotana.

– Czyli twoja matka wiedziała, że ten związek to błąd – mówi policjant, unosząc brwi. – Szkoda, że jej nie posłuchałaś.

– Nie… To nie tak… – Selma zaciska dłonie na kolanach. Głos jej drży, a oczy wypełniają się łzami.

– Twój mąż spędzi noc w areszcie – mówi policjantka, tym razem już bez cienia czułości w głosie. – Ty zostaniesz przeniesiona do bezpiecznego miejsca. Jutro trafisz do schroniska dla kobiet. Tam będziesz mogła zastanowić się, co dalej.

– Nie! – Selma wpada w panikę. – Proszę, nie róbcie tego! Wiem, że jesteście zatroskani, ale nie ma takiej potrzeby. Chcę wrócić do domu. Do męża.

– To niemożliwe – odpowiada twardo funkcjonariuszka. – Musimy cię chronić, nawet jeśli ty jeszcze nie rozumiesz, że grozi ci niebezpieczeństwo.

Selma zasłania twarz dłońmi, a z jej oczu wypływają ciche łzy. Kamera oddala się powoli, ukazując ją samotną w świetle zimnej lampy.

***

Świt leniwie zagląda przez zasłony rezydencji, zalewając sypialnię Zeynep ciepłym, mlecznym światłem. Dziewczyna powoli otwiera oczy, a pierwsze, co zauważa, to pustka wokół niej. Jej wzrok pada na sofę stojącą w rogu – miejsce, gdzie zwykle sypia Halil.

– Nie ma go… – szepcze do siebie, marszcząc brwi. – Gdzie on poszedł?

Zrzuca z siebie kołdrę i sięga po telefon leżący na szafce nocnej. Dwukrotnie stuka w ekran – wyświetlacz rozświetla się nagle.

– O Boże, jak już późno…

Z westchnieniem przeciera twarz dłonią i z ociąganiem wstaje z łóżka. Stąpa ostrożnie, jakby nie była jeszcze do końca pewna własnych sił. Rusza w stronę łazienki, ale w tym momencie drzwi uchylają się z cichym skrzypnięciem. Do środka wchodzi Tulay, niosąc tacę z herbatą i kilkoma kromkami chleba.

– Córko, dlaczego wstałaś? – pyta z delikatną, matczyną naganą w głosie.

Zeynep wzrusza ramionami, nieco obronnie.

– Przecież nic mi nie jest. Czuję się dobrze.

– Właśnie wróciłaś ze szpitala – przypomina łagodnie Tulay, podchodząc bliżej. – Powinnaś odpoczywać. Twoje ciało musi dojść do siebie.

– Ale przecież nie mogę przespać całego dnia… Jest już naprawdę późno – odpowiada Zeynep, próbując ukryć niepokój czający się w jej głosie.

– Zjedz coś, napij się herbaty i połóż się z powrotem – nalega Tulay, stawiając tacę na stoliku. – Jesteś w ciąży. Teraz nie możesz myśleć tylko o sobie. Musisz dbać o siebie… dla dziecka.

Zeynep spuszcza wzrok, a na jej twarzy pojawia się cień emocji – może to zmęczenie, może niepokój, a może coś głębszego, co skrzętnie skrywa przed światem. Przez chwilę milczy, wpatrzona w parującą filiżankę herbaty.

***

Halil krąży niespokojnie po szpitalnym korytarzu, jak drapieżnik uwięziony w klatce. W końcu podchodzi do recepcji, z determinacją malującą się na twarzy.

– Dzień dobry. Chciałbym porozmawiać z lekarzem, który wczoraj opiekował się moją żoną, Zeynep Firat. To pilne – mówi stanowczo, pochylając się nad ladą.

Recepcjonistka rzuca mu uprzejmy, lecz zdystansowany uśmiech. Przesuwa wzrokiem po ekranie komputera, stukając w klawiaturę długimi paznokciami.

– Niestety, panie Halilu, doktor jest dziś na urlopie – oznajmia tonem, który nie pozostawia miejsca na negocjacje.

– Na urlopie? Ale wczoraj powiedzieliście mi, że nie mogę się z nim zobaczyć, bo jest na sali operacyjnej.

Kobieta marszczy brwi i znów spogląda w ekran.

– Przykro mi, ale według dokumentacji wczoraj nie miał zaplanowanej żadnej operacji.

Halil milknie. W jego oczach pojawia się cień podejrzenia, ale nie daje po sobie poznać, co naprawdę myśli.

– Może źle zrozumiałem… – mruczy pod nosem, robiąc krok w tył.

Odchodzi od recepcji, wyciąga telefon i wybiera numer Hakana.

– Znajdź mi adres domowy lekarza, który wczoraj badał Zeynep – rzuca krótko, po czym bez słowa się rozłącza.

Przez chwilę stoi nieruchomo, a jego zaciśnięte szczęki zdradzają wewnętrzne napięcie.

– Co tu się, do diabła, dzieje? – mruczy, patrząc w przestrzeń. – Kto i po co chciałby ukrywać, że Zeynep wcale nie jest w ciąży?

***

Popołudnie. Cienie drzew wydłużają się na wąskim chodniku, którym powoli zmierza lekarz. Trzyma w dłoni neseser, a w drugiej kubek z kawą, jakby próbował dodać sobie energii po długim dniu.

Nagle jego drogę przecina Halil, pojawiając się jak znikąd. Zatrzymuje go jednym krokiem, bez żadnego uprzedzenia.

– Doktorze, musimy porozmawiać – mówi chłodno, a w jego głosie nie ma ani grama uprzejmości. To nie prośba – to żądanie.

Lekarz wzdryga się lekko, zaskoczony. Nerwowo poprawia kołnierzyk płaszcza.

– Przepraszam, ale miałem ciężki dzień… Naprawdę chciałbym już wrócić do domu.

Halil nie daje mu odejść. Kładzie mu dłoń na piersi, zatrzymując go w miejscu.

– Jesteś świadomy, że wprowadzanie pacjenta w błąd to poważne przestępstwo? – mówi lodowatym tonem. – Dlaczego powiedziałeś mojej żonie, że jest w ciąży?

Lekarz cofa się o krok, ale Halil natychmiast go przyciska. Obejmując go ramieniem, z łatwością spycha w kierunku ogrodzenia, przygważdżając go do metalowej siatki.

– Zaczynam tracić cierpliwość – syczy Halil, zdejmując lekarzowi okulary jednym, pewnym ruchem. Patrzy mu prosto w oczy, przenikliwie, bez cienia litości. – Powiesz mi prawdę. Tu i teraz.

– D-dobrze… – stęka lekarz, oddychając ciężko. – Dobrze, powiem… To nie była moja decyzja. Ktoś poprosił mnie, żebym tak powiedział…

Halil nie mruga. Każdy mięsień w jego ciele jest napięty.

– Kto? Mów natychmiast, zanim przestanę być miły.

***

Halil wraca do rezydencji późnym popołudniem. Jego krok jest szybki, zdecydowany, a spojrzenie ciemne od gniewu, którego już nie próbuje ukrywać. Wchodzi do gabinetu i niemal natychmiast wzywa Tulay. Kobieta pojawia się po chwili, z pozornym spokojem zajmując miejsce naprzeciwko niego.

– Wiem wszystko – oznajmia Halil chłodno, nie bawiąc się we wstępy. – Rozmawiałem z lekarzem.

Tulay spina się na ułamek sekundy, lecz szybko odzyskuje rezon. Bierze głęboki oddech, splata dłonie na kolanach.

– Kiedy przypadkiem zobaczyłam wyniki badań krwi Zeynep, od razu zorientowałam się, że nie jest w ciąży – mówi tonem pozbawionym emocji, jakby tłumaczyła coś oczywistego. – Domyśliłam się, że i ty już o tym wiesz. A skoro tak, uznałam, że próbujecie coś ukryć. Nie chciałam dopuścić, by wszystko wyszło na jaw. Porozmawiałam z lekarzem… To dawny przyjaciel naszej rodziny.

Halil nie spuszcza z niej wzroku ani na moment.

– Zeynep nie ma z tym nic wspólnego – mówi twardo. – Znalazła się w tej sytuacji przez przypadek. Chcieliśmy ci powiedzieć prawdę, czekaliśmy tylko na właściwy moment. Ale ty postanowiłaś nas uprzedzić… i tylko wszystko pogorszyłaś.

Wstaje powoli z fotela, obchodzi biurko i staje naprzeciwko Tulay. Jego postawa staje się bardziej dominująca, głos – groźnie spokojny.

– Będę z tobą szczery – mówi, nachylając się nad nią. – Twoje działania zaczynają niszczyć moje małżeństwo. Najpierw zatrułaś pole Zeynep, teraz spiskujesz z lekarzem za naszymi plecami. Wystarczy. Ostrzegam cię po raz pierwszy i ostatni.

Opiera dłonie na blacie biurka, jego ciało pochyla się w stronę Tulay. Jej plecy instynktownie cofają się w głąb fotela, jakby chciała się od niego oddalić. W jego spojrzeniu nie ma już ani cienia zięciowskiego szacunku – jest tylko chłodna determinacja.

– Jeśli jeszcze raz posuniesz się do czegoś takiego – kontynuuje lodowato – będę zmuszony wyrzucić cię z tej farmy. Bez względu na to, kim jesteś.

Za drzwiami gabinetu, ukryta w cieniu, przystanęła Songül. Słyszała każde słowo. Jej oczy zabłysły, a na twarzy rozlał się triumfalny uśmiech.

– Jeśli tylko pomogę pani Tulay popełnić kolejny błąd – szepcze do siebie z zadowoleniem – zostanie stąd wyrzucona. Zeynep zostanie sama, a wtedy będzie mi znacznie łatwiej się nią zająć.

Uśmiech Songül staje się szerszy, niemal drapieżny. W jej oczach tli się obietnica zemsty.

***

Zeynep podlewa młode drzewko w ogrodzie. Krople wody spływają po delikatnych listkach, jakby chłonęły jej słowa. Klęczy na wilgotnej ziemi, pochylona nad sadzonką, i mówi cicho, niemal szeptem, jakby powierzając ziemi swoje żale.

– Nie znasz Halila Firata – szepcze, zerkając na liście. – Nie wiesz, co mi zrobił. Wciągnął mnie w kłamstwo, w które sama przestałam wierzyć. Zmusił lekarza, by zmienił opinię. Przekreślił moje plany, podeptał wszystko, w co wierzyłam. Robi wszystko, żeby zniszczyć moje marzenia.

Zatrzymuje się na moment, przyciskając dłoń do serca.

– A gdyby to jego marzenia zostały zniszczone? Może wtedy wreszcie by zrozumiał, jak to boli.

Nagle za jej plecami rozlega się znajomy, mocny głos:

– Nie pozwolę nikomu zniszczyć moich marzeń.

Zeynep gwałtownie prostuje się, zaskoczona. Obraca się powoli i widzi Halila, który stoi kilka kroków dalej, z rękami w kieszeniach, wzrokiem utkwionym w niej.

Ponieważ moim jedynym marzeniem jesteś ty, Zeynep Fırat – dodaje w myślach, lecz jego usta milczą.

Podchodzi bliżej, jego twarz jest kamienna, a ton głosu chłodny:

– Pan Serdar i jego żona przyjdą dziś wieczorem na kolację, świętować naszą współpracę. Oczekuję, że zachowasz się tak, jak przystało żonie Halila Firata.

Zeynep prostuje się z dumą, unosząc podbródek.

– W mojej rodzinie od pokoleń uczy się szacunku wobec gości – odpowiada spokojnie, ale z wyraźną nutą sprzeciwu. – Nie potrzebuję twoich lekcji, jak traktować ludzi, którzy przychodzą do mojego domu.

Halil zbliża się jeszcze o krok, jego głos staje się niższy, bardziej stanowczy:

– Och, Zeynep… Uczyć cię trzeba wielu rzeczy. Cierpliwości. Odpowiedzialności. Tego, by nie uciekać od trudnych rozmów. I wreszcie – jak nie być upartą do granic możliwości. Mam nadzieję, że dziś przy kolacji nie dopiszesz kolejnej lekcji do tej listy.

Odwraca się i odchodzi bez słowa więcej. Zeynep zostaje sama. Patrzy za nim chwilę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, po czym wraca do drzewka. Kuca powoli, jakby ciężar myśli był większy niż jej ciało. Kładzie dłoń na ziemi.

– Czasem marzenia trzeba zakopać, żeby z nich wyrosło coś nowego – mówi cicho. – Ale nie wiem, czy to jeszcze moje marzenia, czy tylko jego.

***

Podczas przesłuchania Kiymet ze spuszczoną głową przyznaje się do winy. Twierdzi, że przez przypadek wcisnęła przycisk alarmowy na telefonie synowej, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Eren zostaje zwolniony z aresztu, a Kiymet musi zapłacić grzywnę.

***

W kolejnej scenie cała trójka wraca do domu. Atmosfera w salonie jest gęsta jak burzowe powietrze. Eren i Selma nie mają pojęcia, że Kiymet wyznała prawdę. Są przekonani, że policja zrezygnowała z dalszego śledztwa z powodu braku dowodów.

Eren krąży po pokoju jak dzikie zwierzę uwięzione w klatce, z pięściami zaciśniętymi ze złości.

– Jeśli się dowiem, kto za tym stoi… – mówi przez zaciśnięte zęby – przysięgam, że sprawię, iż pożałuje dnia, w którym się urodził. To musiał być ktoś, kto nie potrafi znieść mojego szczęścia. Ktoś, kto nas nienawidzi.

Kiymet, stojąca nieco z boku, drży lekko. Kładzie dłonie na udach i stara się wyglądać spokojnie, choć serce wali jej jak młot.

– Synu, to już za tobą – rzuca cicho, łagodnym tonem, próbując zniechęcić go do dalszych poszukiwań. – Nie rozdrapuj tego, proszę cię. Najważniejsze, że jesteś w domu, bezpieczny.

Eren nie odpowiada, tylko patrzy przed siebie z mrocznym wyrazem twarzy.

– Nadal nie mogę w to uwierzyć – wtrąca się Selma, wciąż wzburzona. – Znaleźliśmy się na komisariacie jak przestępcy, zupełnie bez powodu! Ktoś musiał to zaplanować.

Eren natychmiast podchodzi do niej i ujmuje jej dłoń, ściskając ją z czułością.

– Wiem, kochanie. Przestraszyłaś się. Wiem, że to było dla ciebie trudne. Ale to już za nami. Obiecuję, że nikt nigdy więcej cię nie skrzywdzi.

Patrzy jej głęboko w oczy, a potem dodaje łagodnie:

– Idź na górę, odpocznij. Zaraz do ciebie dołączę. Musisz się zregenerować po tym wszystkim.

Selma skinieniem głowy zgadza się i odchodzi powoli po schodach. Gdy znika z pola widzenia, Eren obraca się do matki. Jego wzrok błądzi po jej twarzy z podejrzliwością, ale jeszcze nie łączy kropek. Kiymet odwraca spojrzenie, starając się ukryć niepokój, który rozlewa się w niej niczym trucizna.

***

Wieczór zapadał powoli, okrywając farmę aksamitnym półmrokiem. Powietrze niosło ze sobą zapach rozgrzanej ziemi i ciszę, którą przerywało jedynie ciche cykanie świerszczy. W pokoju, gdzie miękkie światło lampy tańczyło na ścianach, Zeynep stała przed lustrem. Jej odbicie przypominało obraz z innej epoki — pełen gracji, skupienia i delikatnej tajemnicy.

Na ramionach miała długą, czerwoną suknię, której głęboki odcień przywodził na myśl dojrzałe granaty lub aksamitne wino. Tkanina miękko opływała jej ciało, układając się z każdą zmianą pozycji jak żywa, a drobne plisowania poruszały się z wdziękiem, jakby oddychały w rytmie jej kroków. Talię podkreślała cienka wstążka z metalowymi końcówkami — subtelny, ale wymowny akcent kobiecości i stylu.

Zeynep sięgnęła po beżowe szpilki. Proste, eleganckie, dyskretne — ich kolor łagodził intensywność czerwieni, dodając całej stylizacji harmonii i spokoju. Nie konkurowały z suknią. Podkreślały ją.

W tym samym momencie w drzwiach stanął Halil. Na jego twarzy przez dłuższą chwilę malowało się czyste oszołomienie.

Jak światło księżyca, które odbija się w tafli jeziora… — pomyślał. — Jesteś tak piękna, że aż boli.

Ich spojrzenia spotkały się i zawisły w powietrzu. Milczeli, jakby każde słowo mogło zakłócić delikatność tej chwili.

— Jesteś gotowa? — zapytał w końcu. Jego głos był miękki, niemal szeptany.

— Prawie — odpowiedziała Zeynep, nie odrywając od niego wzroku. Podeszła do toaletki i zaczęła zapinać srebrną bransoletkę na nadgarstku. Palce drżały jej z emocji, a zamek biżuterii uparcie wymykał się spod kontroli.

Halil podszedł bez słowa i delikatnie ujął jej dłoń. Spokojnym, pewnym ruchem zapiął bransoletkę, a jego palce musnęły jej skórę z taką czułością, że Zeynep aż wstrzymała oddech.

Chciałbym, żebyś wiedziała, jak bardzo cię kocham — pomyślał Halil, spoglądając na nią z mieszaniną zachwytu i bólu.

Tak bardzo cię kocham… ale już nie mogę. Nie po tym wszystkim — odpowiedziała sobie w myślach Zeynep, unikając jego spojrzenia.

Po krótkiej ciszy odezwała się:
— Dobrze, jestem gotowa.

Halil jeszcze przez chwilę patrzył na nią, jakby chciał zatrzymać ten obraz w pamięci na zawsze. W pewnym momencie uniósł rękę i objął jej policzek. Zeynep drgnęła zaskoczona.

— Co robisz? — zapytała cicho, cofając się o krok.

— Twoja szminka… jest lekko rozmazana — odparł. Kciukiem starł delikatnie smugę z kącika jej ust.

Przez ułamek sekundy ich twarze znajdowały się tak blisko, że jedno drgnienie mogłoby doprowadzić do pocałunku, którego żadne z nich nie odważyło się wykonać.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 148. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy